Opublikowaliśmy dziś reportaż pt: „Długi, kłamstwa i pogarda. Skra Częstochowa to fabryka patologii”. Opowiada o klubie, który przeszedł drogę z A Klasy do I ligi, ale okazało się, że budował to wszystko na kłamstwach, propozycjach korupcyjnych i niszczeniu ludziom życia. Jest w nim wiele wątków, obrazujących te zjawiska. Jeden to historia o tym, jak potraktowano w Skrze Bartłomieja Burmana, piłkarza, u którego wykryto wadę serca.

Burman to wychowanek Lecha. Gdy grał w Skrze, wykryto u niego wadę serca, która doprowadziła do zakończenia zawodowej kariery.
– Od kiedy zacząłem się badać, jeździć po klinikach w całej Polsce, prezes Wierzbicki nagle zadzwonił i spytał, kiedy pojawię się na treningu, jak z mieszkaniem w Częstochowie… Nawet nie wiedział, co się dzieje z jego zawodnikiem, że mnie w tym mieście od dawna nie ma – opowiada w reportażu Szymona Janczyka.
Piłkarz Skry Częstochowa z wadą serca. Klub nie wypłacił mu nic
Klub już wcześniej przestał mu płacić. Na badania Burman wydał 10 tysięcy złotych z własnej kieszeni. W pewnym momencie piłkarz zaproponował, by Skra wypłacała mu chociaż połowę pieniędzy, skoro nie gra przez problemy ze zdrowiem. Liczył że zacznie dostawać chociaż to. Nie dostał nic.
– Dopóki byłem brany pod uwagę, otrzymywałem pieniądze z opóźnieniem. Po diagnozie serca temat ucichł. Zagrałem w pierwszym meczu nowego sezonu, więc miałem prawo ubiegać się o pensję za całą rundę. Czekaliśmy na jakąś inicjatywę, aż klub wyjdzie z jakimś pomysłem. Nie wyszedł. To mój menedżer zaproponował kompromis, jakieś spotkanie w połowie. Tyle że ten kontakt wyglądał tak, że przy każdej próbie rozmowy było pięć nieodebranych połączeń. Czasami na odpowiedź czekaliśmy kilka tygodni – opowiada zawodnik, który nie dostał pieniędzy za pół roku gry w Skrze.
Otrzymał jednak… koszulkę. – Przed meczem z ŁKS-em dostałem koszulkę, na murawie zbiliśmy piątkę z prezesem i… tyle. Z perspektywy czasu odbieram to jako zagranie pod publiczkę. Oklepane zdania, dziękujemy, szanujemy, ale o kwestii finansów nawet nie chcieli rozmawiać. I widziałem po nich, że wiedzą, że im głupio, ale unikają tematu. Stać ich było tylko na to, żeby “dać wskazówki” jak ma to pożegnanie wyglądać od strony organizacyjnej – opisuje.
A o relacjach z prezesem Arturem Szymczykiem mówi jeszcze tak: – Próbowałem się kilka razy dodzwonić, ale niestety… Nie wiem, czy zablokował numer, ale nie ma nawet sygnału.
Fot. Instagram
WIĘCEJ O PATOLOGIACH W PIŁCE NA WESZŁO:
- Długi, kłamstwa i pogarda. Oto Skra Częstochowa
- Sandecja, czyli spalarnia pieniędzy z Nowego Sącza
- Historia carycy z Zabrza