Reklama

Pirulo – najlepszy piłkarz 1. ligi?

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

06 września 2021, 10:52 • 12 min czytania 7 komentarzy

Pół roku w słowackiej ekstraklasie, runda w lidze bułgarskiej – raczej w roli zmiennika – i spore doświadczenie z boisk trzeciej ligi hiszpańskiej. Czy to wystarczy, żeby w Polsce zostać wybitną jednostką? Jak najbardziej. To w końcu CV Pirulo, który od ponad roku zamiata zaplecze Ekstraklasy w barwach ŁKS-u. W najwyższej lidze tak dobrze jeszcze nie było, ale to raczej kwestia czasu, gdy skrzydłowy znów zawita na najwyższy poziom rozgrywkowy i będzie miał szansę to naprawić.

Pirulo – najlepszy piłkarz 1. ligi?

Dwa gole, cztery asysty i dwie asysty drugiego stopnia. Udział przy 8 z 11 trafień łódzkiego kubu w obecnym sezonie. Jeśli chodzi o najlepszy start rozgrywek 2021/2022 w wykonaniu jednego zawodnika, mamy trzech kandydatów do tytułu MVP:

  • Pirulo
  • Krzysztof Drzazga
  • Hubert Adamczyk

Przy czym jeden z nich odniósł kontuzję, a drugi wraca z piłkarskiego niebytu (mniej niż 1000 minut w lidze w dwóch ostatnich sezonach). Dlatego przypadek Hiszpana jest szczególny. To z całą pewnością nie jest jednostrzałowiec, tylko gość, który kolejny raz potwierdza klasę.

Dowód? Choć “Piłka Nożna” piłkarzem sezonu 2020/2021 w 1. lidze wybrała Romana Gergela, sami zawodnicy w plebiscycie “Polskiego Związku Piłkarzy”, stwierdzili, że najlepszy był Jose Antonio Ruiz Lopez.

Reklama

Pirulo.

Pirulo – sylwetka piłkarza ŁKS-u.

Byłem w pierwszej lidze trzy sezony i nie rywalizowałem z tak dobrym zawodnikiem, jak on – przekonuje Tomasz Nawotka, były kolega Hiszpana z szatni. – Jak graliśmy w dziadka to lepiej było nie podbiegać do Pirulo czy Mikkela Rygaarda. Widać było, że mają dobre wyszkolenie techniczne, z tym się trzeba urodzić. Dla mnie mimo wszystko Pirulo był lepszy, bo do umiejętności trzeba dołożyć charakter, zaangażowanie i to do siebie pasowało. To, co widzimy na mecz, robił na treningach. Widziałem jego frustrację, gdy coś mu nie wyszło na zajęciach. Odkopał piłkę, coś odpowiedział, ale to była sportowa złość, a nie brak szacunku. Nie było wobec niego żadnych zastrzeżeń – dodaje eks-piłkarz ŁKS-u.

Hiszpański skrzydłowy w poprzednich rozgrywkach błyszczał prawie tak samo mocno, jak teraz. 22 wypracowane gole to solidny dorobek, zwłaszcza że mówimy o całym sezonie, a nie o jego urywku. Pirulo pracował z trzema trenerami, przeżywał wzloty i upadki całej drużyny, ale koniec końców ponad jedna trzecia bramek łodzian padła przy jego udziale. Czegoś takiego nie da się zrobić przypadkiem czy przy okazji. Bo, dodajmy, nie są to statystyki pompowane np. rzutami karnymi. Tych pomocnik się nie tykał, jeśli już, to trafiał do siatki z rzutów wolnych. Niby tez stojąca piłka, ale skala trudności zdecydowanie inna, co nie przeszkodziło Pirulo w dwukrotnym trafieniu do siatki bezpośrednio z wolnego.

Ciekawostka jest taka, że i wtedy i teraz miał bardzo udany start sezonu. Przed rokiem miał udział przy dziewięciu trafieniach ŁKS-u. A przecież po pierwsze miał za sobą solidny, ale niekoniecznie zachwycający sezon w Ekstraklasie. Jak odzyskał formę?

