Pierwszoligowcy wrócili do gry po przerwie i już dostarczyli nam wielu tematów do dyskusji. Za nami tydzień grania, przed nami tydzień na odpoczynek, więc warto zajrzeć na zaplecze Ekstraklasy i sprawdzić, kto poprawił swoją sytuację, a kto ją pogorszył. Co wiemy po dwóch dotychczasowych kolejkach? Czemu walka o baraże przypomina szachy? Dlaczego o utrzymanie walczą ślimaki? Kogo los skarcił za minimalizm, a kto wycisnął cytrynę aż do ostatniej kropli soku?
Coraz bliżej Ekstraklasy
Prowadzący duet szczęśliwie zmierza już w stronę zachodzącego słońca. Przed restartem sezonu Podbeskidzie i Warta miały dwa “oczka” przewagi nad Stalą Mielec i kolejne dwa nad Radomiakiem. Teraz? Dystans dzielący dwa najlepsze zespoły od mielczan wzrósł do czterech punktów, radomianie są już dziewięć “oczek” za nimi. Obydwa zespoły mają już za sobą dwumecze ze Stalą, co jest o tyle ważne, że bielszczanie mogą sobie dopisać wirtualny punkcik, bo z klubem z Podkarpacia mają lepszy bilans. Jeśli więc Stal chce awansować kosztem Podbeskidzia, nie wystarczy tylko odrobić cztery punkty straty. Trzeba mieć przynajmniej punkcik więcej na koncie. Patrzymy na terminarz “Górali” i nie widzimy wielu okazji do wpadek.
- Wyjazd do Legnicy? Miedź jest w kryzysie
- Mecz z Radomiakiem? U siebie, a tu Podbeskidzie zawsze jest faworytem
Na 39 możliwych do zdobycia punktów z drużynami z górnej połowy tabeli, ekipa spod Klimczoka zdobyła 26. Dla porównania Warta uzbierała ich 20. Dlatego to drużyna Krzysztofa Brede powoli wita się z gąską, a Warta – mimo dobrego startu – musi zachować czujność. Tym bardziej że Podbeskidzie ma znacznie silniejszą ławkę rezerwowych, co z kolei może być problemem Poznaniaków. Drużyna Piotra Tworka ma silnych liderów, choćby w osobie Roberta Janickiego, który ostatnio pociągnął ją do wygranej z Olimpią. Ale jeśli chodzi o rotację, nie może sobie pozwolić na to, żeby dać mu chwilę oddechu. A Podbeskidzie? W ostatnich spotkaniach z ławki wchodzili:
- Mateusz Marzec, czołowy strzelec ligi
- Kamil Biliński, mocne nazwisko jak na ten poziom rozgrywek
- Tomasz Nowak, lider drużyny wczesną jesienią, przed kontuzją
Jest kim postraszyć. Dlatego też, choć obie drużyny po restarcie sporo zyskały, nieco większy plusik stawiamy przy Podbeskidziu.
Śpiochy z Tychów
GKS Tychy ewidentnie zaspał na pierwszą lekcję. Po restarcie tyski klub spadł o trzy miejsca i choć – paradoksalnie – nadal ma taką samą stratę do barażów, to na tym pozytywne wieści z jego obozu się kończą.
Ryszard Komornicki chyba nie poprawi swojego wyniku z Siarki Tarnobrzeg, w której w ubiegłym sezonie – co tu dużo mówić – nie błysnął. GKS w pierwszym meczu odniósł typowe pyrrusowe zwycięstwo, albo raczej – pyrrusowy remis. Tak długo gonił za Zagłębiem, tak wiele sił włożył w doprowadzenie do wyrównania, że kilka dni później w spotkaniu z Chojniczanką wyglądał jak samochód, który próbuje jechać na czterech flakach. Pozoranctwo tyszan w defensywie w starciu z – było nie było – outsiderem ligi, wręcz porażało. A to właśnie tam trener Komornicki ma najmniejsze pole manewru, bo obrońców w kadrze GKS-u zbyt wielu nie ma. Na łamach “Sportu” szkoleniowiec próbował szukać pozytywów, mówiąc, że tak źle nie jest, bo na stoperze mogą zagrać defensywni pomocnicy. Cóż, to takie pocieszenie, jakby cieszyć się, że kanapka wprawdzie spadła nam na ziemię, ale masełkiem do góry.
A to dopiero początek kłopotów z defensywą. Przed klubem z Tychów mecze z całą czołową trójką, tymczasem ciężko znaleźć obrońcę, który nie nie stąpa po cienkim lodzie w temacie kartek.
