Alpy Francuskie, rok 2030. Zimowe igrzyska. Na nich dobrze znane i tradycyjne dyscypliny: skoki i biegi narciarskie, kombinacja norweska, curling, narty alpejskie, snowboard i tak dalej. A obok tego wszystkiego grupka osób na rowerach właśnie szykuje się do startu. W hali obok postawny gość zawiązuje właśnie obi, tradycyjny pas, element stroju judoki. Zawiązuje, bo zaraz ma walczyć na macie o medale. Brzmi abstrakcyjnie? Nie do końca. Międzynarodowy Komitet Olimpijski faktycznie rozważa takie pomysły. Jak więc będą wyglądać zimowe igrzyska w przyszłości?
Rewolucja. Jak mogą wyglądać zimowe igrzyska za kilka lat?
Włączanie kolejnych sportów na igrzyska to żadna nowość. Dość napisać, że na pierwszej zimowej edycji tej imprezy – w 1924 roku w Chamonix – nie mieliśmy na przykład snowboardu czy biathlonu, a był za to, jako dyscyplina pokazowa, patrol wojskowy. Z kolei w 1932 roku pojawiły się na przykład wyścigi psich zaprzęgów, a w 1948 – zimowy pięciobój. Wszystkie one szybko znikały, bo po testach a to okazywało się, że nie sprawdzają się jako sporty olimpijskie, a to po prostu nie budziły zainteresowania w kolejnym kraju-gospodarzu.
Dlatego samo w sobie dołączenie kolejnych sportów do olimpijskiego programu nie budzi żadnych kontrowersji (nawet na przyszłorocznych igrzyskach zawita przecież nowość – skialpinizm). Te pojawiają się dopiero, gdy uświadomimy sobie jakie to dyscypliny. Przede wszystkim mowa bowiem o dwóch – biegach przełajowych i kolarstwie, też przełajowym. Owszem, biegi terenowe rozgrywano już w programie olimpijskim – w 1912, 1920 i 1924 roku. Po tych ostatnich igrzyskach (w Paryżu) usunięto je z programu, bo warunki panujące na tamtejszych trasach naraziły zdrowie wielu biegaczy i uznano, że to konkurencja zbyt niebezpieczna.
Jest więc to dyscyplina z tradycjami, do tego dyscyplina popularna. Podobnie jak jej kolarski odpowiednik. Skąd więc te kontrowersje?
Ano stąd, że nikt nie myśli aktualnie o dołączeniu jej do programu letnich igrzysk, gdzie zdawałaby się przynależeć. Te są bowiem już teraz „dopchane” niemal do granic, a każda dyscyplina walczy i o pozostanie w programie, i o to, by nie ograniczać jej liczby konkurencji czy uczestników. Zimowe igrzyska z kolei zdają się mieć trochę miejsca. Problem jest jeden – to wszystko byłoby wbrew tradycji. Istnieją bowiem nawet oficjalne zapisy, mówiące, że sporty na ZIO muszą rozgrywać się na „śniegu lub lodzie”.
I teoretycznie można taki bieg czy wyścig kolarski zorganizować na zaśnieżonej trasie. W praktyce… no niewiele to zmieni, nadal nie będzie to tradycyjna dyscyplina – czy to zimowa, czy śnieżna.
Ale do tego jeszcze wrócimy. A na razie nieco się cofnijmy.
Francuzi chętni, MKOl też
Propozycja wychodzi tak naprawdę od prezesów Międzynarodowej Unii Kolarskiej oraz World Athletics, czyli odpowiednio Davida Lappartienta i Sebastiana Coe. Entuzjastą włączenia tych dwóch dyscyplin jest zwłaszcza drugi z nich, choć kluczem jest właśnie to, by na zimowe igrzyska „wpadło” i kolarstwo, i biegi. Bo to pozwoliłoby przygotować dla nich jedną trasę i rozdać na niej kilka różnych kompletów medali.
Coe mówił o tym wszystkim w rozmowie z „Guardianem”.
– Wszystko zaczęło się od konwersacji, jaką odbyłem z Davidem [Lappartientem]. […] Dzielenie wspólnej trasy z kolarstwem przełajowym na 2030 rok to kierunek, w jakim zmierzają nasze myśli. David jest na to chętny, ja też. Oczywiście, ze względu na igrzyska, musiałaby to być wariacja ze śniegiem, ale biegi przełajowe to może być zimowy sport, miałoby to sporo sensu.

Sebastian Coe. Fot. Newspix
Coe mówił też, że zainteresowanie tym pomysłem wyraziła Kirsty Coventry, nowa przewodnicząca Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Była pływaczka poprosiła o przygotowanie prezentacji, która miałaby przedstawić jej argumenty za włączeniem tych dyscyplin do programu zimowych igrzysk. Wiadomo, że jeśli przełaje miałyby się pojawić w nim w 2030 roku, to kluczowa będzie sesja Komitetu w lutym, za dwa miesiące.
Coventry, jak mówił Coe, chce przyjrzeć się zimowym igrzyskom i możliwościom ich rozwoju pod różnymi kątami. Biegi i kolarstwo przełajowe mogłyby być jedną z tych możliwości właśnie. Tym bardziej, że mają też inny atut – Francuzi chętnie zorganizowaliby rywalizację w tych właśnie dyscyplinach. No, rywalizacja na nogach byłaby dla nich zapewne mniej interesująca, ale ta kolarska? To kraj, który kocha rowery, również te przełajowe, dla których typowy sezon to przecież późna jesień i zima.
CZYTAJ TEŻ: MISTRZYNI OLIMPIJSKA I ULUBIENICA DYKTATORÓW. KIM JEST KIRSTY COVENTRY?
Już teraz we Francji dyskutuje się o potencjalnych miejscach i trasach na zorganizowanie kolarskiej rywalizacji. Dołączenie rowerowych przełajów wspierają tamtejsi politycy – byli i obecni. Zrobił to też Thibaut Pinot, jeden z najbardziej kochanych przez Francuzów kolarzy w XXI wieku, już emerytowany. Generalnie: kraj jest na tak. Międzynarodowa Unia Kolarska jest na tak. MKOl też wydaje się powoli kiwać głową i potwierdzać, że to dobry pomysł.
Stoją zresztą za nim i inne argumenty.
Kwestia klimatu… i Afryki
Dla zimowych igrzysk jest jedno główne zagrożenie – zmiany klimatyczne. Jedną z nich jest, oczywiście, globalne ocieplenie. A to oznacza nie tylko mniej śniegu, ale i większe problemy w utrzymaniu tego sztucznego. Za tym wszystkim idą też większe koszty, bo wzrasta zużycie energii elektrycznej, wody i czego tylko popadnie.
W skrócie: sporty zimowe może czekać katastrofa. Zresztą dyskutuje się o tym w wielu federacjach. W świecie skoków narciarskich – na przykład – mówi się od kilku lat o systemie hybrydowym, z zeskokiem igelitowym, zresztą wykorzystanym w Wiśle w 2022 roku. Możliwe, że za kilka lat będzie to więcej konkursów, ba, może igelit zacznie zimą przeważać nad białymi zeskokami.
To tylko przykład. Ale narciarstwo alpejskie, snowboard i inne tego typu sporty też zaczynają mieć problemy. Jednej zimy mniej, drugiej więcej – ale ogółem zawodów odwołanych rokrocznie bywa sporo. Czy to przez brak śniegu, czy przez ekstremalne warunki pogodowe – choćby zamiecie.
CZYTAJ TEŻ: CIEPLEJSZE ZIMY I MNIEJ ŚNIEGU. JAKA JEST PRZYSZŁOŚĆ SPORTÓW ZIMOWYCH?
Naukowcy i specjaliści w raporcie, przygotowanym na potrzeby MKOl-u kilka lat temu, prognozowali, że w 2040 roku ledwie 10 krajów na świecie będzie w stanie zorganizować zimowe igrzyska. Wprost napisano też, że ZIO muszą „zaadaptować się do klimatycznych zmian”. Biegi i kolarstwo przełajowe miałyby tu być pierwszą próbą zrobienia tego – bo to sporty, które śniegu nie wymagają… ale jeśli jest, to jak najbardziej mogą go mieć.
Na papierze – idealne rozwiązanie, znakomity kompromis. Albo będziemy biegać czy jeździć w błocie, albo wykorzystamy śnieg. Tak czy siak – rywalizacja się odbędzie.
W dodatku jest też i drugi aspekt tego wszystkiego. Mówił o nim Coe.
– Od zawsze chciałem widzieć biegi przełajowe na igrzyskach, z wielu powodów. Niektóre są emocjonalne. Ale to też dałoby Afryce szanse na to, by zaistnieć na zimowych igrzyskach. Szanse, których, jeśli mam być szczery, [w tej chwili] nie ma – twierdził prezydent World Athletics. I cóż, ma w tym rację. Afryka faktycznie jeśli istnieje na zimowych igrzyskach, to głównie jako ciekawostka. Jeszcze nigdy sportowiec z tego kontynentu nie zdobył medalu na tej imprezie.
Taki problem dotyczy tylko Afryki i Ameryki Południowej (i, dodajmy z humorem: Antarktydy). Europa – wiadomo – to kolebka sportów zimowych. Ameryka Północna jest reprezentowana przez Kanadę i USA. W Azji prym wiodą Japonia, Chiny i Korea Południowa, ale zdarzało się, że po medale sięgali sportowcy z Uzbekistanu, Kazachstanu czy Korei, ale tej z północy. Całkiem sporo krążków wywalczyły też Nowa Zelandia i Australia, które dobrze radzą sobie na przykład w short tracku i na snowboardzie.
Wiadomo jednak, że tak naprawdę wszystko zależy od warunków do treningów. Teoretycznie i w Afryce, i w Ameryce Południowej są wysokie góry, znajdą się też pojedyncze stoki. Ale wychować tam zimowego sportowca? Bez tradycji, trenerów, infrastruktury? Zajęłoby to lata, może nawet dekady.
Chyba że na reprezentowanie ojczyzny przodków zdecydowałby się ktoś, kto wychował się w Europie – teraz na medal liczą na przykład Brazylijczycy, których reprezentować zaczął Lucas Pinheiro Braathen (i dopiero co wygrał pierwszy raz w nowych barwach w Pucharze Świata), specjalista od narciarskiego slalomu, wcześniej startujący w barwach Norwegii. Ale to pojedyncze przypadki, bo nie opłaca się – pod kątem środków, zgrupowań czy treningów – decydować się na takie kroki.
Sam Braathen zrobił to, bo pokłócił się z władzami swojej federacji.
A Afryka to wielki rynek. Mnóstwo ludzi. Gdyby tamtejsi sportowcy mieli szansę na choć jeden medal zimowych igrzysk, to fani pewnie by się tym wszystkim zainteresowali. Rozumie to Sebastian Coe, rozumie też z pewnością Kirsty Coventry, która pochodzi przecież z Zimbabwe i dla tego kraju zdobywała medale – ale na letnich igrzyskach.
Jest to więc mocny argument polityczno-finansowy. I możliwe, że on zdecyduje. Choć nie jest to pewne.
Sprzeciw w obronie tradycji
Bo przedstawiciele tradycyjnych dyscyplin zimowych – reprezentowani przez Federację Olimpijskich Sportów Zimowych (WOF) – mówią: możemy się dostosowywać, ale róbmy to w ramach sportów, które pasują do zimowych igrzysk. Nie róbmy rewolucji.
– Jeśli na zimowych igrzyskach jest miejsce na więcej sportów, więcej akcji, więcej dynamiki, możemy je wszystkie zapewnić, ale róbmy to w ramach społeczności śniegu i lodu – mówił Colin Grahamslaw, sekretarz generalny WOF.
Dodał, że już na igrzyskach w Mediolanie/Cortinie d’Ampezzo zadebiutuje nowy sport (wspomniany skialpinizm), a wiele dyscyplin ma konkurencje, które śmiało można dodać do programu igrzysk – za przykład posłużył mu hokej na lodzie i jego „mniejsza” wersja: trzech na trzech.
Generalnie podobne zdanie ma wielu innych ekspertów. Ivo Ferriani, przedstawiciel sportów zimowych na najwyższych szczeblach MKOl-u, mówił: – Innowacje powinny skupić się na wprowadzeniu ewolucji w istniejących sportach zimowych. – Max Cobb, Amerykanin postawiony wysoko w światowych strukturach biathlonu, dodawał, że to w pewnym sensie „wpychanie” dyscyplin w program zimowych igrzysk, bo „gdyby te były popularne, to byłyby już rozgrywane latem”.
I cóż, z jednej strony ma trochę racji, z drugiej – i biegi, i kolarstwo przełajowe popularne są. Zresztą wiele popularnych dyscyplin niekoniecznie znajduje swą drogę na igrzyska, z różnych powodów. Popularność może być argumentem, ale niekoniecznie musi, więc wypowiedź Cobba trzeba brać z pewnym dystansem.

Czy Kirsty Coventry wprowadzi na zimowe igrzyska nowe, kontrowersyjne dyscypliny?
Z pewnością jednak poważnie trzeba traktować obawy i sprzeciw przedstawicieli tradycyjnych sportów zimowych. Bo ci mają prawo ze strachem podchodzić do głosów o rewolucji w programie ZIO. Główna obawa? Że wprowadzenie nowych, innych sportów „rozmyje” pierwotną ideę stojącą za zimowymi igrzyskami, że nie będzie to już tylko śnieg i lód, i że z czasem trudniej będzie planować program igrzysk, a do tego te sporty „nieśniegowe” odbiorą widzów dyscyplinom obecnym aktualnie na ZIO.
A część z nich i tak ma z oglądalnością problemy. Choćby biegi czy skoki narciarskie. I traf chciał, że kilka dni temu na stronie Międzynarodowej Federacji Narciarskiej i Snowboardowej ukazało się oświadczenie, dotyczące potencjalnych zmian w programie ZIO. Podpisały się pod nim też Międzynarodowa Unia Biathlonu, Międzynarodowa Federacja Bobslejów i Skeletonu, Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie, Międzynarodowa Federacja Saneczkarstwa, Międzynarodowa Unia Łyżwiarska, Międzynarodowa Federacja Narciarstwa i Snowboardu oraz Światowa Federacja Curlingu.
Innymi słowy: właściwie wszyscy, którzy są na igrzyskach obecni. A co tam możemy przeczytać? Choćby taki fragment:
„Związki Zimowych Igrzysk Olimpijskich uważają jednak, że przyszłości Zimowych Igrzysk Olimpijskich nie służą dobrze cząstkowe propozycje, takie jak włączenie dyscyplin pozaolimpijskich Letniego Międzynarodowego Festiwalu Olimpijskiego do programu Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Związki Zimowych Igrzysk Olimpijskich są głęboko przekonane, że takie podejście osłabiłoby markę, dziedzictwo i tożsamość, które czynią Zimowe Igrzyska Olimpijskie wyjątkowymi – celebracją sportów uprawianych na śniegu i lodzie, z odrębną kulturą, zawodnikami i arenami” (cytat za skijumping.pl).
A więc jest konflikt. Jedni chcą nowych sportów, poszukują rozwiązań, mając w głowie klimat, Afrykę, koszty organizacji imprezy. Drudzy – wierzą, że zimowe igrzyska da się uatrakcyjnić i zmienić, ale pozostając w ramach ustalonych już tradycji.
W tym wszystkim jest jeszcze jeden haczyk – taki, że przełaje to i tak najmniejsza z proponowanych zmian.
Krok dalej, czyli sporty halowe
Bo na razie trzeba to traktować z dystansem, ale mówi się nieco o tym, że do programu zimowych igrzysk można by włączyć część halowych dyscyplin, które dziś rozgrywa się latem. Logika jest prosta: jeśli dany sport odbywa się pod dachem, to można go rozegrać zawsze. A część z nich jest stosunkowo „niskokosztowa”. Chodzi tu między innymi o to, by nieco wyrównać liczbę konkurencji i rozdawanych medali zimą oraz latem.
Co za tym idzie – odciążyć letnie igrzyska, a przy okazji urozmaicić te zimowe.
Jednak wracamy tu do tego, o czym pisaliśmy już wcześniej – zimowe igrzyska to śnieg i lód. W przypadku halowych dyscyplin, o których myślano, nie będzie ani jednego, ani drugiego. Najgłośniej bowiem mówiło się o… judo. I da się to zrozumieć. To dyscyplina należąca do tych bardzo prostych w organizacji. Hala, trybuny, odpowiednie maty i można się siłować. Za judo mogłyby też pewnie pójść zapasy czy taekwondo.
Bo i czemu nie? Wykorzystać można by przecież dokładnie tę samą halę. Ba, gdyby dobrze to wszystko przemyśleć, pewnie zmieściłby się tam też boks. I w sumie z perspektywy tych sportów nie byłoby to zapewne problemem… może poza tym, że igrzyska letnie są bardziej prestiżowe, bo patrzy na nie cały świat. Zimowe? No jest inaczej, stąd właśnie ta walka o Afrykę i nową widownię. Niemniej: przesunięcie judo czy boksu mogłoby się okazać krzywdzące dla tych sportów właśnie.
I niekoniecznie dobrze przyjęte przez przedstawicieli dyscyplin zimowych. Tego więc – na razie – raczej się nie spodziewajmy.
Ale przełaje? Przełaje mogą na zimowe igrzyska wjechać – czy wbiec – z przytupem. Ale czy tak będzie, przekonamy się w lutym.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix