Urodził się w mieście wyścigów, nie futbolu, a jego pierwszym wyborem była koszykówka. Rodzice żyli w separacji na różnych kontynentach, a on sam wzbudził w sobie pasję do podróżowania po świecie. W futbolu zaliczył falstart, aż do 21. roku nie miał profesjonalnego kontraktu w silnej belgijskiej akademii, a potem stracił półtora roku przez kaprys innego klubu. Do Ekstraklasy ściągnął go Pavol Stano, gdzie indywidualnie rozegrał dobry sezon w Wiśle Płock, ale przed przejściem do Legii z “Nafciarzami” rozstał się w nie najlepszych relacjach. – To było nie fair. Mimo wcześniejszych ustaleń, chcieli zablokować mój transfer – powiedział nam Steve Kapuadi w szczerym wywiadzie, w którym opowiedział także o marzeniach związanych z reprezentacją Konga, byciu modelem na fashion weeku czy Josue. Zapraszamy.
Urodziłeś się i dorastałeś w Le Mans, a to dom dla motosportu, nie piłki nożnej. Dlaczego jesteś dzisiaj w Legii, a nie ekipie Ferrari?
(Śmiech) Szczerze mówiąc, nie miałem praktycznie nic wspólnego z wyścigami. Wiem, że jest tak, jak mówisz, ale odkąd tylko zacząłem chodzić, grałem w piłkę. Poza tym w przeszłości Le Mans miało dobry zespół na poziomie Ligue 2, a jeśli już mówimy o innych sportach, muszę przyznać, że moim pierwszym wyborem była koszykówka.
W takim razie dlaczego nie zostałeś koszykarzem?
To efekt decyzji, którą podjąłem po jednym z wyjazdów na wakacje. Byłem w Nowym Jorku, gdzie ojciec zaprowadził mnie do jednej z akademii. Grałem z innymi chłopcami, podobało mi się to i nawet byłem dobry. Ale gdy wróciłem do Francji, stwierdziłem, że chcę spróbować czegoś nowego. Trochę zaskoczyłem swoje otoczenie, kiedy zobaczyło, że zaczynam stawiać na futbol.
Potrafisz robić wsady?
Nie próbowałem, ale mam prawie dwa metry i dobrą skoczność, więc myślę, że byłbym w stanie je robić.
Jak wyglądało twoje dzieciństwo? Twoi rodzice byli w separacji – mama we Francji, ojciec w Afryce.
To prawda, choć jako dziecko tego nie czujesz i wszystko uświadamiasz sobie dopiero później, kiedy jesteś już dojrzalszy. Ja żyłem blisko z mamą i tata faktycznie był dalej, ale nie zniknął całkowicie z naszego życia. Zawsze mogliśmy też liczyć na pomoc ze strony obu babć i na szczęście ta separacja nie wpłynęła na mnie negatywnie.
A życie blisko Paryża jak wspominasz? Wielkie miasto, dużo pokus…
Łatwo się w nich zagubić, ale akurat mnie to nie dotyczyło. Mój standardowy wypad do Paryża opierał się na spotkaniu z kuzynem, nic ciekawego, a że byłem grzecznym chłopcem, nie miałem z niczym problemów.
Pamiętasz, co wydarzyło się pewnej nocy w marcu 2017? Pytam w nawiązaniu do mojej kurtki [z herbem FC Barcelony], bo jesteś kibicem PSG.
Niestety pamiętam i nie podoba mi się, że mi o tym przypominasz! Szalona noc, choć wtedy smutna dla mnie, a szczęśliwa dla ciebie. Ale nie kochalibyśmy tego sportu, gdyby tak nie wyglądał.
Jesteś też kibicem Liverpoolu, więc możesz mnie łatwo skontrować.
Pamiętasz, co wydarzyło się w 2019 roku w Lidze Mistrzów?
Idźmy dalej… Czego nauczyłeś się w akademii KAA Gent, w której spędziłeś kilka lat?
Bardzo wiele. Kiedy tam przyszedłem, dołączyłem do drugiego zespołu, który miał też zawodników z “jedynki”. Byłem więc na niższym szczeblu, ale grałem i trenowałem z zawodowcami. Nie udało mi się dostać wyżej, ale i tak cieszę się z tego epizodu, bo w Gent nauczyłem się pełnego profesjonalizmu. Dbałem o siebie i pracowałem jak ci, którzy mieli normalne kontrakty. Czułem po każdej rundzie, że się rozwijam.
Ale w wieku 21 lat nie miałeś jeszcze profesjonalnego kontraktu, co nie jest normalną sytuacją. Taka była polityka klubu?
Z perspektywy czasu myślę, że gdybym był naprawdę świetnym zawodnikiem, dostałbym ten kontrakt. Skoro go nie było, najwidoczniej byłem dobry, ale nie tak dobry, jak chcieliby tego w klubie. Pewnie się zastanawiasz, czy przez te kilka lat taki stan rzeczy mnie denerwował – absolutnie nie. Byłem skupiony na piłce i na tym, żeby zostać profesjonalistą także w papierach.
Na co w takim razie wydałeś pierwsze pieniądze z profesjonalnego kontraktu, który dostałeś w Interze Bratysława?
Jak dobrze pamiętam, zabrałem kilku znajomych na sushi. Ale nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie to było fantastyczne sushi. Do tej pory mam w głowie plan, żeby tam wrócić i znowu je zjeść.
Lubisz podróżować, więc może czas na Japonię i miejscowe sushi?
Jeszcze tam nie byłem, ale jak teraz o tym powiedziałeś, trochę się rozmarzyłem… Wpiszę to sobie na listę.
A jak się czułeś, nie grając w piłkę przez półtora roku? AS Trencin wrzucił cię do zamrażarki, bo ponoć odmówiłeś transferu do węgierskiego klubu.
To było mocno niesprawiedliwe…
To wyglądało jak zemsta za to, że nie chcesz dać im zastrzyku gotówki do budżetu.
Trochę tak. A to nie trwało przez kilka miesięcy, tylko kilkanaście. Żyłem tam wtedy sam, bez rodziny i przyjaciół. Były momenty, kiedy mentalnie byłem niemal na dnie. Niestety wiedziałem, że to się nie skończy z dnia na dzień. Kiedy wyjeżdżasz do innego kraju, żeby poszukać lepszych perspektyw, ale ktoś nagle zabrania robić ci to, co kochasz, czujesz smutek. Ale nawet gdy nie grałem, nie poddawałem się. Trenowałem i biegałem te kółeczka wokół boiska, kiedy zespół robił inne rzeczy. Tak było zawsze, kiedy mieliśmy gierkę 11 na 11, a zawodników było za dużo. A gdy liczba się zgadzała, trener wrzucał mnie na inną pozycję, np. napastnika.
Takie sytuacje mogą być gorsze niż kontuzje, bo przy nich przynajmniej możesz założyć, że ktoś na ciebie czeka.
Dla mnie to na pewno było gorsze niż kontuzja. Byłem zdrowy, dobrze przygotowany, ale nawet w meczach towarzyskich nie mogłem liczyć na minuty. To było szalone i przykre jednocześnie, ale, koniec końców, przetrwałem to. Musiałem zresztą, bo inaczej na pewno by mnie tutaj nie było. Chcieli mnie złamać, ale nie złamali.
Pavol Stano cię z tego bagna wyciągnął. W Wiśle Płock na poziomie Ekstraklasy miałeś dobry sezon pomimo spadku klubu, ale słyszałem, że w swoich ostatnich tygodniach przed transferem nie zachowywałeś się profesjonalnie. Dyrektor sportowy powiedział nawet, że na każdym kroku pokazywałeś, jak bardzo chcesz odejść.
Miałem normalne rozmowy ze starym i nowym prezydentem klubu. Na początku było jasne dla wszystkich stron, że w razie spadku z Ekstraklasy nie zostanę w Wiśle Płock. Miałem okazje do zmiany klubu już zimą, ale wtedy powiedziałem, że chcę zostać do końca sezonu. Później, między jednym a drugim okienkiem, ustaliliśmy, że odejdę niezależnie od wyniku sportowego. Z tej perspektywy to, co wydarzyło się latem, było nie fair. Mimo wcześniejszych rozmów, w Płocku starali się zablokować mój transfer. Dotknęło mnie to, potraktowałem ich zachowanie osobiście. Ale moja reakcja nie miała być żadnym atakiem w stronę klubu, bo bez nich nie byłbym w takiej pozycji wyjściowej. Brakowało mi jedynie uczciwego postawienia sprawy, kiedy ja ze swojej strony zrobiłem wszystko, co mogłem, żeby pomóc klubowi, a dzięki temu miałem okazję indywidualnie zrobić krok naprzód. Chodziło o zwykły respekt.
Bonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze Narodów
- Postaw kupon singiel za min. 2 zł zawierający zakład na zwycięstwo Biało-Czerwonych w starciu z Portugalczykami
- Jeśli kupon okaże się wygrany, to na twoje konto bonusowe wpłyną dodatkowe środki w wysokości 600 zł
- Tylko dla nowych użytkowników. Rejestracja zajmuje 30 sekund!
Kod promocyjny
18+ | Graj odpowiedzialnie tylko u legalnych bukmacherów. Obowiązuje regulamin.
Wisła Płock
Czyli twoim zdaniem w tej relacji z klubem po prostu zabrakło szczerości?
Nie byłem w tej sprawie złym gościem. Starałem się ją rozwiązać z zachowaniem szacunku. Oczywiście miałem ważny kontrakt i gdyby klub zmusił mnie do pozostania, w Wiśle Płock dalej wykonywałbym swoją robotę zgodnie z profesjonalizmem, który pokazałem w poprzednim sezonie. Ale z drugiej strony miałem przed nosem okazję, której w tamtym momencie po prostu nie mogłem zignorować.
I trafiłeś do Legii. Wielkiego klubu zawsze walczącego o trofea, będącego pierwszą albo drugą opcją w Polsce. Ale przecież życie we Włoszech, a konkretnie w Wenecji też mogło być fajne…
To prawda, słyszałem wiele pozytywnych rzeczy o tym kraju, nie tylko o futbolu. Szczególnie dla obrońców to dobre miejsce do gry, ale w mojej opinii wybrałem lepsze perspektywy. Venezia FC występuje w drugiej lidze włoskiej, co robi różnicę. Podobała mi się ich oferta i projekt, jaki przedstawili, ale czułem, że Legia będzie lepszym wyborem. Dobrze się tutaj czuję i na pewno nie żałuję tej decyzji.
Tutaj możesz grać o trofea i występy w europejskich pucharach.
Legia to przede wszystkim wielki klub z długą historią sukcesów. Dla mnie najlepszy w Polsce, gdzie nie możesz być dobry tylko w czasie meczów, ale też w czasie codziennej pracy. Jako piłkarzowi takie wymagania pomagają mi w rozwoju, bo polegają na rywalizacji i wychodzeniu ze strefy komfortu. Kto wie, może teraz walczyłbym o awans do Serie A, gdybym wybrał Włochy, a z drugiej strony mógłbym przecież spaść do Serie C. W moim wieku takie rzeczy trzeba kalkulować. Negatywne epizody źle odbijają się na przyszłości.
To brzmi całkiem profesjonalnie.
Profesjonalizm jest w moim DNA. Poświęciłem wiele, żeby być na tym poziomie. Cieszę się tym każdego dnia, ale też powtarzam sobie, że takie życie wiąże się z większą odpowiedzialnością za czyny i wymaga konkretnego zachowania.
Jak wytrzymać na boisku z Josue? To wybitny piłkarz w skali Ekstraklasy, ale dużo gada i na was krzyczy.
(Śmiech) Dajemy radę! Lubię go i cieszę się, że mam go w swoim zespole. Bez niego nasza gra i atmosfera nie byłaby taka sama. Takiej osobowości czasami brakuje w szatni, kiedy nadchodzi gorszy moment. Doświadczyłem tego w Wiśle Płock. Tam mieliśmy dobrych i doświadczonych zawodników, ale jeśli w szatni nie ma szczerej rozmowy i wzajemnie nie popychacie siebie do przodu, wynik może rozjechać się z jakością piłkarzy. Jeśli chodzi o Legię, wcześniej wydawało mi się, że to aroganccy goście, ale kiedy tutaj przyszedłem, kompletnie zmieniłem zdanie.
Jak zaczęła się twoja pasja do podróżowania?
Moja rodzina jest rozsiana po świecie. Część żyje we Francji, część w Demokratycznej Republice Konga, część w Nowym Jorku. Na początku jako dzieciak chciałem odwiedzać wszystkich i tak w wieku 10 lat poleciałem do USA. Szybko zrozumiałem, że poznawanie ludzi z różnych krajów i możliwość zobaczenia innych kultur poszerza horyzonty.
To jak, kiedy podróż w ramach 80 dni dookoła świata?
Na pewno nie teraz, bo jak widzisz, jestem trochę zajęty! Ale ciekawi mnie wizja takiej podróży. Może po karierze.
Masz ponad 20 odwiedzonych krajów na swoim koncie. W którym czułeś się najlepiej?
Na pewno zacząłbym od Konga, skąd pochodzi mój ojciec. Ostatni raz byłem tam dwa lata temu i czułem się jak w domu. Bardzo podobała mi się też Wielka Brytania. Nie ma tam słońca i plaży rodem z pięknych wysp, ale mentalność tamtejszych ludzi bardzo mi odpowiadała.
Znałbyś nazwę stolicy danego państwa?
Nie każdą, ale na pewno sporo. Pewnie nawiązujesz do czasów szkolnych, w których często grałem w państwa-miasta. Tak, byłem w to dobry.
Najbardziej szalona rzecz, jaką zrobiłeś w czasie jednej podróży po świecie?
