Reklama

„Awans Arki? Wolałbym to zrobić jak Mercedes przez lata, a nie jak Verstappen rok temu”

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

11 kwietnia 2022, 14:04 • 13 min czytania 11 komentarzy

Kacper Krzepisz to niezwykle spokojny człowiek. Na swoją szansę w Arce Gdynia czekał długo, ale gdy już ją dostał, stał się znany z powodu smykałki do bronienia rzutów karnych. Był na zgrupowaniu kadry Polski, choć nigdy nie został do niej powołany. Rzadko ogląda mecze, ale na F1 zawsze rzuci okiem. Dlatego wolałby, żeby powrót jego ukochanej drużyny do Ekstraklasy wyglądał nieco spokojniej niż ostatni wyścig ubiegłego sezonu.

„Awans Arki? Wolałbym to zrobić jak Mercedes przez lata, a nie jak Verstappen rok temu”

Jesteś nietypowym przypadkiem. Nie byłeś nigdy powołany do reprezentacji Polski, ale pojawiłeś się na jej zgrupowaniu w roli piłkarza. Jak do tego doszło?

Dokładnie nie wiem, ale wydaje mi się, że Jarosław Tkocz, ówczesny trener bramkarzy kadry, znał się z Jarosławem Krupskim, trenerem bramkarzy w Arce Gdynia. Potrzebowali dwóch bramkarzy do trenowania, żeby pomogli, jakby ktoś chciał zostać po treningu. Bramkarze reprezentacji byli po sezonie i mieli trochę więcej odpoczynku. Musieliśmy trochę ich zluzować. Miałem przyjemność trenować z reprezentacją w 2018 roku, przed mistrzostwami świata. Na pewno było to bardzo duże przeżycie, miałem 19 lat i mogłem trenować z takimi piłkarzami jak Piotr Zieliński czy Arkadiusz Milik. Niestety Roberta Lewandowskiego nie było, ale byli bramkarze — Łukasz Fabiański, Wojciech Szczęsny. Można było dużo u nich podpatrzeć, zobaczyć, jak wyglądają zawodnicy światowego formatu. To, co zapamiętałem z tych treningów, to otwartość tych piłkarzy. Przyjęli nas do siebie, traktowali nas jak równych.

Jak wyglądał wasz pobyt na obozie kadry?

Dojeżdżaliśmy codziennie rano, przebieraliśmy się w hotelu, jechaliśmy rowerami na boisko razem z drużyną. Tam trenowaliśmy, potem wracaliśmy do hotelu, jedliśmy obiad razem z zespołem i wracaliśmy do domu.

Reklama

Któryś z zawodników pozytywnie cię zaskoczył?

Można było zauważyć, że Piotr Zieliński i Arkadiusz Milik mieli bardzo dużą powtarzalność w strzałach, technice. To wyróżniało się na tle codziennych treningów. Największe wrażenie zrobiła na mnie ta dwójka.

Inaczej oglądało się mundial po takim doświadczeniu?

Jeszcze bardziej kibicowało się reprezentacji Polski. Można powiedzieć, że mieliśmy jakiś udział w tych przygotowaniach. Niestety nie poszło już tak dobrze, jak na EURO, ale tak — była większa przyjemność z oglądania tych meczów.

Jak dużym impulsem do pracy jest taka wizyta? Wcześniej nie wiedziałeś nawet, jak to jest być częścią młodzieżowej reprezentacji.

Reklama

Bardzo dużym. Na koniec zgrupowania mieliśmy krótką analizę naszych zachowań z trenerem Tkoczem. Co robiliśmy źle, co dobrze. Na pewno dało mi to dużo motywacji, żeby stawiać kroki do przodu i dalej trenować.

To była dla was poniekąd nagroda za to, jak dobrze spisywała się defensywa Arki Gdynia w CLJ.

Tak, do ostatniej kolejki walczyliśmy o półfinały, bo wtedy był jeszcze podział na grupy. Szkoda tej CLJ-ki, bo było blisko, żeby zdobyć coś dużego. Miałem dość dużo czystych kont, ale to była zasługa całej drużyny, całej defensywy. Bardzo dobrze wspominam okres gry w Centralnej Ligi Juniorów. To był pierwszy sezon, który zagrałem od początku do końca. Co prawda na poziomie juniorskim, ale jednak ogólnopolskim.

To był moment, w którym się odbiłeś? Wcześniej miałeś dwuletni okres bycia rezerwowym bramkarzem w zespole juniorów.

Z tego co pamiętam bronili wtedy Szymon Więckowicz i Piotr Pruszyński. Trochę się śmieję z tego okresu, bo trener, który był wtedy pierwszym szkoleniowcem Arki w CLJ, jest dzisiaj asystentem w pierwszym zespole i wspominamy sobie ten okres. W dwa lata zagrałem ok. 100 minut, więc nie było łatwo. Wiedziałem jednak, że w następnym sezonie będę bronił. A jeśli zagram pierwszy mecz dobrze, wystąpię w kolejnym i z meczu na mecz będzie po prostu dobrze. Nie załamywałem się.

Miałeś kogoś, kto podtrzymywał twoją ambicję i wolę walki?

Głównie czerpałem to od siebie samego, ale znajomi, czy mama, czy trener bramkarzy w juniorach, Arkadiusz Zagórski, dawali mi motywację do działania i też dzięki nim się nie załamywałem, cały czas ciężko trenowałem.

Zakładam, że inaczej jest siedzieć na ławce w seniorskim zespole Arki, a inaczej w juniorach.

Zdecydowanie tak. W juniorach trzeba jak najwięcej grać, choć tak samo jest zaraz po przejściu do seniorów. Miałem dość długi okres na ławce rezerwowych i kto wie, jakby się to potoczyło, gdybym grał wcześniej. O wiele trudniej było mi jednak znieść ten okres w juniorach.

Jakimś pocieszeniem było to, że byłeś częścią ukochanego klubu?

Trenuje w Arce od siódmego roku życia, to mój 15 rok w klubie, więc trochę tak jest. Siedzenie na ławce w seniorach było… Może nie łatwe, ale bramkarze, którzy tam byli, są naprawdę dobrzy. To był Pavels Steinbors i Daniel Kajzer. Nie czułem się niesprawiedliwie traktowany.

Od dziecka byłeś kibicem klubu z Gdyni?

Zacząłem chodzić na mecze równo wtedy, kiedy zacząłem trenować. Bardzo mało spotkań opuściłem, więc tak — byłem i jestem kibicem Arki. Nie wzięło się to jednak z rodziny, jedynie mama chodziła na mecze, ale tylko dlatego, że ja w nich grałem. Nie byłem też tak wkręcony kibicowsko, żeby chodzić na sektory najbardziej zagorzałych kibiców. Za małego siedziałem na rodzinnym, potem było zwykłe miejsce na trybunach.

JAK ODRADZA SIĘ HUBERT ADAMCZYK

Masz jakieś szczególnie przyjemne doświadczenie w tej roli?

To chyba byłby mecz z Midtjylland na stadionie w Gdyni. Rafał Siemaszko strzelił w doliczonym czasie gry na 3:2. Trybuny były wypełnione, po tej bramce i po ostatnim gwizdku była niesamowita euforia. To moment, który wspominam najlepiej Oczywiście dobrze pamiętam też zwycięstwo w Pucharze Polski.

Początkowo nie przyszedłeś do Arki jako bramkarz.

Pierwsze miesiące czy tygodnie trenowałem w polu. Na jednym z treningów była duża gra, bramkarze słabo sobie radzili. Byłem którymś z kolei, który wszedł między słupki, jakoś broniłem i tak już zostało, że zostałem na bramce. Zaczęło mi się to podobać i cały czas czerpię z tego radość, więc nie było złości.

Podpatrywałeś jakiegoś idola?

Nie, raczej nie. Może to dlatego, że nie oglądałem i nie oglądam za dużo meczów, oprócz swoich ligowych.

Czyli jesteś w tym wąskim gronie piłkarzy, których piłka nie grzeje.

Nie wiem, czy takim wąskim, choć może dużo osób się z tym kryje. Trochę tak jest, że oglądam piłkę sporadycznie, a jeśli już, to np. 1. ligę, żeby mieć jakiś ogląd na inne drużyny, z którymi gramy. Mam pasję do futbolu, tylko ona przejawia się w tym, że czerpię radość z grania, a nie z oglądania. Może chodzi też o to, że w dzisiejszej piłce jest dużo meczów i można codziennie siedzieć i coś oglądać, a to nie dla mnie. Nie jest też tak, że w ogóle ich nie oglądam, nie chodzi o skrajność. Po prostu obejrzę jeden czy dwa w tygodniu zamiast ośmiu.

Wracając do twojej gry: jak wyglądają derby Trójmiasta w młodzieżowych zespołach?

Chyba są mniej emocjonujące, tak mi się wydaje. Znaliśmy się jako zawodnicy z kadr wojewódzkich, więc nie było dodatkowych emocji, nie było to tak podsycane. Nie było też kibiców na trybunach. Może też jestem takim typem zawodnika, bardzo spokojnym i po prostu się wyłączałem. U mnie się te emocje nie przejawiały, może u innych pojawia się jakieś dodatkowe zaangażowanie.

Właśnie, słyszałem o tym, że jesteś bardzo spokojny. Jest jakiś sekret tego spokoju?

Nie, taki się urodziłem, mam tak od zawsze.

W Arce miałeś dwóch ważnych trenerów: Arkadiusza Zagórskiego i Jarosława Krupskiego. Potwierdzisz?

Potwierdzę. Tylko od nich zależało to, jak wyglądam jako bramkarz. W 99% wpłynęli na to, jak teraz bronię. Trener Zagórski uczył mnie podstaw, to z nim miałem pierwsze treningi. Od momentu gdy jestem w seniorach, pracuję z trenerem Krupskim. To już bardziej zaawansowane ćwiczenia czy analizy. Wszystkiego mnie nauczyli.

Między trenerem bramkarzy a bramkarzami wywiązuje się większa więź niż między pierwszym szkoleniowcem a zespołem?

Sama matematyka na to wskazuje: trener ma do ogarnięcia ponad 20 zawodników, trener bramkarzy trzech czy czterech. Więź jest mocniejsza, chyba jest też tak, że trener bramkarzy często broni swoich podopiecznych. W Arce pracują z nami szkoleniowcy, którzy sami grali na bramce, bardzo dobrze się na tym znają, więc mają doświadczenie i potrafią tę obronę uzasadnić.

Pamiętasz pierwszy trening w pierwszym zespole?

Tak, ale nie było to nic szczególnego. To był trening wyrównawczy, na którym było pięciu czy sześciu piłkarzy, którzy nie znaleźli się w kadrze meczowej. Nic porywającego!

A wejście na stałe do kadry pierwszego zespołu powodowało jakiś stres?

Wejście na stałe nie, ale pierwsze treningi czy wyjazd na obóz, kiedy jeszcze nie byłem na stałe w zespole, powodowały stres. To jednak byli zawodnicy, których oglądałem jako kibic z trybun. Czułem duży respekt do Marcusa da Silvy, do bramkarzy — Pavelsa Steinborsa czy Krzysztofa Pilarza.

Kacper Krzepisz w finale Pucharu Polski. Starcie z Vladislavsem Gutkovskisem

Bramkarze, którzy rywalizują o miejsce w składzie, mogą być kumplami, czy jest trochę wrogości?

Zawsze jest element rywalizacji. Mogą być dobrymi znajomymi, ale nie będą stuprocentowymi przyjaciółmi. Będzie to podszyte walką o skład, bo miejsce jest tylko jedno. Nie da się od tego uciec.

Pavels Steinbors był dla ciebie mentorem?

Tak, bardzo mi pomógł w pierwszym okresie treningów w seniorach. Zwracał mi uwagę na małe rzeczy, na które sam nie zwracałem uwagi, np. na elementy techniczne. Dawał mi też rękawice czy buty, więc bardzo dobrze go wspominam.

Jaką różnicę odczuwa bramkarz, który zamienia występy w młodzieżowych drużynach na treningi z seniorami? Gracze z pola mogą powiedzieć: wyższe tempo, trudniej rywalizować w małych gierkach.

Najbardziej odczułem to w sferze czysto fizycznej. Bramkarze, którzy byli w pierwszej drużynie, wyżej skakali, mieli więcej siły, dolatywali do piłek, do których ja nie byłem w stanie dolecieć.

Poczułeś, że potrzeba trochę więcej popracować na siłowni?

Kiedy poczuję, że pod jakimś względem jestem od kogoś słabszy, staram się od razu taki element poprawić. Podciągnąć do momentu, w którym to ja będę lepszy. Tak było wtedy, tak było kiedy poprawiałem grę nogami. Biorę do siebie każdą radę, którą usłyszę od trenerów. Zostawałem po treningach, miałem indywidualne treningi na siłowni.

Skoro o treningach: Fabian Serrarens był piłkarzem treningowym?

Fabian nie był aż tak zły, jak to przedstawiano w mediach. Na treningach czasem wyglądał dobrze, krytyka była często nieuzasadniona. Nie stwarzaliśmy mu zbyt wielu sytuacji, a na treningach strzeleckich wyglądał dobrze. Ta krytyka była ponad skalę. Wiem, jak było, czytałem!

Ważniejszy był dla ciebie debiut w Arce w meczu pucharowym, czy pierwszy mecz w Ekstraklasie?

Chyba jednak Puchar Polski. To było półtora roku przed debiutem w Ekstraklasie, duże przeżycie. Fajnie, że to przebiegało stopniowo: pierwszy mecz z zespołem z trzeciej ligi, ze Śląskiem Świętochłowice. Potem był Huragan Morąg, na koniec Jagiellonia Białystok. Co rundę coraz lepsze drużyny, łatwiej było rozpocząć karierę w seniorskiej piłce w ten sposób niż od razu wskakiwać na głęboką wodę. W lidze zadebiutowałem dość późno, ale w meczach pucharowych mogłem pokazać, że potrafię bronić. Wydaje mi się, że dawałem za tym argumenty. Cieszyłem się z każdego występu.

W pucharze, jak i w lidze, dałeś się poznać jako specjalista od rzutów karnych. To efekt pewnej sytuacji z młodzieżowych drużyn, gdy zostałeś zmieniony na serię jedenastek?

To były mistrzostwa Polski, zostałem zmieniony i w ćwierćfinale, i w półfinale, ale chyba nie miało to na mnie takiego wpływu. Główna zasługa obronionych jedenastek to analiza, do tego dochodzi dobry timing, żeby wyczuć moment i nie wyjść do strzału za wcześnie. No i trochę szczęścia, to cała tajemnica bronienia rzutów karnych. Po tylu karnych na treningach czasami widzę, czy strzelec strzeli w tę, czy w inną stronę, ale tego nie da się w stu procentach przewidzieć.

Porównywałeś swoje statystyki z innymi bramkarzami? Cztery z sześciu obronionych karnych to wynik wybitny.

Widziałem tę statystykę, ale z nikim się nie porównywałem. Na pewno jest to rzadko spotykane, żeby obronić więcej jedenastek niż wpuścić. Jak powiedziałem w innym wywiadzie: fajnie, że te karne bronię, ale jest wiele innych elementów sztuki bramkarskiej, które są bardzo ważne, liczy się całokształt. Może to trochę starodawne myślenie, ale najważniejsze jest dla mnie bronienie strzałów, wpuszczanie jak najmniejszej liczby bramek. Kiedy widzę, że jakiś bramkarz wyjął super piłkę, to mówię: wow. Dopiero na drugim planie jest gra nogami czy inne rzeczy.

RYSZARD TARASIEWICZ ZA DARIUSZA MARCA – JAKA TO BĘDZIE ZMIANA?

Czy któryś z tych karnych sprawił ci największą satysfakcję?

Największą wagę przykładam do karnego, którego obroniłem w debiucie w Ekstraklasie, bo sam go sprokurowałem. Po tym, jak go obroniłem, była duża ulga. Teraz można powiedzieć: fajnie, obroniłem karnego w debiucie, ale jakbym tego nie zrobił, to już tak fajnie by nie było. To był też ostatni mecz w karierze Marcina Wasilewskiego…

Zepsułeś mu pożegnanie z piłką.

