Na początku Etihad Stadium nie mogło być zaskoczone. Od pierwszej minuty Manchester City grał dokładnie tak jakbyśmy się tego po nim spodziewali. Czytał w myślach Chelsea, bo gdzie tamci chcieli posłać futbolówkę, tam zawsze znajdował się jakiś reprezentant “Obywateli”. Ale im dłużej mecz trwał, tym bardziej mogliśmy przecierać oczy ze zdumienia. Pochettino i spółka przejmowali inicjatywę, a Pep Guardiola musiał się we własnym domu dostosowywać do warunków narzuconych przez gości. Nie tak grają mistrzowie.
Manchester City w tym sezonie miał pełne prawo spodziewać się, że zgarnie tytuł mistrzowski. Nie byłoby to absolutnie żadne, choćby najmniejsze zaskoczenie. Pep Guardiola zmienił zasady Premier League: za jego panowania w stawce co kolejkę mierzy się ze sobą 20 zespołów, ale na koniec i tak mistrzostwo wędruje na konto “The Citizens”. W tym roku jednak tej maszynie zdarza się zakrztusić.
Pytanie, czy takie mikrokryzysy mogą kosztować Katalończyka tytuł?
Sztuka odkręcania śruby
Guardiola wciąż ma, jak najbardziej, szanse na końcowe zwycięstwo. Nic straconego. Po dzisiejszym remisie od pierwszego Liverpoolu dzielą go tylko cztery punkty, przy czym ma jeszcze w rękawie kartę zaległego meczu. Wciąż jednak ciężko myśleć o mistrzostwie, gdy gra się tak jak dziś przeciwko Chelsea. Drużynie wybitnie przeciętnej, która nawet jeżeli ma swoje przebłyski, to ostatnio nie jest kojarzona jako ligowa potęga. Wokół Pochettino ciągle kłębią się czarne chmury, a jedynym naprawdę dobrze dysponowanym na Stamford Bridge zawodnikiem jest Cole Palmer, zresztą wychowanek Manchesteru City.
I dziś faktycznie “The Blues” na mecz wyszli jak zbity pies. Przestraszeni, pozbawieni wiary we własne siły. Wyglądali jak idealny worek treningowy, na którym można się nieźle wyżyć. Dziś gospodarze musieli swojego przeciwnika tylko stłamsić, bo ten doskonale znał swoje miejsce w szeregu. Ale z każdą akcją się rozpędzał. Po pewnym czasie nie było żadnego śladu po indolencji w środku pola, która uniemożliwiała przez pierwsze kilkanaście minut sklejenie sensownego ataku.
Nagle Mauricio Pochettino, chwała mu za to, wyczuł, że da się dziś faworyta ukąsić, i nakazał dużo odważniejszą grę do przodu. Odstawił na bok nieskuteczne krótkie podania i misterne tkanie kolejnych sytuacji, zamiast tego skupiając się na dużo prostszych rozwiązaniach. Oglądaliśmy z minuty na minutę coraz więcej dynamiki, a im wyższe było tempo tego meczu, tym bardziej gubił się gospodarz.
Niespodzianka‼️ Chelsea prowadzi z Manchesterem City 1:0! Wreszcie wykorzystali kontrę! #domPremierLeague pic.twitter.com/29yY7rgqxg
— Viaplay Sport Polska (@viaplaysportpl) February 17, 2024
Wśród piłkarzy w koszulkach “The Blues” działo się sporo dobrego. Ostatecznie konkret nadszedł za sprawą Raheema Sterlinga pod koniec pierwszej połowy. Anglik zwyczajnie popędził do przodu i banalną sztuczką odstawił linę obrony na kilka metrów. Londyn nagle dziś zyskał niespodziewaną nadzieję na święto.
Co ważne, City nie było w stanie przejąć wyraźnie inicjatywy także w drugiej połowie. Pod koniec pierwszej części spotkania byli wstydliwie dominowani przez Chelsea, ale to nie jest tak, że rozdrażnieni rzucili się na rywala po zmianie stron – absolutnie nie. Długo oglądaliśmy starcie dwóch równorzędnych przeciwników. W zasadzie filozofia Pepa Guardioli przyniosła efekt dopiero w ostatnich 15 minutach meczu. Faktycznie, trzeba uczciwie przyznać, że ten czas już zdecydowanie należał do Manchesteru, który osiągnął w tamtym momencie meczu absurdalne 90% posiadania piłki.
GOOOOOL ‼️
“Człowiek od najważniejszych goli w Manchesterze City”Manchester City – Chelsea 1:1 #domPremierLeague pic.twitter.com/TBDlIJQhs3
— Viaplay Sport Polska (@viaplaysportpl) February 17, 2024
Ostatecznie udało się wyrównać Rodriemu – oczywiście, że padło akurat na niego, w końcu to specjalista od ważnych goli. I nie można mówić, że to remis niezasłużony, nie po takiej końcówce. Ale jeżeli najlepsze, co Pep Guardiola miał dzisiaj do zaoferowania, to podział punktów z miernymi “The Blues”, to Hiszpan powinien przemyśleć swoje plany na resztę sezonu.
Nie bójmy się jednak po dzisiejszym występie chwalić gości. Mauricio Pochettino ruszył na wojnę, ale doskonale wiedział, że może ją wygrać. Może jest już za późno i Argentyńczyk pożegna się z posadą w już w trakcie sezonu, ale to właśnie takie rezultaty, jak ten, pozwolą mu na utrzymanie pracy trochę dłużej.
Manchester City 1:1 Chelsea
R. Sterling 42′ – Rodri 83′
Więcej o Anglii:
- Thiago Alcantara – genialny pechowiec czy ofiara La Masii?
- Marijana Kovacevic. Na kłopoty maść z końskiego łożyska
- Najrozsądniejszy hazardzista świata. Tony Bloom i jego imperium
Fot. Newspix