W sobotę Rafał Majka przejechał ostatni wyścig w zawodowej karierze. Jeden z najlepszych kolarzy w naszej historii od lat pełnił już w peletonie raczej rolę pomocnika, ale od czasu do czasu notował całkiem spore sukcesy. O rok młodszy od niego Michał Kwiatkowski też jest bliżej niż dalej zakończenia kariery. A potencjalnych następców tej dwójki liczyć możemy na palcach jednej ręki… i to niekoniecznie wszystkich. Polaków obecnych dziś w zawodowym peletonie – również. Nasze męskie kolarstwo cierpi i końca tych mąk obecnie trudno się dopatrzyć.

Polskie kolarstwo w kryzysie. Czy ktoś zastąpi Majkę i Kwiatkowskiego?
W 2014 roku Rafał Majka wygrał klasyfikację górską Tour de France, a przy okazji okazał się najlepszy na dwóch etapach tego wyścigu. Potem ten sukces poprawił jeszcze triumfem w Tour de Pologne, które w międzyczasie znacznie zyskało na renomie i stało się wyścigiem uznanym w świecie zawodowego kolarstwa. Ten sam rok to rozkwit formy Michała Kwiatkowskiego, który wygrał wtedy między innymi Strade Bianche i Volta ao Algarve, a w Liege-Bastogne-Liege oraz Walońskiej Strzale stał na podium.
A na koniec poprawił to mistrzostwem świata. Pierwszym zawodowym indywidualnym tytułem mistrza świata w historii polskiego kolarstwa. Polacy w pełni skorzystali wtedy z dobrych wyników w peletonie i możliwości wystawienia mocnej reprezentacji. Doskonale pracowali jako kadra, prowadzili Michała, który potem wspaniale to wykończył.
CZYTAJ TEŻ: 10 LAT OD POLSKIEGO MISTRZOSTWA ŚWIATA. „NIGDY NIE ZAPOMNĘ TEGO WYŚCIGU”
W 2014 roku mieliśmy więc dwóch kolarzy na światowym poziomie (obaj byli zresztą w TOP 20 rankingu Międzynarodowej Unii Kolarskiej na koniec sezonu). A do tego mocnych Przemysława Niemca, Michała Gołasia, Pawła Poljańskiego czy Macieja Paterskiego. To był rok, w którym przyszłość polskiego kolarstwa malowała się w jasnych barwach. Rok, który należało wykorzystać, żeby teraz – 11 lat później – móc cieszyć się tym, że Polscy mistrzowie mają swoich następców.
Nie wyszło. I dlatego o przyszłość męskiego kolarstwa w Polsce nie tyle możemy, co musimy być niespokojni.
Gdzie są ci kolarze?
Cofnijmy się o niespełna dekadę i zajrzyjmy do roku 2016. Chwilę po wielkim sukcesie Kwiatkowskiego, a tuż przed tym, jak medal olimpijski zdobył Majka. Środek najlepszych czasów polskiego zawodowego kolarstwa. W peletonie jeździło wtedy ośmiu Polaków. Trzy lata później – wraz z pojawieniem się CCC Team – liczba ta wzrosła do 13 i utrzymywała się przez dwa sezony istnienia tej grupy.
Były w tym gronie gwiazdy (Kwiato i Majka), byli uznani pomocnicy (Michał Gołaś, Paweł Poljański czy Tomasz Marczyński), był świetny czasowiec (Maciej Bodnar) i byli zawodnicy z potencjałem na rozwój, którzy korzystali z istnienia polskiej grupy – Szymon Sajnok (22 lata) czy Jakub Mareczko (25 lat). Generalnie: przyszłość naszego kolarstwa rysowała się wtedy w naprawdę jasnych barwach.
Plany pokrzyżowała pandemia, która w dużej mierze przyczyniła się do upadku grupy CCC, ale… i wtedy w peletonie zostało dziewięciu Polaków. I taka liczba trzymała się do poprzedniego sezonu, mimo że w międzyczasie kariery kończyli Poljański, Bodnar czy Marczyński. Jasne, w ubiegłym roku raczej nie liczyliśmy na wielkie wyniki ze strony Biało-Czerwonych, ale sama ich obecność w World Tourze sporo znaczyła.
A w tym sezonie zostało ich pięciu. Rafał Majka, Michał Kwiatkowski, Filip Maciejuk, Kamil Gradek i Stanisław Aniołkowski. Na poziom kontynentalny – do teamu Mazowsze Serce Polski – zjechał Łukasz Owsian, żeby wspomóc tę ekipę swoim doświadczeniem. Filip Gruszczyński, który w zeszłym sezonie był „stażystą” w Cofidisie, wrócił do ekip rozwojowych. A do tego kariery skończyli Cesare Benedetti i Łukasz Wiśniowski.
Na ich miejsce nie wskoczył nikt. Zabrakło przepływu zawodników w górę, żaden zespół z World Touru nie sięgnął po polskiego kolarza. Zresztą trudno mieć do tych ekip pretensje, bo właściwie… nie mieli z kogo wybierać.

Stanisław Aniołkowski radzi sobie na sprinterskich finiszach nieźle, ale brak w jego CV dużych sukcesów, a ma już 28 lat. Fot. Newspix
Na poziomie ProContinental, czyli zapleczu WorldTouru, w zeszłym sezonie jeździło czterech Polaków: Kamil Małecki, Jakub Mareczko, Szymon Sajnok i Danny van der Tuuk. Po usługi Mareczki sięgnęło w tym sezonie wspomniane już Mazowsze Serce Polski, rywalizujące w „trzeciej lidze”. Sajnok wylądował w GKS Cartusia w Kartuzach Bike Atelier i skupia się bardziej na torze. A pozostała dwójka została tam, gdzie była – Danny zmienił jedynie ekipę. Dodajmy, że to już dwójka nie młoda – Małecki w styczniu skończy 30 lat, z kolei van der Tuuk za niespełna miesiąc świętować będzie 26. urodziny.
Nie mamy więc reprezentantów w WorldTourze, a i na zapleczu jest z tym problem. A będzie jeszcze gorzej. Na ten moment w pierwszej lidze kontrakty na kolejny sezon oficjalnie podpisane mają tylko Aniołkowski i Gradek. Na zapleczu też nie zapowiada się na zwiększenie liczby kolarzy. Tych jest sporo dopiero na poziomie kontynentalnym, trzecim z kolei, ale to dlatego, że jeździ tam kilka polskich – lub zarządzanych przez Polaków – grup.
Na szczycie tej piramidy panuje jednak wielka bieda.
Dość napisać, że w 2025 tyle samo kolarzy co Polacy mieli w World Tourze Ekwadorczycy, a więcej Szwajcarzy, Irlandczycy czy reprezentanci Nowej Zelandii. Tuż za nami – z czterema zawodnikami – są Luksemburg i Erytrea. I kto wie, czy w kolejnym sezonie one też nie będą mieć więcej zawodników w światowej stawce.
Kwiatkowski i Majka (wspaniale) maskowali problemy
Kojarzycie sytuację w polskich skokach narciarskich? Jeśli nie, to w wielkim skrócie: po Adamie Małyszu nastał Kamil Stoch. A przy Stochu nagle pojawili się Piotr Żyła i Dawid Kubacki. Wszyscy oni razem odnieśli niesamowicie wiele sukcesów, każdy dołożył nie tyle cegiełkę, co cegłę. Do tej trójki dochodzili a to Jan Ziobro, a to Maciej Kot, a to Andrzej Stękała czy Kuba Wolny, pomagając drużynie.
Efekt był taki, że od zakończenia kariery Małysza – w 2011 roku – mieliśmy ponad dekadę sukcesów, z jedynie kilkoma słabszymi sezonami po drodze. Ale teraz to wszystko zaczęło się załamywać. Zabrakło dopływu talentów. Wiele nadziei po drodze zostało zgubionych. To, co osiągali zawodnicy z kadry A, maskowało problemy niżej.
CZYTAJ TEŻ: NISZCZENIE DZIEDZICTWA CZY ZASŁUŻONA MOŻLIWOŚĆ? NASI WETERANI NADAL SKACZĄ, ALE… BLISKO
W kolarstwie nie było Małysza, który by to wszystko zapoczątkował. To Majka i Kwiatkowski otworzyli tę erę sukcesów, nawet jeśli jej oznaki (Sylwester Szmyd czy Przemysław Niemiec mieli przecież kilka niezłych osiągnięć) pojawiały się nieco wcześniej. I też przez ponad dekadę to oni stanowili o sile Polski na szosie. Nawet gdy stali się raczej pomocnikami w swoich ekipach, regularnie powtarzano „no, może Michał powalczy o wygraną” albo „będą góry, Rafał się pokaże”.
