Reklama

Lech Poznań w Pucharze Polski wygrał, ale i tak się skompromitował

Szymon Janczyk

30 października 2025, 14:34 • 3 min czytania 57 komentarzy

Wydawało się, że skoro Lech Poznań do Słupska pojechał składem odpicowanym jak fury z „Pimp my ride!”, że skoro wygrywał do przerwy 2:0, to po prostu odhaczy zwycięstwo i nie pozostawi pola do dyskusji. Nie doceniliśmy jednak maszyny trenera Nielsa Frederiksena…

Lech Poznań w Pucharze Polski wygrał, ale i tak się skompromitował

Jeden rabin powie, że Lecha Poznań od kompromitacji dzieliło kilkadziesiąt centymetrów. Tyle, ile przesądziło o tym, że wyrównujący gol dla Gryfa Słupsk nie został uznany z powodu spalonego. Drugi rabin się nie zgodzi i stwierdzi, że występ przeciwko czwartoligowcowi spełnia wszelkie znamiona kompromitacji. Czy się pomyli, skoro mowa o meczu, w którym mistrz Polski:

Reklama

Przyznacie, że to wybitna kombinacja niefortunnych zdarzeń, które nie sprawią, że Poznań będzie spał spokojnie, ze świadomością, że klęska na Gibraltarze została wewnętrznie rozpracowana, przepracowana i nic takiego już się nie wydarzy.

Puchar Polski. Lech Poznań wygrał z Gryfem Słupsk, ale nie uniknął kompromitacji

Wiadomo, że rzecz jasna Lech Poznań ostatecznie gra dalej. Że strzelił dwa gole, zawiązał kilka ładnych akcji, wykreował parę niezłych sytuacji. Tylko nikt nie będzie bił braw mistrzom Polski za oczywistości. Można podejrzewać, że aplauzu nie byłoby i wtedy, gdyby Bartosz Mrozek jednak zachował czyste konto. Natomiast mimo wszystko wyglądałoby to lepiej, zwłaszcza że dotychczas Lech Poznań zagrał na zero z tyłu z:

  • Legią Warszawa,
  • Bruk-Bet Termaliką Nieciecza,
  • GKS-em Katowice,
  • Breidablikiem (ale tylko raz!).

Mamy za sobą ponad dwadzieścia spotkań w sezonie. Naprawdę nie wystarczy, że Joel Pereira na raty pokona bramkarza, który po meczu wraca do pracy (tym razem serio, nie jak na Gibraltarze – golkiper Gryfa przyznał, że przed i po meczu ma dyżur w robocie). Ani to, że Antoni Kozubal ładnie przyśpieszy grę, Pablo Rodriguez wypuści piłkę w uliczkę i gola strzeli Filip Jagiełło. W takim meczu nie możesz dać rywalowi cienia wątpliwości, tymczasem Lech zostawił spore pole do popisu. Naprawdę może się cieszyć, że przeciwnik nie pomyślał i na własne życzenie spalił, bo zacząłby się niezły sralnik.

Zresztą, nawet w kontekście tych spalonych, mieliśmy do czynienia z sytuacją, która nie przyniesie piłkarzom Lecha glorii i chwały. Wiadomo, że Sammy Dudek jest młody, ale wypada wiedzieć, że skoro miał przed sobą pustą bramkę i obrońcę, to linię spalonego wyznacza piłka. I, co za tym idzie, że zagranie jej do biegnącego lekko przed sobą Gisliego Thordarsona to nawet gorsza decyzja niż strzał sprzed szesnastki i pudło.

Lech Poznań na własne życzenie sprawił, że po jego występie w Pucharze Polski w głowie zostaną nam właśnie takie migawki.

Gryf Słupsk – Lech Poznań 1:2 (0:2)

  • 0:1 – Filip Jagiełło 19′
  • 0:2 – Joel Pereira 33′
  • 1:2 – Damian Wojda 54′

fot. Newspix

57 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama