Reklama

Awersja Lecha do pierwszoligowców. Ma to sens?

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

10 stycznia 2021, 09:39 • 10 min czytania 73 komentarzy

Lech ze ściąganiem piłkarzy 1. ligi jest trochę na bakier. Dość powiedzieć, że na przestrzeni ostatnich pięciu lat “Kolejorz” sięgnął na zaplecze Ekstraklasy tylko raz i to z miernym skutkiem. Wiecie, na Juliuszu Letniowskim trochę się w Poznaniu sparzyli i raczej nie mają zamiaru dalej eksperymentować. Wieści głoszą, że poznański klub traktuje ten wycinek rynku transferowego po macoszemu z pełną premedytacją i, okej, jest to jakaś wizja, która wyklucza potencjalne ryzyko niewypału.

Awersja Lecha do pierwszoligowców. Ma to sens?

Jasne, Lech ma najlepszą akademię w Polsce i na dobrą sprawę nie musi zabijać się o symbolicznego Płachetę, skoro sam może go wyprodukować. Istnieje jednak jedno „ale”. Czy taka postawa nie sprawia, że Lechowi przechodzą obok nosa ciekawe możliwości?

Niższe ligi – blee. Koree, Arabie, Bośnie? Bierzemy!

Paradoksalnie najnowsza rzeczywistość pokazuje, że do osiągania sukcesów Lech nie potrzebuje pierwszoligowców, jeśli za takowy uznajemy awans do europejskich pucharów. Operuje obcokrajowcami lub wychowankami, niekiedy decydując się na ruch wewnątrz Ekstraklasy. Zapytacie zatem: po co zmieniać coś, co nikomu nie przeszkadza? Cóż, kiedy w notesach działaczy Lecha lądowały przeróżne kierunki świata, człowiek naprawdę mógł się poczuć zbity z pantałyku. Zachodzić w głowę, czy aby na pewno ktoś nie para się zabawą w maszyny losujące, zamiast wnikliwie przejrzeć polskie zaplecze w poszukiwaniu równie ciekawej opcji transferowejMoże i za większe pieniądze, ale też z większym potencjałem na ewentualny zysk.  

Suwon FCHatta Club albo FK Krupa na Vrbasu  nie brzmi to kozacko, z wnikliwym skautingiem też raczej nie ma nic wspólnego, a właśnie w takie zakamarki sięgali włodarze “Kolejorza w ostatnich latach. Gdyby ktoś już nie pamiętał – tak, piłkarze akurat z tamtych stron się nie sprawdzaliCo prawda dzisiaj o tak egzotycznych pomysłach nie słyszymyale oczywistym jest, że w Poznaniu niezmiennie przepadają za wszystkim, co brzmi w innym języku. Nieważne, że po mistrzowskim sezonie w 2015 roku tylko nieliczne nazwiska z zagranicy potrafiły pchać swoim poziomem Lecha do przodu. Liczby złych strzałów liczyć nie będziemy, bo prezes Klimczak i tak zadeklaruje, że skuteczność transferów stoi na bardzo wysokim poziomie.

23 transfery kiepskie, cztery średnie, 11 dobrych. Czyli 29% skuteczności transferowej. Jeśli mielibyśmy szukać przyczyn aż tak wyraźnego zjazdu Lecha na przestrzeni ostatnich lat, to właśnie w nieudanych transferach. Hajs wyrzucony w błoto idzie w tym przypadku w miliony euro pisaliśmy w zeszłym roku.

Reklama
Nicki Bille Nielsen

Jesienią aż prosiło się o przestawienie wajchy…

Doskonale pamiętamy, z czym Lech miał największy problem na przestrzeni rundy jesiennej. Wąska kadra, gra na trzech frontach, żyłowanie najważniejszych piłkarzy. Słowem: dziury, które dało się załatać. Klub skiepścił sprawę, nie ma co się czarować. W chwili awansu na salony Ligi Europy do końca letniego okienka pozostało niewiele czasu. Okej, jest to jakaś okoliczność łagodząca, ale nawet ona nie usprawiedliwia włodarzy “Kolejorza, którzy mogli przecież poszukać innych rozwiązań, takich leżących pod rękąNie mówimy tutaj koniecznie o wzmocnieniuot, wystarczyłoby tylko uzupełnienie jednej z krucho obstawionych pozycji. Wielokrotnie powtarzaliśmy, że Lech ma za krótką kołdrę i prędzej czy później to się na zespole trenera Żurawia zemści.