I Michał faktycznie czasem walczył, a Rafał potrafił na podjazdach swoje osiągnąć. Nie bez powodu obu niesamowicie się w peletonie ceniło i nadal ceni, a Tadej Pogacar salutował w sobotę Majce, doceniając jego wkład w swoje sukcesy. Bo Słoweniec jest kolarzem, który na pracy Polaka często korzystał. Świetnie było to oglądać, świetnie było móc chwalić się takimi dwoma zawodnikami.
A teraz został jeden, też zapewne blisko końca kariery. I nikogo, kto mógłby zbliżyć się do jego poziomu.
Michał Kwiatkowski i Rafał Majka przez lata wiele zakrywali. Kolejne większe lub mniejsze skandale i zamieszania w Polskim Związku Kolarskim, który dopiero od niedawna zdaje się wychodzić na prostą (wciąż jednak spłaca ogromne długi sprzed lat i dopiero od niedawna pozyskuje nowych sponsorów, niedawno podpisano na przykład umowę z zondacrypto, która może związkowi pomóc). Ba, wiele jego obowiązków w pewnym momencie przejął Wielkopolski Związek Kolarski, bo ten – nie mając długów – mógł otrzymywać pieniądze z ministerstwa.
Przez to wszystko były w ostatnich latach problemy ze szkoleniem i wsparciem dla zawodników kończących wiek juniora, bo dla młodych kolarzy mamy sporo ekip i szans, ale gdy stają się starsi, to brakuje im alternatyw. Brak też dofinansowań o odpowiedniej wysokości dla małych klubów. Bywało nawet, że nie wypłacano stypendiów i nie było skąd wziąć pieniędzy na wyjazdy, częściowo przez problemy z przekazywaniem środków z ministerstwa. Sporo mówiono też o problemach komunikacyjnych, również na linii związek-kluby.
Sytuację przez lata ratowali pasjonaci: trenerzy, właściciele zespołów, prywatni sponsorzy, czasem też sami zawodnicy i ich rodziny. Jednak wobec takich problemów trudno było oczekiwać, że pojawią się – zwłaszcza w liczbie mnogiej – następcy Kwiatkowskiego i Majki. Tyle że to co działo się na dole kolarskiej piramidy, było przesłonięte właśnie sukcesami tej dwójki, z dodatkiem osiągnięć zawodników takich jak Benedetti czy Bodnar.

Maciej Bodnar przez lata jeździł w World Tourze. Fot. Newspix
Wiadomo było jednak, że prędzej czy później te problemy wyjdą na światło dzienne.
Ten termin ostatecznie udało się przeciągnąć o kilka lat. Ale w tym roku doszło nawet do tego, że na mistrzostwach świata w Kigali nie było męskiej drużyny seniorów. Jak pisano w komunikacie PZKol:
„Decyzja ta została podjęta po szczegółowych konsultacjach selekcjonera kadry narodowej, Andrzeja Sypytkowskiego, z zawodnikami oraz sztabem szkoleniowym. Głównym powodem rezygnacji jest brak udziału dwóch czołowych polskich kolarzy. Rafał Majka, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, podjął decyzję o zakończeniu kariery reprezentacyjnej, natomiast Michał Kwiatkowski chce skoncentrować się na przygotowaniach do Mistrzostw Europy. […] Wobec braku naszych najbardziej doświadczonych zawodników, a także z uwagi na wysokie koszty i skomplikowaną logistykę wyjazdu do Rwandy, uczestnictwo w zawodach nie byłoby w pełni uzasadnione sportowo. W tej sytuacji wspólnie uznano, że najlepszym rozwiązaniem dla reprezentacji Polski będzie postawienie wszystkiego na start w Mistrzostwach Europy”.
Widzimy więc doskonale, w jak sporych rozmiarów dziurę wpada nasze męskie kolarstwo. Bo kandydatów na nowych Kwiatkowskich czy następców Majki jest po prostu mało.
Kandydaci na gwiazdy? Niewielu
Kolarstwo w Polsce jest naprawdę popularne. I widać to w liczbach również wśród zawodowców, bo o ile na dwóch najwyższych poziomach zawodników mamy mało, o tyle na trzecim – kontynentalnym – jest ich już w tym sezonie 59. To daje nam w „kontynentalu” 13. miejsce na świecie.
