Reklama

„Będzie najlepszy w Polsce”. Kim jest Edward Iordanescu, nowy trener Legii?

Szymon Janczyk

16 czerwca 2025, 15:18 • 10 min czytania 74 komentarzy

Pracoholik z analitycznym podejściem, który potrafi kupić piłkarzy swoim podejściem, ale bywa, że kłóci się z władzami klubu, próbując postawić na swoim. To Edward Iordanescu, nie Goncalo Feio. Jeśli jednak myślicie, że Legia Warszawa zmieniając trenera tak naprawdę zatrudniła tego samego człowieka z innymi danymi w paszporcie, możemy was uspokoić. O byłym selekcjonerze rumuńskiej kadry mówią, że jest jego lepszą wersją. Oto, kim jest człowiek, który ma „ponownie uczynić Legię wielką”.

„Będzie najlepszy w Polsce”. Kim jest Edward Iordanescu, nowy trener Legii?

To będzie najlepszy trener w Ekstraklasie – deklaruje wprost Oktawian Moraru, były dyrektor sportowy Radomiaka. Mołdawianin może mieć spaczone spojrzenie, bo Edward Iordanescu to jego przyjaciel. Obróćmy jednak narrację – nikt w naszym środowisku nie zna nowego trenera Legii Warszawa lepiej niż Mołdawianin, który do niedawna zarządzał pionem sportowym klubu z Radomia.

Reklama

Moraru zresztą próbował namawiać Edwarda Iordanescu do pracy w Radomiaku. Bezskutecznie, nie ta półka – sportowa oraz finansowa. Oktawian przy przenosinach trenera do Warszawy nie działał bezpośrednio, lecz wraz z Edim, jak nazywany jest nowy opiekun Legii, do Polski przyleciał Arcadie Zaporojanu, bliski współpracownik Moraru. Polskie wątki się na tym nie kończą, bo do przyjęcia oferty Rumuna nakłaniał Mariusz Lewandowski, obecnie pracujący w roli agenta.

Edward Iordanescu może więc ma niewiele czasu, lecz w jego otoczeniu nie brakuje osób, które wprowadzą go w niuanse polskiego futbolu. Dodając do tego jego charakter, skrupulatnego pracusia, okaże się, że skoro już Legia Warszawa tyle zwlekała z wyborem trenera, to przynajmniej wybrała człowieka, który brzmi jak gwarancja solidnej pracy.

Czy Edward Iordanescu to trener na miarę potencjału Legii?

Edward Iordănescu. Kim jest nowy trener Legii Warszawa?

Solidnej, niekoniecznie najlepszej, bo w Rumunii nazwisko Iordanescu kojarzy się jednoznacznie. Z Anghelem. Ojciec Edwarda był „w dziesiątce najlepszych rumuńskich piłkarzy w historii”, co potem kontynuował w równie udanej karierze trenerskiej. Cztery mistrzostwa Rumunii, finał Pucharu Europy, Superpuchar Europy – tyle osiągnął w Steaule Bukareszt. W Arabii Saudyjskiej dwukrotnie sięgał po azjatycką Ligę Mistrzów. Reprezentację kraju doprowadził do ćwierćfinału mundialu.

Złote pokolenie pod opieką Anghela Iordanescu wykorzystało swój potencjał, lecz też naznaczyło karierę Ediego, który zawsze musiał mierzyć się z porównaniami do ojca. Jako piłkarz pozostaje niespełniony, kontuzja przerwała jego karierę, która i tak nie zapowiadała się zbyt dobrze. Łatwiej było mu więc iść w ślady taty w trenerce. Zwłaszcza że znajomości ojca otworzyły mu drogę do drzwi, które dla wielu innych byłyby zamknięte.

Edi Iordanescu spotykał się z Carlo Ancelottim, był na stażu u Roberto de Zerbiego w Brighton czy u Luciano Spalettiego. Fachu uczył się w szkołach angielskich czy hiszpańskich. Steaua Bukareszt dała mu szansę pracy w sztabie pierwszego trenera. Rumuńskie media zrobiły z niego analityka, doceniając jego podejście do tematów taktycznych i spojrzenie na futbol. Fundament pod karierę Edwarda położył więc Anghel.

Jestem pewien, że jest lepszym trenerem niż ja kiedykolwiek byłem. Religia zabrania mi mówić o dumie, ale jest bardzo szczęśliwy – mówił senior rodu w rozmowie z „Guardianem”. Tej samej, w której śmiał się, że z Edim nie da się normalnie spędzać czasu, bo w tle zawsze jest futbol, jakaś analiza, ciekawostka, którą chce mu pokazać.

Edward Iordănescu blisko dekadę temu był łączony z Lechem Poznań. Z Legią Warszawa łączono go już w kwietniu, z kolei w grudniu prowadził rozmowy w sprawie zastąpienia Goncalo Feio. Wtedy na przeszkodzie stanęły finanse.

Emanuel Rosu, świetny rumuński dziennikarz, który publikował w angielskojęzycznych mediach, mówi mi, że Edward Iordanescu to „bystry gość, który jest na bieżąco z trendami i nowinkami taktycznymi i non stop śledzi piłkę”. Jednocześnie jego charakter sprawiał, że ciężko było mu dogadać się z rodzimymi klubami. Konkretniej – z ludźmi, którzy nimi rządzą. 

Słyszeliśmy tę śpiewkę, gdy trenerem Radomiaka został Constantin Galca. On też nie chciał pracować w kraju, gdzie relacje z władzami klubów oparte są na manipulacjach, kłamstwie, łamaniu danego słowa oraz wtrącaniu się w najmniejszy aspekt pracy trenerskiej. Edward Iordanescu musiał to jednak przejść, gdzieś trzeba było pracę zacząć. Dlatego jego życiorys pełen jest rwanych, krótkich okresów pracy w różnych miejscach.

W FCSB miał konflikt z właścicielem, który publicznie go atakował, ale to nie jego wina. Gigi Becali nie akceptował, że Iordanescu chce sam robić zmiany, chciał wpływać na jego decyzje. Z CFR Cluj został zwolniony, bo odmówił zmiany bramkarza, który popełnił błąd i właściciel się wściekł – tłumaczy Emanuel Rosu.

Fortuna Brazi, Targu Mures, Pandurii, Astra Giurgiu, CFR Cluj, Gaz Metan Medias, CFR Cluj, FCSB. Sporo rumuńskich klubów jak na ledwie osiem lat pracy w zawodzie na lokalnym rynku. Rosu zauważa, że o ile Iordanescu nie był winny zwolnień, to sam szybko się zniechęcał. Słuchał obietnic i gdy widział, że rzeczywistość za nimi nie nadąża, rezygnował.

Z wiekiem jednak troszkę się zmienił. Przykładem niech będzie reprezentacja Rumunii. Wielu chciało, żeby zrezygnował z pracy po spadku w Lidze Narodów, ale został na stanowisku. Jest bardziej dojrzały, zachowuje się inaczej – uważa dziennikarz.

Edward Iordanescu miał jednak powody, żeby postępować w ten sposób. Stwierdził, że skoro nie może ufać władzom klubów, zaufa piłkarzom. Traktował ich więc jak młodszych braci, tworzył znakomite więzi oraz atmosferę w drużynie. Sposób, w jaki rozprawia o piłce, znacząco w tym pomaga.

Trener z lepszego świata. Świetny taktyk, analityk, pracuś, który jednoczy zespół

Michał Gliwa, który stał w bramce Pandurii dekadę temu, na łamach legia.net wspomina ciekawe odprawy Iordanescu w dwóch językach – rumuńskim oraz angielskim. Używał „trenerskiej nowomowy”, tłumaczył rysy taktyczne wyprzedzając ogólne trendy. Zaznaczał, że trener wyraźnie rozgraniczał już pracę fizyczną i taktyczną, organizując dwa osobne obozy. Dla Gliwy było to czymś nowym.

Utrzymywał porządek i dyscyplinę w szatni, walczył o nią. Negocjował premie z szefostwem i robił to skutecznie. Dbał o piłkarzy, ale był wymagający. Jego bardzo dużym plusem jest zarządzanie szatnią i zasobami ludzkimi. Umiał rozmawiać i dobrze wykorzystywać doświadczonych piłkarzy, pytał się ich o rady – wyjaśniał bramkarz.

Z piłkarzami lubi dużo rozmawiać. Trzyma się grupy, buduje ją, ma zasady. Tak mówią o nim w Rumunii. Bardzo dobrze było to widać w drużynie narodowej. Emanuel Rosu twierdzi, że to pierwszy trener od dawna, który sprawił, że kadra stała się krajowym dobrem, z którym postronny kibic może się utożsamiać.

Jego osiągnięcia są znacznie większe niż wyglądają. Jego zespół był zjednoczony z kibicami, zostawił wrażenie, że zawsze walczy na boisku z nami wszystkimi. Nigdy nie oszukuje swoich piłkarzy, nie pamiętam żadnych konfliktów między nim i zawodnikami – tłumaczy rumuński dziennikarz.

Podejście do grupy najmocniej objawiło się, gdy po zwycięstwie nad Ukrainą na Euro 2024 apelował o rozsądek i trzymanie stóp na ziemi, nazywając zespół „generacją dusz”. W ten sposób odżegnywał się od raczkujących teorii o kolejnym złotym pokoleniu. W swoim przekazie twierdził, że Rumunia nie odniosła sukcesu olbrzymim talentem, jak kadra, którą prowadził jego ojciec. Organizacja, zaangażowanie i poświęcenie – to były prawdziwe podstawy wyniku drużyny narodowej.

Edward Iordănescu potrafił dobrać sobie ciekawy, merytoryczny sztab trenerski.

Hasło „generacja dusz” przeszło potem do mainstreamu. Federacja zaczęła sprzedawać gadżety z takim właśnie napisem, o zespole narodowym nakręcono nawet film. W pewnym stopniu Edward Iordanescu napisał od nowa narrację i tożsamość rumuńskiej kadry. Kibice, piłkarze i środowisko bardzo żałowali, że z powodów osobistych zrezygnował z posady selekcjonera. Wszyscy zapomnieli o tym, że po spadku z Ligi Narodów już podjeżdżały po niego taczki.

To tak, jakby drużynę toczył rak. Zawodnicy nie przyjeżdżali na kadrę z właściwym nastawieniem i nie dawali z siebie wszystkiego. Stracili zaufanie do siebie, do drużyny narodowej i tego, co mogą osiągnąć – grzmiał, gdy zaczynał pracę.

Wspomniany dokument o kadrze przedstawiał Edwarda Iordanescu w trakcie inspirujących przemów. Emanuel Rosu przekonuje, że pod tym względem Edi jest prawdziwym mistrzem, charyzmą kupuje wszystkich. „Guardian” twierdzi, że niektóre wystąpienia selekcjonera mogłyby stać się viralem w sieci. Tak jak to, w którym Herve Renard tchnął w Saudyjczyków nadzieję na ogranie Argentyny. Iordanescu rozwinął tę cechę dlatego, że obserwował dobre i złe czasy rumuńskiej piłki, że towarzyszył ojcu.

Znów – bez niego nie byłoby Ediego na topie.

Pragmatyk, który robi wyniki ponad stan. Jakim trenerem jest Edward Iordănescu?

Dość jednak o tacie i jego wpływie na karierę Edwarda Iordanescu. Największy wpływ na nią miał przecież sam Edi, jego zacięcie i podejście. Alin Grigore z rumuńskiego ProSport mówił nam, że młodszy Iordanescu bardziej skupia się na detalach, poza tym wyróżnia go niezwykła ambicja.

Gdy w 2020 roku prowadził rumuński klub, Gaz Metan, i byli na obozie w Marbelli, zobaczyłem pewną scenę. Edi i kilku członków jego sztabu usiadło razem, grali w rummy (tradycyjna gra w dobieranie kart – przyp. red.). Wszyscy przy stole uśmiechali się, byli zrelaksowani, poza Edim, który był niesamowicie skupiony. Wyglądał, jakby właśnie prowadził zespół w finale Ligi Mistrzów. I wiesz, co? Wygrał tamtą rozgrywkę. Jego ojciec aż taki nigdy nie był.

„Najlepszy w XX wieku”. Nowy trener Legii chce wyjść z cienia ojca

Przy Gaz Metan Medias warto się na chwilę zatrzymać. Edi nie zdobył z tym klubem żadnego tytułu, ale zdaniem wielu to w tym zespole osiągnął największy sukces. Tak twierdzi choćby Oktawian Moraru, który opowiadał, że gdy rzucił właścicielowi klubu pomysł zatrudnienia Iordanescu, kręcono nosem. Niedoświadczony, trudny w relacjach, to nie może się udać.

