Reklama

Mistrzyni olimpijska i ulubienica dyktatorów. Oto Kirsty Coventry, nowa przewodnicząca MKOl

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

23 marca 2025, 17:34 • 17 min czytania 17 komentarzy

Jako pływaczka stała się najjaśniejszą gwiazdą w swojej ojczyźnie. Jej kariera rozciągnęła się na pięć igrzysk i siedem medali. Już w jej trakcie zaczęła działać w strukturach Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i Światowej Agencji Antydopingowej. Po zakończeniu została z kolei ministrem sportu Zimbabwe. I na tym stanowisku czekała ją wyłącznie krytyka. Mówiono, że swoją obecnością w rządzie firmuje działania reżimu. Że jest lojalna wobec dyktatora. Że dla sportu w kraju zrobiła niewiele. Równocześnie jej kariera w MKOl-u rozwijała się coraz lepiej i tam zyskiwała sobie uznanie. Kirsty Coventry to postać niejednoznaczna, która teraz piastować będzie najważniejsze stanowisko w świecie sportu. Jakie czekają na nią wyzwania? Co może nam powiedzieć jej przeszłość? I którą twarz Coventry zobaczymy na szczytach MKOl-u?

Mistrzyni olimpijska i ulubienica dyktatorów. Oto Kirsty Coventry, nowa przewodnicząca MKOl

Kirsty Coventry. Sylwetka nowej przewodniczącej MKOl

Nie była główną faworytką do objęcia stanowiska przewodniczącego Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. W gronie siedmiu kandydatów – w którym była jedyną kobietą – raczej wyżej wyceniano akcje Sebastiana Coe, prezesa World Athletics i byłego znakomitego biegacza, czy Juana Antonio Samarancha, syna byłego wieloletniego przewodniczącego tej organizacji.

A jednak, głosujący postawili na Kirsty Coventry. I to już w pierwszej turze. Dostała – co do jednego – wymaganą do zwycięstwa liczbę głosów – 49 z 97. Dlaczego wygrała? Kim jest? Jakie ma doświadczenie? I czy MKOl pod jej przewodnictwem się zmieni czy pozostanie na kursie, jaki obrał za czasów kończącego swe panowanie Thomasa Bacha?

Przebicie szklanego sufitu

Pierwsza kobieta. Pierwsza osoba z Afryki. Druga najmłodsza przewodnicząca w dziejach Komitetu, a dziesiąta w historii. To wszystko statystyki czy też informacje, które z miejsca przytoczono po wygranej Coventry w wyborach. Bo i faktycznie, nigdy wcześniej funkcji tej nie sprawowała przedstawicielka płci żeńskiej. W dodatku do tej pory tylko raz przewodniczył Komitetowi ktoś spoza Europy – Avery Brundage w latach 1952-1972. Ale to Amerykanin.

Reklama

Teraz pora na Afrykę. I to jej kobiecą część.

To wielki honor, zostać wybraną przewodniczącą MKOl. Chcę szczerze podziękować innym członkom Komitetu za ich zaufanie i wsparcie. Jestem szczególnie dumna z tego, że będę pierwszą kobietą piastującą ten urząd i pierwszą osobą z Afryki. Mam nadzieję, że to głosowanie będzie inspiracją dla wielu ludzi. Przebiliśmy dziś szklane sufity – mówiła Coventry już po wyborze. Dodawała, że dumą napawa ją możliwość rzucania wyzwania dotychczasowemu statusowi quo i pokonywanie barier, ograniczeń.

Przed nami było mnóstwo wspaniałych kobiet. Całe życie byłam otoczona przez takie. Jestem wdzięczna, że pokazały mi, iż nie warto rezygnować ze swoich marzeń – uzupełniała. Twierdziła przy okazji, że jej wybór pokazuje, jak globalny i otwarty na różnorodność stał się ruch olimpijski. I może faktycznie tak jest. Choć równocześnie nie sposób nie zauważyć, że na swój sposób postawienie na Coventry to ze strony członków Komitetu ruch bardzo bezpieczny.

