Ponad siedem miesięcy. Tyle nie widzieliśmy Jeremy’ego Sochana w akcji na parkietach NBA. Polak miał problemy z kontuzjami, które zakłóciły mu i końcówkę poprzedniego sezonu, i okres przygotowawczy, i początek kampanii 2025/26. Do składu San Antonio Spurs wrócił finalnie tej nocy i zagrał dobre zawody przeciwko Los Angeles Lakers. I to ważne, bo przed Jeremym walka o kontrakt – albo w Spurs, albo w innym klubie.

Jeremy Sochan wrócił. W tym sezonie gra też dla siebie
Osiem meczów opuścił Jeremy Sochan pod koniec poprzedniego sezonu. W grze przeszkodziła mu wtedy kontuzja pleców, zresztą nie pierwsza w jego karierze. Nie miało to wielkiego znaczenia dla sezonu Spurs, którzy pod nieobecność Victora Wembanyamy (u którego zdiagnozowano zakrzepicę) i bez Gregga Popovicha (po przebytym udarze nie wrócił już na ławkę) nie walczyli już o nic. Warte zauważenia było jednak, że to kolejny uraz polskiego zawodnika, który regularnie doznawał mniejszych lub większych kontuzji.
W ciągu trzech sezonów w NBA Jeremy pauzował przez problemy z: udem, łydką, plecami, łokciem, kolanem, kostką, kciukiem, głową czy nadgarstkiem. Niektóre z nich się powtarzały, a każdy z pewnością utrudniał złapanie dobrego rytmu.
Nic dziwnego, że o ten rytm obawiano się i przed tym sezonem. Sochan miał pierwotnie wystąpić na EuroBaskecie i wspomóc tam Polskę, ale ostatecznie – z powodu urazu łydki doznanego w trakcie przygotowań – nie wziął w tym turnieju udziału. Polacy zagrali dobre zawody, doszli do ćwierćfinału, ale do dziś można się zastanawiać, co byłoby, gdyby Sochan grał. A tak Jeremy wrócił do USA i pod opieką lekarzy Spurs przygotowywał się powoli do kolejnego sezonu.
– Zrobiliśmy Jeremiemu niezbędne badania. Kontuzja nie jest groźna, ale do EuroBasketu zostało już mniej niż trzy tygodnie. To bardzo mało czasu. Jeremy jest bardzo ważną częścią naszej drużyny, ma świetny kontakt z wszystkimi graczami i sztabem i jest nam bardzo przykro, że jego przygoda z kadrą w te wakacje tak szybko się kończy – mówił wtedy Łukasz Koszarek, dyrektor reprezentacji Polski.
Udany powrót, choć Doncić wygrał
W każdym razie: Sochan wrócił do Teksasu, trenował, a potem… doznał urazu nadgarstka, przez który opuścił przez rehabilitację wszystkie mecze presezonu i sześć pierwszych właściwych rozgrywek. Co istotne z dwóch powodów – po pierwsze Spurs grają pierwszy sezon z nowym trenerem, Mitchem Johnsonem. Owszem, ten prowadził ich i w poprzednim roku, ale był cały czas tymczasowym zastępstwem za Popovicha. Teraz to jego drużyna, z jego filozofią. Drugi powód? Jeremy’emu wygasa w tym sezonie kontrakt ze Spurs. Na razie go nie przedłużył, może to zrobić po sezonie, a może też zapracować na to, by zgłosił się po niego inny klub.
Do tego potrzebuje jednak dobrych występów. Takich jak z Los Angeles Lakers, dziś w nocy.
Spurs co prawda ten mecz przegrali, choć minimalnie – 116:118 – ale grali dobre zawody. Była to ich druga porażka w sezonie, po wcześniejszej serii pięciu zwycięstw z rzędu. Sochan, co naturalne, wszedł z ławki i zaliczył 23 minuty. W tym czasie zdążył nabić 16 punktów, zaliczyć 2 zbiórki i 1 przechwyt. Co jednak istotniejsze – dostał też cenne minuty w obronie, pilnując Luki Doncicia. Słoweniec nie miał dziś łatwo czy to z Jeremym, czy ze Stephonem Castle, który był jego podstawowym obrońcą – efekt był taki, że trafił tylko 9 rzutów z gry (na 27 prób), z czego przy Jeremym ledwie raz (na pięć rzutów). Ogółem Sochan popracował skutecznie przy różnych rywalach – ci trafili „na nim” 4 rzuty z 10 oddanych.

Jeremy Sochan i Luka Doncić. Fot. Newspix
Widać więc, że czekanie na Sochana i wprowadzenie go do składu powoli, się Spurs opłaciło. Jeremy wrócił bowiem w dobrej formie i można liczyć, że będzie ją kontynuować. Przy okazji od razu pokazał, że może być dla Ostróg cenny, co nie było wcale tak oczywiste. Jak mówił nam przed sezonem Mateusz Babiarz, ekspert do spraw NBA i fan Spurs:
– Mam pewne obawy, bo Jeremy po powrocie będzie zapewne wpuszczany z ławki, więc będzie musiał walczyć o minuty. Do tego jeśli będzie wchodzić z ławki, to nie będzie grać w optymalnym ustawieniu dla siebie. Czyli nie będzie czwartym, piątym graczem w ofensywie, który żyje z tego, że trzeba podwajać innych zawodników i on może wychodzić na czyste pozycje. Zamiast tego będzie musiał łatać luki w składzie, być takim dodatkowym rozgrywającym – mam nadzieję, że przynajmniej w tym roku nie będzie musiał grać jako rezerwowy center. Na pewno jednak będzie mu trudniej. Ja cały czas w niego wierzę, ale ten sezon już zaczął się dla niego w sposób nieoptymalny. Miejmy nadzieję, że to złe dobrego początki.
SAN ANTONIO SPURS. NOWA ERA, CZYLI CAŁA NADZIEJA W WEMBANYAMIE
Kontuzja faktycznie była złymi początkami. Dzisiejszy mecz – możliwe, że to dobry początek okresu, w którym Jeremy będzie grać i na powrót stanie się ważną częścią zespołu.
A dlaczego to tak istotne?
Walka o kontrakt. Co może ugrać Sochan?
Naprawdę trudno się spodziewać, by Jeremy Sochan miał wylecieć z NBA po tym sezonie. By tak się stało, musiałby zapewne w ogóle nie grać w tym roku, pokonany przez kolejną kontuzję… a i wtedy pewnie dostałby szansę od niektórych klubów, by udowodnić swoją wartość w Summer League. Polak ma bowiem wiele atutów. Świetnie broni. Jest atletyczny. Odnajduje się na kilku pozycjach. Wciąż jest młody – ma tylko 22 lata, na koniec sezonu obchodzić będzie 23. urodziny.
Tacy gracze po prostu nie odchodzą z NBA ot tak, muszą się o to naprawdę „postarać”.
Ale już warunki kontraktu, na jakim grają dalej, to inna sprawa. Jeremy zalicza w tym roku ostatni rok kontraktu 2+2 lata, jaki otrzymują pierwszoroczniacy w lidze. Po tym czasie podpisać można przedłużenie, ale trzeba to zrobić w odpowiednim terminie. Sochan się na to nie zdecydował, choć nie wiemy tak naprawdę, jak wyglądały negocjacje – jaką ofertę otrzymał od Spurs, czy w ogóle ją otrzymał i na ile były to negocjacje, a na ile po prostu oferta na zasadzie „to jedyna propozycja, przyjmujesz albo nie”.
W każdym razie: na razie Jeremy podjął ryzyko. I w najbliższych miesiącach gra nie tylko dla klubu, ale i na własne konto.
Jeśli na parkietach NBA w tym sezonie zaprezentuje się dobrze, będzie mieć mocniejszą pozycję w negocjacjach. A jak te będą wyglądać? Z końcem czerwca Sochan zostanie zastrzeżonym wolnym agentem. Taki status oznacza, że Polak będzie mógł otrzymywać oferty od innych ekip z ligi. Możliwe, że na jego usługi skusi się więc czy to zespół mocniejszy, czy taki, który wyłoży więcej kasy. Tu jednak jest haczyk, kryjący się w słowie „zastrzeżony” – Spurs bowiem nadal będą mieli pierwszeństwo do podpisu Polaka. Działa ono tak, że na wyrównanie każdej oferty dostaną 48 godzin.
Jeśli więc Ostrogom będzie zależeć na tym, by Jeremy u nich został, wyłożą kasę. Jeśli nie – Sochan będzie mógł odejść tam, gdzie dadzą mu najwięcej. Czy mu się to opłaci i czy faktycznie dostanie na tyle wysoki kontrakt, by ten brak przedłużenia uznać za słuszny ruch… to już zależy właśnie od niego. Dobre występy zaowocują lepszymi ofertami. Słaby, przerywany urazami i problemami sezon sprawi, że to on będzie na gorszej pozycji negocjacyjnej.
Mecz z Lakers nastraja w tej kwestii optymistycznie. Fakt, że trenerem jest Mitch Johnson – mimo wszystko także. Johnson przez lata odpowiadał w Spurs za młodych zawodników, był z nim nawet w Polsce na campie NBA. Dobrze zna więc Sochana i jego atuty, powinien potrafić je wykorzystać.
I oby tak było. Bo jedynemu Polakowi w NBA po prostu wypada życzyć dobrze.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix