Reklama

Dziesięć lat od polskiego mistrzostwa świata. “Do końca życia będę pamiętał ten wyścig”

Błażej Gołębiewski

Autor:Błażej Gołębiewski

28 września 2024, 08:36 • 13 min czytania 3 komentarze

Od zawsze skromny, ale jednocześnie szalenie ambitny. Trenuje ciężko, w każdych zawodach starając się jak najlepiej zrealizować przyjęte wcześniej założenia. Nie ma problemu ze schowaniem ambicji do kieszeni, stawiając dobro zespołu na pierwszym miejscu. Ale sam też odniósł w karierze szereg indywidualnych sukcesów, spośród których najważniejszy miał miejsce w hiszpańskiej Ponferradzie. Dziś mija 10 lat od historycznego dla polskiego kolarstwa triumfu Michała Kwiatkowskiego, czyli zdobycia mistrzostwa świata elity w wyścigu ze startu wspólnego.

Dziesięć lat od polskiego mistrzostwa świata. “Do końca życia będę pamiętał ten wyścig”

Michał Kwiatkowski i jego mistrzostwo świata. Jak do tego doszło?

Skromny, ale ambitny junior 

Niewielki Działyń w województwie kujawsko-pomorskim nie ma zbyt wielu mistrzów. W zasadzie może pochwalić się tylko jednym – to Michał Kwiatkowski, który wychowywał się właśnie w małej miejscowości nieopodal Torunia. Tam też stawiał pierwsze kroki w kolarstwie pod czujnym okiem Wiesława Młodziankiewicza. Trener, a kiedyś również zawodnik startujący choćby w Tour de Pologne, założył Uczniowski Klub Sportowy Warta. I to właśnie do niego trafił młody „Kwiato”. 

I, jak twierdzi Młodziankiewicz, od samego początku wykazywał spory potencjał. Szybko jednak okazało się, że aby dalej trenować kolarstwo, musi wystawić stopę poza rodzinną miejscowość. Stało się tak z powodu problemów finansowych Warty i konieczności zamknięcia klubu. A tym samym miejsca, w którym swobodnie rozwijał się młody Michał Kwiatkowski. 

Ale kolarz szybko odnalazł się w TKK Pacific Toruń. Był to zresztą klub patronacki dla wspomnianej szkółki UKS Warta. Transfer nie był więc przesadnie problematyczny, a „Kwiato” szybko zaliczał postępy, ćwicząc już w bardziej profesjonalnych warunkach. Przyniosło to wymierne efekty, choćby w postaci tytułu juniorskiego mistrza Europy w wyścigu ze startu wspólnego w 2007 roku czy wielu zwycięstw na krajowym podwórku. Z tamtego okresu Kwiatkowskiego doskonale pamięta Marcin Mientki, ówczesny trener Michała, a także utytułowany kolarz torowy:

Reklama

– Byłem trenerem Michała w kategorii junior młodszy, pracowaliśmy razem przez dwa lata. W tym czasie zaczął się świetnie pokazywać na arenie krajowej i potem to kontynuował. Bardzo dobrze wspominam ten okres, to była współpraca z człowiekiem młodym, ale już zdeterminowanym i mającym konkretny cel, wierzącym w jego osiągnięcie. Był ponadto od zawsze skupiony, skoncentrowany na swoich zadaniach i to zostało mu do dziś – komplementuje Kwiatkowskiego Mientki. 

Michał Kwiatkowski

W 2010 roku nadszedł jednak czas na dołączenie do zawodowego peletonu. Ale skromny chłopak z Działynia nie do końca był przygotowany na to, co tak naprawdę się z tym wiązało. Bo przecież kariera seniorska to nie tylko sam udział w wyścigach, ale też szereg obowiązków pozasportowych, w tym medialnych. I to właśnie one sprawiały Kwiatkowskiemu na początku jego przygody z zawodowstwem nieco problemów, o czym z przymrużeniem oka mówi Michał Gołaś, olimpijczyk z Londynu i Rio de Janeiro, a także mistrz Polski z 2012 roku w szosowym wyścigu ze startu wspólnego: 

– To była chyba 2011 rok. Michał gdzieś tam dopiero zaczynał tę swoją medialną drogę. Była prezentacja ekipy, dosyć duża, dla telewizji. Widać było, że trochę się tym wszystkim speszył. Nagrywaliśmy takie krótkie wywiady, obsługa rozmawiała po angielsku, ale odpowiedzi mieliśmy udzielić po polsku. I ja się przedstawiłem jako Michał Gołaś, powiedziałem kilka słów o sobie. Tymczasem Michał Kwiatkowski z tych nerwów przedstawił się jako… Michał Gołaś (śmiech). I zaczął mówić o mnie, zamiast o sobie. A ci ludzie, którzy to nagrywali, nie rozumieli go przecież, bo rozmawiali tylko po angielsku. Do dzisiaj to wspominamy ze śmiechem – opowiada Gołaś. 