Skok ze spadochronem w Słowacji. To śmieszne wspomnienie, bo powiedziałem mojej dziewczynie, że mam spięte mięśnie po meczu, dlatego moglibyśmy pójść na masaż. Myślała, że naprawdę idziemy na masaż… Na początku nie była zachwycona, ale ostatecznie spodobała jej się ta niespodzianka, a adrenalina w czasie i po skoku była niesamowita.
Mogłeś robić takie rzeczy na profesjonalnym kontrakcie?
Wiem, że istnieją różne zapisy zakazujące sportów ekstremalnych, ale nie w każdym one obowiązują. Ja wtedy takiego nie miałem.
Jeśli już mowa o lataniu, słyszałem, że gdybyś nie został piłkarzem, chciałbyś zostać stewardem pracującym w liniach lotniczych.
Może to nietypowe, ale naprawdę fascynuje mnie możliwość latania po świecie. Nie dość, że zobaczyłbym tak kawał świata, to jeszcze dostawałbym za to pieniądze.
Raz wystąpiłeś też na wybiegu dla modeli. Może całkowicie pomyliłeś powołania?
(Śmiech) To był raczej jednorazowy przypadek. Dosłownie dlatego, że “przechodziłem obok”. Byłem z dziewczyną na fashion weeku i to ona była w centrum uwagi, ale ludzie pracujący tam zapytali, czy może sam nie chciałbym spróbować. Dałem się namówić i wszedłem na wybieg przed masą ludzi i fotografów. To na pewno było jedno z ciekawszych wydarzeń w moim życiu.
Jakie znaczenie skrywają twoje tatuaże? Masz ich trochę na ręce, zaczynając od interesującej postaci z kapeluszem.
To moja ciocia. Miałem 10 lat, gdy odeszła. Kiedy byłem u niej w Nowym Jorku, zrobiłem jej zdjęcie. Chciałem je mieć przerobione na tatuaż. To emocjonalny tatuaż, zresztą tak jak wszystkie, które do tej pory zrobiłem. Lubię takie, które naprawdę coś znaczą, a nie po prostu dobrze wyglądają na ciele.
A napis?
“Nigdy nie wiesz, jak silny jesteś, dopóki bycie silnym nie stanie się twoim jedynym wyborem” [You never know how strong you are, until being strong is your only choice – pisownia oryginalna].
Masz głębokie korzenie rodzinne w Demokratycznej Republice Konga i powiedziałeś w jednym z wywiadów, że chcesz grać dla tej reprezentacji. Ktoś mógłby złośliwie powiedzieć, że skłoniły cię do tego zamknięte drzwi do reprezentacji Francji.
To wynika z emocji, nie kalkulacji. Poza tym mógłbym mieć większy wpływ na realia w reprezentacji Demokratycznej Republiki Konga. Nie mówię, że duży, ale na pewno zdecydowanie większy niż we Francji, która ma mnóstwo znakomitych piłkarzy w każdej generacji. Tam mają wystarczająco nazwisk, w których mogą przebierać. A ja chciałbym być w kadrze, która mnie potrzebuje. Chcę coś znaczyć, pomagając krajowi, który mam w sercu.
Kiedy byłeś w swoim kraju, co czułeś?
Smutek z racji warunków, w jakich wielu ludzi żyje w Afryce. Ale też motywację, żeby robić to, co się kocha, najlepiej jak potrafię. Nie każdy ma taką możliwość i trzeba ją doceniać. Nie da się ukryć, że styl życia profesjonalnego piłkarza potrafi mocno odbiegać od przeciętnych realiów. Ale w takim życiu nie chodzi tylko o dostawanie. Ważne jest też to, że komuś możesz coś dać. Dla nas często coś niepozornego może dać innym uśmiech, a nawet zmienić ich życie. Mam nawet kilka pomysłów na przyszłość z tym związanych.
Jakie masz marzenia?
Mam cele. Tym wymarzonym jest gra w reprezentacji Konga i myślę tutaj o mundialu w 2026 roku. Do tego nie ukrywam, że chciałbym zagrać w Lidze Mistrzów, a z Legią jest to możliwe.
***
“POMIDOR”:
Wyświetl ten post na Instagramie
WIĘCEJ MATERIAŁÓW ZE ZGRUPOWANIA W TURCJI:
- Raport z Turcji: Morishita daje nadzieję, Dias budzi niepokój
- “Twoje nazwisko brzmi znajomo!”, czyli polskie ślady na zimowym obozie w Turcji
- Raport z Turcji: Radomiak z Mercedesem w garażu, a Serbowie z czarodziejem
- Sztylka: Moje zwolnienie ze Śląska? Zero klasy i profesjonalizmu [WYWIAD]
- Miłość do Szymańskiego i barwy Stambułu. Z wizytą na Basaksehir – Fenerbahce [REPORTAŻ]
Fot. Newspix