Po przegranym meczu Lecha z Wisłą pisaliśmy tak:Rząsa opowiadał, że Kolejorz ma kadrę na trzy fronty, więc oczekiwalibyśmy, by i zmiennicy potrafili ograć piętnastą drużynę w tabeli. Niestety dla Lecha bilans ostatnich meczów jest fatalny: remis ze skazywaną na pożarcie Stalą, porażka z będącą na dole tabeli Wisłą i kompromitacja z Pogonią. Mocną, prawda, ale żeby dostawać 0:4 u siebie? Chyba nie wypada.

Po ostatnim meczu w LE: Oczywiście była to grupa trudna. I oczywiście, że Lech nie był przygotowany na ten awans, o czym świadczą problemy z łączeniem Ekstraklasy z pucharami. Pewnie dlatego w Europie trzeba było grać Dejewskim, trzeba było grać Muharem, trzeba było wystawiać Marchwińskiego od dłuższego czasu szukającego formy. I trzeba też było stawiać na zajechanych piłkarzy wyjściowego składu.

Dlatego właśnie wrzesień był tym momentem, idealnym momentem próby, kiedy Lech mógł nieco większym zainteresowaniem spojrzeć na rynek pierwszoligowców. 

Rzecz jasna, tak się nie stało, w Poznaniu nie zaskoczyli, a mogli. Jeśli Daniela Szelągowskiego, spadkowicza z jednym występem w 1. lidze, podciągniemy pod miano piłkarza zaplecza Ekstraklasy, to fakty są następujące: latem Lech złożył za 18-latka ofertę. Ale, jak ma w zwyczaju przy nazwiskach z niższego szczebla, nie podbijał stawki, nie forsował tempa. Innym po prostu zależało bardziej. Co prawda młodziutki skrzydłowy w ekipie Marka Papszuna na dobre jeszcze nie zaistniał, ale po tym, co już zdążył nam pokazać, da się wywnioskować, że będą z niego ludzie. Słowem: dobra inwestycja, nawet dla klubu z topu.

Co o tej filozofii sądzą agenci?

– Przedstawiciele Lecha stanowczo zakomunikowali nam w kontaktach prywatnych, że piłkarze I ligi nie byliby wzmocnieniem dla pierwszego zespołu. To jasno zadeklarowana kwestia. Gdyby to miało zależeć ode mnie, odpuściłbym z taką polityką, nie broniłbym jej. Oczywiście przeskok z drugiego szczebla do zespołu walczącego o najwyższe cele w Ekstraklasie nie jest łatwy, ale przecież nie niemożliwy. Uważam, że Lech niepotrzebnie zamknął się na taką opcję. Najbardziej wyróżniających się zawodników na zapleczu śmiało można by sprawdzać, co pokazuje najnowszy przykład Przemysława Płachety powiedział nam jeden z agentów.

Reklama

Skrzydłowy Norwich jest akurat flagowym potwierdzeniem, że na młodym i perspektywicznym pierwszoligowcu można zrobić niezły biznes. Śląsk na pewno nie żałował, choć zdawał sobie sprawę, że ryzyko wtopy wcale nie jest takie małe. Ktoś powie, że Lech nie musi się w takowe pakować, skoro ma własne źródła do pozyskiwania piłkarzy. W takim razie co robi właściwie co każde okienko, szukając na InStacie piłkarzy po całej Europie? „Kolejorz” zaczyna w tym aspekcie przypominać Cracovię.

Fakt, że produkuje świetnych wychowanków, ów obraz skutecznie zamazuje.

Nie podoba mi się, że polityka Lecha wyklucza naprawdę interesujący element rynku transferowego. Paradoksalnie klub ściągnął jedno nazwisko z 1. ligi, ale ten ruch już od samego początku zapowiadał się na zły strzał. Chodzi o Juliusza Letniowskiego. Swego czasu rozmawiałem z wieloma agentami i dyrektorami sportowymi na jego temat. Mówili wprost: ten piłkarz nie nadaje się na poziom topu Ekstraklasy. Jego największym problemem był deficyt fizyczny, którego nie da się nadrobić. Chodzi o wzorce w sposobie poruszania się, budowę ciała. Nic nie wskazywało na to, że Letniowski osiągnie poziom atrakcyjny dla potrzeb pierwszego składu Lecha. On się obroni w niższej lidze, ale nie wyżej. Z jednej strony transfer Letniowskiego może pokazywać słuszność polityki Lecha. Ale z drugiej klub wybrał piłkarza, którego los był z góry skazany na niepowodzenie. Zawodnik został źle wyskautowany kontynuuje ten sam agent.

Juliusz Letniowski

Awersja Lecha do 1. ligi wynika z dwóch rzeczy. Po pierwsze, mają rezerwy tylko szczebel niżej. Po drugie, mają najlepszą akademię piłkarską w kraju. Działacze Lecha zapewne wychodzą z założenia, że jeśli przychodzi do wyłożenia dużych pieniędzy na utalentowanego zawodnika z I ligi, to lepiej poszukać takiego w akademii. Oczywiście Lech robi jakieś podchody pod wyróżniających się pierwszoligowców, słyszałem, że był grany temat Sobocińskiego z ŁKS-u, ale ponoć klub miał wątpliwości, czy taki piłkarz da im wysoką jakość na tu i teraz twierdzi z kolei inny menadżer.

A skoro jesteśmy przy ŁKS-ie. Warto pamiętać, że Lech mógł wyciągnąć Daniego Ramireza z Łodzi już pół roku wcześniej. Ale po raz kolejny zadecydowały tradycyjne wątpliwości, czy piłkarz, który świetnie radzi sobie w I lidze, na pewno dojedzie do Ekstraklasy. W efekcie Kolejorz zamiast szybkiej i komfortowej transakcji latem, miał trudne negocjacje zimą. Z Ramirezem w roli jednego z kluczowych zawodników udało się dobić do wicemistrzostwa. A gdyby był w Lechu od pierwszej kolejki?

W I lidze brakuje jakościowych piłkarzy do czołówki ESA?

Jeśli bierzemy pod uwagę potrzeby „Kolejorza”, cóż, wymagania wobec pierwszoligowców na pewno będą większe niż u takiego Śląska Wrocław czy Górnika Zabrze. Słowem: to musi być piłkarz, który na swojej pozycji mocno się wyróżnia. Choć oczywiście nadał istniałoby spore ryzyko, że w Ekstraklasie nie wyląduje na czterech łapach, ale ono istnieje zawsze. Patrząc jednak na rok 2020, śmiało możemy powiedzieć, że kilka ciekawych nazwisk na zapleczu się przewinęło. Jednych zgarnęło już kilka klubów ESA, inni angaż na wyższym szczeblu powinni w przyszłości wywalczyć. Kilka innych transakcji się wysypało, ale wniosek jest jeden. Cracovia, Jagiellonia czy nawet Zagłębie Lubin, które swoją drogą też ma świetną akademię, nie deprecjonuje tej części rynku.

  • (Wyjątkowo przykład z 2. ligi) Michał Bednarski: 29 meczów, 23 bramki i pięć asyst. Jagiellonia omal go nie podpisała, transfer wysypał się na ostatniej prostej
  • Bartosz Nowak: dwa sezony z rzędu double-double w Stali Mielec. Wyciągnięty przez Górnika Zabrze. Transfer na plus
  • Karol Niemczycki: sezon 2019/2020 w Puszczy Niepołomice. Obecnie bramkarz Cracovii. Transfer na plus
  • Pirulo: kapitalna runda w ŁKS-ie, osiem bramek i pięć asyst. Fajny kąsek transferowy dla klubów z czołówki
  • Oskar Paprzycki: świetna jesień w GKS-ie Tychy, progres z roku na rok. Defensywny pomocnik, atrakcyjny wiek pod transfer (22 lata)
  • Maksymilian Banaszewski: najlepszy skrzydłowy w 1. lidze. Drybler, do tego skuteczny, bo ma sześć bramek i dwie asysty. Powrót do ESA kwestią czasu

Powtórzymy: nie chodzi koniecznie o zawodników do pierwszego składu walczącego o mistrzostwo Polski.