Reklama

Miał świadomość, że jest ważny, ale nie był głową w kosmosie. Trener Wojciech Stawowy pomagał mu, trzymał go na ziemi. Jego dobry sezon był wypadkową tego, jak pracował przez cały rok – zdradza Nawotka.

Skoro tak, to wypada poszukać odpowiedzi u źródła, czyli u byłego szkoleniowca ŁKS-u.

Pirulo w Ekstraklasie? Były jeszcze rezerwy

Bardzo sumienny, solidny zawodnik, chłonny jeśli chodzi o zdobywanie wiedzy i nowych rozwiązań. Mogę mówić o nim w samych superlatywach od strony treningowej. Kwestie meczowe każdy widzi: dzisiaj w ŁKS-ie to jest zawodnik, który robi w różnice i podobnie jest na treningach. Nie strzela fochów, nie pracuje na pół gwizdka. Pamiętam, jak przychodziłem do ŁKS-u, był to zawodnik, który stał z boku, nie był do końca doceniany, ale swoją pracowitością i zaangażowaniem na treningach wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce. Potem już tego miejsca nie oddawał, bardzo pomagał drużynie, którą prowadziłem – wylicza Wojciech Stawowy.

To bez wątpienia trener, który mocno pomógł Hiszpanowi na boisku. Ważne było także to, co działo się poza nim. Najlepszy Pirulo to Pirulo, który ma w Łodzi swoich najbliższych przy boku. Po sprowadzeniu do Polski rodziny, forma skrzydłowego zdecydowanie się poprawiła. Słyszymy, że to bardzo sympatyczny i rodzinny gość, więc takie rzeczy niespecjalnie nas dziwią. Ale czy jego początkowe problemy to na pewno tylko prywatne aspekty? Wiadomo, że przez długi czas showmanem w ŁKS-ie był jego rodak, Dani Ramirez.

Ekstraklasa go nie przerastała, bo to nie jest zawodnik, który dopiero co zaczął grać w piłkę. To kwestia zaufania, dania szansy. W mojej ocenie to zawodnik bardzo podobny do Daniego Ramireza. Pokusiłbym się nawet o tezę, że gdyby wszystko zsumować, to jest on lepszy – wyjaśnia były trener “Rycerzy Wiosny”. Renesans formy zbiegł się więc z trzema rzeczami: przyjazdem najbliższych, odejściem najlepszego piłkarza drużyny i zmianą trenera. Kiedy wszystko się zmieszało, kociołek wypluł taką wersję Pirulo, jakiej od początku oczekiwali kibice i działacze ŁKS-u. Koniec końców jedyny jak do tej pory sezon Hiszpana w Ekstraklasie zakończył się przyzwoitym dorobkiem bramek, asysty i asyst drugiego stopnia (9).

Z drugiej strony wiadomo: idealnie nie było. Zwłaszcza że ŁKS za pomocnika zapłacił, więc mógł oczekiwać jeszcze lepszej formy. – Klub szukał lewonożnej “dziesiątki”, która zagra też na skrzydle. Było trzech, czterech kandydatów i padło na Pirulo, który grał już w Bułgarii i był w niezłym wieku, co miało ułatwić aklimatyzację. Zawodnicy z Półwyspu Iberyjskiego potrzebują jednak trochę czasu, żeby się zaaklimatyzować i odpalić. Wiele czynników miało na to wpływ, choćby to, że zupełnie inaczej trenuje się w Hiszpanii i w Polsce. Jego aklimatyzacja przebiegała w swoim tempie, ale gdy poczuł się silny – przyszły liczby – dodaje Daniel Sobis, czyli menedżer zawodnika.

Playmaker, który woli atakować

Końcówka sezonu w Ekstraklasie była jednak dopiero przedsmakiem tego, co Pirulo miał zaserwować w Łodzi. Dziś jest drugim najlepszym zagranicznym strzelcem w historii klubu. Ok, poprzeczka nie wisiała wysoko, ale jednak – spadek sprawił, że Hiszpan rozwinął skrzydła. W słabszej piłkarsko lidze, w której jest więcej miejsca na działanie i granie, odnajduje się jak ryba w wodzie.