I choć „Kwiato” już wtedy dysponował ogromnym potencjałem sportowym, to raczej mało kto z postronnych kibiców spodziewał się wówczas, że to właśnie kolarz z Działynia zaledwie 3 lata później zostanie mistrzem świata.  

Powoli do celu 

Tymczasem eksperci coraz częściej widywali go w roli faworyta na prestiżowych zawodach. Talent Polaka dostrzegł też Patrick Lefevere, w 2012 roku menedżer Omegi Pharmy-Quick Step. I to właśnie on zwerbował Kwiatkowskiego do zarządzanej przez siebie ekipy. Słynącej zresztą z umiejętnego pozyskiwania młodych kolarskich talentów, którym oferuje się przede wszystkim swobodę i wszelkiego rodzaju wsparcie ułatwiające zwyciężanie w wyścigach. 

Reklama

To właśnie w nowych barwach rozkwitał coraz mocniej zawodnik spod Torunia. Mimo niepowodzenia na igrzyskach w Londynie (60. miejsce w wyścigu ze startu wspólnego), już od początku 2013 roku Michał zwracał na siebie uwagę w rywalizacji z najlepszymi kolarzami na świecie. Jednym z takich występów był udział w wyścigu Tirreno-Adriatico, gdzie Polak zajął ostatecznie czwarte miejsce. Dobrze poradził sobie również w debiutanckim dla siebie Tour de France, kończąc zmagania w Wielkiej Pętli na 11. pozycji w klasyfikacji generalnej. 

Kolejny rok to sukcesy przeplatane z mniejszymi lub większymi porażkami. W powietrzu coraz mocniej dawało się wyczuć widmo znaczącego triumfu, choć nadal nie do końca wierzono w Kwiatkowskiego. Sam Michał wycofał się z Tour de Pologne w 2014, dodając jednocześnie otuchy Rafałowi Majce i to jemu życząc zwycięstwa w zawodach. I najwyraźniej „Kwiato” doskonale wiedział, co robi, bo niedługo później został mistrzem świata. 

Historyczna Ponferrada 

Końcówka września 2014 roku, hiszpańska Ponferrada. Wyścig męskiej elity zaplanowano na odcinku 18,2 km, który trzeba było pokonać czternastokrotnie. A nie było to wcale łatwe zadanie, bo kolarze musieli się mierzyć zarówno z trudnymi podjazdami, w szczególności z Confederacion i Mirador, ale też niezbyt sprzyjającymi warunkami atmosferycznymi. Pogoda bowiem nie rozpieszczała – do gry wkroczył nawet rzęsisty deszcz. 

Na starcie znalazło się aż dziewięciu Polaków. Oprócz Michała Kwiatkowskiego, do rywalizacji przystąpili również: Maciej Bodnar, Michał Gołaś, Bartosz Huzarski, Bartłomiej Matysiak, Przemysław Niemiec, Maciej Paterski, Michał Podlaski oraz Paweł Poljański. I od samego początku wyścigu ze startu wspólnego narzucili bardzo wysokie tempo. 

Ich zadaniem było przede wszystkim wspieranie „Kwiato”. To udawało się świetnie – praktycznie cały czas to Polacy prowadzili peleton, utrzymując się tuż za ucieczką. I za każdym razem, kiedy któryś z kolarzy chciał oderwać się od grupy zasadniczej, jego próby zostały udaremniane głównie przez Biało-Czerwonych. Na kilkadziesiąt kilometrów przed końcem wyścigu rozpoczęły się ogromne emocje z udziałem przede wszystkim Kwiatkowskiego, Gołasia i Paterskiego. 