Trochę tak! Ale po meczu zrobiliśmy mu szpaler razem z zawodnikami Wisły Kraków. Chociaż tyle mogłem oddać komuś, kto zapisał się w historii polskiej piłki.

To był słodko-gorzki moment, bo debiutowałeś, ale jednocześnie spadaliście z ligi.

Na pewno nie było to łatwe dla każdego zawodnika, który był wtedy w Arce Gdynia. Zawsze lepiej grać w Ekstraklasie niż w pierwszej lidze. Z drugiej strony wiedziałem, że może w pierwszej lidze moje szanse na grę będą trochę większe. Taka myśl przeszła mi przez głowę, kiedy już pogodziliśmy się ze spadkiem. Ale, tak czy siak, był to duży smutek.

Trochę zrekompensowało go dojście do finału Pucharu Polski rok później?

Fajna przygoda, tylko ze smutnym zakończeniem. W 80. minucie prowadziliśmy 1:0, wydawało się, że to dowieziemy, ale dostaliśmy szybkie dwie bramki i wracaliśmy do Gdyni tylko z tą fajną przygodą, a nie z pucharem. Mimo że nie byliśmy faworytem, podróż do domu była przykra, ciężko było to przełknąć.

Z kolei przed tym sezonem zmieniłeś numer na koszulce. Z 30 na 1.

Kierownik napisał do mnie: zmieniasz numer? Odpowiedziałem, że jeśli mogę „jedynkę”, to tak. Koniec historii! (śmiech) Nie było specjalnego powodu, ale miałem takie przeświadczenie, że po tylu latach w tym klubie fajnie byłoby w końcu mieć „jedynkę”.

A czujesz się pełnoprawną „jedynką”?

Teraz już tak. Szkoda tylko, że wydarzyło się to w takich okolicznościach, gdy kontuzji doznał Daniel, a nie w czysto sportowej rywalizacji. Granie co tydzień dodaje pewności siebie, głównie dzięki temu można się rozwijać. Jestem jednak świadomy, że dużo rzeczy muszę nadal poprawiać. Nie schodzę z meczu zadowolony, zawsze jest coś, co można zrobić lepiej.

To nad czym teraz pracujesz?

Gra nad przedpolu. Myślę jednak, że to w dużej mierze wynika z doświadczenia. Im więcej meczów, tym więcej sytuacji boiskowych, które przeżyję, więc z meczu na mecz powinno być coraz lepiej.

Arka Gdynia po wygranej w Tychach

Czujesz się bramkarzem ekstraklasowym? Słyszę opinie, że sprawdziłbyś się na tym poziomie.

Mam nadzieję, że uda mi się to sprawdzić w przyszłym sezonie. Jak awansujemy z Arką, to się przekonam!

Masz już swojego ulubionego kierowcę Formuły 1?

Nadal ciężko mi się zdecydować. Lubię oglądać F1, ale nie mam ani ulubionego kierowcy, ani zespołu. Nie kibicuję, oglądam dla przyjemności.

Są trzy typy osób, które śledzą F1. Jedni kibicują kierowcy albo zespołowi. Drudzy czekali na powrót Roberta Kubicy. Trzeci złapali zajawkę dzięki serialowi Netfliksa.

Ja jestem numerem dwa. Zacząłem oglądać Formulę 1 po powrocie Roberta Kubicy. Obejrzałem pierwszy wyścig, spodobał mi się i wkręciłem się dosyć mocno.

Czy rezerwowy bramkarz może czuć się jak Robert Kubica w Williamsie?

(śmiech) Trochę tak!

Był jakiś wyścig w minionym sezonie, który szczególnie ci się spodobał?

Nie będę zbytnio oryginalny — najlepszym wyścigiem był ostatni, a właściwie nawet ostatnie kółko w tym wyścigu. Poprzedni sezon był wyjątkowy pod względem emocji, to, że mogło się to rozstrzygnąć na ostatnim okrążeniu… Mega!

A wolałbyś, żeby Arka awansowała do Ekstraklasy w takim stylu, w jakim Max Verstappen wygrał mistrzostwo, czy jednak więcej spokoju?

Wolałbym spokój. Awans taki, jak zwycięstwa Mercedesa w poprzednich latach!

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

11 komentarzy

Loading...