– Nie będzie w Miedzi nigdy „zastaw się, a postaw się”. Jeśli przez takie podejście mamy czekać dłużej na Ekstraklasę – trudno. Wiem, że ciężko się emocjonować tym, że klub jest wiarygodny, niezadłużony. To jest mniej emocjonujące niż wygrany mecz. Ale ja nie chciałbym tak funkcjonować, na jakiejś granicy. Wyciągajmy wnioski z przeszłości – wiele już było klubów, które robiły coś na kredyt, przez chwilę były w Ekstraklasie, a dziś muszą odbudowywać się, zaczynając w niższych ligach. Raczej nie tędy droga – z Tomaszem Brusiło, od niedawna prezesem Miedzi Legnicy, porozmawialiśmy o tym, czy Miedź jest za grzeczna dla polskiej piłki, dlaczego nie mówi odważniej o awansie, czy piłkarze wymagają za dużo i jak menadżerowie rozgrywają kluby. Brusiło w klubie jest od dziesięciu lat, pełnił różne funkcje, w tym również rzecznika czy kierownika drużyny.
***
Wiele zdążyło cię już zaskoczyć na nowym stanowisku?
Nie ma wielu rzeczy zaskakujących, bo tak naprawdę byłem członkiem zarządu od 2018 roku, razem z Martą Żołędziewską. Także o Miedzi mówiło się ciągle, że nie było prezesa, kiedy de facto były dwie osoby, które dzieliły te obowiązki. To, co jest nowe, to inna legitymizacja – bardziej oficjalnie to wygląda.
Co pan prezes, to pan prezes.
Na pewno pomaga przy rozmowach. Byłem ostatnio u jednego ze sponsorów, namawiałem go na pomoc przy dużym festiwalu piłkarskim dla dzieci i te rozmowy łatwiej się prowadzić, gdy ma się oficjalną legitymizację prezesa.
Ale czasu prywatnego pewnie jeszcze mniej.
Nie znasz dnia ani godziny. Telefon zawsze naładowany, włączony. Najbardziej się denerwuje moja żona, że nawet na urlopie gdzieś tam ten telefon dzwoni, są rozmowy o sprawach klubu… Nie da się od tego uciec. Po prostu trzeba odebrać, porozmawiać. Szczęśliwie żona też jest kibicem piłkarskim, rozumie tę specyfikę. Bywa też na meczach Miedzi, przez lata myślę, że się przyzwyczaiła. Ale taka jest prawda, życie w tej pracy jest strasznie podporządkowane piłce. W ogóle myślę, że każdy, kto pracuje w klubie piłkarskim, wie o czym mówię. Są tylko dwie drogi – albo się przyzwyczaisz. Nauczysz z tego czerpać radość. Albo nie wytrzymasz, wypalisz się, odejdziesz z piłki.
U mnie udało się wprowadzić pierwszy scenariusz. Jestem z Miedzią od 2011 roku. Ja i Miedź przeżyliśmy razem wiele. Niezliczone mecze wyjazdowe, poznanie klubu od środka, również w innych rolach, choćby rzecznika, a epizodycznie jako kierownika zespołu. Bez względu na role, po tej dekadzie wiem, że praca w piłce to praca 24/7. Jak byłem rzecznikiem i graliśmy o 20, 20:30, to dziennikarze dzwonili i po północy prosili o jakieś wypowiedzi.
Widzisz jak ciężko my, dziennikarze, pracujemy, jak do późna.
Nie gniewałem się, zdaję sobie sprawę, że wasza praca też jest taka – nie zamykasz drzwi w biurze.
Co jest twoim zdaniem największym problemem Miedzi?
To, że nie jesteśmy w Ekstraklasie. Jako klub, jako organizacja – jesteśmy na nią gotowi. Uważam, że nasz awans w 2018, mimo późniejszego spadku, to był taki mocny kop w górę w każdym obszarze klubu. Organizacyjnym, finansowym. Budżet klubów ESA i pierwszej ligi to przecież przepaść. Wszystko wiąże się z prawami TV, które wyglądają tak, a nie inaczej. Moim zdaniem ta proporcja jest zachwiana, ten „produkt” pierwszej ligi aż tak bardzo się nie różni.
