Piast Gliwice nie zagra w eliminacjach do Ligi Konferencji Europy. Podopieczni Waldemara Fornalika mieli wszystko w swoich rękach – wystarczyło pokonać na własnym stadionie Wisłę Kraków i czwarte miejsce w tabeli należałoby do nich. Ale gliwiczanie polegli 2:3 w starciu z “Białą Gwiazdą”, niesioną swoistą euforią po rozstaniu z Peterem Hyballą.
Gdybyśmy mieli wymienić trzy główne powody, dla których Piast dziś przegrał, byłyby to:
- rozstanie Wisły z Hyballą i stworzenie pozytywnej atmosfery z Kazimierzem Kmiecikiem w roli pierwszego trenera
- nietrafiony wyjściowy skład Piasta
- zlekceważenie przeciwnika przez gliwiczan i – co za tym idzie – fatalna postawa w defensywie
To tak w skrócie. A teraz rozwiniemy poszczególne wątki.
Piast Gliwice – Wisła Kraków. Świetna pierwsza połowa wiślaków
Kiedy w siedemnastej minucie meczu Jakub Świerczok ze stoickim spokojem pokonał Mateusza Lisa, wykorzystując otwierające podanie od Michała Chrapka, wydawało się nam, że żadnej sensacji w tym meczu nie będzie. Że otwierające trafienie dla “Białej Gwiazdy” to wypadek przy pracy, zwykły moment nieuwagi gliwiczan. Zresztą uderzenie Konrada Gruszkowskiego z jedenastej minuty chyba nawet nie leciało w światło bramki. Futbolówka odbiła się od Patryka Sokołowskiego i kompletnie zmyliła Frantiska Placha, stąd gol dla gości.
Piast na straconą bramkę zareagował w sumie bez zarzutu. Docisnął Wisłę i szybciutko wyrównał. Ale po paru chwilach podopieczni Waldemara Fornalika ponownie znaleźli się w kłopotach i to znów za sprawą uderzenia z dalszej odległości. Tym razem o przypadku nie było mowy – świetnie dysponowany Stefan Savić w przepięknym stylu przywrócił swojemu zespołowi prowadzenie.
Gospodarze ponownie mogli wyrównać za sprawą Świerczoka, lecz gwiazdorowi Piasta w tak ważnym momencie sezonu zabrakło zimnej krwi. Albo odwrotnie – miał tej zimnej krwi aż w nadmiarze i zwyczajne przekombinował. Zmarnował rzut karny, na co zresztą w jakiś sensie się zanosiło, bo nabieg do piłki wykonał w taki sposób, jak gdyby sam prosił się o kłopoty. I to był niewątpliwie punkt zwrotny dzisiejszego spotkania. Piast oklapł, a jeszcze przed przerwą szaloną indywidualną akcję przeprowadził Piotr Starzyński. Pomimo asysty obrońców Piasta, młody zawodnik Wisły zdołał się wedrzeć w pole karne i wpakować futbolówkę do sieci. Znów pomógł rykoszet, aczkolwiek cała akcja zasługuje na pełne uznanie.
Dawno czegoś takiego w Wiśle nie widzieliśmy. Tej nutki spontaniczności. Czystej radochy z gry.
Piast Gliwice – Wisła Kraków. Desperacka pogoń Piasta
Co natomiast na uznanie nie zasługuje, to postawa Piasta w defensywie. Tak naprawdę wszystkich goli dla Wisły można było uniknąć, gdyby obrońcy agresywnie atakowali sposobiących się do uderzenia przeciwników. No po prostu nie mogliśmy się oprzeć wrażeniu, że gospodarze najzwyczajniej w świecie zlekceważyli swoich rywali. Wyszli na spotkanie z myślą, że czwarte miejsce jest na wyciągnięcie ręki i ta świadomość dała im taki komfort psychiczny, iż zapomnieli, że należy jeszcze tę rękę wyciągnąć. Zostali za to boleśnie skarceni.
W drugiej połowie Waldemar Fornalik próbował korygować błędy dokonane przy ustalaniu podstawowego składu. Szkoleniowiec Piasta zdał sobie sprawę, że jego drużynie brakuje kreatywności, dlatego już w przerwie ściągnął wyjątkowo marnie dysponowanego Tomasza Jodłowca, a w jego miejsce oddelegował na boisko nieobliczalnego Tiago Alvesa. W jakimś sensie podziałało, ponieważ to właśnie ten zmiennik w 83 minucie strzelił gola kontaktowego, ale strat poniesionych w pierwszej odsłonie spotkania nie udało się już odrobić. Do czego walnie się przyczynił Mateusz Lis, niekwestionowany bohater dzisiejszego spotkania. Po przerwie popisał się trzema genialnymi interwencjami.
Nie można Piastowi zarzucić, że nie szukał wyrównania. Ostatnie pół godziny to były wręcz huraganowe ataki gospodarzy i właściwie desperacka obrona Wisły. Całym zespołem na własnej połowie, wręcz w okolicach szesnastego metra. Ale ta szarża nastąpiła zdecydowanie za późno. Należało w ten sposób stłamsić “Białą Gwiazdę” od pierwszych minut, zamiast pozwalać gościom na rozwijanie skrzydeł w szybkich atakach.
***
Mogą gliwiczanie oczywiście mówić – nie bez racji – że to wszystko przez zabójczą skuteczność (i sporą porcję szczęścia) Wisły w pierwszej połowie. Że gdyby Świerczok wykorzystał rzut karny, spotkanie potoczyłoby się zupełnie inaczej. I pewnie tak by było, ale to już gdybologia. Fakty są takie, że Piast sporą część dzisiejszego starcia po prostu przespał. A kiedy się obudził, zabrakło mu czasu i skuteczności na odwrócenie losów meczu.