Widzew Łódź był jak bulterier i Tommy Lee Jones w “Ściganym”. W meczu z Koroną Kielce pokazał tyle ambicji, że można byłoby ją podzielić po równo na wszystkie drużyny Ekstraklasy, które kpią z samych siebie w walce o utrzymanie. Gdzie jest haczyk? Właśnie to zaangażowanie pogrążyło łodzian.
Czy z Widzewa zeszło powietrze? Nie. Byli przemotywowani i skończyło się to kierem w 10. minucie? Też nie. To jak w zasadzie zaangażowanie przekuło się w porażkę łodzian? Nie uwierzycie, ale i tak wam powiemy.
Marek Hanousek próbował uratować swój zespół przed rzutem rożnym dla rywala, ale wybijając piłkę, zrobił to tak, że posłał świecę we własne pole karne, co skończyło się golem Jewgienija Szykawki. Na dodatek uderzenie napastnika Korony z pozycji leżącej obserwował Patryk Lipski, który wyrżnął się na murawie.
Gol-komedia, Monty Python, kompilacje “funny football 2022” mogą się od niego zaczynać. Ale to się naprawdę wydarzyło i — co gorsze dla Widzewa, konsekwencje tego czereśniactwa mogą być bardzo poważne.
Dominacja Widzewa w pierwszej połowie
Widzew Łódź prowadzi 1:0 i dowozi ten wynik do końca. Nadal ma sześć punktów straty do Miedzi Legnica, Korona Kielce z 10 “oczkami” wypisuje się z walki o bezpośredni awans. Tak wyglądałoby to, gdyby wszystko ułożyło się po myśli gospodarzy. Zamiast tego mamy jednak scenariusz jak z memów “to mogliśmy być my”. Widzew do Miedzi traci punktów dziewięć i za moment może stracić szansę na przegonienie je w tabeli. Mało tego: zaraz może być za Arką Gdynia, a Korona traci do łodzian cztery “oczka” i ma lepszy bilans spotkań bezpośrednich. To wszystko może się złożyć na bardzo, bardzo nieszczęśliwe zakończenie tego sezonu.
A Widzew, patrząc na to spotkanie pod kątem stylu, kultury gry, pomysłu, najzwyczajniej w świecie na taki wynik nie zasłużył.
Jak wyglądał mecz w Łodzi? Widzew jechał z Koroną do spodu. Od pierwszej minuty golem dla łodzian śmierdziało bardziej niż rybą w całym biurze, gdy ktoś odgrzewa ją w mikrofali. Tu ktoś minął się z piłką zagraną na piąty metr, tam Kristoffer Hansen po odbiorze strzelił tuż obok bramki, zaraz oglądaliśmy bombę z dystansu. W pierwszej połowie jedynym piłkarzem kielczan zainteresowanym piłką i potrafiącym zrobić z niej użytek był Dalibor Takac, który odpowiadał za wszystkie groźniejsze sytuacje (groźniejsze, nie groźne).
Tyle że Widzewowi ta przewaga na nic się zdała, bo Konrad Forenc ani razu nie wyciągał piłki z siatki. Nawet wtedy, gdy Dominik Kun dostał patelnię na głowę na jakiś siódmy metr.
Porażka na własne życzenie
Po przerwie jazda bez trzymanki gospodarzy trwała i bardzo szybko przekuła się ona na konkret. Hansen tym razem z ostrego kąta trafił, choć bramka była raczej efektem dociśnięcia rywala niż zespołowej akcji. Norweg dobijał bowiem odbity strzał Martina Kreuzrieglera. Widzew chwilę później mógł jeszcze podwyższyć wynik, ale zamiast tego nagotował sobie bigosu. To zresztą nic dziwnego: tylko raz na pięć przypadków w tym sezonie zespół Janusza Niedźwiedzia wygrał mecz, w którym tracił prowadzenie. Tymczasem Korona zaprezentowała Ojrzyński finest’s: stałe fragmenty gry. Kielczanie w 2022 roku cztery razy trafiali do siatki z rzutów karnych, wykorzystali też rzut wolny, a dziś – rzut rożny. Dobry wyblok, wejście Kyryło Petrowa i precyzyjny strzał po centrze Jacka Podgórskiego.
Zrobiło się 1:1 i Widzew zaczął gubić pewność siebie. Wciąż naciskał, prowadził grę, ale Korona dobrze zamknęła dostęp do swojego pola karnego. W pewnym momencie klucz do tego sejfu znalazł Fabio Nunes, który kapitalnie ograł rywala na skrzydle i wyłożył piłkę po ziemi, ale nikt z tej dogodnej okazji nie skorzystał. Goście kontrowali, kontry zatrzymywali defensorzy Widzewa, aż w końcu stało się to, co opisaliśmy na wstępie. Łódzki klub może sobie pluć w brodę, a nawet powinien sobie pluć w brodę, bo sam do tej tragedii doprowadził. Słowa Konrada Forenca z pomeczowej wypowiedzi, które chwaliły styl gry Korony, były — delikatnie mówiąc — nie na miejscu. Korona wygrała ten mecz poniekąd psim swędem.
Z drugiej strony: czy w ogóle można się z tego nabijać? Nie za bardzo. Korona gra jak gra, ale wiosną ma tylką jedną porażkę na koncie. Widzew właśnie dopisał do swojego dorobku trzecią. W takiej sytuacji kielczan najmniej interesuje styl, bo najważniejsze — tabela — się zgadza.
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Najlepsi snajperzy-weterani i młodzi napastnicy w 1. lidze
- Krzepisz: Po treningach z Milikiem inaczej oglądało się mundial [WYWIAD]
- Widzew Łódź rozszerza dział analiz [WYWIAD]
- Pierwsza liga? Niebezpieczna dla fotoreporterów
- Twierdza Głogów i rekord Leszczyńskiego. Najlepsi gospodarze w 1. lidze
- CZY GKS TYCHY SŁUSZNIE ZMIENIŁ TRENERA?
Widzew Łódź – Korona Kielce 1:2 (0:1)
Hansen 48′ – Petrow 54′, Szykawka 78′
fot. Newspix