Reklama

Nie żyje Felix Baumgartner. To on skakał ze stratosfery

Sebastian Warzecha

Opracowanie:Sebastian Warzecha

17 lipca 2025, 21:07 • 2 min czytania 16 komentarzy

Felix Baumgartner miał 56 lat. Zmarł we Włoszech w wyniku wypadku na paralotni. Przez lata stał się znany ze swoich ekstremalnych wyczynów, a do historii przeszedł jego skok ze stratosfery, który na żywo śledzony był na całym świecie.

Nie żyje Felix Baumgartner. To on skakał ze stratosfery

Jako pierwszy informację o śmierci Baumgartnera potwierdził austriacki „Kroner Zeitung”.

Reklama

Felix Baumgartner nie żyje. Austriak przeszedł do historii… skacząc z kosmosu

„Baumgartner leciał motoparalotnią, nagle jednak stracił nad nią kontrolę. Przyczyną zdarzenia była nagła niedyspozycja, potwierdziła to wezwana na miejsce straż pożarna” – można przeczytać w dzienniku. Świadkowie obecni na miejscu twierdzili, że Baumgartner wpadł do hotelowego basenu i zmarł na miejscu w wyniku impetu uderzenia. Ucierpiał też jeden z pracowników hotelu, który trafił do szpitala.

Austriak jeszcze kilkanaście godzin temu wrzucał na swój profil w portalu Instagram zdjęcia z paralotnią.

Baumgartner najbardziej zasłynął skokiem ze stratosfery, który oddał w 2012 roku. Specjalny balon wypełniony helem wzniósł go wtedy do stratosfery właśnie, a stamtąd Austriak zeskoczył ze spadochronem. Oficjalna wysokość, jaką wówczas odnotowano to 38969,4 metrów – to na niej Baumgartner wyszedł z kapsuły, w której wznosił się w kosmos i oddał skok. Jego rekord został potem pobity przez Alana Eustace’a, jednak to Austriak został pionierem.

Zresztą już wcześniej zasłynął wykonywaniem niebezpiecznych akrobacji – spadochroniarstwa nauczył się po treningach w austriackiej armii. W 1999 roku skakał ze spadochronem z Petronas Tower w Kuala Lumpur. Również wtedy oddał najniższy w historii base jump – z ramienia pomnika Chrystusa Odkupiciela w Rio de Janeiro. Skakał tak też w Polsce, w 2002 roku poleciał z dachu Hotelu Marriott w Warszawie. Rok później z kolei przeleciał nad kanałem La Manche. Tego typu wyczynów na koncie miał wiele.

Wielokrotnie powtarzał, że nie boi się śmierci. Ta przyszła po niego niespodziewanie, ale Austriak zginął, robiąc to, co kochał.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

16 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama