Reklama

Poligon eksperymentów. Rekruci: Puchacz, Zalewski, Kun i Pestka

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

02 czerwca 2022, 15:28 • 8 min czytania 13 komentarzy

Podczas każdego zgrupowania reprezentacji Polski pojawia się ten sam problem – obsada lewej obrony. Selekcjoner Czesław Michniewicz w czerwcu zamierza przetestować kilka rozwiązań, które pomogą mu wybrać to najbardziej optymalne. Pierwszy sprawdzian zaliczył Tymoteusz Puchacz, choć ciężko powiedzieć, że zdał go na piątkę. 

Poligon eksperymentów. Rekruci: Puchacz, Zalewski, Kun i Pestka

Problem reprezentacji Polski z lewą obroną jest jak alergia. W przerwie zimowej przycicha, by powrócić ze zdwojoną siłą w okresie letnim. Na początku tylko nieco przeszkadza, później mocno uprzykrza życie, by finalnie paraliżować funkcjonowanie. Tylko odpowiednio dobrane leki pozwalają powstrzymać cieknące korytarze i ropiejące narzędzia percepcji. Receptę próbowali znaleźć kolejni selekcjonerzy. Były próby przesuwania nominalnie środkowych obrońców na bok, naturalizowania zawodników i przesuwania prawych defensorów na drugą stronę. Żadne rozwiązanie nie było optymalne. Odpowiednich, na razie, doraźnych środków poszukuje selekcjoner Czesław Michniewicz. Do przetestowania ma cztery rozwiązania. Jedno z marnym skutkiem już wykorzystał.

Polska – Walia: analiza lewej obrony

Sytuację z lewą obroną reprezentacji Polski najlepiej skomentował Jakub Wawrzyniak, w przeszłości etatowy zawodnik na tej pozycji. Mówił, że grając w kadrze, zastępuje piłkarza, który nie istnieje. Mimo że zakończył karierę trzy lata temu, a w drużynie narodowej nie występuje od sześciu, to nic w tym aspekcie się nie zmieniło. Po spotkaniu Ligi Narodów (2:1) Michniewicz otrzymał więcej pytań niż odpowiedzi. Pomimo zanotowania asysty Tymoteusz Puchacz – upupiany przez komentatorów, nazywających go stale Tymkiem – nie rozwiązał problemu selekcjonera.

Michniewicz na spotkanie z Walią zdecydował się na ustawienie z czwórką obrońców, lecz bez skrzydłowych. To już trzecia taktyka, w trzecim meczu, jaką zdecydowaliśmy się grać pod wodzą nowego selekcjonera. Końca eksperymentów jednak nie widać, bowiem drużyna w środowym meczu Ligi Narodów długimi fragmentami nie funkcjonowała najlepiej. Jak to wyglądało z perspektywy lewego obrońcy?

Reklama

Wyłączony z gry

Z racji braku skrzydłowych, w drugiej linii graliśmy tzw. rombem, składającym się z czterech środkowych pomocników. To dawało duże możliwości do gry ofensywnej dla bocznych obrońców. W teorii zarówno Puchacz, jak i zlokalizowany po drugiej stronie boiska Bartosz Bereszyński mieli do dyspozycji wolne korytarze na skrzydłach. W praktyce mieli problem z ich wykorzystaniem. Wszystko zaczynało się dużo wcześniej niż na połowie rywali. O ile obrońca Sampdorii Genua radził sobie z ustawieniem i pokazywał się do gry w ataku pozycyjnym – wykonał najwięcej podań w zespole, o tyle wychowanek Lecha Poznań praktycznie nie uczestniczył w rozgrywaniu piłki od bramki.

Często znajdował się na boisku za rywalami, w wyniku czego praktycznie nie można było podać do niego po ziemi. Jako że w tyle nie mamy wirtuozów rozegrania, na celne, dłuższe piłki również nie mógł liczyć. Oprócz tego Puchacz nie wszedł udanie w mecz, popełniając wiele prostych błędów, choćby w przyjęciu, które skutkowały stratami. W ogólnym rozrachunku pomijano go w rozegraniu.  W szybszych atakach Puchacz również kiepsko się ustawiał. Do kontr startował ze swoim charakterystycznym zabiegiem do tyłu i w bok, w wyniku czego tracił kilka cennych metrów przewagi nad rywalami. To też zmniejsza szanse powodzenia wykonania otwierającego podania, z którego w teorii czwórka środkowych pomocników powinna korzystać raz po raz. W praktyce takich akcji było zdecydowanie mniej niż można było przypuszczać.

