Reklama

Głowacki: – Wiemy, że przez brawurę możemy tracić gole

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

02 września 2022, 12:03 • 8 min czytania 1 komentarz

Po awansie do I ligi niewiele zmieniło się w grze Stali Rzeszów. Nadal stawia na odważny, ofensywny futbol, który w ostatnich dwóch spotkaniach przyniósł ekipie z Podkarpacia osiem bramek. – Robimy cały czas swoje. Gramy ofensywny, odważny futbolu, tak jak w II lidze. Spodziewamy się, że czasem przechodzi to w brawurę i możemy tracić gole. Natomiast jeśli zachowamy taką skuteczność jak z Podbeskidziem, mimo wszystko mecze będziemy wygrywać – opowiada nam kapitan zespołu Piotr Głowacki.

Głowacki: – Wiemy, że przez brawurę możemy tracić gole

Za Stalą Rzeszów wyrównane spotkanie z Koroną Kielce w Pucharze Polski. Remis 3:3 już po pierwszej połowie, dogrywka, rzuty karne, które dopiero w ósmej serii przyniosły rozstrzygnięcie. Dla was niestety pechowe. Emocje po meczu już opadły?

Piotr Głowacki (kapitan Stali Rzeszów): Już kolejnego dnia staraliśmy się zapomnieć o starciu z Koroną, by skupić się na spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec. Wiadomo, że szkoda tego meczu, a najbardziej niewykorzystanych sytuacji, szczególnie w dogrywce. Zaprezentowaliśmy się dobrze na tle ekstraklasowej drużyny. Myślę, że bardziej zasłużyliśmy na awans niż Korona.

Czujecie niedosyt.

Dokładnie. Karne to loteria. Nikt do nikogo nie ma pretensji za to. Bardziej boli nas fakt, że byliśmy lepszym zespołem i powinniśmy wykorzystać swoje szanse.

Reklama

Czy mieliście cel, gdzie chcieliście dojść w Pucharze Polski?

Planu nie mieliśmy. Chcieliśmy go wygrać. Nie ustalaliśmy sobie konkretnej rundy. Tak jak często podkreśla trener w wywiadach, tak i ja to zrobię, zawsze skupiamy się najbliższym przeciwniku i wygranej. Nie ważne czy to drużyna z Ekstraklasy, czy I ligi. Gdybyśmy wszystko wygrywali, zdobylibyśmy też puchar. Mieliśmy nadzieje na awans. Nie udało się. Następny mecz to Zagłębie.

Doszły do was informacje, że to spotkanie nie będzie transmitowane i nie będziecie mogli pokazać się szerszej publiczności? A nie ma się co oszukiwać, było na co popatrzeć.

Nie skupiamy się na takich rzeczach. Oczywiście w szatni rozmawialiśmy o tym i o często dziwnym doborze transmisji, ale nie mamy na to wpływu.

Przed meczem z Koroną efektownie 5:0 ograliście Podbeskidzie Bielsko-Biała. Spodziewaliście się tak okazałego zwycięstwa? W wywiadach powtarzaliście, że stwarzacie sobie okazje, ale szwankuje skuteczność. Tu wszystko zagrało jak należy.

Sporo szans wykorzystaliśmy. Kluczową rzeczą dla nas było dobre wejście w mecz. Po pół godzinie prowadziliśmy już 3:0. Później mogliśmy już na spokojnie prezentować nasz futbol. Czuliśmy się swobodnie, lekko. Jeżeli w każdym meczu wykorzystywalibyśmy większość swoich szans, to niemal zawsze kończyłyby się naszymi zwycięstwami.

Reklama

Zestawię spotkanie z Podbeskidzie w kontrze ze starciem z Ruchem Chorzów, gdzie również stwarzaliście sobie mnóstwo okazji, graliście dobrze, prowadziliście, a mimo to przegraliście 2:3. Co jest głównym faktorem, że raz kończy się trzema punktami, a raz bez żadnych?

Wydaje mi się, że chodzi wyłącznie o skuteczność. Pewnie dochodzą do tego sprawy formy dnia, może drobnych zmian w treningu przed poszczególnymi spotkaniami, ale nie doszukiwałbym się w tym drugiego dna. Pracujemy niemal cały czas tak samo. W dwóch meczach zdobyliśmy osiem bramek, co nie jest częste, szczególnie w Polsce.

Płacicie za to, że jesteście beniaminkiem w I lidze?

Nie czujemy się tak. Nawet trener na jednej z konferencji prasowych powiedział, że chciałby, aby nie mówiono o nas jako beniaminku, tylko pełnoprawnym pierwszoligowcu. Na pewno nie płacimy frycowego, o co pytał już jeden z dziennikarzy. Robimy cały czas swoje. Gramy ofensywny, odważny futbolu, tak jak w II lidze. Spodziewamy się, że czasem przechodzi to w brawurę i możemy tracić gole. Natomiast jeśli zachowamy taką skuteczność jak z Podbeskidziem, mimo wszystko mecze będziemy wygrywać.

Nie czujecie przeskoku między I, a II ligą?

Uważam, że są pewne różnice, przede wszystkim w intensywności gry i w jakości poszczególnych zawodników. Natomiast myślę, że z każdym meczem czujemy się coraz mocniejsi, dzięki czemu możemy pokazywać swoją tożsamość i odwagę, czyli to, co nas cechuje.

Na co realnie stać Stal Rzeszów?

Nikt nie mówi u nas, że zajmiemy takie i takie miejsce, awansujemy albo będziemy bronić się przed spadkiem. Tak nie ma. W Rzeszowie skupiamy się na skrupulatnej pracy na co dzień. Nie tylko na meczach, ale każdego dnia, by stale ulepszać nasz model gry. Koncentrujemy się na najbliższym przeciwniku i nie myślimy o miejscu, które chcemy zająć. Nie ma u nas takich rozmów. Mogę to przedstawić na bazie tylko tego tygodnia. W poniedziałek skupialiśmy się na meczu z Koroną Kielce. We wtorek z nią zagraliśmy. W środę odbyliśmy krótki trening, regenerację, ale myślami byliśmy już przy spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec, bo w czwartek już na nie jechaliśmy. W piątek zamierzamy je wygrać.

Trzeba wykonać pracę, a wyniki przyjdą same.

Dokładnie tak jest u nas.

Czyli motto, które pewnie można odnieść do tego, w jaki Stal Rzeszów chce zbudować prezes Rafał Kalisz, stawiający na pracę u podstaw, akademię, wystawianie młodzieży. Czy właśnie tak wygląda klub od środka?

Trzeba podkreślić, że klub opiera się na silnych fundamentach. Nie jest robione nic po łebkach. Nie przerywa się czegoś w połowie. Widać to na każdym kroku. Każdy z klubie jest przesiąknięty tą filozofią. Jeśli coś nie wychodzi są nanoszone drobne korekty, a nie stawiane wszystko na głowie. Najlepiej byłoby tu być, żeby zobaczyć wszystko od środka i zrozumieć jak to działa.

>>Prezes Stali Rzeszów: Nie chcę zarobić na klubie żadnej złotówki. To misja<<

Ta filozofia jest czymś, co cię przekonało do przejścia z pierwszoligowego Stomilu Olsztyn, w którym regularnie grałeś, do trzecioligowej Stali Rzeszów?

Gdy Stal się mną interesowała, zaprosiła mnie do Rzeszowa, gdzie przedstawiono mi wizję klubu. Zaprezentowano mi jak wygląda zespół teraz, a także pokazało plan zmian. Przekonało mnie to, choć nie jechałem na Podkarpacie z takim nastawieniem, bo szukałem klubu, grającego wyżej. Po tym co zobaczyłem, po rozmowach, doszedłem do wniosku, że będzie to najlepsza opcja dla mnie. Czas pokazał, że podjąłem słuszny wybór.

Perspektywa czasu ma kluczowe znaczenie. Odchodząc ze Stomilu w styczniu 2019 roku do III ligi, pewnie musiałeś schować swoją sportową dumę do kieszeni. Teraz mamy 2022 roku i sytuację, w której Stal Rzeszów znajduje się na zapleczu Ekstraklasy, a olsztynianie są szczebel niżej.

Życzę Stomilowi jak najlepiej. Od zawsze byłem nastawiony na rozwój. Można to robić w każdym wieku. Zauważyłem, że w Stali każdy był nastawiony na rozwój i dlatego pasowaliśmy do siebie. Myślę, że nadal tak jest, bo tej cechy nie zatraciłem ani ja, ani klub.

Dość przypadkiem olsztynianin polubił Podkarpacie i Stale, bo przed tą rzeszowską grałeś w mieleckiej.

Zdecydowanie przypadkiem, ale całą rodziną bardzo dobrze żyje nam się w Rzeszowie.

W Stali jesteś cenionym piłkarzem. Aktualnie pełnisz rolę kapitana. Czy to wiele dla ciebie znaczy?

To coś przyjemnego. Czuję dumę z tego powodu. Początki mojego kapitanowania nie były łatwe, bo dopiero uczyłem się tej roli. Za dużo brałem na siebie. Natomiast bardzo pomogło mi to, że po przyjściu kilku liderów do szatni zmieniły się nieco proporcje. Taka jest również filozofia trenera Myśliwca. Odpowiedzialność spadła na wiele osób. Będąc kapitanem nie oznacza, że teraz jestem najważniejszy, ale mam dbać o to, by głos każdego w szatni był tak samo ważny. Do tego chciałem doprowadzić i doprowadziliśmy. Stawiamy na partnerstwo. Wspólnie ciągniemy wózek w jedną stronę.

Ty ten wózek będziesz ciągnął jeszcze dobrych kilka lat. W 2020 roku podpisałeś pięcioletni kontrakt. To daje duży komfort budowania kariery, szczególnie dla zawodnika jak ty, czyli blisko 31-letniego.

Przydał mi się taki spokój po latach tułaczki. Do Stomilu wracałem trzy razy. W międzyczasie pojawił się Dolcan Ząbki, Stal Mielec, kluby trzecioligowe. Zaliczyłem kilka podróży. W 2020 roku mieliśmy sezon, który nie skończył się awansem. Na stole leżały dwie oferty odejścia. Mogłem wybrać jedną z nich lub budować coś na stałe w Rzeszowie. Wybrałem tę drugą opcję. Czas pokazuje, ze podjąłem słuszny wybór.

Teraz możesz zdradzić, kto się tobą interesował?

Nie chciałbym zdradzać. Jeden to klub Ekstraklasy, drugi I ligi, który później awansował do elity.

Wspominałeś o klubach trzecioligowych, więc chcę cię pociągnąć za język i sprawdzić twoją pamięć. Czy pamiętasz, w jakim zespole występowałeś równo dekadę temu?

Wydaje mi się, że odszedłem z Dolcanu Ząbki i trafiłem do Startu Działdowo.

Bingo. Drugie pytanie. Czy pamiętasz wysokiego, szczupłego obrońcę, trenującego czasem w błękitnej koszulce Manchesteru City, którego nazywałeś Eidur Gudjohnsen?

O kurczę, nie przypominam sobie.

Masz do tego pełne prawo, bo dopiero byłem wchodzącym do seniorów 15-letnim juniorem i spotkaliśmy się kilkukrotnie na treningach Startu Działdowa pod koniec sezonu 2012/13.

Kilku ludzi z tamtego okresu pamiętam: napastnicy Marcin Ogrodowczyk i Wojtek Figurski, w środku pola grał Tomek Chądzyński, na boku obrony Krzysiek Dąbkowski.

10 lat a pamięć nie zawodzi. To też pokazuje drogę, jaką przeszedłeś. Startu Działdowo już dawno nie ma na piłkarskie mapie Polski, a ty jesteś kapitanem pierwszoligowej Stali Rzeszów.

Powiem szczerze, że to był najcięższy moment w całej mojej karierze. Grałem w I lidze w Dolcanie. Miałem dobry kontrakt. Klub chciał mnie wypożyczyć, ale nie było chętnych. Postanowiłem, że rozwiążę umowę i za namową trenera Wojciecha Tarnowskiego wybrałem Działdowo. Nic nie ujmując, ale przeszedłem z I ligi do trzecioligowca, który nie był szczytem marzeń przeciętnego chłopaka z regionu.

ROZMAWIAŁ SZYMON PIÓREK

WIĘCEJ O I LIDZE:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Dominacja skoczków w biało-czerwonych barwach! Tak, chodzi o Austriaków…

Szymon Szczepanik
0
Dominacja skoczków w biało-czerwonych barwach! Tak, chodzi o Austriaków…

Betclic 1 liga

Komentarze

1 komentarz

Loading...