Wyprzedzają nas właściwie tylko kraje powszechnie kojarzone z kolarstwem (Włochy, Francja, Holandia, Belgia, Niemcy, Kolumbia, Australia), reprezentacje azjatyckie z krajów mających dużo mieszkańców i rozwijających u siebie ten sport (Chiny, Japonia i Korea Południowa) oraz Portugalia, która nie jest „tradycyjnie” kolarskim krajem, ale jest w peletonie – również na najwyższym poziomie – obecna i jej kolarze odnoszą sukcesy.
To dobry, naprawdę dobry rezultat. Jednak 25 z tych kolarzy jest już starszych niż granica wieku młodzieżowca (23 lata). Z pozostałych 34 mniej więcej jedna trzecia jeździ na szosie niewiele lub w małych wyścigach. Efekt jest taki, że w gronie 500 najlepszych kolarzy do lat 23 (włącznie) według portalu ProCyclingStats jest tylko sześciu Polaków. Najwyżej sklasyfikowany z nich – Radosław Frątczak – zajmuje dopiero 147. miejsce. W górnej połowie tej pięćsetki są jeszcze Mateusz Gajdulewicz (159.) oraz Michał Pomorski (235.).
Problem jest taki, że Frątczak nie jeździ już jako młodzieżowiec, bo ma równo 23 lata. Pomorskiemu ten status kończy się w tym sezonie. Gajdulewiczowi też, bo ten w grudniu skończy 22 lata. Wielu kolarzy w ich wieku startuje już poziomie World Touru. Oni są od niego w tym momencie daleko.
Frątczak – typowy sprinter – zanotował w tym sezonie kilka wygranych, ale tylko w wyścigach o kategorii 2.2, najniższej możliwej klasyfikowanej przez Międzynarodową Unię Kolarską. Rzadko zresztą startował w większych wyścigach. Gajdulewicz z dobrej strony pokazał się na mistrzostwach świata (był 7. w jeździe na czas i 5. w wyścigu ze startu wspólnego w kategorii młodzieżowców), ale próżno szukać u niego sukcesów z wyścigów klubowych – tych po prostu nie ma, a on jest raczej pomocnikiem dla kolegów.

Mateusz Gajdulewicz na mistrzostwach świata zaprezentował się z niezłej strony. Ale czy w kolejnym sezonie będzie tak też w zawodowym peletonie? Fot. Newspix
Nadzieje niby mogą dawać zawodnicy, którzy wybrali ścieżki zagranicznej kariery. W teamie rozwojowym Visma | Lease a Bike jeździ 19-letni Patryk Goszczurny i choć na razie wiele w peletonie nie osiągnął, to nadzieje z nim wiązane wynikają z faktu, że z holenderskiej ekipy wyszło do World Touru wielu kolarzy, po prostu świetnie tam szkolą. Przywoływany już 20-letni Filip Gruszczyński wybrał ścieżkę włoską i choć jeździ na poziomie kontynentalnym, to powinno otworzyć mu to nieco drzwi – zresztą fakt, że był „stażystą” w zespole Cofidisu na poziomie World Touru, już o czymś świadczy. Również na Włochy postawił Adam Bronakowski, rocznik 2006. Czy coś z tego wyniknie – przekonamy się.
Generalnie jednak wydaje się, że w świecie polskiego kolarstwa wszyscy czekają obecnie na jednego gościa.
Śladami Kwiatkowskiego. Czy też tak wysoko?
Zwie się Jan Jackowiak. Na mistrzostwach świata w Kigali jeździł w kategorii juniorów i wywalczył brązowy medal w wyścigu ze startu wspólnego. Dla polskiego kolarstwa był to naprawdę spory sukces i nadzieja na przyszłość. Ale też dowód na to, że mamy w naszym kraju talenty, tylko trzeba je wytrenować i przeprowadzić odpowiednią ścieżką.
Jackowiak miał w tym wszystkim od początku sporo szczęścia. Jego tata, Michał, w 2013 roku założył Copernicusa. To toruńska akademia kolarska, dziecko Jackowiaka seniora, ale też… Michała Kwiatkowskiego, który jeszcze przed swoimi największymi sukcesami zdecydował się inwestować w ukochany sport w rodzinnych stronach. Janek przeszedł więc przez akademię, która czerpała z doświadczeń jednego z najlepszych – jeśli nie najlepszego – kolarza w historii Polski, a przy okazji była kierowana przez jego ojca.
CZYTAJ TEŻ: TOP 10. NAJLEPSI POLSCY KOLARZE W HISTORII
A potem – w 2024 roku – wyjechał za granicę. Do Cannibal – Victorious, czyli ekipy młodzieżowej powiązanej z Bahrain – Victorious, jedną z lepszych ekip z World Touru, w której dyrektorem jest kolejny z Polaków – Michał Gołaś. Jackowiak jest więc doskonałym przykładem na to, jak młody polski talent może korzystać z doświadczeń i pomocy starszych poprzedników. Jego kariera prowadzona na razie jest absolutnie modelowo, trudno cokolwiek jej zarzucić.
Medal mistrzostw świata był tego potwierdzeniem. Ale nie pierwszym. Wcześniej Jackowiak został pierwszym od 16 lat Polakiem, który wygrał juniorski Wyścig Pokoju (w przeszłości triumfował tam też… Kwiatkowski). Dobrze spisywał się w sporych zagranicznych wyścigach. W czerwcu zdobył dwa tytuły mistrza Polski w swojej kategorii wiekowej. Nie ma żadnych wątpliwości, że to obecnie nasz największy talent.

Jan Jackowiak na podium mistrzostw świata z brązowym medalem (i typowo polskim uśmiechem). Fot. Newspix
Nie może też dziwić, że już teraz porównuje się go do Kwiatkowskiego. Zresztą sam Jan się od tych porównań nie odżegnuje. Na konferencji po zdobyciu medalu MŚ mówił (cytat za portalem naszosie.pl):
– Michał Kwiatkowski bez wątpienia jest dla mnie pewną inspiracją i bez wątpienia wielką przyjemnością jest mieć takiego mentora, choć nie powiedziałbym, że jest już u kresu swojej kariery – wciąż stać go na naprawdę wiele. Pochodzimy z jednych stron, Michał wraz z moim tatą zakładał Copernicusa, więc tak, bez wątpienia Kwiato jest osobą, która wpłynęła na mnie i moją przygodę z kolarstwem. Dziś Michał jest niezwykle zajętą osobą z racji na własną karierę, ale gdy już mamy okazję, to rozmawiamy, przyjmuję rady, czasem i pomoc z logistyką wyjazdów – można go nazwać mentorem, wielkim wsparciem, inspiracją, profesorem kolarstwa.
Żeby się jednak przekonać, czy pójdzie w ślady Michała, musimy poczekać. Niemniej, jeśli szukać następców naszych wielkich kolarzy – to w tej chwili albo w jego osobie, albo u koleżanek Kwiatka i Majki po fachu.
Rozkwit, ale… u kobiet
Bo pozwólcie, że na marginesie, ale wspomnimy o tym, że polskie kolarstwo męskie w ostatnim czasie podupadło, ale urosło w siłę to kobiece. O Katarzynie Niewiadomej i jej możliwościach wiemy nie od dziś, a ubiegłoroczny triumf w Tour de France był tego najlepszym potwierdzeniem. Jednak aktualnie to nie tylko Kasia stanowi o sile tej dyscypliny w naszym kraju. Moglibyśmy wręcz napisać, że kobiece kolarstwo jest tam, gdzie męskie było dekadę temu.
W World Tourze jeździ bowiem osiem Polek.
Niewiadomej w ekipie CANYON//SRAM zondacrypto towarzyszy Agnieszka Skalniak-Sójka, ceniona jako pomocniczka, ale też potrafiąca pojechać na własną rękę. W Team SD Worx – Protime jeździ Marta Lach, już doświadczona i ceniona zawodniczka. Siostry Daria (medalistka olimpijska z toru) oraz Wiktoria Pikulik rywalizują w barwach Human Powered Health. Dla CERATIZIT Pro Cycling Team jeździ Marta Jaskulska, a Kaja Rysz śmiga w barwach Roland de Levoluy.
W rankingu ProCyclingStats za rok 2025 w TOP 100 jest pięć Polek. Najwyżej jest Niewiadoma, ale drugą z Biało-Czerwonych jest jeszcze nieprzywołana przez nas Dominika Włodarczyk, która w tym sezonie zrobiła kolosalny postęp. 24-latka z UAE Team ADQ niespodziewanie zajęła 4. miejsce w Tour de France, wygrała też jednodniowy wyścig La Picto – Charentaise, a poza tym świetnie prezentowała się na trasach wielu innych prestiżowych imprez.
Innymi słowy: tkwi w polskim kolarstwie kobiecym potencjał, który w dodatku jest realizowany. Pozostaje trzymać kciuki, byśmy za kolejnych kilka lat nie musieli pisać o nim tak, jak piszemy o męskim dziś.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix