Ostatnio wspominaliśmy, że Salernitana w całej swojej historii ma mniej meczów w Serie A niż jej nowy piłkarz, Franck Ribery, występów w Lidze Mistrzów. Beniaminek rozgrywek grał we włoskiej ekstraklasie przez zaledwie dwa sezony, teraz zaczął trzeci. Co to ma do rzeczy, skoro mówimy o meczu Juventusu z Milanem? Ano to, że Salernitana jest także jedynym zespołem w Italii, który w obecnym sezonie zgromadził mniej punktów niż „Stara Dama”.
Są jednak i dobre wiadomości dla Bianconerich. Mimo tak marnego dorobku wciąż nie są przedostatnią drużyną w stawce. Tyle samo oczek na koncie ma jeszcze Cagliari – na Sardynii zdążyli już nawet spakować trenera. Tyle że niewiele brakowało, żeby potomkowie Gigiego Rivy po wielu latach nieoczekiwanie znów „świętowali” wyprzedzenie Juventusu w tabeli. Tyłki swoim kolegom uratował dziś Wojciech Szczęsny. Polak w końcówce meczu w końcu pokazał, na czym polega robota bramkarza Starej Damy.
https://twitter.com/ELEVENSPORTSPL/status/1439690724719702029
O to w tym wszystkim chodzi, żeby raz na 90 minut zaliczyć paradę, która uchroni drużynę przed wpadką. Ale ten wieczór i tak nie był dla Szczęsnego w pełni udany, bo mimo kapitalnej interwencji, czystego konta nie zachował.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Maignan zagrał z kontuzją? Nie było widać
Zacznijmy jednak od początku, a ten należał mimo wszystko do Juventusu. We włoskiej prasie pisano, że pewna wygrana z Malmö FF w Lidze Mistrzów może być punktem zwrotnym na starcie sezonu. Jak widać – nic z tych rzeczy. Mimo że już na wstępie Paulo Dybala kapitalnym podaniem obsłużył Alvaro Moratę, który uciekł Theo Hernandezowi i na pewniaka poradził sobie z otworzeniem wyniku meczu, w ostatecznym rozrachunku wiele to nie dało. Rossoneri w pierwszej połowie faktycznie dali się zepchnąć rywalowi, jednak Mike Maignan udowodnił, że pasuje do roli następcy Gigiego Donnarummy. Francuz przed pierwszym gwizdkiem był fotografowany w bandażu na ręce, mówiło się, że w ostatniej chwili do klatki może wskoczyć za niego Ciprian Tatarusanu. A potem zalicza dwie kluczowe interwencje.
- zatrzymuje Moratę, gdy ten był bliski podwyższenia wyniku
- broni strzał Dybali, który od początku napędzał ataki Juventusu
Równie ważne było to, co niedługo potem zdobył Fikayo Tomori. W przeciwieństwie do Hernandeza on dogonił uciekającego piłkarza „Starej Damy”, Adriena Rabiota, który mógł skopiować bramkę Moraty na 1:0. Nie skopiował, zmarnował „setkę” i chyba od tego na dobre zaczęły się kłopoty Juve. Bianconeri byliby w domu, gdyby wykorzystali chociaż jedną z trzech szans. A tak chyba się wyhulali i z czasem do głosu zaczął dochodzić Milan.
Reżyser Tonali, kat Rebić i statysta Rabiot
Tak jak w Juventusie pierwsze skrzypce grał Paulo Dybala, tak w Milanie błyszczał przede wszystkim Sandro Tonali. Ok, swoje robił Brahim Diaz, który techniką, przyśpieszeniem i pomysłem potrafił napędzić strachu obrońcom ekipy Massimiliano Allegriego, ale to młody Włoch został bohaterem spotkania. Miał bardzo solidne liczby – 2 odbiory, 4 wywalczone rzuty wolne, 6 wygranych pojedynków, kluczowe podanie – jednak jego wpływ na postawę Rossonerich nie ograniczał się do konkretnego arkusza statystycznego. Tonali wszedł w buty lidera w ważnym meczu, a nie każdy spodziewał się, że zagra aż tak dobrze.
SANDRO TONALI – KOLEJNY DIAMENT Z BRESCII?
Wisienką na torcie w jego wykonaniu była asysta: z rzutu rożnego dograł piłkę prosto na głowę Ante Rebicia. Dla Chorwata był to kolejny dzień w biurze. Jego ostatnie występy przeciwko Juventusowi:
- gol
- czerwona kartka
- gol
- gol i asysta
I dzisiaj bramka numer cztery przeciwko ulubionemu rywalowi. Wojciech Szczęsny przy tej sytuacji nie miał nic do gadania. Chociaż nie, w sumie to trochę miał, bo tak opieprzył Adriena Rabiota, który nie posłuchał Polaka, gdy ten mówił mu, że ma rywala za plecami, że nawet kibice przed telewizorem mogli poczuć się współwinni straconej bramki. Albo po prostu współczuć Francuzowi, który zaliczył fatalny występ. Co więcej, drugim zamieszanym w stratę gola był Manuel Locatelli. Czyli akurat ten, któremu mogło mocno zależeć na pokazaniu się w tym spotkaniu. Milan to przecież jego były zespół, a w dodatku to właśnie w starciu Juve – Milan przed laty zdobył swoją najpiękniejszą bramkę w Serie A.
Cóż, tym razem nie pykło.
***
Oczywiście dla gospodarzy większym problemem jest to, że nie pykło całej drużynie, a nie poszczególnym zawodnikom. Juventus pakuje się w ogromne kłopoty, bo chociaż wiadomo, że ze strefy spadkowej prędzej czy później (raczej prędzej) się wydostanie, to ligowa tabela wygląda z ich punktu widzenia fatalnie. Osiem punktów straty do Interu i Milanu, być może 10 do Napoli, jeśli Partenopei ograją Udinese. Nie tak miał wyglądać nowy początek Massimiliano Allegriego.
Nie tak miał wyglądać Juventus bez „ciężaru” zwanego Cristiano Ronaldo. W Turynie narzekano, że Portugalczyk kasuje miliony, a efekt tego taki, że strzela co najwyżej w lidze włoskiej. Było sporo osób, które mówiły, że Serie A Bianconeri wygrają nawet bez niego, że CR7 jest hamulcowym tej bandy, bo trzeba mu podporządkować taktykę, zamiast bawić się futbolem.
Ronaldo dziś może uśmiechać się pod nosem, gdy ciągnie Manchester United i walczy o koronę króla strzelców, a „Stara Dama” nie potrafi nawet dowieźć korzystnego wyniku do końca spotkania.
Juventus – AC Milan 1:1 (1:0)
Morata 4′ – Rebić 76′
fot. Newspix