Edward Iordanescu został drugim rumuńskim trenerem Wojskowych po Virgilu Popescu, który sześćdziesiąt lat temu stworzył podwaliny pod budowę wielkiej Legii. Syn legendarnego Anghela, rzadko pracował dotąd poza swoją ojczyzną, gdzie zdarzyły mu się niezłe sezony ligowe. Najbardziej i tak znany jest z prowadzenia reprezentacji na Euro 2024. Legia potrzebuje jednak przede wszystkim trenera na europejskie puchary, a Edwardowi przez ponad dekadę pracy udało się jak dotąd wygrać w nich… jeden mecz – z Azerami.
Analiza dotychczasowych wyników nowego trenera Legii – Edwarda Iordanescu
W cieniu swojego ojca
Edward Iordanescu piłkarzem był przeciętnym. Formalnie zdobył mistrzostwo ze Steauą w 1996 roku, ale rozegrał wtedy tylko jedno spotkanie. Potem przez dziesięć lat kariery w ojczyźnie oraz na Cyprze i w Grecji nie rozegrał łącznie nawet pół setki spotkań. Jego ojciec pół wieku temu zaliczył ponad trzysta występów w barwach Steauy, z którą wygrał Puchar Europy w 1986 roku, a trzy lata później dotarł do jego finału jako trener. Potem z reprezentacją osiągnął ćwierćfinał mistrzostw świata w 1994, po czym awansował na Euro i kolejny mundial.
Dorównać tym wynikom ojca Edward nie ma szans, ale od ponad dekady stara się dobrze wykonywać powierzone mu zadania.
Pierwszą pracą trenerską był mały trzecioligowy klub spod Bukaresztu, z którym w 2013 roku zabrakło mu punktu do awansu do drugiej ligi.
Zaraz po tym prowadził w kilku meczach ASA Targu Mures w drugiej lidze rumuńskiej. Wygrał tylko dwa mecze, a z kolejnym trenerem klub awansował do elity.
W połowie sezonu 2014/15 przejął Pandurii Targu Jiu. Klub miał duże ambicje, ale zajmował dwunaste miejsce w pierwszej lidze rumuńskiej – o punkt nad strefą spadkową. Wyciągnął ich na dziewiątą pozycję, a rok później na podium! Stworzył coś z niczego i na dobre wskoczył na karuzelę trenerską.
W 2016 zatrudniło go CSKA Sofia. Klub ten awansował wówczas drogą decyzji administracyjnej bezpośrednio z… trzeciej ligi do bułgarskiej elity. Nie był typowym beniaminkiem, a jako klub z tradycjami celował w podium. Edward przejął klub w piątej kolejce na szóstej lokacie w tabeli, a zostawił w dziesięć meczów później na piątym miejscu. Po jego odejściu, CSKA skończyło z wicemistrzostwem. To jedyna jego praca zagraniczna i dość duży zawód.
Jedyne zwycięstwo w europejskich pucharach
W sezonie 2017/18 prowadził Astrę Giurgiu – klub mało znany, który jednak dysponował wtedy szóstą pod względem wyceny kadrą w lidze. W Lidze Europy wyeliminował Azerów z Ziry Baku i odpadł z ukraińską Ołeksandriją. Ten mało imponujący dorobek do dziś jest… najlepszym sezonem Iordanescu w europejskich pucharach, bo jedynym, w którym udało mu się wygrać jakiś mecz.
Włodarze klubu zwolnili go po trzech kolejkach rundy mistrzowskiej, gdy Astra była piąta w tabeli. Na tym samym miejscu zespół zakończył rozgrywki, a dwóch punktów mu zabrakło do pucharów. Rok później już z innym trenerem Astra była także piąta, a potem trzecia. Zaliczanie pobytu w Giurgiu do udanych byłoby zatem lekką przesadą. W rankingu Elo Astra wręcz spadła za jego kadencji.
Latem 2018 otrzymał po Danie Petrescu stery najmocniejszego klubu w dotychczasowej karierze – aktualnego mistrza kraju CFR Cluj. Wygrał finał superpucharu, zremisował mecz ligowy z Botosani i przegrał pierwsze spotkanie w eliminacjach Ligi Mistrzów z Malmo. Nie dotrwał nawet do rewanżu, bo go wywalili. Jego następca – Toni Conceicao wywalczył tytuł mistrzowski.
Dobre wyniki w małym miasteczku
W styczniu 2019 przejął Gaz Metan Medias. Zespół, który był dziewiąty pod względem wyceny składu, a rok wcześniej zajął w lidze dziesiąte miejsce. Przejął ich na ósmej lokacie, z trzema punktami straty do grupy mistrzowskiej. Skończył sezon zasadniczy jeszcze niżej – na jedenastej pozycji.
Wtedy zaczął pokazywać, że potrafi zmobilizować się na najważniejsze momenty. W grupie spadkowej poszło mu rewelacyjnie i ją wygrał zwyciężając w dziesięciu z czternastu spotkań. W kolejnym sezonie wszedł do grupy mistrzowskiej, po czym poszło mu… fatalnie, bo nie wygrał w niej żadnego meczu.
Łącznie jednak wyniki w czterdziestotysięcznym miasteczku należy ocenić jako bardzo dobre.
Mistrzostwo Rumunii
W grudniu 2020 dostał znowu możliwość pracy z CFR Cluj. Rok wcześniej zdobyli oni mistrzostwo. Po jedenastu kolejkach byli na trzecim miejscu z sześcioma punktami straty do Steauy i zwrócili się o pomoc do Edwarda. Został mu do rozegrania ostatni mecz fazy grupowej Ligi Europy z Young Boys. Gdyby wygrał – przeszliby dalej. Niestety, poniósł porażkę.
Sezon zasadniczy skończył wtedy na drugim miejscu, a w rundzie mistrzowskiej obaj główni rywale – Steaua i Universitatea Krajowa się kompletnie posypali wygrywając zgodnie tylko trzy z dziesięciu meczów i Kluż zdobył mistrzostwo z dziewięcioma punktami przewagi. Mimo tego klub nie przedłużył z nim kontraktu. Przejął zatem najlepszy klub w Rumunii i zdobył z nim tytuł. Tylko tyle i aż tyle.
W lecie 2021 zdecydowała się zaangażować go Steaua. Szło mu całkiem nieźle, ale pokłócił się z szalonym właścicielem Gigim Becalim i po zaledwie jedenastu meczach odszedł z klubu.
Katastrofalny start z reprezentacją
Na początku 2022 roku otrzymał posadę selekcjonera przechodzącej niemały kryzys reprezentacji Rumunii. Zaczął od totalnej katastrofy – spadł z dywizji B z grupy z Bośnią, Finlandią i Czarnogórą. Z tą ostatnią przegrał 0-3 u siebie i 0-2 na wyjeździe. U nas już pewnie przestałby prowadzić kadrę. Dano mu jednak drugą szansę, którą wykorzystał. Warto dodać, że w Dywizji C już po odejściu Iordanescu, Rumunia wygrała wszystkie mecze.
Można oczywiście umniejszać jego wynikom w eliminacjach Euro: z Andorą jego drużyna oddała trzy celne strzały na bramkę, w Kosowie nie strzeliła gola. W Szwajcarii zremisowała mając 33 procent posiadania piłki i oddając trzy strzały, z których dwa: Valentina Mihaila w 89. i 92. minucie znalazły drogę do bramki Sommera. Z Izraelem u siebie remis po dużej przewadze rywala, który miał 58 procent posiadania i oddał dwa razy więcej strzałów. Z Kosowem do 83. minuty był remis. Z Białorusią bez gola. Do tego tylko trzy z pięciu wyjazdowych meczów grał rzeczywiście na stadionach rywali, bo Białoruś i Izrael nie mogły grać u siebie.
Euro 2024
Jednak dzięki świetnemu finiszowi wygrał bez porażki grupę eliminacyjną i zapewnił swojej drużynie wyjazd na Euro 2024. Tam w pierwszym spotkaniu Rumuni wprost rozbili Ukrainę 3:0 po dwóch pięknych golach z dystansu.