Jest typowym playmakerem. Nie można mu na stałe przydzielić jakiejś pozycji. Występował na skrzydle, ale niewiele go tam było. Ma tendencje, żeby schodzić do środka boiska, zmieniać strony. Jest zawodnikiem, który szuka gry i jeśli jest umiejętnie wkomponowany w zespół, to absolutnie nie przeszkadza. Piłka tak dziś wygląda, że chodzi o to, żeby było jak najwięcej wymienności zadań, funkcji, pozycji. Nie ograniczałem go w działaniach ofensywnych, zresztą graliśmy tak, że gdy Pirulo znikał ze swojej pozycji, ktoś zajmował jego miejsce. Chodzi o pełne wykorzystanie umiejętności zawodnika, przywiązanie piłkarza do jednej pozycji utrudnia wykorzystanie własnej inwencji w trakcie meczu. Pirulo traciłby 50% swojej wartości – mówi nam Wojciech Stawowy.

Zmiana trenera w trakcie sezonu sprawiła, że zawodnik musiał się dostosować do innego stylu gry i nowych wymagań. Nie zawsze szło to w parze z ich spełnianiem, o czym dobrze wiedzą łódzcy kibice. Ale nawet Ireneusz Mamrot twierdzi, że Pirulo zdecydowanie się wyróżniał.

Ma łatwość wygrywania pojedynków, na treningu wyglądało to tak samo, bo nie było tam tak agresywnej gry, jak w meczu ligowym. Gra ofensywna sprawia mu dużą przyjemność, to zawodnik, który zawsze szuka sobie miejsca między liniami, formacjami. Koledzy z drużyny wiedzieli, kiedy jest w formie, a kiedy ma gorszy okres. W pierwszym przypadku wiadomo było, że może coś zmienić jedną indywidualną akcją. Był taki moment, że miał słabszy okres. Później znów zaczął dobrze wyglądać, w meczu z Górnikiem Łęczna strzelił dwie bramki, w Legnicy – mimo że to był mój ostatni mecz, przegrany – także grał dobrze. Jeśli chodzi o 1. ligę – on ją przerasta umiejętnościami – słyszymy od trenera, który prowadził ŁKS w końcówce sezonu.

Wiele osób zauważa, że podczas jego kadencji Pirulo miał zdecydowanie więcej zadań defensywnych, co nie zawsze kończyło się dobrze. Obaj szkoleniowcy twierdzą jednak, że Hiszpan nie ma większych problemów z bronieniem, po prostu trzeba wiedzieć, czego można się po nim spodziewać, jeśli chodzi o działania defensywne. – Zdawałem sobie sprawę, że to zawodnik zdecydowanie lepszy w ofensywie niż w defensywie. Nie wymagałem od niego zbyt dużej agresji w grze, bo wiedziałem, że tego nie wyegzekwuję. Chciałem, tylko żeby zawsze był w odpowiedniej strefie w fazie obrony i dostosował się do tego. Z perspektywy czasu powiem jednak, że trzeba mu dawać zdecydowanie więcej działań ofensywnych – zaznacza Mamrot.

Jeśli zespół traci piłkę w środkowej strefie boiska, a on tam jest, to musi bronić. W ogóle jest taka zasada, że jeżeli chce się grać piłkę kombinacyjną, kreatywną, mieć zawodników, którzy szukają przestrzeni w ofensywnych formacjach, to warunek jest taki, że oni muszą bronić na określonych pozycjach. Jeżeli ktoś pozwalałby Pirulo zmieniać prawą stronę na lewą, ale po stracie piłki wyłączałby go z działań defensywnych, traciłby jednego zawodnika. Potrafił się z tego wywiązywać, bo poza tym, że świetnie gra do przodu, to także piłkarz, który potrafi bronić na każdej pozycji, może z wyjątkiem środka obrony – dodaje Stawowy.

Tomasz Nawotka mówi z kolei, jak wyglądało to z perspektywy boiska. Pewne rzeczy na pewno trzeba było podciągnąć. – Wiadomo, że do przodu mega, a w tyłach nie zawsze bronił. Mimo że wygraliśmy pierwsze mecze, zwrócono mu uwagę, żeby bardziej przykładał się do defensywy i w końcu to zbalansował swoją grę. Jedna z takich rzeczy: jeśli jesteś skrzydłowym i piłka jest po drugiej stronie, to musisz zawęzić do środka, a nie zostawać przy linii bocznej boiska. To była jedna z rzeczy, które musiał poprawić. Były jakieś drobne rzeczy, ale nie było zauważalne, bo strzelał, asystował, więc to nie był tak ważne.

Pirulo – piłkarz kompletny?

Ale nie oszukujmy się: Pirulo to przede wszystkim wolny elektron. W takiej roli wypada najlepiej. Nie chodzi o same bramki czy asysty. Całość jego działań na boisku pokazywała, że na tym poziomie jest kompletnym zawodnikiem. Spójrzmy na to, czym według InStata wyróżniał się w poprzednim sezonie.

  • drybling
  • udział w ataku
  • strzały
  • kluczowe podania

Do tego musimy dopisać stałe fragmenty gry. Nawet efekty jego gry w obronie (odbiory, przejęcia), nie odstają mocno od ligowej średniej.

Warto jednak zwrócić uwagę na to, czego nie oddają raporty statystyczne. Poruszanie się Pirulo po boisku to aspekt, który go wyróżnia. – W ŁKS-ie jest duża grupa zawodników bardzo zaawansowanych technicznie. Dyrektor Krzysztof Przytuła wybiera piłkarzy tak, że zawsze są one na wysokim poziomie. Antonio Dominguez, Michał Trąbka, Adrian Klimczak – mógłbym tak wymieniać zawodników o dużym potencjale technicznym. Pirulo ma w sobie to, że poza tym, że jego poziom techniczny jest zbliżony do innych czołowych zawodników, ma w sobie coś, co go wyróżnia. Ma umiejętność zdobywania przestrzeni z piłką, tym wyróżnia się w ŁKS-ie. Wygrywa pojedynki, ma niekonwencjonalny drybling. To bardzo ważne, bo dzięki temu stwarza przewagę liczebną, a gra w piłkę polega na tym, żeby umieć to stwarzać i wykorzystywać – tłumaczy Wojciech Stawowy.

Wszystko to sprawiało, że koledzy mu ufali, bo wiedzieli, że gdy dostanie piłkę – “zrobi grę”. – Był taki moment, w którym Pirulo wisiał za kratki i śmialiśmy się, że bez niego jesteśmy o połowę słabsi, mimo że wspomniany mecz wygraliśmy. Czasami bywało tak, że zagrywaliśmy do niego, bo wiedzieliśmy, że on na pewno coś wymyśli – uważa Tomasz Nawotka.

Po prostu dobry człowiek

Ważnym czynnikiem w przypadku Hiszpana jest także to, jakim jest człowiekiem. Nawotka uważa wręcz, że jego sposób bycia sprawia, że dobro do niego wraca. Ma ku temu konkretne powody. – Gdy przyszedłem do ŁKS-u, zaskoczyłem się nim w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wiadomo – on Hiszpan, ja Polak, rozmawialiśmy po angielsku, ale to był sporadyczny kontakt. Później, gdy miałem koronawirusa, był pierwszą osobą, która pytała mnie, jak się czuje, czy czegoś potrzebuje. Bardzo w porządku człowiek, nawet gdy nie grał, życzył wszystkim powodzenia, trzymał kciuki i widać było, że to jest po prostu szczere.

W szatni Pirulo jest bardzo lubianą osobą. To nie jest typ gościa, który dobrze czuje się tylko po sukcesach, a weekendy spędza po hiszpańsku, na mieście. Z kim nie rozmawiamy, słyszymy o pozytywnym wpływie pomocnika na resztę drużyny. Nawet jeśli po polsku łapie tylko żarty, czy pojedyncze słowa, potrafi zrobić atmosferę.

Bardzo dobry człowiek. Wrażliwy, rodzinny, nie można o nim złego słowa powiedzieć. Nie miałem z nim żadnych problemów, wręcz przeciwnie. Wiadomo, że gdy miał gorszy okres, to chodził smutny, myślał o tym, ale był lubiany w szatni – zauważa Ireneusz Mamrot. – W piłce ważne jest też to, że gdy ktoś ma papiery na grę i widzą to koledzy, to jest bardzo szybko akceptowany, łapie kontakt z innymi. Pirulo był bardzo lubiany, nie sądzę, żeby to się miało zmienić. Jest bardzo skromny, pracowity, uczynny. Oczywiście nie jest pozbawiony wad, bo ma je każdy, ale w jego przypadku nie ma to wpływu na to, jak jest postrzegany – dodaje trener Stawowy.

WOJCIECH STAWOWY: ZE MNĄ ŁKS BYŁBY W EKSTRAKLASIE

Wpływ na to ma z kolei to, że jest lojalny. Być może skautów odstrasza trochę jego wiek (dziś ma już 29 lat), łatwość w łapaniu kartek czy wspomniane mankamenty w defensywie, które mogą się uwydatniać na wyższym poziomie. No i przede wszystkim to, że za Pirulo trzeba sporo zapłacić. Ale Hiszpan gdyby chciał, na pewno grałby w wyższej lidze. Tymczasem od początku powtarzał, że jego celem jest awans do Ekstraklasy z ŁKS-em i nie rozpraszał się plotkami transferowymi. Wręcz przeciwnie: przedłużył kontrakt, aż do 2025 roku.

Bardzo dobrze czuje się w Łodzi, jest tu doceniony i szczęśliwy. To chłopak twardo stąpający po ziemi, nie odleciał – mówi Daniel Sobis. Z kolei sam Pirulo już jakiś czas temu w rozmowie z portalem “Igol” mówił, że troszkę się w Polsce zakochał.

Nie miałem pojęcia, że będzie mi tu tak dobrze. Od razu ekstraklasa wydała mi się niesamowitą ligą ze znakomitym środowiskiem i pięknymi stadionami. Oprawa telewizyjna i to, jak funkcjonuje klub, było dla mnie naprawdę imponujące. Jeśli chodzi o samo życie w Polsce, to czuję się tu bardzo dobrze. Żyję bardzo spokojnie, wszystko jest bardzo tanie, możemy wyjść do restauracji i mało zapłacić. Zarówno ja, jak i moja rodzina czujemy się tu świetnie.

***

Chciałoby się powiedzieć: i niech ta miłość wiecznie trwa. Bo Pirulo po prostu bardzo dobrze się ogląda. Z każdym tygodniem rośnie ciekawość dotycząca tego, jak zaprezentuje się po powrocie do najwyższej ligi. Ci, którzy z nim pracowali, nie mają obaw o jego formę.

Bardzo szkoda, że ŁKS nie awansował do Ekstraklasy w poprzednim sezonie, bo uważam, że miejsce Pirulo i większości piłkarzy ŁKS-u, jest na tym poziomie. Na pewno ten poziom rozgrywkowy, na którym obecnie gra, jest za niski. Powinien grać wyżej. Jeżeli ktoś go nie kupi zimą, to trzeba trzymać kciuki za awans w obecnym sezonie. Może to będzie kontrowersyjne, ale uważam, że spokojnie dałby sobie radę w każdej drużynie w Ekstraklasie i wniósł do jej gry wiele jakości – uważa Wojciech Stawowy.

Na pewno poradziłby sobie w Ekstraklasie, pewnie byłby wyróżniającym się zawodnikiem. Skoro radzi sobie w fizycznej 1. lidze, to tym lepiej grałoby mu się w Ekstraklasie – dodaje trener Mamrot.

Ale wiadomo: czyny, nie słowa. To sam zainteresowany będzie musiał udowodnić, że teraz nawet na najwyższym poziomie nie straci ani odrobiny swojej magii.

SZYMON JANCZYK
* statystyki na grafikach bez meczu z Resovią

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
0
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Felietony i blogi

Komentarze

7 komentarzy

Loading...