Ogromną pracę wykonywał w szczególności ten ostatni. Udało mu się wydatnie pomóc Kwiatkowskiemu w przedostaniu się na czoło peletonu. – Był to wyjątkowy dzień w moim życiu. Cieszę się, że moja dyspozycja pozwoliła mi wtedy w końcówce pomóc Michałowi. Cały wyścig mieliśmy zaplanowany i każdy z kadrowiczów odegrał w nim bardzo ważną rolę. Co do Michała, to urzekła mnie jego pewność siebie przed wyścigiem i słowa, że jeśli mu pomożemy, to jest w stanie to wygrać – wspomina po latach Paterski.

Mieliśmy w głowach plan na ten wyścig i każdy miał wykonać daną pracę na rzecz Michała. Od startu odjechał duży odjazd i od razu postanowiliśmy wziąć pogoń na swoje barki. Pamiętam, jak znajomy we Włoszech opowiadał mi, w jaki sposób włoscy komentatorzy telewizyjni oceniali naszą pracę – twierdzili, że pracujemy dla Belgów, bo Michał jeździł wtedy w belgijskiej drużynie – zdradza Maciej Paterski.

Kluczowy okazał się wspomniany podjazd Confederacion, gdzie niesamowitą siłą charakteru popisał się kolarz urodzony w Chełmży, a pochodzący z Działynia. Chwilę po jego pokonaniu był już bezpośrednio za plecami pierwszej czwórki, by ostatecznie przypuścić szturm nieco dalej, na Mirador. 

Akcja na liczącym 1,14 km podjeździe okazała się wisienką na torcie w walce o mistrzostwo świata w 2014 roku. W sobie tylko znany sposób Polak zaczął szybko odjeżdżać reszcie zaskoczonej stawki, z której wreszcie – ale zbyt późno – zaatakowali Alejandro Valverde czy Philippe Gilbert. Na zwycięstwo wciąż liczyli też Simon Gerrans czy Greg Van Avermaet. To wszystko było jednak za mało, by pokonać niewyobrażalnie mocnego w tamtym wyścigu Michała Kwiatkowskiego. 

I to właśnie on spełnił swój sen, zdobywając tytuł mistrza świata. 

Zwycięstwo, jakiego jeszcze nie było 

Sukces, jaki osiągnął „Kwiato”, był wyjątkowy. Wygrana w Ponferradzie przyniosła bowiem tytuł, którego w gronie profesjonalistów nie wywalczył wcześniej żaden polski kolarz. Do tego pokazała, jak istotna jest praca całego zespołu w kontekście indywidualnego triumfu. A to, co zaprezentowali Biało-Czerwoni w wyścigu o mistrzostwo świata w 2014 roku, było taktycznym majstersztykiem. 

– Do końca życia będę pamiętał ten wyścig. Myślę, że w historii polskiego kolarstwa trudno będzie powtórzyć takie mistrzostwa świata – po pierwsze, Polska miała pełen skład, bo dziewięciu zawodników. Po drugie, nadawała ton tej rywalizacji. I jeszcze Michałowi udało się wykończyć tę pracę. Na pewno był to specjalny dzień dla nas wszystkich. I zmienił też wiele w świadomości kibiców, bo pokazał, że kolarstwo to sport zespołowy – wspomina Ponferradę Michał Gołaś. 

Michał Kwiatkowski

Michał Kwiatkowski witany przez fanów na lotnisku po zdobyciu tytułu mistrza świata. Fot. Newspix

Wtóruje mu Maciej Paterski: Myślę, że tamten rok był kluczowy dla naszej dyscypliny, bo poza mistrzostwem świata były też wygrane Rafała Majki na Tour de France. I znowu było głośno w Polsce o naszym pięknym sporcie, w którym przecież w dawnych latach też odnosiliśmy ogromne sukcesy, a niestety po nich nastała wieloletnia przerwa. Długo nikt tak dużych osiągnięć nie miał, a tu nagle taki wysyp doskonałych wyników w najważniejszych wyścigach świata – mówi.

Tamte wydarzenia zapadły także w pamięci Czesławowi Langowi. Wybitny polski kolarz, wicemistrz świata i olimpijski, a także wieloletni organizator Tour de Pologne, zwraca uwagę przede wszystkim na wyjątkową koncówkę całego wyścigu: – Były to wielkie emocje, bo przecież [Michał] wygrał w spektakularny sposób, odskoczył od peletonu, a ci kolarze z tyłu go tam napychali, dochodzili i dochodzili, ale na mecie to on był pierwszy. No emocje niesamowite. Takie przeżycie zostaje do końca życia – mówi Lang. 

Rola innych polskich kolarzy startujących w Ponferradzie była nieoceniona. Niektórzy, jak na przykład Bartłomiej Matysiak, przypłacili to kraksą, przed którą tak skrupulatnie chroniono wtedy Kwiatkowskiego. W doskonałej formie był ponadto Maciej Paterski, ostatecznie kończąc zawody na 17. miejscu. I mając przede wszystkim ogromny wkład w zwycięstwo swojego reprezentacyjnego kolegi. 

Mistrz świata i ceniony pomocnik 

W 2015 roku Kwiatkowski dalej odnosił triumfy, choć już nie takiej rangi, jak mistrzostwo świata zdobyte w Ponferradzie. Ale też warte odnotowania, bo przecież drugie miejsce w prestiżowym wyścigu Paryż-Nicea czy wygrana w klasyku Amstel Gold Race – pierwsza dla polskiego kolarza – to wciąż spore sukcesy. Rok później „Kwiato” związał się z Team Sky, dziś zespołem znanym jako Ineos Grenadiers. 

O przejście do konkurencyjnej grupy żal miał Patrick Lefevere, który zwracał uwagę na przepaść pomiędzy budżetami obu ekip. Belg był szczerze zawiedziony brakiem możliwości zatrzymania polskiego kolarza u siebie, sprowadzając jego rolę do cenionego pomocnika w nowym teamie. 

Nie do końca tak było, bo przecież na koncie Kwiatkowskiego pojawiały się następne indywidualne skalpy, w tym wygrana w legendarnym monumencie Mediolan-San Remo w 2017 roku. Kolejny raz Michał został pierwszym Polakiem triumfującym w zawodach najwyższej rangi, bo przecież do takich należy zaliczyć słynny klasyk, jeden z pięciu Monumentów kolarstwa. I znów zapisał się na stałe w historii kolarstwa nad Wisłą. 

Do swoich osiągnięć dorzucił ponadto zwycięstwo w Tour de Pologne i Tirreno-Adriatico w 2018 roku. Ale faktycznie, tak jak wspominał Lefevere, „Kwiato” stał się również docenianym pomocnikiem największych gwiazd światowego kolarstwa, w tym Chrisa Froome’a. Brytyjczyk przyznał zresztą w wywiadach, że jego wygraną w Tour de France w 2017 roku zawdzięcza w 90% właśnie Polakowi. 

– Pamiętam jazdę Michała, gdy był pomocnikiem Chrisa Froome’a. I naprawdę dawno nie widziałem tak myślącego, tak wszystko widzącego zawodnika w peletonie. Michał nie potrzebował słuchawek, nie potrzebował podpowiedzi. Ma po prostu wielki instynkt do ścigania się i myślę, że gdyby nie było tych wszystkich pomocy, to mógłby osiągnąć nawet więcej, niż teraz z nowoczesną technologią – mówi o tamtym okresie Czesław Lang. 

Gołaś i Kwiatkowski

Michał Kwiatkowski (na pierwszym planie) i Michał Gołaś (w tle). Fot. Newspix

Kwiatkowski potrafił bez większych problemów odsunąć na bok własne ambicje, stawiając jako dobro nadrzędne cele zespołu. W kolejnych latach wydatnie pomagał Richardowi Carapazowi, Geraintowi Thomasowi i Eganowi Bernalowi, a kilka miesięcy temu wsparł Toma Pidcocka na Amstel Gold Race. Czyli swoim ulubionym klasyku, który sam wygrał nie tylko we wspomnianym 2015, ale też 2022 roku. I za każdym razem był doskonale przygotowany do wykonania powierzonych mu zadań. 

– Jest skupiony na tym, żeby ciężko pracować. Podziwiam go za to, że mając tyle lat doświadczenia, nadal potrafi się tak poświęcać i spędzać na przygotowaniach tygodnie praktycznie w samotności, tak jak to miało miejsce choćby przed tegorocznym Tour de France. Na pewno wkłada w to dużo pasji. Z upływem lat ten zapał mu nie minął. Jest ponadto zawsze skupiony na detalach – ocenia swojego kolegę Michał Gołaś. 

Sukcesy Kwiatkowskiego pomogły mu zarazem w rozwinięciu projektu, który rozpoczął w 2013 roku – Akademii Copernicus. Inicjatywa polegająca na stworzeniu optymalnych warunków do trenowania dla najmłodszych kolarzy zmieniła nieco swój charakter, bo jej głównym zadaniem stało się wychowanie kolejnego mistrza świata. I choć to się jeszcze nie udało, klub ma już na swoim koncie sporo tytułów zdobytych przez swoich wychowanków. 

Akademia Copernicus, czyli wychować drugiego „Kwiato” 

Założona w Toruniu szkółka imienia Michała Kwiatkowskiego zrzesza już specjalistów z całego kraju. Czuwają oni nad rozwojem młodych zawodniczek i zawodników przede wszystkim z województwa kujawsko-pomorskiego, ale nie tylko. Według Czesława Langa Akademia Copernicus to szalenie ważny dla polskiego kolarstwa projekt: 

– Na pewno szukanie talentów, a później ich szkolenie, to jest wielka sprawa. Tutaj trochę ta nasza dyscyplina ubolewa, patrząc na centralę. Mamy to szczęście, że są takie akademie, właśnie jak ta Michała Kwiatkowskiego. Wielką robotę robi również Bartosz Huzarski w Sobótce, też ma u siebie super grupy. I bardzo dobrze, że ci, którzy byli kiedyś wielkimi kolarzami, dziś starają się coś zrobić dla środowiska. Michał jest tego doskonałym przykładem, bo już samo jego nazwisko otwiera wiele drzwi do sponsorów, do tego, żeby pozyskiwać środki na prowadzenie szkółki i pomaganie młodym, początkującym zawodnikom – podkreśla Lang. 

Niebagatelną wartość Akademii Copernicus dla całej dyscypliny widzi również Marcin Mientki. Były trener Michała Kwiatkowskiego dostrzega jednak przede wszystkim wkład samego mistrza świata w rozwój szkółki: 

– Zaangażował się w klub, w którym pracują jego byli trenerzy. Wiele razy mówił, że poprzez ten projekt spłaca swój dług wobec środowiska, wobec osób wspierających go na przekroju całej kariery. I on stara się tę pomoc odwzajemnić. Michał angażuje się bezpośrednio w życie akademii, wspierając ją finansowo, co w tych czasach wydaje mi się unikatowe. To zdaje rezultat, bo Copernicus jest jednym z najlepszych klubów w Polsce, radzi sobie również na arenie międzynarodowej – mówi Mientki. 

Michał Kwiatkowski

– Celem nadrzędnym zawsze było poszukiwanie następcy Michała Kwiatkowskiego. To się jeszcze bezpośrednio nie wydarzyło, natomiast mamy wiele utalentowanych zawodniczek i zawodników, dlatego wierzę w to, że to prędzej czy później się uda. A wtedy będzie to na pewno także ogromna satysfakcja dla samego Michała, który w ten projekt włożył naprawdę dużo serca i środków – dodaje olimpijczyk z Sydney. 

Z kolei Michał Gołaś wskazuje na problemy polskiego kolarstwa, które w pewnym stopniu rozwiązuje właśnie Akademia Copernicus. 

– Ta inicjatywa ma ogromne znaczenie dla dyscypliny, bo w dużej mierze zastępuje to, co od lat powinien robić Polski Związek Kolarski. Zarządzanie na szczeblu centralnym jest od dawna w kryzysie i to szkolenie nie odbywa się w taki sposób, w jaki powinno. Władze co jakiś czas się zmieniają, ale większych reform w tym zakresie nie widać. I jakaś debata na ten temat z pewnością nie tyle, że przydałaby się polskiemu kolarstwu, ale jest mu wręcz potrzebna, niezbędna – zauważa Gołaś. 

W rocznicę wyjątkowego sukcesu Kwiatkowskiego w Ponferradzie pozostaje nam jedynie wierzyć, że uda się w Polsce odnaleźć diamenty na miarę mistrza świata z 2014 roku. I życzymy tego nie tylko sobie czy polskiemu kolarstwu, ale przede wszystkim samemu Michałowi – bo przecież co lepiej spięłoby tę fantastyczną karierę, jeśli nie równie utalentowany i utytułowany następca wywodzący się z własnej akademii?

BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI

Fot. Newspix.pl

CZYTAJ WIĘCEJ O KOLARSTWIE: 

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

Kolarstwo

Komentarze

3 komentarze

Loading...