Wal na oślep

Gdy jednak do nich dochodziło, ponownie decydującą rolę odgrywał Puchacz. Mając wolny korytarz i jednego rywala przed sobą, zawodnik Trabzonsporu miał do wyboru trzy opcje: dośrodkować, wejść w drybling lub rozegrać akcje krótkim podaniem po ziemi. Z trzeciej możliwości nie korzystał prawie wcale, a gdy już się decydował, czasami kończyło się to stratą. Drugą wykorzystał w zasadzie tylko raz i zakończyła się ona asystą. W tym, że zagranie z 72. minuty można klasyfikować jako taką sobie asystę, bo większą rolę odegrał Jakub Kamiński, który w swoim stylu, po zejściu na prawą nogę i uderzeniu w długi róg zdobył bramkę.

Zawodnik wypożyczony z Unionu Berlin najczęściej korzystał z pierwszej opcji, czyli dośrodkowania. Choć w jego przypadku można tu raczej mówić: WAL NA OŚLEP. Głowa pochylona, brak doboru odpowiedniej siły, nie mówiąc nawet o precyzji. Wykonał aż 11 wrzutek z Walią. Zdecydowana większość z nich była niecelna, a mimo to mógł zaliczyć dwie asysty. Pierwsza stała się faktem dzięki Kamińskiemu. Zasługa tego, że nie było drugiej, przypadła Adamowi Buksie, który nie trafił w piłkę, znajdując się blisko bramki. Brak celnych dośrodkowań nie jest jedynie przytykiem w kierunku Puchacza. Z tym problemem zmagał się również niepowołany na czerwcowe zgrupowanie Arkadiusz Reca.

Zabezpieczona obrona

Gra taktyką z rombem przyniosła nam jednak pewne plusy. Przede wszystkim dużo słabiej radzący sobie w defensywie Puchacz miał wsparcie jednego ze środkowych pomocników i nie popełniał błędów w obronie. Zwykle byli to Grzegorz Krychowiak bądź Jacek Góralski. To oni zabezpieczali boczne sektory, gdy lewy defensor zapędzał się do przodu. Wracając, ustawiał się w centrum boiska. Najlepiej o tym, jak skutecznie szczególnie Góralski zabezpieczał lewą obronę, mówią heatmapy zapożyczone z Whoscored.com.

Reklama

Tymoteusz Puchacz:

Jacek Góralski:

Puchacz nie zapędzał się w ogóle w nasz lewy narożnik. Za tę część boiska całkowitą odpowiedzialność wziął Góralski, dzięki czemu zawodnik Trabzonsporu mógł grać zdecydowanie wyżej. To, jak dobrze pomocnik Kajratu Ałmaty wywiązywał się ze swojego zadania, zobaczyliśmy po jego zejściu. W tym rejonie boiska do końca spotkania został dwukrotnie ograny Nicola Zalewski i raz Kamiński.

Alternatywy na kolejne spotkania

W pozostałych meczach Michniewicz z pewnością będzie chciał przetestować nowe rozwiązania. Widać, że będą one przystosowane pod konkretnych zawodników, bowiem każdy z powołanych lewych obrońców ma inną charakterystykę. Jakim ustawieniem może zagrać zatem Polska z poszczególnymi zawodnikami?

Nicola Zalewski

Zawodnik AS Romy pojawił się na boisku już pod koniec spotkania z Walią. Był jeszcze bardziej nastawiony na atak niż Puchacz i grał zdecydowanie wyżej. Z racji tego, że na murawie pojawili się inni ofensywnie usposobieni piłkarze – Kamil Grosicki, Kamiński, a opuścili ją zabezpieczający tyły Krychowiak, Góralski, Klich – zrobił się problem w obronie. Po lewej stronie dali się ogrywać i Zalewski, i świeżo upieczony mistrz Polski z Lecha. Wobec tego, jeśli zawodnik Romy rozpocznie któryś z meczów od pierwszej minuty, Michniewicz z pewnością oddeleguje odpowiedniego zawodnika do asekuracji. Zalewski może pełnić podobną rolę, co w środę Puchacz – lewego obrońcy z większym nakładem obowiązków w ataku, bądź wystąpić jako wahadłowy w systemie 1-3-5-2.

