Reklama

Najlepsi polscy kolarze wszech czasów. Który jest Rafał Majka? [RANKING]

Sebastian Warzecha

10 sierpnia 2025, 12:20 • 18 min czytania 14 komentarzy

Kto jest najlepszym polskim kolarzem w historii? To wbrew pozorom niełatwe pytanie, bo największe sukcesy w tym sporcie osiągaliśmy jeszcze w czasach amatorskich, gdy nasi zawodnicy nie mogli nawet przechodzić na zawodowstwo. Ale już Lech Piasecki, Zbigniew Spruch, a w historii najnowszej Michał Kwiatkowski oraz Rafał Majka swoje dołożyli też w gronie profesjonalistów. Który z nich jest jednak największy? I jak wyglądałaby najlepsza dziesiątka? Postanowiliśmy to sprawdzić. Oto ranking największych, najwybitniejszych polskich „szosowców”.

Najlepsi polscy kolarze wszech czasów. Który jest Rafał Majka? [RANKING]

Najlepsi kolarze w historii Polski. Czy Rafał Majka i Michał Kwiatkowski są na szczycie?

Zanim ranking właściwy, to kilka słów wyjaśnienia. Pod uwagę braliśmy, rzecz jasna, sukcesy, ale czasem i inne szczegóły – jak to, czy dane osiągnięcie było dla Polski historyczne, czy odnoszone w drużynie, czy indywidualnie, a czasem i – choć to trudne do oceny – poziom, jaki dany zawodnik prezentował na rowerze, tak to najlepiej ująć. Niektórym zresztą – przedwcześnie kończącym kariery – musieliśmy dać kredyt zaufania, że te wyglądałyby fantastycznie i w kolejnych latach.

Reklama

Co ważne – liczyli się tylko kolarze szosowi (i wyłącznie ich sukcesy na asfalcie) oraz jedynie mężczyźni. Podkreślamy to drugie, by nie było wątpliwości, czemu zabrakło tu Katarzyny Niewiadomej, która – gdyby brać pod uwagę również kolarstwo kobiece – miałaby już zapewne swoje miejsce w TOP 10.

Co warto jeszcze dodać? Że wielu znakomitych kolarzy się tu nie znalazło. Wśród nich zwycięzcy etapów w Wielkich Tourach (Tomasz Marczyński, Maciej Bodnar czy Przemysław Niemiec), medaliści olimpijscy (Edward Barcik, Lucjan Lis, Tadeusz Mytnik czy Andrzej Sypytkowski) a także cała rzesza medalistów mistrzostw świata amatorów (poza czwórką z poprzedniego nawiasu również Janusz Kowalski, Jan Smyrak, Witold Plutecki, Stefan Ciekański czy Jan Jankiewicz). To pokazuje, jak – wbrew pozorom – dużym sportem jest w Polsce, patrząc historycznie, kolarstwo.

Pora jednak przejść do właściwego zestawienia. Kto się w nim znalazł?

10. Zbigniew Spruch

Zbigniew Spruch. Kolarstwo

Nieco pecha mieli kolarze, których kariery rozłożyły się częściowo na amatorskie czasy w Polsce, a częściowo już na te zawodowe. Spruch był jednym z nich, ale trzeba przyznać, że po tym, jak jeszcze jako kolarz amatorski na rowerze szalał – dwukrotnie wygrał Wyścig Pokoju, osiągnął też kilka sukcesów poza granicami Polski – to odnalazł się i w roli zawodowca, którym stał się w 1992 roku, a karierę kontynuował aż do 2003.

Ten największy sukces przyszedł trzy lata przed jej końcem. Spruch wziął wtedy udział w wyścigu ze startu wspólnego na mistrzostwach świata. I jak przy każdej takiej okazji – wiedział, że ma szansę na medal, bo jego największą zaletą był finisz i doskonale radził sobie w jednodniowych wyścigach. Był urodzonym klasykowcem i gdyby szybciej został profesjonalistą, być może na dwie dekady przed Michałem Kwiatkowskim mielibyśmy zwycięzcę niektórych spośród największych klasyków.

Na zawodowstwo przeszedł jednak w wieku 26 lat, a potem musiał „uwolnić” się od hierarchii w swoich zespołach. Gdy to zrobił, zaczął odnosić świetne rezultaty, zajął między innymi trzecie miejsce w Mediolan-San Remo. Ale, jak sam przy wielu okazjach wspominał, był wtedy już po trzydziestce, nie miał wiele czasu. Mimo tego zdołał jednak osiągnąć ten największy sukces – w przywołanym 2000 roku zdobył srebro mistrzostw świata. Jako pierwszy polski kolarz w gronie zawodowców.

Jego osiągnięcia – w dużej mierze przez czas, w jaki trafił – zostały nieco zapomniane i przyćmione i tym, co przed nim, i tym co nastąpiło później. Ale Sprucha warto pamiętać, bo z przytupem zakończył dla polskiego kolarstwa XX wiek, wprowadzając nas w kolejne stulecie.

9. Mieczysław Nowicki

Mieczysław Nowicki. Kolarstwo

Mocny punkt polskiej drużyny w jej najlepszych czasach. Bo tak, na imprezach mistrzowskich – w tym igrzyskach olimpijskich – rozgrywano kiedyś zawody drużynowe. Nowicki jeździł w czasach, w których niestety nie miał okazji wyrwać się na zawodowstwo. Nie z Polski, nie w latach 70. Stąd zostawały mu właśnie igrzyska i mistrzostwa świata, ale amatorów – jak wielu zawodnikom z jego pokolenia.

Kilku zresztą się tu jeszcze pojawi. I choć trudno porównywać zawodowych kolarzy do tych, którzy jeździli wyłącznie amatorsko pięć dekad temu, to na potrzeby tego rankingu musimy to zrobić.

Nowicki jest jednym z tych drugich przypadków. Początkowo jeździł na torze, wraz z drużyną naszych torowców był zresztą czwarty na igrzyskach w Monachium, blisko podiów bywał też na mistrzostwach świata. W końcu jednak skoncentrował się na szosie i to był strzał w dziesiątkę. W roku 1975 razem z Tadeuszem Mytnikiem, Ryszardem Szurkowskim i Stanisławem Szozdą zdobył złoto w drużynowej jeździe na czas (to właśnie konkurencja, w której rywalizowano zespołowo). Rok później był w drużynie srebrny na igrzyskach w Montrealu, a w 1977 brązowy na kolejnych mistrzostwach świata.

Jego obecność w tym rankingu jest jednak uzasadniona głównie przez to, że we wspomnianym Montrealu zdobył też drugi medal – brąz w wyścigu ze startu wspólnego. Indywidualnym.

8. Joachim Halupczok

Joachim Halupczok. Kolarstwo

Są w sporcie przypadki takich karier, co do których można się zastanawiać tylko „co by było, gdyby”. Ta Halupczoka jest jedną z nich. Skończyła się bowiem już w 1992 roku, gdy polski kolarz miał ledwie 24 lata i tak naprawdę wciąż był na początku swojej kolarskiej drogi. Dodajmy – drogi zawodowej, bo Polak dwa lata wcześniej stał się profesjonalistą. Od razu imponował. Na Giro d’Italia 1990 po kilku etapach był na podium klasyfikacji generalnej, przewodził też długo klasyfikacji młodzieżowców. Do mety nie dojechał – przeszkodziła kontuzja – ale pokazał się ze znakomitej strony.

Jego największym sukcesem pozostaje jednak ten amatorski.

Jako 20-latek pojechał na igrzyska do Seulu i tam z drużyną zdobył srebro. Rok później jednak wziął udział w mistrzostwach świata we francuskim Chambery. Drużynowo – znów srebrny medal. Indywidualnie? Był najlepszy. W wielkim upale fantastycznie uciekł wszystkim na zjeździe, a potem ruszył do mety, powiększając przewagę na podjeździe pod Cote De Montagnole. Rywali wyprzedził o niemal 3 minuty! Dziś takiego rezultatu nie powstydziłby się nawet Tadej Pogačar. Te mistrzostwa pokazały, jakim potencjałem dysponuje Polak. I ten potencjał właśnie był później widoczny i w gronie profesjonalistów.

Niestety, już w 1990 roku ujawniła się u niego arytmia serca i na moment zawiesił karierę. Wrócił na rower w kolejnym sezonie, jeździł też w 1992 roku, ale ostatecznie problemy zdrowotne go pokonały. A dwa lata później – w czasie rozgrzewki przed zawodami piłki nożnej w Opolu – zmarł, jak pierwotnie podawano, z powodu niewydolności serca. Lekarz przeprowadzający sekcję wykluczył jednak zawał jako przyczynę śmierci Halupczoka.

Do dziś w pełni nie wyjaśniono, czemu młody – już były – kolarz zmarł. Wśród teorii wymieniano stosowanie EPO czy nieleczone infekcje. Jedno jest pewne: Halupczok odszedł przedwcześnie. Miał w końcu jedynie 25 lat.

7. Czesław Lang

Czesław Lang. Kolarstwo

Zanim stał się działaczem i organizatorem Tour de Pologne, zapisał się w historii polskiego kolarstwa na kilka różnych sposobów. W 1980 roku w Moskwie – nawet jeśli przy przerzedzonej z powodu bojkotu olimpijskiego stawce – został wicemistrzem olimpijskim w wyścigu ze startu wspólnego. Trzy lata wcześniej zdobył z kolei brąz, a w 1979 roku drużynowe srebro w drużynie na mistrzostwach świata. Wygrywał też Tour de Pologne, choć wtedy (w 1980 roku) był to wyścig stosunkowo niewielki, bez prestiżu. Ale że to ciekawie współgra z jego dzisiejszą rolą, warto o tym sukcesie wspomnieć.

Wiadomo, wszystkie te osiągnięcia to wciąż ten okres, gdy polskie kolarstwo było w znakomitej kondycji i nie tylko Czesław Lang tak jeździł. Kolarstwo amatorskie, ale jednak.

Ale skoro o tym – to Lang przerwał impas. W 1982 jako pierwszy kolarz nie tylko z Polski, ale i z państw Bloku Wschodniego został zawodowcem. Stał się wtedy zawodnikiem włoskiej ekipy Gis Gelati i wskazał drogę kolejnym zawodnikom, którzy chcieli wyrwać się z polskiej komunistycznej rzeczywistości. Jeździł do 1989 roku i reprezentował jeszcze trzy inne zespoły. Sukcesy na zawodowstwie? Niewielkie, wygrał prolog Tirreno-Adriatico, wraz z drużyną zgarnął etap Giro d’Italia (ogółem przejechał 11 Wielkich Tourów, z czego osiem razy Giro), do tego triumfował na jednym z odcinków Volta Ciclista a Catalunya.

Niemniej – biorąc pod uwagę, że to on przecierał szlaki, każde z tych osiągnięć staje się bardziej znaczące (na marginesie: od 1986 roku jeździł w jednej drużynie – pierwotnie Del Tongo, a potem Malvor-Sidi – z Lechem Piaseckim, w tamtym czasie byli jedynymi obcokrajowcami w obu tych zespołach). A i sam fakt, że z zawodowego peletonu – po tym, jak się tam dostał – nie wypadł aż do końca kariery, naprawdę warto docenić. Dzięki Langowi mieliśmy polską flagę w profesjonalnym kolarstwie. To naprawdę coś.

6. Zenon Jaskuła

Zenon Jaskuła. Kolarstwo

To czasy Halupczoka. Jeździł z nim w drużynie i na mistrzostwach świata w Chambery, i na igrzyskach w Seulu. W obu przypadkach wspólnie zdobyli srebro. Jaskuła, starszy o sześć lat, też od razu po zmianie systemu przeskoczył na zawodowstwo, obaj trafili zresztą do tej samej ekipy. I być może jego kariera pokazuje nam, co mógłby osiągnąć Joachim, gdyby nie zawiodło go zdrowie. Bo Jaskuła na zawodowstwie był do niedawna jednym z dwóch najlepszych Polaków.

Do dziś jest za to jedynym, który stał na podium klasyfikacji generalnej Tour de France. To był rok 1993, Polak wygrał do tego wtedy etap, a przegrał tylko z dwójką wielkich – absolutnym dominatorem tamtych czasów w osobie Miguel Induraina oraz znakomitego Tony’ego Romingera, czterokrotnego zwycięzcę Wielkich Tourów. Ze Szwajcarem Jaskuła walczył, przegrał o 49 sekund, ale do Hiszpana stracił niemal sześć minut.

Induraín był za mocny. Mogłem zająć drugie miejsce, lepiej pojechać na czas, ale wygrał tam Rominger. Ja byłem trzeci. Nie ma co żałować, bo był dobry, po prostu. Do dziś mój czas na etapie, który wygrałem, jest najszybszym na tamtej górze i to właśnie dzięki Romingerowi, bo on uciekał, a ja go goniłem. Później dałem mu zmianę na ostatnich 300 metrach i wygrałem. Czas, liczony od dołu, wciąż jest lepszy niż te późniejsze, kiedy jechał np. Rafał Majka czy Lance Armstrong za swoich świetnych czasów, który też wykręcił rezultat gorszy o jakieś 15-20 sekund – wspominał Jaskuła w wywiadzie z naszym portalem.

CZYTAJ TEŻ: JEDYNY POLAK NA PODIUM TOUR DE FRANCE. GDY JASKUŁA ZACHWYCIŁ WSZYSTKICH

Choć trzeba tu sprostować jedną rzecz – od czasu wywiadu najlepszy wynik podjazdu pod Col du Tourmalet pobili wspólnie Tadej Pogačar i Jonas Vingegaard. Ale rezultat Jaskuły i tak utrzymał się 30 lat.

Tour de France, naturalnie, jest w przypadku Polaka wspominane najczęściej. Ale to nie jego jedyny sukces. W zawodowym peletonie był też najlepszy na etapie Tour de Suisse (jazdy na czas, też dobrze sobie w niej radził) i w całym wyścigu Volta a Portugal. Kto wie, czy gdyby nie był trochę młodszy, nie osiągnąłby więcej. Gdy był trzeci w Wielkiej Pętli, liczył sobie przecież już 31 lat.

5. Lech Piasecki

Lech Piasecki. Kolarstwo

Był pierwszym Polakiem, który zdobył tytuł mistrza świata i wśród amatorów, i w gronie zawodowców… ale drugiego z nich w tym rankingu nie możemy brać pod uwagę, bo w 1988 Piasecki wywalczył złoto na torze. Trzy lata wcześniej za to był najlepszy w wyścigu ze startu wspólnego amatorów we włoskiej Giaverze. Miał wtedy niespełna 24 lata i to w ogóle był jego rok – wygrał w Wyścigu Pokoju (jadąc w żółtej koszulce od początku do samego końca!), nieźle pokazywał się w startach poza granicami Polski.

A że możliwości przejścia na zawodowstwo w międzyczasie się pojawiły, to w 1986 roku był już profesjonalistą i jeździł we wspomnianej grupie razem z Czesławem Langiem. Jego specjalnością była jazda na czas – jak w przypadku wielu torowców – ale nie tylko. Dobrze odnajdował się na finiszach, choć, jak sam mówił portalowi naszosie.pl, miał w tym nieco braków:

– Nie byłem typowym sprinterem w peletonie zawodowym, pewnie miałbym dziś na koncie jeszcze więcej zwycięstw. Ale taki jest już zawodowy peleton, każdy musi w nim znaleźć swoje miejsce. Są sprinterzy, są czasowcy, są górale. Takich kolarzy jak Eddy Merckx już nie ma. No, obecnie poza Tadejem Pogačarem, bo on jest ewenementem.

Piaseckiemu specjalizacja jednak służyła. Oczywiście, nie odnosił wybitnych rezultatów w wyścigach etapowych, jeśli patrzyć na klasyfikację generalną (w Giro najwyżej był 53., Tour i Vueltę jechał po razie, ale nie ukończył obu), natomiast jego siła tkwiła w etapach. Ogółem w karierze zawodowej zaliczył 15 wygranych notowanych przez portal procyclingstats… ale aż pięć z nich na Giro d’Italia. Do dziś to polski rekord wygranych etapów w Wielkich Tourach, tyle że od jakiegoś czasu współdzieli go z Rafałem Majką.

Istotne jest jednak też wspomniane Tour de France. Do mety bowiem nie dojechał, ale wcześniej – po 1. i 2. etapie – był liderem wyścigu i jechał w żółtej koszulce, jako pierwszy Polak w dziejach. Sukcesów może miałby więcej, ale karierę skończył szybko, bo już w wieku 30 lat. Po latach mówił, że nie żałuje tej decyzji, bo czuł się sportem zmęczony, choć może gdyby „wytrzymał jeszcze 2-3 miesiące, to jeździłby dalej”.

Swoje i tak już jednak zrobił. Mógł odstawić rower.

4. Stanisław Szozda

Stanisław Szozda. Kolarstwo

Jeśli ktoś wspomina dawne czasy w polskim kolarstwie, to do wyboru ma przede wszystkim dwóch kolarzy – albo Szozdę, albo Szurkowskiego. Obaj jeździli w czasach zanim Polacy mogli przejść na zawodowstwo, pozostały im więc sukcesy amatorskie. I obaj – często wspólnie – odnieśli ich naprawdę wiele. Co tym ciekawsze, że kariera zaczęła się z całkowitego przypadku – znajomy dał mu rower w zamian za zgubione narty. Zepsuty rower, dodajmy, ale Szozda go naprawił. A potem zaczął jeździć, z nadzieją, że… pomoże mu to rzucić palenie.

Wkrótce wygrał – z wielką przewagą – mały wyścig w Prudniku i przykuł uwagę trenera Franciszka Surmińskiego. Szybko stał się jednym z najlepszych kolarzy w kraju.

I właściwie całe lata 70. to pasmo jego sukcesów odnoszonych z reprezentacją. Zwykle w drużynie, której niezmiennie był podporą. Wraz z kolegami dwukrotnie zdobywał olimpijskie srebro (1972 i 1976), dwukrotnie był mistrzem świata (1973 i 1975), dwukrotnie też stawał na najniższym podium mistrzostw (1971 i 1977). Raz zaliczył też spory sukces indywidualnie – w 1973 roku w Barcelonie został wicemistrzem świata amatorów.

Swoje osiągał też w Wyścigu Pokoju. Trzy razy stał na podium, raz wygrał (1974). Do tego sporo triumfów zaliczył w innych, mniejszych wyścigach na terenie Polski (w tym Tour de Pologne) i nie tylko. A mógłby pewnie i więcej, tyle że gdy miał 28 lat został zmuszony do zakończenia kariery. Skazała go na to kontuzja odniesiona przy okazji upadku w Wyścigu Pokoju – pękł mu wtedy wyrostek poprzeczny w przedostatnim kręgu, miał nawet problemy z chodzeniem.

Podobnie więc jak u Halupczoka, tak i w jego przypadku można pytać: „co by było?”. Owszem, Szozda pewnie nie jeździłby przesadnie długo, ale w Moskwie mógłby walczyć o kolejne medale olimpijskie. Ale nawet i bez nich jego dorobek jest jednym z najlepszych, jakim pochwalić mogą się nasi kolarze. Bo na wielkich imprezach był niemal bezbłędny – tylko z mistrzostw świata w roku 1974 nie przywiózł medalu. Poza tym gdy startował, to stawał na podium.

3. Rafał Majka

Rafał Majka. Kolarstwo

Słynne już „Pchamy, pchamy, pchamy” to właśnie jego zasługa. Znakomity w górach, bardzo dobry jako lider swoich zespołów, wspaniały w roli pomocnika, z którego usług chętnie korzystał nawet Tadej Pogačar. Jeśli chodzi o to, co szczególnie nas cieszyło, to sprawa jest oczywista – Rafał w 2016 roku zdobył w końcu medal igrzysk olimpijskich. Przez moment zdawało się, że może nawet pognać po złoto (i gdyby płaska końcówka była krótsza, może by to zrobił), ale nawet brązowy medal to był dla polskiego kolarstwa szosowego ogromny sukces.

Tamten okres był zresztą najlepszym w karierze „Zgreda”.

W 2014 i właśnie 2016 roku wygrywał klasyfikację górską Tour de France. W 2014 i 2015 sięgał po etapy w tym wyścigu – łącznie ma trzy. Do tego dołożyć należy dwa z Vuelty, razem pięć etapów Wielkich Tourów, w czym dorównał Piaseckiemu. Wygrywał też Tour de Pologne (2014, po ponad dekadzie bez polskiego triumfu) i Tour of Slovenia (2017). Kto wie, co by było, gdyby jako lider jeździł dla ekipy z całkowitych wyżyn kolarstwa.

Bo – przy całym szacunku – Bora-Hansgrohe, w której występów pomiędzy 2017 a 2020 rokiem taką nie była (bliżej było do tego miana Saxo Bankowi, który reprezentował w latach 2011-2016, tam jednak było kilku kolarzy, którzy liderami być musieli, jak Alberto Contador). Nie to, że był to zespół słaby, jednak często brakowało mu zawodników zdolnych doprowadzić swoich liderów do najlepszych rezultatów. Rafał i tak wykręcił z tej wielkotourowej kariery naprawdę wiele. Aż sześć razy był przecież w TOP 10 tych wyścigów (czterokrotnie na Giro, dwa razy na Vuelcie), w czym jest zdecydowanie najlepszym z Polaków w dziejach.

Stał też na podium jednego z Wielkich Tourów – jako jedyny Polak po Jaskule – gdy w 2015 roku zajął 3. miejsce na trasie Vuelty. Wyprzedzili go wtedy tylko Fabio Aru i Joaquim Rodriguez. Do zwycięzcy Rafał stracił wtedy niewiele – 69 sekund, o triumf walczył więc do końca. Ale wrażenie robią nazwiska, która zostawił za sobą – byli tam bowiem między innymi Nairo Quintana, Tom Dumoulin czy Alejandro Valverde. Śmietanka,

A Majka był w stanie z nimi wszystkimi wygrać. Nie pierwszy i nie ostatni raz.

Ostatni jest za to sezon Rafała. Przed Tour de Pologne poinformował, że wraz z końcem tego kolarskiego roku, zakończy się też jego kariera. Wielka, zwłaszcza jak na polskie standardy, choć pewnie z poczuciem pewnego niedosytu, że nie udało się nigdy być w TOP 10 Tour de France czy stanąć na podium Giro. Ale wyniki Majki to rezultaty, za którymi i tak długo będziemy – a właściwie robimy to już od kilku lat – tęsknić.

Bo następcy Rafała nie widać. Podobnie jak i następcy kolejnego gościa w tym zestawieniu.

2. Michał Kwiatkowski

Michał Kwiatkowski. Kolarstwo

Był taki moment w karierze Michała Kwiatkowskiego, gdy wydawało się, że może jechać nawet po Wielkie Toury. To był rok 2013, Kwiato – wciąż „świeży” w peletonie – zajął fenomenalne wtedy 11. miejsce w Tour de France, jadąc w barwach Omega Pharma-Quick Step, czyli ekipy, która raczej stawiała na sprinterów czy klasykowców i to na nich opierała swój zespół. Kwiato walczył nawet o klasyfikację młodzieżową Wielkiej Pętli, ale ostatecznie uległ Nairo Quintanie – choć sporo etapów w białej koszulce faktycznie przejechał.

Jego drugi najlepszy rezultat Wielkim Tourze to… 28. miejsce z Tour de France w kolejnym roku. Słabo? Może i tak, ale lista sukcesów Kwiatka jest baaaardzo długa.

Od początku kariery Michał dał się bowiem poznać jako urodzony klasykowiec. Gość, który na trasie jednodniowych wyścigów może czynić cuda, bo ma do tego i warunki, i zmysł taktyczny – nie bez powodu zresztą po przejściu do Team Sky (później Ineos), to często on był w najważniejszych imprezach kapitanem zespołu, decydującym o taktyce. Kwiato w trakcie kariery wykręcił ostatecznie znakomite jak na nasze warunki 32 wygrane w zawodowym peletonie.

Te najważniejsze? Amstel Gold Race (dwukrotnie), Strade Bianche (również dwa razy), E3 Harelbeke, Tirreno-Adriatico, Clasica Ciclista San Sebastian czy Tour de Pologne. A do tego etapy: Criterium du Dauphine, Tour of Britain, Tour de Romandie i kilka innych. Umyślnie jednak pomijaliśmy dwa inne osiągnięcia Michała. Bo o nich wypada napisać z osobna, a nie w takiej wyliczance. Wygrał więc Kwiatkowski w swojej karierze Mediolan-San Remo.

To był 2017 rok, a jego rezultat był absolutnie historyczny. W kolarstwie jest bowiem pięć najważniejszych wyścigów jednodniowych – Monumentów. Mediolan-San Remo to jeden z nich. O wygranej tam marzą najwięksi, nawet – że przywołamy go po raz wtóry – Tadej Pogačar, bo ten wyścig nie leży mu najlepiej profilem. Ale Michałowi leżał. I we wspomnianym 2017 roku Polak pojechał genialnie, szczególnie pod wspomnianym już względem taktycznym.

Michał bowiem czekał na to, co zrobią rywale. I się doczekał. Na nieco ponad sześć kilometrów przed metą zaatakował Peter Sagan, a za nim ruszyli Polak oraz Julian Alaphilippe, trzech wielkich kolarzy, trzech znakomitych klasykowców. Wkrótce stało się jasne, że peleton – mimo że teoretycznie stale był blisko – ich nie dogoni. To ta trójka miała rozegrać finisz między sobą. Z dystansu zaatakował Sagan, przez moment wydawało się, że rywalom się urwie. Ale i Kwiato, i Alaphilippe dali radę. Na kreskę wjeżdżali niemal równocześnie. Niemal, bo fotofinisz pokazał, że wygrał Polak. Do dziś to jedyny biało-czerwony triumf w którymkolwiek z Monumentów.

Ale to trzy lata wcześniej Michał odniósł sukces jeszcze ważniejszy. W hiszpańskiej Ponferradzie urwał się rywalom na zjeździe, kilka kilometrów przed metą, a potem samotnie jadąc do mety zdołał utrzymać przewagę i zdobyć złoto. Pierwsze dla Polski w zawodowym gronie. I tu zostawimy was z krótkim opisem, bo temu wyczynowi rok temu poświęciliśmy cały, osobny artykuł. Znajdziecie go poniżej.

DEKADA OD POLSKIEGO MISTRZOSTWA ŚWIATA. „DO KOŃCA ŻYCIA BĘDĘ PAMIĘTAŁ TEN WYŚCIG”

1. Ryszard Szurkowski

Ryszard Szurkowski. Kolarstwo

Długo trwały rozważania czy pierwsze miejsce w tym zestawieniu powinien otrzymać Kwiatkowski czy jednak Szurkowski. Pomógł… sam Michał. Gdy w 2021 roku zmarł starszy z nich, to Michał w swoich social mediach napisał: „Legenda. Najlepszy polski kolarz wszech czasów. Wspaniały człowiek. Dziękuję za wszystko, Panie Ryszardzie”. I ostatecznie wydaje się, że wypada się z nim zgodzić. Szurkowski był bowiem kolarzem wybitnym, w szczycie kariery powszechnie uznawanym za najlepszego amatora na świecie.

Ba, zdarzyło się nawet w 1974 roku, że stanął na starcie wyścigu Paryż-Nicea, w którym jechał też Eddy Merckx. I co? I w generalce szans oczywiście nie miał, ale na niektórych etapach jechał koło w koło z Belgiem i innymi wielkimi kolarzami na zawodowstwie. I jemu, i innym Polakom (w tym Januszowi Kowalskiemu, który w generalce był o jedno miejsce przed nim) wiele grup proponowało wtedy kontrakty zawodowe. Alee oni przyjąć tych ofert, niestety, nie mogli.

Pozostało im więc ściganie amatorskie.

Szurkowski na tym amatorstwie był najwybitniejszym z Polaków. Z igrzysk ma dwa medale – te co i inni, czyli srebra z Monachium i Montrealu – ale jego geniusz objawiał się na mistrzostwach świata. W 1973 roku w Barcelonie zgarnął dublet. Najlepszy był w drużynie i indywidualnie. Rok później, w Montrealu, dojechał do mety wyścigu ze startu wspólnego na drugim miejscu, wyprzedził go jedynie Janusz Kowalski. Kolejny medal to rok 1975 i złoto w drużynie.

(I tu słowo wyjaśnienia, bo ktoś może o to zapytać: czemu nie ma Kowalskiego w tym TOP 10? Ano nie ma, bo przy tak ogromnym talencie, jaki posiadał właściwie mało co osiągnął. Poza mistrzostwem świata – swoją drogą nigdy nie zdobył medalu w drużynie – wspomnieć można na przykład Wyścig Pokoju, wygrany przez niego raz, ale na igrzyska nigdy nie pojechał. Sam twierdził, że przez… Szurkowskiego, który miał „rządzić” kadrą. A czy tak było? Nie wiadomo, bo ile osób tyle wersji, jak to zwykle w takich przypadkach bywa).

Szurkowski talent do kolarstwa miał naturalny, momentami wydawał się jednością z rowerem. Cztery razy wygrywał dzięki temu Wyścig Pokoju, triumfował też w wielu innych imprezach. Był chyba pierwszym polskim kolarzem, co do którego zaczęto wręcz otwarcie mówić, że „szkoda, że nie może spróbować się na zawodowstwie”. No szkoda, faktycznie. Szkoda też, że był nieco starszy od Szozdy i reszty, bo przez to w okolicach igrzysk w Moskwie był już wiekowy i tam nie pojechał, a przez to nie pomógł Polakom w walce o medale.

Niemniej jego dorobek i bez tego jest ogromny, a jego dyspozycja momentami była taka, że śmiało odnalazłby się wśród zawodowców. Zasługuje na pierwsze miejsce w tym rankingu. Tym bardziej, że sam Michał Kwiatkowski by się z takim postawieniem sprawy zgodził.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj więcej o kolarstwie na Weszło:

14 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Kolarstwo

Boks

Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!

Szymon Janczyk
28
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!
Reklama
Reklama