Już na kilka miesięcy przed wyborami dziennikarze pytali ją, czy czuje, że jest „preferowaną następczynią” Thomasa Bacha, taką, którą sam Niemiec popiera. Odpowiadała dyplomatycznie – że Bach wspiera wszystkich kandydatów i każdego traktuje tak samo. Ale oczywistym było, że na przykład Sebastian Coe jest bardziej skory do rewolucji. Coventry mówiła sporo, równocześnie nie mówiąc za dużo. Twierdziła, że MKOl i ruch olimpijski potrzebują zmian. Jednak tych zmian nie wymieniała zbyt wiele – właściwie wszystko, co mówiła, dotyczyło tego, co Komitet zaczął już pod rządami Bacha.

Nic dziwnego, że kończący swe rządy przewodniczący był zadowolony.

Gratuluję Kirsty Coventry jej wyboru na 10. przewodniczącego MKOl. Ciepło witam tę decyzję, podjętą przez członków MKOl i oczekuję silnej kooperacji, szczególnie w okresie przejściowym. Nie mam wątpliwości, że przyszłość ruchu olimpijskiego jest jasna i wartości, za którymi stoimy, będą prowadzić nas przez kolejne lata – mówił Bach już po wyborach.

Reklama

Thomas Bach i Kirsty Coventry

Thomas Bach gratuluje Kirsty Coventry jej wygranej w wyborach. Fot. Newspix

Coventry ma, oczywiście, inne atuty. Sama była olimpijką, zdobywała medale (zresztą łączy ją to z Bachem, mistrzem olimpijskim w szermierce), zna od środka świat zawodowego sportu na najwyższym poziomie. Od ponad dekady działa w MKOl-u na różnych polach, zaczęła jeszcze przed końcem zawodowej kariery.

Fakt, że jest kobietą, również mógł okazać się istotny – możliwe, że członkowie MKOl poczuli, że to czas na wybór osoby innej płci. Jej wiek – 41 lat, jak na standardy przewodniczących jest młoda – oraz fakt, że ma dwie córki, to kolejne atuty. Jak bowiem podkreślała, MKOl musi skupić się na tym, by trafić z igrzyskami do młodego odbiorcy.

Mówiła też, że kobiety-przywódczynie mają nieco inną perspektywą, nowe, świeże spojrzenie, inne od męskiego. I chciałaby udowodnić, że na najwyższych stanowiskach, również w świecie sportu mogą działać tak sprawnie, jak i mężczyźni.

Cóż, zobaczymy, czy jej się to uda. Wyzwań, jakie stoją przed MKOl-em jest bowiem naprawdę sporo. Jeśli jednak Kirsty Coventry w roli przewodniczącej poradzi sobie choć po części tak dobrze, jak na basenie, to faktycznie może to być udana kadencja.

Złota dziewczyna Zimbabwe

Urodziła się w Harare, stolicy Zimbabwe, w 1983 roku. Podajemy datę nie bez powodu – w Zimbabwe trwało wtedy Gukurahundi, czyli zarządzone przez Roberta Mugabe – prezydenta i dyktatora kraju – ludobójstwo ponad 20 tysięcy osób w zachodnim Zimbabwe. Coventry przyszła więc na świat w okresie wielkiego niepokoju. A potem będzie żyć w kolejnych takich.

Ona sama nie przeszła jednak dramatycznego dzieciństwa. Jej rodzina miała swoją własną firmę chemiczną w Harare. Produkowali wszystko, co potrzebne do użytku w domu – środki do prania, czyszczenia i tak dalej. Stąd pieniędzy raczej nie brakowało. Młoda Kirsty uprawiała różne sporty, jeździła na wycieczki, ogółem nie czuła, że żyje w jednym z biedniejszych krajów świata.

Moje dzieciństwo było wspaniałe. Byłam blisko związana z całą rodziną. Co niedzielę jedliśmy lunch i spędzaliśmy dzień razem. Wszyscy kuzyni, wujkowie, ciotki. Uwielbiałam wycieczki nad Karibę, nasze największe jezioro. Pływaliśmy łódką, wędkowaliśmy, leżeliśmy w słońcu. Zachody słońca były tam niesamowite, to był mój ulubiony czas dnia. Obserwowałam zwierzęta, które przychodziły do wody – słonie, impale, zebry, żyrafy – wspominała.