Patryk Kun

Tę drugą taktykę preferuje również zawodnik Rakowa Częstochowa. Po raz drugi powołany do reprezentacji Polski Kun wciąż czeka na swój debiut. W wewnętrznej gierce selekcjoner ustawił go jako lewego obrońcę, lecz w oficjalnym meczu, jeśli taką szansę otrzyma, zapewne wystąpi na wahadle. W jego przypadku Michniewicz nie będzie musiał się jednak martwić o zabezpieczenie defensywy. Podobnie jak w Ekstraklasie, Kun powinien biegać od bramki do bramki. W naszej lidze nie powala jednak zdobyczami bramkowymi czy asystami. Tę rolę powinien przejąć inny, ofensywny zawodnik. Wobec tego większe prawdopodobieństwo gry z Kunem jest w taktyce 1-3-4-2-1. W takim ustawieniu rywalizowaliśmy już ze Szkocją. Wtedy jako wahadłowy wystąpił Reca, a za kreację odpowiadali Jakub Moder i Piotr Zieliński. Tego pierwszego nie ma na kadrze ze względu na uraz, ale w odwodzie Michniewicz ma m.in. Sebastiana Szymańskiego czy Karola Linettego.

Kamil Pestka

Na papierze najlepiej ze wszystkich powołanych lewych defensorów obronę powinien zabezpieczyć Kamil Pestka. Zawodnik Cracovii brylował w Ekstraklasie pod względem liczby odbiorów i przechwytów piłki. Pokazywał to również przed laty w młodzieżówce. Przy nim skrzydeł nie mogli rozwinąć tacy piłkarze jak Dodi Lukebakio, Riccardo Orsolini czy Joao Felix. Pestka w minionym sezonie wykręcił również dobre statystyki ofensywne, lecz kadra to poziom wyżej i z efektywnymi akcjami do przodu mogłoby mu być nieco trudniej. Niemniej jednak, wystawiając obrońcę Cracovii w pierwszym składzie Michniewicz może przetestować klasyczne taktyki, którymi Polska grała od lat: 1-4-4-2 czy 1-4-2-3-1. Przed Pestką biegaliby szybcy skrzydłowi, których w obecnej kadrze jest jak na lekarstwo.

Mieć czy być?

A przynajmniej tak się wydawało do spotkania z Walią. Bardzo dobrą zmianę dał Kamiński i on mógłby być realną alternatywą na lewym skrzydle. Poza tym do gry są jeszcze wiekowy, ale wciąż dobry Grosicki czy Przemysław Frankowski. Większy problem robi się na drugiej stronie, gdzie musieliby grać Kamil Jóźwiak, Przemysław Płacheta bądź Konrad Michalak. Ciężko sobie wyobrazić, by któryś z nich otrzymał aż tak dużą szansę od Michniewicza. Wobec tego trener musiałby nieco zmodyfikować ustawienie, wprowadzając tam grającego bliżej środka fałszywego skrzydłowego lub zabezpieczyć prawą stronę dwoma nominalnym bocznymi obrońcami: Mattym Cashem i Bereszyńskim.

W pozostałych czerwcowych meczach Ligi Narodów z pewnością Michniewicz będzie chciał przetestować nowe rozwiązania na lewej obronie. Kibice muszą uzbroić się o cierpliwość, bo zawodnicy będą popełniać błędy, lecz lepiej, żeby zrobili to teraz niż podczas mistrzostw świata. Spotkanie z Walią pokazało, że Puchacz nie jest optymalnym rozwiązaniem. Mimo to jest najbliżej pierwszego składu. Najdobitniej o skali eksperymentów świadczy fakt, że wychowanek Lecha ma już więcej meczów w reprezentacji – debiut zaliczył równo rok temu 1 czerwca – niż rozegrał w Unionie Berlin i tylko dwa więcej, niż zaliczył w Trabzonsporze.

Najlepsze i najgorsze w sytuacji z obsadą lewej obrony jest to, że w skrajnym przypadku, mimo tak wielu alternatyw, na tej pozycji może wystąpić nominalnie prawy obrońca – Bereszyński. Choć sam piłkarz zarzeka się, że to nie jego pozycja, to w żadnym meczu nie zawiódł, ale również nie dał nic ekstra reprezentacji. Jednak w pewnym momencie Michniewicz będzie musiał sobie zadać pytanie czy woli gwarancję bezpieczeństwa, czy też niczym niekontrolowaną obietnicę sukcesu. Obecnie nic nie wskazuje na to, że w reprezentacji możemy mieć obie te rzeczy.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

13 komentarzy

Loading...