Gaz Metan Medias w pierwszym pełnym sezonie pracy Iordanescu awansował do grupy mistrzowskiej, grał dobry futbol, rozwinął zawodników. Edward świetnie współpracował z portugalską kolonią, którą Moraru umiejscowił w Rumunii. Po chwili Gaz Metan zaczął sprzedawać piłkarzy za solidne pieniądze, wspólnie wykonali coś ekstra.

W zasadzie to nie spisał się źle w żadnym klubie. Chce grać futbol zorganizowany, niekoniecznie efektowny, nawet w dużych klubach, które prowadził. Chce kontrolować wydarzenia na boisku na swój sposób, jest reaktywny. W większych klubach grał piłkę opartą na posiadaniu, zwykle w ustawieniu 4-3-3 lub 4-2-3-1. Preferuje zawodników zdyscyplinowanych nad utalentowanych – tłumaczy Emanuel Rosu.

Wszyscy już spodziewają się po Edwardzie Iordanescu futbolu zachowawczego, trochę ostrożnego. To fakt, zwłaszcza że jego drużyny rozkręcają się powoli. Potrzebuje czasu, żeby dotrzeć do piłkarzy. Inna sprawa, że to nie zakłada nudziarstwa. Jego zespoły po prostu dobrze bronią, ale nie ograniczają się do rąbanki. 

Michał Żewłakow już wie, w co się wpakował. Edward Iordănescu jeszcze nie wie.

Potrafią operować piłką w ostatniej tercji boiska, często strzelają z dystansu, skutecznie zdobywają teren – tak przynajmniej było, gdy prowadził kadrę Rumunii. Stosował wtedy kompaktowe ustawienie 4-1-4-1, w którym zespół potrafił przypuścić szybki skok pressingowy, żeby chwilę później wycofać się do średniego bloku. Drużynę cechowała spora agresja i zawziętość w walce o piłkę.

Edward Iordanescu został selekcjonerem reprezentacji Rumunii dlatego, że jego klubowe dokonania broniły się w liczbach. „Guardian” przytacza historię o tym, że władze federacji zleciły analitykom prześwietlenie osiągnięć krajowych trenerów pod kątem rozwoju drużyny, wyciskania maksimum z potencjału piłkarzy i możliwości finansowych klubów. Edi okazał się w tym najlepszy. Nie chodziło więc tylko o sukces z CFR Cluj, z którym zdobył mistrzostwo kraju.

Z perspektywy Legii Warszawa obawy budzą dwie rzeczy. Raz, że Iordanescu nie ma doświadczenia w Europie. W pucharach wygrał tylko jeden dwumecz – z azerską Zirą FK. Dwa, że to człowiek, który nie rzuci w ciebie kuwetą, nie zbeszta wszystkich dookoła, ale wciąż bardzo wiele wymaga. Przykładem historia o tym, jak negocjował i odrzucił wielomilionową ofertę Al-Taawoun z Arabii Saudyjskiej.

Ofertę z Arabii Saudyjskiej negocjował kilka miesięcy. Prezydent tego klubu uzgodnił z nim ofertę, był już na miejscu, został przedstawiony drużynie. Bał się jednak, że w nadchodzących wyborach dojdzie do zmiany i nowy prezydent nie wesprze go ze wszystkim – opowiada Weszło Emanuel Rosu.

Wiedząc, jak zarządzana jest Legia Warszawa, jak rozrzucona jest odpowiedzialność nawet w pionie sportowym, widzimy tu pułapkę i największe pole do wywrotki, kłótni czy zwykłej frustracji, która może wstrzymać budowę wielkiego klubu, którą Edward Iordanescu już zdążył zapowiedzieć. W pozostałych tematach Rumun powinien się obronić. 

Nasi rozmówcy twierdzą, że tak dobrego merytorycznie i obytego na futbolowych salonach trenera Legia Warszawa jeszcze nie miała, że Goncalo Feio nie stał nawet blisko fachowości, którą bryluje Iordanescu. Może nie będzie to z miejsca „najlepszy trener w Ekstraklasie”, jak uważa Oktawian Moraru, ale wygląda na to, że Michał Żewłakow naprawił błąd zaniechania i na ostatnią chwilę wyczarował bardzo solidnego trenera, z którym można powalczyć o ambitne cele.

SZYMON JANCZYK

CZYTAJ WIĘCEJ O EDWARDZIE IORDANESCU:

fot. FotoPyK, Newspix

74 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama