Raków chyba faktycznie się odrodził, a na pewno zostawia coraz mniej znaków zapytania tym wątpiącym – jeszcze przy okazji ekstraklasowego starcia z Cracovią można było kręcić nosem, że Pasy zrobiły Raków na miękko, ale to najwyraźniej był wypadek przy pracy. Drużyna Marka Papszuna i tak jest bowiem regularna w robieniu wyników, więc zdaje się, że kryzys z początku sezonu został rozmasowany.

Od połowy września Raków przegrał tylko ten wspomniany mecz z Cracovią, a poza tym albo wygrywa, albo remisuje, ale częściej jednak wygrywa. Gdzie szukać punktu przełomowego – tak symbolicznie to przy okazji faulu Luisa Palmy, bo wtedy jeszcze częstochowianie byli marni, przegrywali nawet z Lechem 0:2, ale rywal zgłupiał i wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Raków dogonił Lecha, a potem już nie chciał się zatrzymywać i zdecydowanie lepszą formę przełożył na kolejne spotkanie.
Zatem bombonierka Palmie na pewno się należy!
Korona Kielce – Raków Częstochowa 1:4. Marek Papszun ogarnął bałagan
No a dzisiaj to było już show w wykonaniu Rakowa, bo jednak wygrać 4:1 w Kielcach… Wielka sztuka. Korona, choć na zakręcie swojej formy, to na własnym obiekcie wciąż jest solidna, niedawno lider z Zabrza ratował tam punkty kompletnym fartem, wcześniej rozbijana była Lechia, przegrywała Pogoń, nie dawał rady Motor. Trudny teren. Natomiast nie dla takiego Rakowa.
Oczywiście nie było tak, że gospodarze w ogóle nie mieli argumentów, bo potrafili dojść w kontakt po ładnym trafieniu Błanika i stworzyli sobie jeszcze parę sytuacji (o dwa gole mógł postarać się Resta), ale jednak do poziomu Rakowa mieli daleko. Najprostsza statystyka – dwa celne strzały Korony. A skoro Raków strzelił cztery gole, to i tak by nic to nie dało, jak mawiał Mariusz Pudzianowski.
Ekipa Papszuna w pierwszej połowie zaskoczyła efektywną prostotą – akcje na 1:0 i 2:0 nie były skomplikowane, ale tak płynne, szybkie i precyzyjne, że szybkę udało się uzyskać przewagę. Potem chwila na zapasy z próbującą się odrodzić Koroną i jeszcze kolejna na wyregulowanie celownika u Makucha – który drugi raz w tym sezonie prawie że od połowy biegł sam na sam i nie trafił – by ostatecznie zakończyć ten mecz po swojemu.
Makuch w końcu gola strzelił, a jeszcze na 4:1 podwyższył z karnego Diaby-Fadiga.
Naprawdę – dobrze się to oglądało, niektóre historie były wręcz zaskakujące, bo Amorim schodził z boiska z golem i asystą. W drugiej połowie zmarnował setkę, niemniej i tak jak na jego poziom skuteczności, takie liczby to duża sprawa.
Raków goni i próbuje naprawić to, co zawalił na początku sezonu. Nie jest daleko – sześć punktów do lidera, ale jeden mecz rozegrany mniej.
Zmiany:
Legenda
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
Fot. Newspix