Jej rodzina była usportowiona. Pływali dziadkowie, ojciec i jego bracia też. Matka również lubiła wejść do wody i to ona nauczyła pływać małą Kirsty, gdy ta miała ledwie 18 miesięcy. Nieco ponad cztery lata później dołączyła do lokalnego klubu, a kiedy okazało się, że ma do tego predyspozycje, kilkukrotnie zmieniła miejsce treningów, w poszukiwaniu optymalnego. W końcu trafiła do „Piratów”, gdy miała 12 lat. I tam rozwijała się jako zawodniczka.

Nieco wcześniej – bo w 1992 roku – obejrzała w telewizji igrzyska w Barcelonie. To wtedy powiedziała rodzicom, że chciałaby pojechać na tę imprezę. Udało się szybko, bo była jeszcze uczennicą szkoły średniej, kiedy wyruszyła do Sydney, jako członkini kadry złożonej z 16 sportowców – w tym pięciu kobiet. Nie osiągnęła tam niczego wielkiego, w swojej koronnej konkurencji (100 metrów stylem grzbietowym) zajęła 12. miejsce. W innych nie przeszła nawet kwalifikacji.

To był jednak dopiero początek jej wielkiej kariery.

W 2002 roku zdobyła złoto Igrzysk Wspólnoty. Trafiła w niesamowicie ważny moment. Zimbabwe cierpiało z powodu zachodnich sankcji – nałożonych na kraj głównie ze względu na działania dyktatora, a więc wciąż rządzącego Mugabe, w tym reformy, w ramach których 4000 białych farmerów siłą wyrzucono z ich ziem – a radość z powodu złota Kirsty stanowiła odskocznię od trudnej codzienności. Tym bardziej, że medal dla Zimbabwe zdobywała biała osoba, co sprawiało, że łączyła ludność ponad rasowymi podziałami.

W podobnym okresie dostała zaproszenie na studia i treningi do USA. Skorzystała. Wylądowała w innej rzeczywistości, mając do dyspozycji świetne obiekty i znakomitych trenerów w Auburn University w Alabamie. I do igrzysk w Atenach przystępowała już jako reprezentantka nie tylko kraju, ale też tej uczelni. A przy okazji – jako jedna z kandydatek do medali.

Spisała się. Z Grecji wróciła z trzema krążkami – złotem na 200 metrów stylem grzbietowym, srebrem na setkę tym samym stylem i brązem na 200 metrów stylem mieszanym. W rodzinnym kraju przywitano ją jak bohaterkę.

Na lotnisku czekały tłumy ludzi z banerami i kwiatami. Do tego tancerze, bębniarze i oficjele. W kraju zapanowało kilka dni pokoju, wszyscy świętowali sukcesy Kirsty, a ona mówiła, że zrozumiała wtedy, jak potężny jest sport. Wcześniej w całej historii Zimbabwe zdobyło tylko jeden medal – złoto w hokeju na trawie kobiet z 1980 roku. Łatwo zrozumieć, dlaczego wyczyny młodej pływaczki aż tak celebrowano. Paul Chingoka, ówczesny szef Zimbabwejskiego Komitetu Olimpijskiego, mówił, że „Kirsty to skarb narodowy”.

Ale najważniejsze słowa tamtego dnia wypowiedział Robert Mugabe. Nazwał Coventry „złotą dziewczyną”. Cztery lata później powtórzył te słowa. Kirsty w Pekinie znów była wybitna. Zgarnęła aż cztery medale – złoto i trzy srebra. Mugabe dał jej za to premię finansową w wysokości 100 tysięcy dolarów. Kontrowersyjną, kraj zmagał się wówczas z ogromną inflacją i brakami żywności. Kirsty część nagrody oddała na cele charytatywne i tym zjednała sobie rodaków.

I jak na co dzień unikała wikłania się w politykę, tak wtedy akurat postanowiła użyć swojej platformy.

