Zazdrościmy trochę zwykłym ludziom z uniwersum Facetów w Czerni. Jak działo się wokół nich coś wykraczającego poza ich zdolności poznawcze, agent J i agent K wyciągali specjalny przyrząd do anulowania pamięci i wymazywali im niekomfortowe wspomnienia. Jaka szkoda, że taka technologia nie istnieje w świecie realnym, bo chętnie zapomnielibyśmy o widowisku, którym uraczyli nas piłkarze Górnika Łęczna i Widzewa Łódź w to (nie)piękne piątkowe późne popołudnie.
I teraz pomyślicie sobie, że przesadzamy, że lecimy w kulki, że histeryzujemy i hiperbolizujemy.
Otóż, nie, proszę państwa.
Widzew Łódź – Górnik Łęczna. Natężenie kuriozalnych sytuacji
Górnik i Widzew oddały w tym meczu DWA celne strzały. W pierwszej połowie nie padło ani jedno celne uderzenie, w drugiej, zanim łaskawie Patryk Mucha postanowił przetrenować Macieja Gostomskiego, na pierwszego rodzynka czekać musieliśmy ponad dwadzieścia minut. I choć akcja była to ładna, bo Poczobut i Mucha pograli szybko i składnie, to umówmy się: wielka próba to nie była.
Kuriozalnych sytuacji za to nie brakowało.
Ot, chociażby wtedy, kiedy Adrian Cierpka w absolutnie niewytłumaczalny sposób skiksował pod bramką Widzewa. Nie podejmujemy się słowo w słowo oddawać tego, co się tam zdarzyło, ale Cierpka miał setkę. Stał na siódmym metrze. Leciała do niego świeca. Nikt go nie atakował. Mógł przyjąć, mógł strzelać z pierwszej piłki. Co zrobił? Zabijcie nas, ale nie wiemy. Ni to potknął się o własne nogi, ni to o piłkę, ni to fatalnie strzelił, ni to jeszcze fatalniej przyjął. Nieważne. Piłka, po spotkaniu z jego nogą, i tak skończyła swój lot w kosmosie. Aż trudno uwierzyć, że niespełna dziesięć lat temu zdobywał brązowy medal na Mistrzostwach Europy U-17.
Swojego szczęścia próbował też Łukasz Kosakiewicz. Za pierwszym razem dokonał, jak to uroczo nazwali komentatorzy Polsatu, próby strzału. Próby skwitowanej tym, że było blisko, choć Gostomski rzucił się chyba tylko dla samej sztuki, bo piłka przeleciała dobre pięć metrów obok bramki Górnika. Za drugim razem fajnie wypuścił go prostopadłą piłkę Mucha, ale ten, wybiegając zza pleców Leandro, strzelił tak, że piłka poturlała się w stronę LINII BOCZNEJ w iście ślimaczym tempie. Wcześniej w aut sprzed pola karnego strzelił też Bartłomiej Kalinkowski.
Widzew Łódź – Górnik Łęczna. Nieśmiałe próby Ameyawa
Gra kleiła się tylko momentami. Głównie za sprawą Widzewa, kiedy akurat jego piłkarze mieli fazę na klepanie. Wtedy jako tako to działało. Choćby wtedy, kiedy składną akcję z odgrywaniem na jeden kontakt przeprowadzili Ameyaw, Robak i Michalski, co skończyło się niezłym dośrodkowaniem i nieco szczęśliwą interwencją Leandro. Najlepszą okazję w całym meczu miał zaś Paweł Tomczyk, ale wygonił się w ostry kąt i Gostomski nie miał większych problemów ze sparowaniem jego strzału na rzut rożny. Górnik wykreował jedynie parę sytuacji po dośrodkowaniach, w tym przestrzeloną główkę Baranowskiego po dośrodkowaniu Kalinkowskiego, ale o czym to mówić, jeśli ekipa Kamila Kieresia kończy ten mecz z zerem w rubryce z celnymi strzałami.
Nie zawracajcie głowy.
Generalnie najprzyjemniej patrzyło się chyba na Michaela Ameyawa, który ewidentnie próbował zdziałać coś przyjemniejszego estetycznie w tej ligowej młócce, tyle że nie bardzo były na to warunki. Weźmy parę sytuacji. Podbił sobie efektownie piłkę przy linii bocznej, ale agresywnie wypychany barkiem rywala wyszedł z nią na aut. Dał się skasować Orłowskiemu po próbie przekładanki. Dał się wziąć w kleszcze Orłowskiemu i Struskiemu. Zszedł do środka dryblingiem – dostał wślizg w nogi. Przeszedł na z lewej na prawą flankę – fizycznie masakrował go Leandro. Dostał piłkę przed polem karnym – coś tam pokręcił, coś tam pokiwał, a na koniec i tak stracił. Jakikolwiek przejaw futbolowego artyzmu ginął tutaj w gąszczu siepanki.
No i rozumiemy, że Pajnowski z Baranowskim lubią sobie pograć ostro, ale żeby wjeżdżać wślizgiem w co drugiej akcji, jak to mieli w zwyczaju w pierwszej połowę, to ciutkę przesada. Chyba są inne sposoby na zatrzymanie rywala, nie? Choć w sumie… Po takim meczu, to i my mamy wątpliwości. Pojawia się zwątpienie w sens tego sportu w takim wydaniu. Oj, smucimy już za bardzo. Faktycznie przydałaby się amnezja.
Widzew Łódź 0:0 Górnik Łęczna