- Marcin Biernat – 11 kartoników. Jeszcze jeden i wypada na dwa mecze
- Ken Kallaste, Łukasz Sołowiej – po 3 “żółtka”
Czyli prędzej czy później trzeba będzie kreatywnie szyć. A że w marcu rozstano się z Marcinem Kowalczykiem, to szyć nie za bardzo jest kim. Tylko pytanie, czy Ryszardowi Komornickiemu mamy z tego powodu współczuć? Średnio, skoro to on był dyrektorem sportowym, który zaniedbał kwestię zimowych wzmocnień. W każdym razie po takim starcie i z takimi wizjami na przyszłość, ciężko oczekiwać, że GKS nagle odpali i wspomniane trzy “oczka” odrobi. Zwłaszcza że po przerwie trochę zniknął Łukasz Grzeszczyk, dotychczasowy lider drużyny.
Niepewny stołek w Legnicy
Jeśli jednak jako kuriozum określamy pozycję GKS-u, który mimo punktu zdobytego w czerwcu nadal jest blisko barażów, to jak opisać sytuację Miedzi Legnica? Legniczanie najpierw dostali w łeb od Stali Mielec, potem zaś rzutem na taśmę uratowali remis z Wigrami Suwałki. I co? I nadal zamykają strefę barażową. Oczywiście jest to pewien problem – bezpowrotnie uciekła szansa na dogonienie Stali właśnie, Radomiak też coraz bardziej odjeżdża. A jednak ciężko stwierdzić, żeby Miedź nagle znalazła się w miejscu, do którego słońce nie dochodzi. Ale z drugiej strony…
Zimą w Legnicy zainwestowano w poważne wzmocnienia każdej formacji. Dwóch obrońców, trzech pomocników i napastnik. Ciężko sobie wyobrazić, że zrobiono to po to, żeby teraz drżeć o wygraną z Wigrami i w ogóle o możliwość gry o awans. Mamy wrażenie, że w Legnicy bez poważnych zmian się nie obejdzie. I może nie tyle dlatego, że Dominik Nowak na “Miedziankę” nie ma już pomysłu. Może też dlatego, że śrubki pod jego krzesełkiem są regularnie luzowane i tak jak Ancelotti opisywał to w swojej biografii, trenerski tyłek chyboce się na ławce tak mocno, że nikomu to nie służy. Policzmy momenty zwątpienia z ostatnich miesięcy:
- Andrzej Dadełło przyznaje po porażce w Opolu, że gdyby był na miejscu, trener już mógłby się pakować
- Łukasz Gikiewicz podaje, że w Legnicy poważnie myślą o zmianie szkoleniowca i choć Nowak w rozmowie z nami sprawę wyjaśnił, autorytet już został naruszony
- Po trzech nieudanych występach po restarcie znów wraca temat zwolnienia
Wyobrażamy sobie, że nie jest największym komfortem dla piłkarzy i trenera, gdy co chwilę słyszy się o grze o posadę. Ale też nie jest przecież tak, że ktoś wymyślił zmowę, żeby Nowaka z siodła wysadzić. Gdyby Miedź wykorzystywała potencjał kadrowy, nie byłoby tematu. Ale nie wykorzystuje, a przed sobą ma starcie z Podbeskidziem, po którym nastąpi maraton kluczowych w kwestii awansu do barażów spotkań: Olimpia Grudziądz, Bruk-Bet Termalica i Warta. Czujemy, że w Legnicy może być gorąco i wcale nie chodzi nam o temperaturę.
Efekt nowej miotły
A kto naciska na Miedź? Choćby Zagłębie Sosnowiec. Tam na zmianę trenera zdecydowano się przed restartem i Krzysztof Dębek zaliczył solidne wejście do ligi. Co prawda w pierwszym meczu stracił punkty w mocno pechowy sposób, ale już potem zyskał trzy “oczka”. I to m.in. dzięki takiej bramce Filipa Karbowego.
Karbowy bombami z dystansu zachwycał już podczas zimowej przerwy, gdy podobne gole zdobywał w meczach z Radomiakiem i GKS-em Jastrzębie. Swoje trzy grosze dorzucił też inny ex-legionista, Mateusz Szwed, który w meczu ze Stomilem zanotował dwie asysty. Efekt? To sosnowiczanie najwięcej zyskali po restarcie rozgrywek. Wcześniej ich strata do miejsc barażowych wynosiła pięć punktów, teraz tylko dwa. Najgorsze mecze Zagłębie też ma już raczej za sobą, więc pozycja wyjściowa do walki o baraże wygląda na świetną.
Niewykluczone zresztą, że klub z Sosnowca zawita do top6 już w najbliższy weekend. Jeśli Miedź zaliczy wpadkę, a Olimpia nie wygra, to trzy punkty zagwarantują spadkowiczowi z Ekstraklasy szóstą pozycję. I tak powinno się wracać na boiska.
Kara za minimalizm
Dość jednak o górze, zerknijmy na dół, bo tam też trwa wyścig ślimaków, tyle że o utrzymanie. Największy przegrany restartu sezonu? Odra Opole. Umówmy się – nikt już raczej nie zakłada, że GKS Bełchatów utrzyma się w lidze. “Brunatni” od pięciu meczów nie strzelili nawet jednego gola, więc mimo przebłysków, wniosek jest prosty – skazani na pożarcie. Ale nawet mimo faktu, że GKS nie strzela. Mimo że ich saldo punktowe nie ruszyło się z miejsca po dwóch meczach. Mimo że aby wyprzedzić bankruta z Bełchatowa wystarczyło wygrać jedno spotkanie – Odrze ta sztuka się nie udała.
Tylko czy możemy się dziwić? O pierwszym meczu z Radomiakiem pisaliśmy w kontekście dziwnego “paktu” – oba zespoły kulturalnie i bez bramek podzieliły się punktami dwukrotnie w tym sezonie. Teoretycznie “oczko” na terenie czołowego zespołu ligi to sukces. Ale tylko teoretycznie, bo Odra nie sprawiła wrażenia, jakby w ogóle zależało jej na czymś więcej. Praktycznie przestała mecz, pierwszy celny strzał oddając po godzinie gry. Nie chcemy się mądrzyć o karmie, ale jednak – jak patrzymy na to, w jaki sposób opolanie przegrali z GKS-em Jastrzębie…
https://streamable.com/baedw2
… to ciężko nie odnieść wrażenia, że los odpłacił Odrze za bierność w Radomiu. Ekipa Dietmara Brehmera ma teraz problem, bo okazało się, że Chojniczanka potrafi wyciągać wnioski po słabym spotkaniu w Niepołomicach i ma równie duże szanse na przeskoczenie GKS-u, co Odra. Krótko mówiąc – w strefie spadkowej zaczyna robić się ciekawie.
Bezpieczne zaplecze Chrobrego
Natomiast tym, co dzieje się na dole tabeli, coraz mniej przejmuje się Chrobry Głogów. Może i głogowianie wielkiego stylu w dwóch meczach nie pokazali, ale koniec końców dopisali na koncie cztery punkty. Taki wynik pozwolił im powiększyć przewagę nad strefą spadkową do sześciu “oczek” i spać w miarę spokojnie. Przed Ivanem Djurdjevicem i spółką wyjazd do Radomia, gdzie zmierzą się z poważnie osłabionym Radomiakiem. Jeśli i tam powiększą swój dorobek, będą mogli… zacząć zerkać w stronę barażów. Oczywiście o grze o awans mówimy pół-żartem, bo wiadomo, że Chrobry przede wszystkim chce się utrzymać. I dziś do tego utrzymania na pewno mu bliżej. Nawet, gdy spojrzymy na mecze z zespołami, które wyprzedza, widać, że klub z Głogowa wiedział, kiedy punktować.
- Puszcza Niepołomice – lepszy bilans bramkowy
- Stomil Olsztyn – dwa razy 0:0
- GKS Bełchatów – dwukrotnie ograny
- Chojniczanka i Odra – wygrana w pierwszym meczu, dobra pozycja przed rewanżem na wyjeździe
- Wigry – remis na wyjeździe, przed nimi mecz w domu
Jeśli uda się ponownie skasować trzech pozostałych rywali w rewanżach, nawet remisami, Chrobry będzie miał bardzo komfortową sytuację – bezpieczne “plecy”. Wydaje się, że na dziś widmo spadku zdecydowanie oddaliło się od reprezentanta Dolnego Śląska.
Stomil bez trenera
O ile w przypadku Dominika Nowaka i Miedzi Legnica o zmianie na stołku trenera można jedynie przypuszczać, tak w Olsztynie szybko rozwiano wątpliwości. Jeden punkt w dwóch i przybliżenie się do strefy spadkowej – to skłoniło olsztyński klub do rozstania z Piotrem Zajączkowskim. Szczerze mówiąc, przesadnie nas to nie dziwi. O tym, że Stomil rozważa zmianę trenera, dało się usłyszeć i przed startem sezonu i jesienią. Zajączkowski – choć uratował Olsztynowi ligę rok temu – nie mógł się pochwalić progresem praktycznie na żadnym polu. Ani nie był to Stomil grający ładną piłkę i pechowo punktujący, ani też szczęśliwie punktujący, co maskowałoby braki. A że klub ma ambitne plany, do rozstania prędzej czy później musiało dojść.
Pytanie tylko – jak rozwiązać tę sytuację? Na trenerskiej karuzeli nie ma zbyt wielu wolnych nazwisk, a i czasu na intensywne poszukiwania brak. Stomil musi się szybko pozbierać, bo inaczej spojrzy mu w oczy widmo spadku. Wcześniej wśród kandydatów do zastąpienia Zajączkowskiego wymieniało się Artura Derbina, jednak były trener GKS-u Bełchatów może objąć ligowego rywala dopiero po zakończeniu sezonu. Czekamy więc na to, jakie rozwiązanie zaproponują działacze klubu z Olsztyna.
TABELA PO 24. KOLEJKACH
SZYMON JANCZYK
Fot. Łukasz Grochala/Newspix