Prezydent Mugabe wie, że coś musi się zmienić, bo wielu ludzi cierpi – powiedziała. Jasne, to nie są niezwykłe słowa, nie uderzyła w Mugabe wprost. Z drugiej strony i tak potrzeba było pewnej odwagi – dyktator akurat prowadził kolejną kampanię terroru, wymierzoną w opozycję. Zginęło wtedy niemal 200 osób, kilkadziesiąt tysięcy wysiedlono.

Kirsty nie mówiła o tym wszystkim, w wypowiedziach dla zagranicznych mediów unikała takich tematów. Ale z pewnością zdawała sobie sprawę z tego, co dzieje się w jej ojczyźnie.

Schyłek jednej kariery początkiem drugiej

Jej kariera po Pekinie wyhamowała. Zdobyła jeszcze medale rok później, na mistrzostwach świata w Rzymie, ale to były ostatnie takie sukcesy. Na igrzyskach w Londynie zaliczyła jednak inne ważne wydarzenie – została chorążą kadry. Walczyć o podium było jej trudno, bo na cztery miesiące przed igrzyskami zwichnęła kolano, a dwa miesiące później leczyła zapalenie płuc. To, naturalnie, mocno wpłynęło na jej treningi.

Londyn był jednym z wymagających momentów życia, takich, kiedy po prostu musisz przez to przejść – mówiła kilka lat później. I faktycznie, przeszła. Nie zdobyła co prawda medalu, ale weszła do dwóch finałów i w obu zajęła 6. miejsca. Biorąc pod uwagę przeszkody, jakie stanęły na jej drodze, to i tak były dobre wyniki.

Po igrzyskach wróciła do Zimbabwe. Przez ostatnich 11 lat mieszkała w Stanach Zjednoczonych, do ojczyzny przyjeżdżała raz na kilka miesięcy, teraz poczuła, że nadszedł czas, by znów się z nią związać. W tamtym okresie wzięła też ślub. W pewnym sensie zaczęła już planować drugą karierę – po tej sportowej. W 2013 roku zaangażowała się w działania MKOl. Wspominała o tym już kilka lat wcześniej, choć gdy była młoda marzyła co najwyżej o „otworzeniu własnej restauracji”.

Potem jednak zainteresowała się działaniami Komitetu. I właśnie we wspomnianym 2013 weszła do Komisji Zawodniczej MKOl. Rok później otrzymała kilka dodatkowych funkcji, związanych między innymi z przygotowaniami do igrzysk w Tokio. W międzyczasie zaangażowała się też w działania Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Poczuła jednak, że jako zawodniczka ma niedokończone sprawy. I postanowiła, że karierę zakończy w Rio de Janeiro. Na swoich piątych igrzyskach.

Kirsty Coventry

Znów poleciała do Stanów, tym razem do Austin, by trenować z Davidem Marshem, który szkolił ją w Auburn. O kwalifikację olimpijską tak naprawdę nie musiała się przesadnie martwić – w Afryce wciąż była najlepsza. Chodziło o to, by w Brazylii powalczyć o wysokie cele, nie tylko pojechać i odbębnić te igrzyska. Czy się udało? W pewnym sensie tak. Na piątych igrzyskach, żegnając się z basenem, zajęła – jak w Londynie – 6. miejsce.

Ale to już smakowało zupełnie inaczej.

Patrzyłam wstecz i doceniałam swoją karierę. Na jak wiele mi pozwoliła. Ile zrobiłam, ile miejsc odwiedziłam, jakie emocje przeżyłam dzięki niej. To wszystko ma swoją moc. Te wspomnienia pomogły mi w przygotowaniach do igrzysk – mówiła. W samym Rio znów niosła flagę swojego kraju. I to też było dla niej ważne. Często podkreślała, że jest dowodem na to, że nieważne skąd pochodzisz – możesz osiągnąć wielkie rzeczy.

A po igrzyskach, zgodnie z planem, zakończyła karierę. I poświęciła się pracy w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim i, wkrótce, roli matki. W MKOl-u z każdym rokiem zyskiwała na znaczeniu. W 2018 została członkinią Zarządu Komitetu oraz przewodniczącą Komisji Zawodniczej. Pełniła też istotne funkcje związane z kolejnymi imprezami odbywającymi się pod egidą Komitetu.

W podobnym okresie otrzymała jednak zupełnie inną posadę. Kontrowersyjną, za którą często ją krytykowano.

Twarz reżimu

W 2017 roku w Zimbabwe nastąpił pucz wojskowy. Władzę przejął wieloletni współpracownik Roberta Mugabe, czyli Emmerson Mnangagwa. A Coventry, która jako zawodniczka nigdy nie angażowała się przesadnie w politykę, nagle miała znaleźć się w jej centrum. To, że zatweetowała, witając nowego – jak się okazało – dyktatora, jeszcze oczywiście niewiele znaczyło. Mogła przecież mieć nadzieję, że oznacza to zmianę polityki.

Mnangagwa najwidoczniej uznał z kolei, że Coventry może mu się przydać. I we wrześniu 2018 roku mianował ją ministrem młodzieży, sportu, sztuki i rekreacji. W tamtym momencie nikt już nie miał większych wątpliwości, że Mnangagwa będzie w dużej mierze kontynuatorem polityki Mugabe. Wybór znanej pływaczki – zdaniem komentatorów – miał posłużyć za ocieplenie wizerunku rządów, pozyskanie młodych wyborców i nawiązanie więzi z białą częścią społeczności w kraju.

Kirsty pozostawała jednak optymistką. Mówiła, że nie da się zmienić niczego z zewnątrz, że trzeba usiąść na krześle w rządzie i tak próbować wpłynąć na obraz rządów. Przede wszystkim jednak – chciała odmienić obraz zimbabwejskiego sportu, przeżartego między innymi korupcją.

Mamy naprawdę dobrą bazę. Teraz musimy zrozumieć, jak możemy wesprzeć nasz sport. Musimy też zdecydować, na jakich sportach się skupić. Topowe kraje – jak Jamajka, znana ze sprintu – mają swoje specjalizacje, na których się skupiają. Zrobimy swój risercz. […] Chciałabym wpłynąć też na równość płci w naszym sporcie – mówiła. Opowiadała też o sztuce – w końcu to ministerstwo również od niej – mówiąc, że ją kocha, że w jej rodzinie są artyści. I że chce wspomóc ojczyste środowisko artystyczne.

Jak to wszystko wyszło?

Cóż, niespecjalnie dobrze. Już w styczniu 2019 roku w protestach przeciwko podwyższeniu cen paliw reżim Mnangagwy zabił 12 osób. Coventry nawoływano do rezygnacji ze stanowiska, by nie dawała rządowi pozytywnego PR-u swoimi osiągnięciami. Nie zrobiła tego. Mało tego, w kolejnych miesiącach trzymały jej się mniejsze lub większe skandale. A to poszła na przyjęcie wydawane przez dyktatora i tańczyła z nim, a to otrzymała farmę, odebraną jeszcze przez Mugabe jej pierwotnym właścicielom. Wielu uważało, że Mnangagwa w ten sposób wynagradza jej milczenie i lojalność.

Emmerson Mnangagwa

Emmerson Mnangagwa. Fot. Newspix

Na polu działań ministerialnych też było kiepsko. Przedstawiciele środowiska sztuki powtarzali, że właściwie nie odczuli zmiany ministra i regularnie się ich zaniedbuje. W środowisku sportowym również niewiele posunęło się do przodu. Najgłośniej mówiło się o sytuacji piłki nożnej, drużyny z Zimbabwe – w tym reprezentacja – grają bowiem mecze poza granicami kraju, bo w tym… nie ma stadionu spełniającego międzynarodowe standardy.

Poza tym wcześniej FIFA na 18 miesięcy zawiesiła udział kadry w jakichkolwiek rozgrywkach, którym przewodziła. Powód? Ingerencja rządu w działania piłkarskiej federacji. Choć tutaj, jak twierdziła sama Coventry, było to uzasadnione. Działaczy oskarżano bowiem o korupcję, oszustwa, ale i wykorzystywanie seksualne.

Usiadłam w pokoju z niektórymi kobietami sędziującymi mecze, które wykorzystano seksualnie. To były jedne z najbardziej okropnych historii, jakie kiedykolwiek słyszałam. Decyzja, by zainterweniować, była całkowicie słuszna. Oczywiście, otrzymaliśmy za to zawieszenie na 18 miesięcy. Ale będę stać za tym, co zrobiłam. Jestem też wdzięczna, że prezydent poparł mnie i wsparł te kobiety – mówiła.

Podziękowania dla prezydenta są tu, oczywiście, charakterystyczne. Gdy tylko mogła, Kirsty Coventry pamiętała, by o nim wspomnieć. A on w zamian – po niedemokratycznych wyborach, przez które na kraj nałożono sankcje – wybrał ją na drugą kadencję, mimo że budziło to sprzeciw środowisk i sportowego, i kulturalnego. Mnangagwa powtarzał jednak, że z działań Coventry jest zadowolony. I trudno się temu dziwić.

A że w Zimbabwe panowało zdanie, że „zwykła osoba uprawiająca sport, próbująca wyrwać się w ten sposób z getta, nie zyskała w czasie kadencji Coventry absolutnie nic”? Na to nie zwracano uwagi.

Jeśli chodzi o Kirsty Coventry mamy więc dwie twarze. Jedna to ta, która działała w MKOl-u. Sprawcza, pełna energii, otwarta na nawiązywanie dialogu ze sportowcami i zyskująca sobie przyjaciół na wysokich stanowiskach. Druga zasiadała na ministerialnym stołku w Zimbabwe. I firmowała swoją osobą działania reżimu. Dla tamtejszego sportu zrobiła niewiele (nie nic, tak radykalne stwierdzenie byłoby bowiem przekłamaniem), a jej kadencja jest przez niezależnych dziennikarzy oceniana bardzo źle.

Kluczem dla sukcesu Coventry w Komitecie jest więc, by pozostała przy swojej twarzy, jaką w MKOl-u już znają. Bo wyzwań ma przed sobą ogromnie wiele.

Rosja, Trump i nowa era sportu

Kirsty Coventry jeszcze przed wyborami zapowiadała, że chce, by MKOl bardziej otworzył się na młodych ludzi. Zachęcił ich do sportu – uprawiania, śledzenia i oglądania. Mówiła też dużo o inkluzywności czy zacieśnieniu współpracy z krajowymi komitetami. Namawiała do modernizacji procesu wyboru kolejnych organizatorów igrzysk. Wiele miejsca poświęcała również czystości sportu – zresztą od lat, jak wspomnieliśmy, działa w WADA.

Zapytana przez The Athletic, czy uważa, że MKOl powinien być konserwatywny, czy też stawiać na innowacje, udzieliła z kolei wybitnie dyplomatycznej odpowiedzi.

Jesteśmy historyczną organizacją, musimy chronić tę historię, prawda? Ale jeśli chcemy nadal mieć znaczenie, musimy też używać nowych technologii i młodzieżowego żargonu. Musimy wyjść poza swoją strefę komfortu, ale pozostać przy tym wiernym swoim wartościom, bo to czyni igrzyska wyjątkowymi – powiedziała. I cóż, na tym stanowisku dyplomacja jest ważna. Ale trudno dziwić się opiniom, że Coventry będzie po prostu kontynuowała politykę Bacha. Czyli bardzo ostrożną, taką, żeby wszystkich zadowolić i nikomu się nie narazić.

Choćby Rosji. Nowa przewodnicząca MKOl – choć oficjalnie stanowisko obejmie w czerwcu – już zapowiadała, że nie jest fanką wykluczania sportowców z powodu wojen i konfliktów. Za przykład podała swoje Zimbabwe, które, jej zdaniem, na tych zasadach można by wykluczyć z igrzysk, gdy trwały tam wojny domowe czy ludobójstwa. Stąd skłania się ku rozwiązaniu widocznemu w Paryżu, ale na większą skalę. Chodzi o dopuszczenie rosyjskich i białoruskich sportowców do igrzysk pod pewnymi warunkami i bez flag (nawiasem pisząc: Zimbabwe jako kraj utrzymuje dobre relacje z Rosją).

Zresztą Rosjanie wyczuli swoją szansę. Od razu pogratulowali Coventry jej nominacji. I wyrazili nadzieję, że „Rosja wróci na podium olimpijskie”.

Thomas Bach

Thomas Bach trzyma kartkę z nazwiskiem Coventry, ogłaszając wynik wyborów. Czy to początek zmian w MKOl czy kontynuacja dotychczasowej polityki Komitetu? Fot. Newspix

Problemem dla Coventry będzie też Donald Trump, który zapowiedział już, że niekoniecznie wszyscy sportowcy otrzymają wizę na wjazd do Ameryki, uprawniającą do udziału w igrzyskach. Była pływaczka zapewniała jednak, że „od kiedy miała 20 lat, radziła sobie z trudnymi mężczyznami na ważnych stanowiskach”. – Prezydent Trump jest wielkim zwolennikiem sportu – mówiła. – Nigdy nie było urzędującego prezydenta, który wziął udział w Super Bowl. Był prezydentem, gdy Los Angeles zostało wybrane na organizatora. Naprawdę wierzę, że chce, aby LA 2028 odniosły ogromny sukces.

Dodawała, że po prostu będzie musiała usiąść z nim i odbyć rozmowę, przypominając o obowiązkach organizatora, na które Los Angeles (i Stany Zjednoczone) się zgodziły. Dla Trumpa głównym problemem ma być sprawa transpłciowych sportowców, których nie chce na igrzyskach. I tu… nie wiadomo do końca, jak patrzy na to Coventry.

Zapowiedziała co prawda „ochronę kobiecych sportów”, ale nie wyjaśniła, jak planuje to zrobić. O sprawie bokserek z igrzysk w Paryżu mówiła, że „trzeba wyciągnąć z niej wnioski” i że być może MKOl powinien objąć funkcję przewodniczą, bo chce tego część krajowych komitetów i światowych federacji (do tej pory to one ustalały zasady kwalifikacji na igrzyska, również w kwestiach płci czy chromosomów). Z kolei o samym udziale sportowców w igrzyskach w LA mówiła, że „zadbamy, by wszyscy, którzy się tam zakwalifikują, mogli na nich wystąpić”.

Wiemy więc, że tak naprawdę nic nie wiemy. I pewnie dopiero czas pokaże, czy kadencja Coventry na najważniejszym stanowisku w świecie sportu, wypadnie dobrze. Na pewno będzie chciała kontynuować politykę testowania i włączania w program igrzysk nowych sportów. Na pewno będzie walczyć z dopingiem. Na pewno zainteresuje się – zapowiadała to – e-sportem, jako sposobem na przyciągnięcie młodych odbiorców (bez precyzowania, czy myśli o nim w kontekście włączenia w poczet dyscyplin olimpijskich).

Ale to wszystko już się w dużej mierze działo. A czy Kirsty Coventry zrobi coś, czego nie robił już Thomas Bach? Czy ma własne pomysły na działanie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego? Czy wie, jak zadbać o to, by renoma igrzysk nie spadła? I jak poradzi sobie z problemem malejącej liczby chętnych do organizacji choćby zimowej edycji igrzysk (ale i letniej, do której zgłaszają się w dużej mierze kraje niedemokratyczne)?

Odpowiedzi na te wszystkie pytania poznamy dopiero, gdy faktycznie obejmie urząd. I zacznie się czas jej rządów.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj więcej o igrzyskach na Weszło

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Jerzy Dudek mówi o charakterze polskich piłkarzy. “Może trzeba wrócić do boisk asfaltowych?”

Michał Kołkowski
9
Jerzy Dudek mówi o charakterze polskich piłkarzy. “Może trzeba wrócić do boisk asfaltowych?”
Niemcy

Imad Rondić rozczarowuje w Niemczech. Wkrótce znajdzie się na wylocie?

Michał Kołkowski
4
Imad Rondić rozczarowuje w Niemczech. Wkrótce znajdzie się na wylocie?

Igrzyska