Zaczynał jako hotelowy kamerdyner, a dziś jest najpotężniejszym człowiekiem w świecie MMA. Nie działa w cieniu – choć jest niezwykle sprawnym biznesmenem, to doskonale czuje się przed kamerami, gdzie rzuca barwnymi porównaniami przeplatając je stekiem bluzgów. Gdy ktoś chce go zaczepić, to mówi wprost – “chłopie, ustaw się w kolejce”. Dana White – szef UFC, skandalista, milioner. Człowiek znienawidzony i człowiek ubóstwiany. Oto sylwetka faceta, który zmienił świat MMA.
Na celowniku mafii
To historia jak z filmu. Ale takiego klasy B – typowej amerykańskiej historyjki o chłopaku, który pucuje miliarderom buty, by po latach pić drogi alkohol z grubymi rybami, którym kiedyś czyścił obuwie. White zaczynał bowiem od pracy jako hotelowy kamerdyner. – Byłem typowym hotel-boyem. Nosiłem bagaże, witałem gości. Pewnego dnia uznałem, ze to pierdolę. Spakowałem się, rzuciłem do kumpla “stary, ja z tym kończę” i wyszedłem z hotelu. Jeśli by mi nie wyszło z czymś innym, to zawsze mogłem wrócić do tej roboty – przyznawał po latach.
Zaangażował się w boks. Zajmował się w tej branży właściwie wszystkim – amatorsko walczył, był trenerem, prowadził zajęcia rekreacyjne, stał się menadżerem, zajmował się też produkcją i dystrybucją sprzętu dla pięściarzy. To w ciuchach jego firmy wychodził do swojej debiutanckiej walki sam Floyd Mayweather Jr, jeden z najlepszych bokserów w historii.
– Chłopie, kiedyś nosiłeś za mną torby! – rzucił mu później Mayweather Jr, gdy Floyd stanął w ringu naprzeciw Conor McGregora, pupilka White’a, w jednej z najbardziej kasowych walk w historii boksu.
Kariera White’a jako trenera i menadżera spokojnie rozwijała się w Bostonie. Do czasu. – Pewnego dnia przyszło do mnie dwóch gości. Nie znałem ich. Później okazało się, że to ludzie związani z facetem, który nazywał się Whitey Bulger. Znany mafioso, morderca, brutalny gość. Ci goście powiedzieli mi “stary, wisisz nam 2,5 tysiąca dolarów” – opowiada White.
Sprawdź ofertę Fuksiarza na dzisiejszą galę UFC
To nawet nie był dług. Bardziej coś w rodzaju haraczu, którego White płacić nie zamierzał. Kilka dni później odebrał telefon od ludzi Bulgera. – Do końca tygodnia masz przynieść forsę – usłyszał. – A jak nie, to co? – zapytał. – To zobaczysz – padła odpowiedź.
White długo nie myślał. Odłożył telefon, spakował walizkę, kupił bilet na samolot i następnego dnia był już w Las Vegas, gdzie wychowywał się do siedemnastego roku życia.
Być może nie byłoby UFC, nie byłoby rozkwitu MMA i nie byłoby tego wszystkiego, co fani sportów walki dziś przeżywają, gdyby nie tamten telefon od mafii. Bo White na szerokie wody wypłynął dopiero w Las Vegas. White zaczął bowiem romansować z MMA. Jako menadżer reprezentował kilku zawodników raczkującej wówczas organizacji Ultimate Fighting Championship. Kompletnie przypadkowo podsłuchał rozmowę, podczas której ówcześni właściciele UFC przyznali, że budżet organizacji jest zrujnowany i być może biznes trzeba będzie wkrótce zamknąć.
White: – Uznałem, że to wielka szansa. Ale nie byłem na tyle bogaty, by powiedzieć do tych gości “hej, ja to kupię”. W Vegas odświeżyłem jednak kontakty ze starymi znajomymi.
Tymi znajomymi byli bracia Fertitta – Lorenzo i Frank, właściciele i współwłaściciele kilku kasyn w mieście, które słynie z hazardu. Bracia Fertitta też lubili sporty walki. – Zatem zadzwoniłem do nich. Powiedziałem “oni mają kłopoty, możemy od nich kupić całą organizację, tak, powinniśmy to zrobić” – wspomina White. Tym sposobem wraz z początkiem 2001 roku zaczęła się nowa era UFC. Era prezydenta White’a.
“Big Brother” sportów walki
Dwie dekady temu bracia Fertitta oraz White kupili UFC za około dwa miliony dolarów. W 2016 roku firma została sprzedana za 4 miliardy dolarów, a White utrzymał swoje udziały oraz pozostał prezesem organizacji. Natomiast w zeszłym roku w jednym z wywiadów stwierdził wprost: – Jesteśmy po jednym z najlepszych lat w historii firmy. Ile dzisiaj to wszystko jest warte? Około 10 miliardów dolarów.
W dwadzieścia lat od dwóch milionów do szacowanych dziesięciu miliardów. To coś, co musi budzić podziw. Ale być może jeszcze większą ewolucję przeszła sama kultura MMA. To oczywiście nie tak, że UFC było pionierem mieszanych sztuk walki – bardzo rozwinięty był przecież rynek azjatycki, gdzie organizacje takie jak PRIDE przyciągały ogromne rzesze fanów przed telewizory i na areny. Ale w Stanach Zjednoczonych brakowało hegemona, który nie tylko sprofesjonalizowałby rynek, co przekonał przeciętnego widza, że to sport.
Tak – nie tyle sport efektowny, wciągający, ekscytujący, co po prostu sport. Wszak początki UFC wyglądały dość karkołomnie. Niczym oldschoolowa wersja popularnego ostatnio serialu “Squid Game”. Choć nie do śmierci, nie za takie pieniądze i nie przy takiej oglądalności.
– Musieliśmy wykonać tytaniczną pracę w zmienianiu podejścia do MMA i do sportów walki. Ludzie patrzyli na nas jak na wariatów. Słuchaj, mówimy o czasach, gdy mogłeś kupić pay-per-view na porno, a na nasze walki nie, bo nam tego zabraniali. Nie mogliśmy prowadzić systemu PPV, bo ktoś tam uznał, że to jest za grube – śmieje się po latach White.
Zaczynali od “walki kogutów”
John McCain w latach ’90 określił MMA jako “ludzkie walki kogutów”. I czy był daleki od prawdy? Zasady MMA nie były skodyfikowane, różne stany inaczej podchodziły do organizacji walk w klatkach. – Początki były kurewsko ciężkie. Jeździłem od miasta do miasta i rozmawiałem z tymi ludźmi, by przekonać ich, że to sport, a nie “bicie się po mordach w klatce”. Ludzie nie widzieli w tym potencjału. Pompowaliśmy w to kasę, a nie było widać zysków – wspomina White. Doszło nawet do tego, że UFC ponownie miało zostać sprzedane. Bracia Fertitta wyłożyli łącznie na kolejne gale i promocję 40 milionów dolarów, ale bilans zysków i strat nadal nie chciał zaświecić się na zielono.
Wreszcie Lorenzo zadzwonił do White’a i powiedział, że dalsze palenie pieniędzmi w kominku jest nierealne. White miał się dowiedzieć – ile mogą dostać kasy, jeśli firma zostanie sprzedana teraz. Dostał odpowiedź – sześć, może siedem milionów dolarów. – Byłem po prostu smutny i rozczarowany. Przepuściłem 40 milionów, które na dodatek nie były moje, tylko moich przyjaciół – przyznawał prezydent UFC.
Sprawdź ofertę Fuksiarza na dzisiejszą galę UFC
Lorenzo Fertitta oddzwonił do White’a następnego dnia. – Wiesz co? Jebać to. Idziemy w to dalej – obwieścił. I wyłożył kolejne dziesięć dużych baniek na organizację telewizyjnego show “The Ultimate Fighter”. Coś w stylu “Big Brothera” osadzonego w realiach MMA. Kilkunastu zawodników w jednym sezonie walczyło o kontrakt w UFC, liderami zespołów byli profesjonalni fighterzy, a kamery śledziły każdy ruch uczestników podczas wspólnego życia pod jednym dachem. Początkowo żadna telewizja nie chciała kupić tego show, więc UFC… oddało prawo do transmisji programu za darmo.
Dziś “TUF” ma już ponad 30 edycji w USA i w innych krajach, cieszy się świetną oglądalnością i regularnie dostarcza zawodników do UFC. Z programu wywodzą się m.in. Nate Diaz, Tony Ferguson, Kelvin Gastelum, Kamaru Usman czy Matt Serra. Liderami zespołów byli już chociażby Conor McGregor, Daniel Cormier, Joanna Jędrzejczyk, Ronda Rousey czy Jon Jones.
– Po pierwszym sezonie byłem przekonany, że wygraliśmy. Pomyślałem sobie tylko “cholera, to nam wyszło, będzie już tylko lepiej” – przyznał po latach White. UFC zaczęło rosnąć niczym kula śnieżna turlająca się z wielkiej góry. Pięć lat po premierze pierwszego sezonu “TUF” UFC sprzedało po raz pierwszy milion subskrypcji PPV na galę UFC 92.
Prezes, którego nie da się zaszufladkować
Są dwa typy prezesów, którzy zarządzają dużymi organizacjami sportowymi. Biurokraci i showmani. Ci pierwsi znakomicie odnajdują się w pracy organizacyjnej, są twardymi negocjatorami, budują kapitał, pomnażają przychody. Z kolei ci drudzy nakręcają show, robią spektakle, czarują charyzmą i budzą emocje.
White jest połączeniem obu tych typów.
Wielu ekspertów podkreśla, że – przy wszystkich jego wadach – jednego nie można mu odmówić. On po prostu doskonale czuje ten rynek. – Tyle wiecie o MMA i biznesie, ile ja wam powiem – zwykł czasem mawiać poirytowany do dziennikarzy, którzy instruowali go, co byłoby lepsze dla UFC.
Sprawdź ofertę Fuksiarza na dzisiejszą galę UFC
– Ludzie, o czym wy mówicie? Ja to wszystko poznałem od czasów, gdy UFC było gównem. Gdy nikt nas nie szanował. Wstawałem o 5:30 i robiłem dwugodzinne tournee po mediach. Po każdej gali była oficjalna konferencja, później siedziałem przy stoliku rozmawiając z dziennikarzami, a na koniec udzielałem wywiadów jeden na jednego przed kamerami. Musiałem dotrzeć do mediów głównego nurtu, gdzie siedzieli starzy dziennikarze zakochani w boksie, którzy mówili wprost, że “to MMA jest nawet ciekawe, ale nie mam tyle miejsca w gazecie”. A później innym językiem mówiłem do młodych zapaleńców, którzy przychodzili ze swoimi małymi kamerkami i robili nagrania na raczkujące portale o MMA. Trzeba było dotrzeć do tych wszystkich ludzi innymi kanałami i powiedzieć im “hej, MMA jest fajne, może wpadniecie na galę?” – opowiada White.
Dziś UFC wyprzedziło w mediach społecznościowych chociażby NFL. Conor McGregor, marketingowa perła w koronie UFC, jest najlepiej zarabiającym sportowcem świata. UFC ma około 700 zawodników i zawodniczek na kontraktach, bazy sportowe na całym świecie. Wyprzedaje legendarny Madison Square Garden czy 50-tysięczny stadion w Australii, by w trakcie pandemii przenieść się na Fight Island w Abu Zabi i stamtąd transmitować gale o wielomilionowej oglądalności.
– Dlatego śmieszy mnie, gdy ktoś chce mnie pouczać. Słucham dziennikarzy, którzy mówią, że zawodnicy za mało zarabiają… Kurwa, takie rzeczy mówią tylko szumowiny, które nie wiedzą, jak działa ten biznes. Wali mnie to. Próbujecie zwrócić na siebie uwagę, a gówno wiecie – grzmiał White podczas jednej z wielu afer, podczas której media i zawodnicy odnosili się do nieproporcjonalnie niskich zarobków głównych aktorów tych widowisk.
Dwie twarze w relacjach z mediami
White jest dla mediów trudny, ale jest i wdzięczny. Jednego dnia potrafi wywołać burzę wyrzuceniem i zablokowaniem Ariela Helwaniego (jeden z najpopularniejszych dziennikarzy zajmujących się MMA) z UFC, by niedługo później udzielić mu wywiadu, który obiega czołówki wszystkich portali branżowych. Raz piekli się i obraża dziennikarzy, by podczas kolejnego weekendu przez godzinę cierpliwie i barwnie odpowiadać na ich pytania.
Podobnie podchodzi do relacji z zawodnikami. A zawodnicy do niego. Colby Covington, były mistrz wagi półśredniej, powiedział, że jeśli White po wygranej walce spróbuje zawiesić pas na jego biodrach, to walnie go w twarz. – Niech, kurwa, spróbuje – odparł prezes UFC najspokojniej jak tylko mógł.
– Jeśli jesteś promotorem walki, to promuj, do cholery, swoich zawodników. To twoja rola – mówił Tyron Woodley, też były mistrz kategorii półciężkiej, zarzucając White’owi niesprawiedliwie traktowanie.
– Tyron to gość, którego trudno polubić. Za każdym razem gdy otwiera usta, to strzela sobie w stopę – ripostował White. A przecież mówimy tu o relacjach pracodawca-pracownik. Ale i o relacjach, gdzie ostatecznie pracownik pozwala zarobić pracodawcy.
Sprawdź ofertę Fuksiarza na dzisiejszą galę UFC
White regularnie daje pożywkę mediom swoimi wypowiedziami. Gdy znienawidzony przez niego Oscar de la Hoya wrócił z emerytury do boksu, a jeden z dziennikarzy zapytał White’a co to tym sądzi, ten odparł “kokaina nie jest tania” nawiązując do nałogu boksera.
– Ken Shamrock mówi, że UFC wisi mu jakąś kasę… Nie, to nie tak. Ken wisi mi 175 tysięcy dolców. I wiesz co? Ken, ty jebana kupo gówna, przyjdę po tę forsę – wypalił White, gdy został zapytany o relacje z byłą gwiazdą UFC.
– Gdy zobaczyłem ją na World MMA Awards… Ona wyglądała jak Wanderlei Silva w sukience i szpilkach. Za dużo sterydów, za dużo… – mówił o Cris Cyborg, zawodniczce MMA, porównując jej wygląd do brazylijskiego fightera UFC.
Trudno znaleźć branże, w której White nie ma przeciwników. Ale czy w świecie buzującego testosteronu, rozciętych łuków brwiowych i walki o gigantyczną forsę można być kimś, kto kłania się swoim przeciwnikom? – Jeśli ktoś ma coś do mnie i chce wejść ze mną w spór, to mówię “facet, ustaw się w kolejce”. Są tysiące ludzi, którzy coś do mnie mają – rozkłada ręce szef UFC.
Skandalista i człowiek-instytucja
Nie ma dobrych relacji z matką, która publicznie oskarża go o to, że zapomniał o rodzinie i źle traktuje swoich najbliższych. Przez lata ciągnęła się za nim afera z seks-taśmą. Zarzucano mu seksizm, został skrytykowany za wsparcie kampanii Donalda Trumpa. Wpisano go na czarną listę jednego z kasyn – regularnie gra w pokera i wygrywa duże sumy.
Skandale lubią White’a, a on lubi skandale. Z jednej strony wymaga skrajnego profesjonalizmu od swoich pracowników, wprowadził być może najbardziej restrykcyjne testy antydopingowe w jakiejkolwiek organizacji sportów walki. A z drugiej strony – daje drugie szanse zawodnikom złapany na dopingu, toleruje występki Conora McGregora czy utrzymuje w UFC regularnie wchodzącego w konflikt z prawem Jona Jonesa.
White ma też wprost niewiarygodną łatwość w budowaniu super-gwiazd. – Gdy pierwszy raz poznałem McGregora… Jezu, tego wieczora byłem przekonany, że jeśli ten dzieciak potrafi wyprowadzić choć jeden cios, to będzie wielką gwiazdą światowego formatu – powiedział o Irlandczyku.
Sprawdź ofertę Fuksiarza na dzisiejszą galę UFC
To za jego kadencji prawdziwymi gwiazdami sportu (i nie tylko) stali się tacy zawodnicy jak Ronda Rousey, Israel Adesanya, Khabib Nurmagomedow, Kamaru Usman, Brock Lesnar (znany wcześniej z wrestlingu), Jon Jones, Daniel Cormier, Anderson Silva, Georges St. Pierre, BJ Penn, Jose Aldo, Amanda Nunes czy Joanna Jędrzejczyk. UFC trafiło do telewizji ESPN, a potentat branży TV zapłacił za kontrakt miliardy dolarów. Farma osobowości i zawodników rozrosła się nie tylko w samym The Ultimate Fighter, ale White założył też “Dana White’s Contender Series”, gdzie zawodnicy rywalizują o kontrakt z UFC. Dziewiętnaście gal UFC sprzedało ponad milion PPV. Organizacja wyszła z pandemii nie tylko bez strat, ale i z większymi zyskami.
Wpływ Dany White’a na finansowe aspekty UFC można policzyć stosunkowo łatwo. Natomiast być może ważniejsze jest to, co White zrobił dla kultury MMA na świecie. Od walk kogutów po jedną z najważniejszych organizacji sportowych świata. Jakże ładnie spina się to z karierą samego prezydenta UFC, który zaczynał od witania hotelowych gości, a dziś jest być może najpotężniejszym człowiekiem w sportach walki.
Czytaj też:
- Nielegalna imigracja, Hennessy w weekend i walki na VHS. Kim jest Glover Teixeira, rywal Jana Błachowicza?
- Siedem najważniejszych walk w historii polskiego MMA
- Israel Adesanya – błąd w Matrixie, postać z kreskówki, pan żywiołów
- Conor i Noc Czerwonych Majtek. Jak działa efekt McGregora?
- Nieoczywisty mistrz. Najważniejsze mgnienia Błachowicza w UFC
fot. NewsPix
źródła: The Guardian, TalkSport, BR, Sportskeeda, Daily Mail, UFC.com, ESPN, Forbes, Tapology