Poziom sportowy aż tak nie ma znaczenia w przypadku wartości praw, liczy się zainteresowanie kibiców.
No to spójrzmy. Jest Miedź, która aspiruje, żeby być w tej szóstce, powalczyć o awans. Są kluby, które zawstydzają frekwencją niejeden klub ESA – choćby Arka, ŁKS, Widzew. Doszedł GKS Katowice. To jest fajna liga z dużymi firmami. Mogę wymieniać dalej – GKS Tychy, Podbeskidzie, Korona, każdy ma swoje aspiracje. Pamiętam tę ligę z czasów swoich początków Miedzi. Nikomu nie ujmując, ale wtedy grał tu Kolejarz Stróże, Okocimski Brzesko… Po prostu znacznie, ale to znacznie mniej medialne marki. Dzisiaj mamy bardzo znane firmy, z dużymi, nowoczesnymi stadionami, z dużym potencjałem kibicowskim. Ten pierwszoligowy krajobraz bardzo się zmienił.
Warte więcej prawa TV jeszcze dałyby rozpęd lidze. Weźmy na przykład Miedź. Chcemy robić kolejne inwestycje w bazę. Rozwinęliśmy kompleks przy Świerkowej. Podnosimy jakość naszego obiektu – przymierzamy się teraz do systemu nawadniania elektronicznego, myślimy o budynku z węzłem szatniowo-sanitarnym. Mieliśmy różne inwestycje dopięte, pandemia nam trochę pokrzyżowała szyki, ale cały czas jest to wokół naszych priorytetów. Rozglądamy się za środkami zewnętrznymi, z Ministerstwa Sportu czy dofinansowaniem z Urzędu Marszałkowskiego. Potrzeba do tego wiele środków i na ten moment w zasadzie tylko awans do ESA sprawiłby, żebyśmy te środki mieli. Byłyby fajne warunki. Gdyby prawa TV były warte więcej, myślę, że to byłoby z korzyścią dla całej polskiej piłki, bo więcej punktów na piłkarskiej mapie dostałoby ten finansowy tlen.
MIEDŹ Z TOPOWĄ BAZĄ W 1. LIDZE. JAK TRENUJĄ PIERWSZOLIGOWCY?
O ile twoim zdaniem więcej warte powinny być prawa do I ligi?
Trudno oszacować, natomiast taki podział, że Ekstraklasa dostaje 250 milionów, a w I lidze klub dostaje około miliona na sezon… Na pewno jest to mocno niedoszacowane.
Ale to po waszej stronie, pierwszoligowców, negocjować takie rzeczy.
Zgadza się. I idzie to w tą stronę, Marcin Janicki zrobił super robotę w PLP, te środki się zwiększyły, tak samo wcześniej walczyła o to Martyna Pajączek. Może małymi kroczkami uda się to nadrobić. Ale wciąż, czytając raporty jaka jest różnica, gdzieś ma się poczucie niesprawiedliwości wobec pierwszej ligi.
Ja powiem co moim zdaniem jest waszym problemem. Myśląc o Miedzi, mam wrażenie, że wy jesteście chwaleni za szkolenie, za organizację, za wypłacalność, za całą organizację, za strukturę – generalnie, za wszystko. Wszystko działa. Tylko wyników nie ma.
Bo piłka to nie jest branża jak każda inna, że zainwestujesz więcej, to więcej też wyjmiesz. W sporcie możesz wiele założyć, ale nie wiesz co z tego wyjdzie. Możesz kupić piłkarza, o którym wydaje się, że da super jakość, a on – po prostu – może jej nie dać. Choć wszystko wskazywałoby, że jego zatrudnienie będzie sukcesem. To biznes obarczony wysokim ryzykiem. Kontuzje to kolejny temat. No i ile razy zdarza się, że lepszy przegrywa mecz, choć obiektywnie grał lepiej. Możemy sobie wiele rzeczy planować, ale jak w powiedzeniu: człowiek planuje, pan Bóg się śmieje.
Ale u was jest tak od kilku lat, ciężko o przypadek. Przed awansem w 2018, już jakiś czas wcześniej mówiło się, że jesteście gotowi, a jednak nie wchodzicie. Po waszym awansie mówiło się, że możecie podnieść standardy organizacyjne ESA i sobie poradzicie. Po spadku też byliście faworytem do szybkiego powrotu, bo w klubie były fundamenty.
Do utrzymania brakło wtedy jednego punktu. Prezentowaliśmy się nieźle, a mimo to czegoś zabrakło. Mieliśmy za krótką ławkę. Kiedy potem przydarzyła się seria kontuzji, cały środek wypadł – Santana, Marquitos, potem naderwane mięśnie Augustyniaka… Zostaliśmy ze zmiennikami, którzy nie byli na to gotowi. Chcemy wejść tym razem z gotowym zespołem, a już wiem, że dziś mamy bardziej dojrzałą strukturę. Patrzymy inaczej na pewne rzeczy, to doświadczenie też zaprocentuje, jeśli awansujemy. Marzy nam się ten awans.
Ale też o tym awansie mówicie tak ostrożnie. Walka o baraże, podczas gdy jesteście w czubie finansowym.
Jeśli spojrzysz na budżety, oczywiście. Ale my dużo wydajemy na inwestycje w klub, nie tylko na drużynę. Dlatego budżet nie oddaje do końca układu sił. Nie mamy dzisiaj największego budżetu płacowego w lidze, większy ma Widzew, ŁKS…
Z tego co ja słyszałem, Widzew nie płaci piłkarzom tyle, co wy.
Twardych danych nie mam, ale faktem jest, że „podebrali” nam jednego piłkarza, którego chcieliśmy zatrzymać i na którym bardzo zależało naszemu trenerowi.
Mówisz oczywiście o Pawle Zielińskim, który zamienił Miedź na Widzew i o nim też słyszałem, że dostał w Łodzi mniejsze pieniądze, niż miał u was.
To ciekawe swoją drogą jak próbują kluby rozgrywać menadżerowie – co drugi piłkarz, którym się zainteresujemy, nagle ma ofertę z Widzewa, ŁKS-u. Oczywiście lepszą, więc „musimy” dać więcej. Ciekawe, czy tam, w Widzewie i ŁKS-ie, słyszą to samo, tylko w kontekście Miedzi. Natomiast my kominów nie robimy. Realnie mamy piąty, szósty budżet w tej lidze. Wiem jak o nas się mówi, że ale ja to postrzegam inaczej.
To znaczy?
Wiem jaki jest rys historyczny Miedzi. Znam go za dobrze. Byłem od początku, gdy klub przejmował pan Dadełło i to ważne, by tamten moment podkreślić. Ja lubię czasem wracać do tych początków. Bo mam wrażenie, że ludzie szybko się przyzwyczajają do dobrego, a czasem warto spojrzeć wstecz, bo wtedy fajnie widać progres. Ja zacząłem pracę 1 kwietnia 2011 roku. W Miedzi spotkałem się wtedy z Januszem Kudybą, o co poprosił mnie pan Andrzej. Spytałem:
– Janusz, w czym ja mogę wam pomóc?
– Tomek, nam brakuje nawet piłek do treningów.
Zespół przebierał się w samochodach i trenował na obiekcie, z którego teraz korzysta tylko nasza Akademia. Siedziba w kamienicy na Żeglarskiej, a raczej: skansen. Z całym szacunkiem dla osób, które to tworzyły, bo wiem, że to były trudne czasy, a klub był zadłużony, ale cóż, nie wyglądało to reprezentatywnie. Zacząłem pracę w podobnym czasie, co Przemek Kołkowski, kierownik drużyny. Po paru dniach Przemek zadzwonił:
– W co myśmy się wrobili. Siadam w biurze na krześle – krzesło rozpada się. Wyjmuję dokumenty – z biurka wypada szuflada. Nic się kupy nie trzyma. Dzwonię po boisko, a słyszę „nie, bo od dwóch lat nam nie zapłaciliście”. Hala? „Absolutnie nie, jesteście zadłużeni”.
