Reklama

Nie nagrać się i wygrać. Piast wyrzuca Legię za burtę Pucharu Polski!

redakcja

Autor:redakcja

03 marca 2021, 23:07 • 4 min czytania 131 komentarzy

Czy Piast Gliwice był piłkarsko lepszy od Legii Warszawa? Absolutnie nie był. Poważniejsze szanse zaczął stwarzać sobie właściwie dopiero, kiedy na murawie zameldował się Tiago Alves, a jako że Waldemar Fornalik ma w zwyczaju sięgać po Portugalczyka nie wcześniej niż na kwadrans przed zakończeniem spotkania, to dodając jeden do jednego łatwo dojść do wniosku, że przez resztę meczu ekipa z Gliwic skupiała się głównie na obronie. I w sumie słusznie, bo przyniosło to jej wygraną i awans. A Legia może tylko pluć sobie w brodę. Nie dość, że nie wyciągnęła wniosków z jesiennego meczu ligowego z Piastem, to trzeci rok z rzędu nie wygra Pucharu Polski, co akurat w przypadku stołecznego klubu należy traktować w kategoriach wielkiego rozczarowania i niemałej porażki. 

Nie nagrać się i wygrać. Piast wyrzuca Legię za burtę Pucharu Polski!

Legia nie uczy się na błędach

Pamiętacie jeszcze mecz Legii z Piastem z końcówki listopada ubiegłego roku? Legia też dominowała, też prowadziła grę, też prezentowała większą chęć do gry w piłkę nożną, ale nie udało jej się zdobyć kompletu punktów, bo Piast najzwyczajniej w świecie był pragmatyczniejszy. A to Malarczyk strzelił po rzucie rożnym, a to Świerczok huknął nie do obrony sprzed pola karnego i było po robocie. Wtedy padł remis. Teraz do remisu Legii zabrakło jednego gola. Kto nie uczy się na błędach, ten na tym traci.

Do rzeczy.

Podobnie jak w listopadzie główną oś historii można poprowadzić wokół Jakuba Świerczoka. Łatwość, z jaką nawinął sobie Slisza i Szabanowa i z jaką wbił gola Cezaremu Miszcie, docenić musiał nawet Paulo Sousa, który oglądał ten mecz z trybun w towarzystwie chociażby Dariusza Mioduskiego. Serio, będziemy się powtarzać, ale Świerczok to na warunki polskiej piłki napastnik bezdyskusyjnie kozacki. Ta akcja doskonale to uplastyczniała i unaoczniała. Tylko, że no właśnie, poza tym 28-letni napastnik nie miał praktycznie żadnej okazji, żeby zaprezentować swoje umiejętności. Po tym golu i iście królewskiej cieszynce mógłby zdjąć koszulkę, zejść z boiska, udać się przedwcześnie do szatni i nikt nawet by tego nie zauważył. Wszystko dlatego, że Waldemar Fornalik wymyślił, że najlepszym sposobem na Legię będzie murowanie. Piast cofał się bardzo, ale to bardzo głęboko.

I to działało.

Legia napierała, rozgrywała piłkę przez lwią część czasu, ale niewiele z tego wynikało. Najlepszą okazję miał Mateusz Wieteska po dośrodkowaniu Mladenovicia z wolnego, ale jego strzał głową obronił Frantisek Plach. Zresztą podobnie jak próbę Kostorza z drugiej połowy. I niby oprócz tego też były jeszcze jakieś okazje, ale drużynie Czesława Michniewicza ewidentnie brakowało tempa i rytmu. To wszystko było za wolne, za przewidywalne, za chodzone. Szum – jak zwykle – robił Luquinhas. Wydaje się nawet, że Michał Chrapek powinien dostać za faul, będący trochę przedłużeniem kopania Brazylijczyka z meczu Legii z Górnikiem, na nim czerwoną kartkę, ale to właściwie tyle z konkretów. Czarować próbował Bartosz Kapustka. Tu sobie podbił piłkę nad dwoma defensorami, tam zrobił balans, tu spróbował rozrzucić grę zewniaczkiem, tam przelobować cały blok obronny rywali, ale za jego pomysłami niewiele szło.

Reklama

Grę hamował Andre Martins, który choć jest nienagannie wyszklony technicznie, to tym razem kompletnie przestrzelił z wyczuciem taktycznym Piasta. Częściej niż zwykle notował straty. Grę Legii ożywiło dopiero wejście Waleriana Gwilii i Rafaela Lopesa. Pierwszy szybko po wejściu doszedł do stuprocentowej sytuacji i gdyby nie interwencja Czerwińskiego, pewnie padłby gol. A drugi parę razy pograł kombinacyjnie, parę razy przyspieszył, a na dokładkę wykorzystał mierzone dośrodkowanie Mladenovicia i wpakował brameczkę.

Wtedy wydawało się, że Legia może to spotkanie wygrać. Po męczarniach, ale wygrać.

Nic bardziej mylnego.

Złoty tydzień Alvesa i wirus nieporadności Szabanowa

Do akcji wkroczył bowiem Tiago Alves i Artem Szabanow. Najpierw o Portugalczyku. Wniósł świeżość. Przy bramkowej kontrze wykazał się niemałymi umiejętnościami – rozpoczął rajd, naciął Misztę, zachował zimną krew. Potem jeszcze dwa razy stwarzał poważne zagrożenie pod bramką Legii, więc jego dobra dyspozycja to nie przypadek. No właśnie, złoty tydzień zalicza były gracz Olimpii Grudziądz. Najpierw centrostrzał na wagę zwycięstwa z Jagiellonią, teraz ładne trafienie na wagę awansu do półfinału Pucharu Polski. Może w końcu przekona Waldemara Fornalika, że warto dać mu szansę dłuższą niż kulturalny kwadrans.

W zupełnie innych nastrojach mecz z Piastem kończy za to Artem Szabanow. Ukrainiec w meczu z Górnikiem Zabrze zaprezentował się z bardzo przyzwoitej strony, ale teraz zupełnie tego nie potwierdził. Nie dość, że parę razy dał się pogonić przy linii bocznej (Pyrka wyglądał przy nim jak sportowy samochód przy rikszy), że maczał palce przy golu Świerczoka (porobiony jak dziecko), to jeszcze kompletnie zgłupiał przy prostej sytuacji i sprokurował kontrę, po której Alves pyknął na 1:2. I jeśli tak szybko przenosi się wirus nieporadności od Wieteski i Jędrzejczyka, to aż boimy się, co będzie z Szabanowem za kilka tygodni. Dziś rano napisaliśmy, że to nadzieja Legii na przynajmniej jednego solidnego stopera. Dziś ta nadzieja została mocno osłabiona.

Legia odpadła, Piast gra dalej. Jednym zostaje już tylko ratowanie sezonu mistrzostwem Polski, drudzy mają szansę osłodzić sobie przeciętną kampanię Pucharem Polski. Chwała wygranym, wstyd przegranym.

Reklama

Legia Warszawa 1:2 Piast Gliwice

66′ Lopes – 8′ Świerczok, 78′ Tiago Alves

Fot. Fotopyk

Najnowsze

Ekstraklasa

LIVE: Sobota z Ekstraklasą! Czy Pogoń wskoczy na podium?

redakcja
0
LIVE: Sobota z Ekstraklasą! Czy Pogoń wskoczy na podium?

Komentarze

131 komentarzy

Loading...