Ale na tyle dobrych, żeby Lech mógł ich chociaż spróbować. Zaczynając choćby od pozycji bramkarza, bo, jak udowodnił Szymon Janczyk w swoim cyklu „Na Zapleczu”, I liga golkiperami stoi. Tak się składa, że Lech nie ma tam czołowego nazwiska w lidze. Ba, o dziwo nie potrafi nawet sam takowego wyprodukować Na zapleczu Ekstraklasy mamy dwóch potencjalnych kozaków wśród bramkarzy, trzech kolejnych aspirujących do tego miana oraz dwóch bardzo solidnych młodzieżowców. Dziwne, jeśli większości z nich nie zobaczymy za sezon na wyższym szczeblu rozgrywek. Czy to poprzez awans, czy dzięki transferowi pisał Janczyk.

  • Tomasz Loska (Lech go chciał, kiedy miał top formę w Górniku): obecnie jeden z najlepszych bramkarzy 1. ligi
  • Konrad Jałocha: patrząc na dwa ostatnie lata, bramkarz nr 1 na zapleczu Ekstraklasy

Dla pierwszoligowca dałoby się zmontować misterny plan

Nawet jeśli któryś z piłkarzy odbiłby się od ściany przy pierwszym kontakcie z Lechem, zawsze można go wypożyczyć. Zrobić to samo, co z wychowankami. Czemu nie zrobić tak z transferami z zewnątrz? I, idąc tym tokiem, spróbować weryfikacji  na poziomie Ekstraklasy, ale w klubie z dolnej połowy stawki? No, zapewne chodzi o kasę lub typową dla polskiej piłki logikę, że nie warto wzmacniać rywala z tych samych rozgrywek. Lech mógłby wyciągać piłkarzy o największym potencjale z 1. ligi pod konkretny scenariusz. Załóżmy, że bierze młodego zawodnika i weryfikuje go w swoich warunkach. Jeśli wstępna ocena byłaby niewystarczająco dobra, takiego piłkarza można by wysłać na wypożyczenie do słabszego klubu Ekstraklasy. Tam zalicza udany rok, wraca do Lecha i prezentuje się zdecydowanie lepiej. To realna wizja, szczególnie przy dobrym skautingu podkreśla kolejny agent z kręgu Lecha.

Trudno mi zrozumieć wizję Lecha, choć oczywistym jest, że nie po to klub pakuje tyle pieniędzy w akademię, żeby talenty wyciągać z zewnątrz. Wydaje mi się jednak, że topowe kluby w różnych ligach szukają ciekawych opcji w niższych ligach. Taki Bayern oczywiście nie sięga do 2. Bundesligi, ale tam różnica jest dużo większa, niż ma to miejsce w przypadku Lecha i czołówki 1. ligi kontynuuje agent.

Jasne, zmiana wizji transferowej Lecha w kontekście pierwszoligowców nie sprawiłaby, że Lech zrobi zaraz ogromny krok naprzód.

Można jednak odnieść wrażenie, że na omijaniu ciekawego elementu rynku „Kolejorz” po prostu traci. Najlepsi w Ekstraklasie takie transfery praktykują, a mowa o klubach, które, tak jak Lech, pustek w sejfie przecież nie mają. Pokazało to choćby ostatnie letnie okienko. Wtedy, w obliczu pandemii i ograniczonych możliwości na obserwację zagranicznych zawodników, niższe ligi polskie były w większym stopniu penetrowane. Cóż, może nie każdy strzał okazywał się trafionym, a większość to młodzieżowcy na ławkę rezerwowych. Ale nawet mimo tego można wyobrazić sobie sytuację, w której Lech zyskuje na złamaniu swojego postanowienia. Nie trzeba bowiem szukać następców przykładowego Muhara na Skandynawii czy odgrzewać starych i wątpliwych tematów transferowych, także z zagranicy. Lechu, może w końcu spojrzysz przychylniejszym okiem na 1. ligę?

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Zmiany w FA Cup. Brak powtórek w przypadku remisów

Bartosz Lodko
1
Zmiany w FA Cup. Brak powtórek w przypadku remisów

1 liga

Komentarze

73 komentarzy

Loading...