ANDRZEJ DADEŁŁO: CELE MIEDZI SĄ WYŻSZE NIŻ ROK TEMU [WYWIAD]
Odbijaliśmy się od ściany w wielu tematach. I krok po kroku zaczęliśmy sprawy porządkować. Na stadionie nie było oświetlenia, nowoczesnego nawadniania, podgrzewanej płyty, zadaszenia wszystkich trybun. Na szczęście te inwestycje były realizowane krok po kroku dzięki bardzo dobrej współpracy z Urzędem Miasta i Prezydentem Tadeuszem Krzakowskim. Dzięki temu dzisiaj obiekt jest w pełni przygotowany do wszystkich transmisji HD, ze wszystkimi platformami dla kamer. Ogrzewana płyta, szatnie. Przypominam, że po awansie do ESA, licencję dostaliśmy w pierwszym terminie. Nie mieliśmy żadnych problemów, ani przez chwilę nie wisiało nad nami widmo gry na zastępczym obiekcie.
Ale ze względu na ten rys historyczny między innymi dlatego nie proponujemy kontraktów na wyrost. Zawsze wywiązywaliśmy się z kontraktów na czas. Jesteśmy stabilni. Nie wydajemy na co przyjdzie nam do głowy. W tym sezonie mamy budżet mniejszy niż w poprzednim. Każdą złotówkę obracamy dwa razy, czy na pewno tak ją wydać, czy inaczej. Cieszymy się z tego, że mamy opinię klubu, który po prostu jest rzetelny. To pomaga nam ściągać piłkarzy – gdy dzwonią do kolegów zapytać, jak jest u nas, każdy powie, że płacimy zawsze w terminie, nie zalegamy ani złotówki. Ale nie będziemy nigdy wydawać ponad stan, szastać pieniędzmi.
A zarazem wyprzedzają was w walce o awans Stal Mielec czy Górnik Łęczna, kluby biedniejsze.
Czy na pewno biedniejsze? Stal ma wsparcie PGE, a Górnik Bogdanki. Zresztą Górnik to fajna historia, bo pokazuje, że z szóstego miejsca też można awansować. my biliśmy się z nimi o to szóste miejsce, na finiszu zgubiliśmy punkty…
Ale tam za cały pion sportowy odpowiada jeden człowiek, Velo Nikitović.
Jednak ten wynik zrobili, bardzo długo byli przed nami. Widać ktoś ma łeb na karku, skoro finalnie dało to taki efekt.
Nie brakuje wam jednak czasem takiej bezczelności? Odwagi w tej grze o awans? Może ciąży to zabezpieczanie się, że celujecie tylko w topową szóstkę?
Mówimy tak nie bez przyczyny. Patrzymy jaką mamy konkurencję. Jakie jest parcie w Widzewie, w ŁKS-ie, w Podbeskidziu, w Arce, w Koronie. Ujmę to tak: nikogo w tej lidze nie stać na tak jakościowych piłkarzy, żeby wygrać tę ligę z dużą przewagą. Poziom jest wyrównany. Super sprawa dla kibica, bo liga jest ciekawa. Co mecz mamy wymagającego, mocnego rywala. Nie ma kogoś takiego, kto przyjedzie i można powiedzieć: to pewne trzy punkty, bo oni są słabi. Ktoś kiedyś wymyślił hasło „Pierwsza liga styl życia”…
Kuba Olkiewicz.
Trafione. Wszystko tu się może zdarzyć. No i w naszym przypadku problemem jest też pech do kontuzji. Wypadł Krzysiek Drzazga, który miał być liderem, zaczął znakomicie. Bramki, asysty – kluczowy piłkarz, napędzający nam grę ofensywną. Uraz właściwie w niegroźnej sytuacji, zerwanie więzadeł – pół roku z głowy. To znowu pokazuje, że jedno można w piłce planować, a drugie może się wydarzyć.
W każdym razie: wymieniłeś kluby, u których jest presja, a u was takie podejście, jakbyście mogli poczekać.
Chcemy awansować, ale jesteśmy ostrożni, bo konkurencja jest silna. Mierzymy siły na zamiary. Przyjechał ŁKS z Pirulo, chyba najlepszym pomocnikiem ligi. Ten piłkarz pokazał, że potrafi rozstrzygnąć losy meczu. Ale większość nie jest w stanie takich piłkarzy sprowadzić.
Czytałeś może list Jacka Klimka do miasta Mielec?
Nie.
W ostatnich miesiącach wyszło na jaw, Stal wyprzedziła was robiąc drużynę de facto na kredyt. Dziś, mając Ekstraklasę i pieniądze z praw TV, i tak prosi miasto o 5 milionów złotych, bo bez tego może upaść.
No to jest trochę to, o czym mówię. Ja nie chciałbym tak funkcjonować, na jakiejś granicy. Wyciągajmy wnioski z przeszłości – wiele już było klubów, które robiły coś na kredyt, przez chwilę były w Ekstraklasie, a dziś muszą odbudowywać się, zaczynając w niższych ligach. Raczej nie tędy droga.
Jak się odnosisz do takiej sytuacji, gdzie klub idzie na kredyt i wyprzedza Miedź?
To już pytanie do Komisji Licencyjnej PZPN, jak dopuściła do takiej sytuacji. Ja mogę powiedzieć, że to dziwne zjawisko i nierówna rywalizacja, może niezdrowa nawet. Po to są te przepisy, wymogi licencyjne, powinny być po prostu egzekwowane. Albo spełniasz wymogi, albo nie. Zarówno te infrastrukturalne, jak i organizacyjno-finansowe.
Może wy jesteście za grzeczni do polskiej piłki.
Staramy się być uczciwi i tyle. Nie będzie u nas haseł „awans albo śmierć”. Nie będziemy żyć na kredyt. Może kogoś nudzi odpowiedzialne zarządzanie klubem, ale takiej „nudy” może w polskiej piłce przez lata brakowało?
Korciło was jednak kiedykolwiek, by zrobić ten element szaleństwa, zrobić jeden komin płacowy, gdy pojawił się kapitalny zawodnik i był chętny was wzmocnić?
Z mojego doświadczenia, to nie byłoby dobre. Szatnia to mała grupa, wszyscy doskonale prędzej czy później wiedzą, kto ile zarabia. Komin płacowy może równie dobrze popsuć atmosferę i w konsekwencji mieć negatywny wpływ na wyniki.
WOJCIECH ŁOBODZIŃSKI: MUSIMY BYĆ W SZÓSTCE
Powiem tak: fundamenty, struktura, ciekawy projekt. To dzisiaj mówi się o Rakowie. Wy, może na mniejszą skalę, ale gdy wchodziliście do ESA, wydawało się, że też możecie być takim poukładanym beniaminkiem, który wniesie coś do polskiej piłki.
Gratulacje dla Rakowa za to, co zrobili w ostatnich latach. Nie wiem czy ktokolwiek jest w stanie tego powtórzyć. Super, że im się to udało, ale nie porównywałbym tych projektów. Z tego co słyszałem, w Rakowie dysponowali dużo większymi środkami finansowymi i one – mądrze wydane – też się na to przełożyły. Ale jest też łyżka dziegciu w tej beczce miodu, bo mam wrażenie, że brakło harmonii w tym rozwoju – sportowo osiągnęli sukces, ale infrastrukturalnie nie byli na to przygotowani i długi czas w Ekstraklasie grali domowe mecze w Bełchatowie, a niedawne pucharowe w Bielsku-Białej.
No dobrze, czyli podsumowując – chcecie Ekstraklasy, ale na swoich zasadach. Zgodnie ze swoim DNA, czyli bez długów, ze stabilnym, rozwijanym wielotorowo projektem.
Tak. Jeśli przez takie podejście mamy czekać dłużej – trudno. Nie będzie w Miedzi nigdy „zastaw się, a postaw się”.
Podoba mi się u was to, że dużo pracujących w Miedzi osób jest w klubie od dawna. Takie puszczone korzenie. Poza tym w pewnym sensie byli przygotowywani do nowych, bardziej odpowiedzialnych ról, wliczając w to ciebie.
Właściciel klubu przyjął taki model, że na każde z kluczowych stanowisk chce mieć kogoś, kto jest związany z klubem. Marek Ubych, dyrektor sportowy, zaczynał jako kierownik drużyny. Tomek Syska, dyrektor akademii, to wychowanek Miedzi, były piłkarz grup młodzieżowych, sześć sezonów prowadził grupę U15 w CLJ, ma autorski system szkolenia i fajną kadrę sobie skompletował. Marta Żołędziewska i ja pracujemy od 2011. To procentuje, bo w tej branży potrzebne jest specyficzne doświadczenie, którego nie wyniesie się znikąd indziej. Dzisiaj mamy już grupę ludzi doświadczonych od lat. A klub to przede wszystkim ludzie – mamy grupę świetnych ludzi, oddanych tej pracy. To może nie jest duży zespół, ale bardzo sprawnie działający.
No i znowu – fajnie to robicie. Jest za co pochwalić. Ale…
Krążymy wokół tematu, sam sobie te pytania mogę zadawać (śmiech).
Zmieńmy temat. Czy pandemia sprawiła, że piłkarze mają niższe wymagania?
Nie odczuwamy na wolnym rynku, żeby piłkarze mieli niższe wymagania. Ciężko się walczy o piłkarzy. Myślę, że wiele razy rozgrywają nas menadżerowie, o czym już wspomniałem.
Może tu rola dobrego skautingu, żeby nie zabiegać o tych samych piłkarzy?
Powiem tak: mam ogromny szacunek do Wojtka Łobodzińskiego, bo przez lata w Miedzi poznałem wielu trenerów, którzy czasem mówili, że robią coś na nos. Wojtek to już nowa szkoła trenerów. Zawodnicy sprofilowani na każdą pozycję od A do Z. Poprzez dane fitnessowe, zakresy, zaawansowane statystyki. Dlatego też Wojtek jest bardzo wymagający jeśli chodzi o transfery. Bardzo długo ich ogląda i zastanawia się.
Podobne profilowanie jest w Rakowie.
Przykład Marka Papszuna pokazuje, że to dobra droga, która może doprowadzić do sukcesu. Widzę Wojtka codziennie w tej pracy i jest zdecydowanie szkoleniowcem nowej fali. Daj Boże, by był kimś takim dla Miedzi, kim Papszun jest dla Rakowa.
Łobo to trener na lata?
Bardzo bym chciał. Szalenie kibicuję. Wojtek ma niesamowite wsparcie wszystkich w klubie. Przeżył z Miedzią wiele, jest z nią związany, takiej więzi z Miedzią nie miał żaden trener. Ja patrzę na jego warsztat z wielkim szacunkiem. Świetnie profiluje graczy, analizuje rywali, ma też doskonałe rozeznanie w zasobach klubu – mogę ci zagwarantować, że Wojtek o każdym zespole młodzieżowym jest w stanie coś powiedzieć. Zapytasz go o U14, będzie wiedział, kto tam się wyróżnia, jak rokuje. Wojtek daje z siebie 110%, identyfikuje się z tym miejscem, ma rozeznanie w klubowej strukturze, od pierwszego dnia pracuje tak, że tylko przyklasnąć. To byłoby piękne story, gdyby Wojtek awansował do ESA jako kapitan, a potem jako trener Miedzi.
Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że Miedź jest bardziej ceniona poza Legnicą niż w Legnicy.
Troszkę wyrwane z kontekstu, ale to się odnosiło do takiego hejtu, jaki czasem pojawia się po przegranych meczach. Jak przegramy mecz, to wszystko jest źle. Klub, drużyna – wszystko.
Podasz jakiś przykład?
Kiedyś pojawiły się w klubie lampki na biurko w barwach Miedzi. taki gadżet na sprzedaż. Wyprodukowaliśmy próbną serię, zobaczyć czy się przyjmą. No i zaczęły być reklamowane w socialach. Ale akurat przegraliśmy mecz, zaczął się zalew komentarzy „zacznijcie trenować, a nie lampki robicie”. Jedno nie powiązane z drugim, dwie oddzielne kwestie. Ale jak przegrasz mecz, wszystko jest źle.
No tak to jest. Możecie robić wszystko dobrze wokół klubu, ale emocje wzbudza mecz. On jest ich katalizatorem.
Wiem, że ciężko się emocjonować tym, że klub jest wiarygodny, niezadłużony. To jest mniej emocjonujące niż wygrany mecz. To jest to, co mnie w piłce denerwuje, że tak dużą rolę w postrzeganiu klubu odgrywa ostatni wynik. Z drugiej strony rozumiem, bo sam jestem kibicem, reaguję emocjonalnie po porażkach. Ale i tak mnie to denerwuje.
To czego najczęściej nie zauważają kibice?
Jak czasami trudno podjąć decyzję. Jak często te wybory mają podłoże finansowe. Słyszę przed sezonem: weźcie tego! Tamtego! Czemu Miedź nie ściągnęła tego zawodnika? Czemu nie kupicie nowego autokaru? O tym się fajnie mówi, ale musimy usiąść i policzyć te złotówki. Rozsądnie je wydać, by w niczym nie zaszkodzić naszej wiarygodności, płynności. Przypadki klubów, które szły va banque, a potem musiały zaczynać od niższych lig, było wiele.
Miedź właśnie obchodzi 50-lecie. Możesz już zdradzić słowa hymnu?
Hymn to kropla w morzu tego, co sobie założyliśmy na pięćdziesięciolecie. Realizujemy plan przez cały rok. Dopiero co mieliśmy uroczystość otwarcia wystawy w Muzeum Miedzi, udało się zebrać kapitalne zbiory, w tym Puchar Polski z sezonu 91/92. Legia, która ma go na własność, użyczyła go nam, za co dziękujemy.
Puchar, który ukradł swego czasu Jerzy Fiutowski.
Krąży taka historia. Natomiast super momentem było, kiedy piłkarze, m.in. Darek Płaczkiewicz, Daniel Dyluś, przyjechali na naszą galę jubileuszową i zobaczyli wystawę, zobaczyli ten puchar. Jeden z nich mówi, że ten puchar im wypadł gdy świętowali. Patrzymy – do dziś widać rysę, która wtedy na nim powstała.
Co jeszcze aktualnie, poza walką o awans, najbardziej was zajmuje w funkcjonowaniu klubu?
Zmieniliśmy bursę akademii, ten budynek był zaniedbany. Pamiętam w 2011, miał być u nas Karol Linetty. Zdecydowany na przejście do Miedzi, ale rodzice przyjechali, zobaczyli bursę – byli na nie. Dzisiaj nasza bursa to hotel w naprawdę niezłym standardzie i warunki są dużo lepsze. Ciekawa jest też koncepcja współpracy ze „Szkołą Techniki Fundamentalnej” pana Stanisława Kwiatkowskiego. Pan Stanisław działał w dużej mierze przy akademii Zagłębia, natomiast ich drogi się rozeszły. My z tego skorzystaliśmy, a pan Stanisław to były piłkarz Miedzi, więc to i powrót sentymentalny po latach.
Ale jak na akademię, której projekt robi wrażenie – gdzie ci wychowankowie? Poza Szymonem Stróżyńskim, który fajnie się wprowadził.
Szymona wypatrzył Wojtek Łobodziński. Najpierw w rezerwach. Gdy Wojtek objął pierwszy zespół, od razu powiedział o Szymonie, że to ogromny potencjał. I widać, że radzi sobie w I lidze, potrafi rozruszać drużynę. Zapewniam, że talenty rosną, naszymi młodymi graczami interesowały się ostatnio zespoły Bundesligi, Serie B – to też coś pokazuje. Natomiast trzeba pamiętać, że akademia to naprawdę projekt, który wymaga czasu. Nie przyspieszymy tego. Wiemy, że robimy tam dobrą pracę i ona już procentuje, a będzie jeszcze bardziej.
Leszek Milewski