W drugim meczu z Belgią Rumunia dzielnie walczyła, miała swoje okazje, ale ich nie wykorzystała i przegrała 0:2. Przed ostatnią kolejką wszystkie drużyny w grupie miały po trzy punkty. Remis ze Słowacją dawał obu drużynom awans i takim wynikiem też się zakończył ten mecz, ale obie drużyny grały dość ofensywnie i nie wyglądało to na ustawkę. Rumunia wyrównała po dość wątpliwym rzucie karnym.
W ćwierćfinale, jak pisał Michał Kołkowski, drużyna Iordanescu wpadła pod holenderski walec. 0:3 to był najniższy wymiar kary, bo mogło się skończyć dużo gorzej.
Pod względem Elo podciągnął Rumunię z 49. na 45. miejsce, zaliczył więc znacznie mniejszy skok, niż by się wydawało, choć przez chwilę była na 41. pozycji.
W rankingu Elo za pracę w klubie zajmuje 261. miejsce, ale jak na trenera spoza zachodniej Europy jest to lokata całkiem niezła – niższa od Papszuna, Bjelicy czy Czerczesowa, ale wyższa od Runjaicia, Skorży, Nawałki czy Michniewicza, a z pewnością od Goncalo Feio, Michała Probierza i Alaksieja Szpilewskiego. Po dodaniu jego rezultatów z reprezentacją plasuje się minimalnie za Papszunem, Bjelicą i Nawałką.
Wygląda więc na to, że może to być odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Z zastrzeżeniem, że czasem potrafił się mobilizować głównie na te ważniejsze mecze, a u nas już podziału na grupę mistrzowską i spadkową nie ma. Do tego doświadczenie w europejskich pucharach ma wprost katastrofalne, a w ligach poza Rumunią wygrał dokładnie pięć spotkań.
Czy Legia nie potrzebuje trenera pod europejskie puchary?
I tu pojawia się problem spowodowany… sukcesami Ekstraklasy w rankingu UEFA. Za rok do europejskich pucharów zakwalifikuje się aż pięć drużyn i trudno wyobrazić sobie, by Legia się w tej piątce nie znalazła nawet z przeciętnym trenerem. Mało tego – do gry w eliminacjach Ligi Mistrzów wystarczy zajęcie drugiego miejsca, a i to w wykonaniu drużyny z najwyższą wartością rynkową składu w Polsce powinno być zadaniem całkiem realnym do osiągnięcia. Ponadto tak dobra sytuacja w rankingu powinna się utrzymać co najmniej przez dwa najbliższe sezony, jeżeli nie dłużej.
Zatem Legia potrzebuje dziś przede wszystkim trenera, który będzie potrafił dokonać czegoś wielkiego w Europie. Przed nią okres bezprecedensowo dużej liczby miejsc w tabeli Ekstraklasy dających puchary, które pozwolą na – nie bójmy się tego słowa – lekkie odpuszczenie ligi na rzecz rozgrywek kontynentalnych. Do tego jej ścieżka w Lidze Europy jest bardzo wyboista, ale nie będzie nie do przejścia.
Jak niedawno pisałem –szanse Legii na dojście do jakiejś fazy ligowej wynoszą właściwie pół na pół. Oby za kilka miesięcy nie okazało się, że trener z niezłym doświadczeniem ligowym nie zdążył się nim wykazać w Ekstraklasie, bo po tym jak przez dekadę kariery trenerskiej wygrał jedno spotkanie w europejskich pucharach, zawiódł w tych rozgrywkach także w Legii.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZLO O NOWYM TRENERZE LEGII:
- Iordanescu w Legii. Na jak długo?
- Oficjalnie: Legia Warszawa ma nowego trenera
- Nowy trener Legii coraz bliżej. Rumun prowadzi zaawansowane rozmowy [NEWS]
- Bramkarz o pracy z Iordanescu. “Nie jest osobą konfliktową”
- Wyszedł z grupy na Euro, rezygnuje z kadry. “Obiecałem rodzinie”
Fot. Newspix.pl