Konrad Kasolik zaliczył z Ruchem Chorzów trzy awanse z rzędu i latem świętował z nim wejście do Ekstraklasy. Jesienią rozegrał 11 meczów ligowych i choć w większości z nich nie przekonywał, to tak szybkie opuszczenie najwyższego szczebla na rzecz Wieczystej Kraków jest mimo wszystko sporym zaskoczeniem. Co go przekonało do takiej decyzji? W którym momencie naszły go lekkie wątpliwości co do słuszności tego kroku? Czy w krakowskim trzecioligowcu będzie więcej zarabiał? Który mecz najbardziej podkopał jego pewność siebie? Czy nie obawia się utknięcia w niższych ligach? Zapraszamy.
Latem świętowałeś awans do Ekstraklasy, teraz jesteś w III lidze. Scenariusz nie do uwierzenia.
Na pewno w czerwcu nikt by mnie nie przekonał, że za pół roku tak się potoczą moje losy. Nie zakładałem takiego transferu. Tak to się jednak poukładało. Wieczysta przedstawiła konkretną ofertę, była dość zdeterminowana. Runda w moim wykonaniu w Ekstraklasie… Nie wiadomo, jak by to dalej wyglądało. Miałem jeszcze tylko półroczny kontrakt w Chorzowie, a tutaj dostałem od razu umowę na dwa i pół roku, stając się częścią bardzo ambitnego projektu. To mnie przekonało. Z Ruchem udało wywalczyć trzy awanse i mam nadzieję, że podobną drogę przejdę z Wieczystą.
Patrząc na nazwiska, szatnia Wieczystej już teraz przypomina ekstraklasową.
Zdecydowanie, nie brakuje znaczących postaci w naszej piłce ligowej. Są Thibault Moulin, Jacek Góralski, Michał Pazdan, Simeon Sławczew, Sasza Żivec, Michał Mak i tak mógłbym wymieniać. Gdzie bym nie spojrzał, są tu zawodnicy zdecydowanie ponad III ligę.
Wieczysta interesowała się tobą już w grudniu, ten temat trochę się ciągnął. Jak zareagowałeś w pierwszym odruchu?
Na samym początku wykluczyłem ten wariant. Dopiero później przeanalizowałem go na spokojnie i doszedłem do wniosku, że to będzie dobry wybór.
Trener Sławomir Peszko przekonywał?
Tak, zadzwonił, porozmawialiśmy, przedstawił mi perspektywy. To też miało znaczenie.
Nie miałeś rozterek, że za łatwo wypuszczasz Ekstraklasę z rąk? Dostałeś się do niej po wielu przejściach, rozegrałeś 11 meczów i sportowo szybko robisz mocny krok w tył.
Trudno było się rozstać z Ruchem, nie ukrywam. To samo dotyczy zejścia o trzy ligi niżej. Sporo musiałem przeżyć i wiele lat pracowałem, żeby znaleźć się w Ekstraklasie. Pierwszego wrażenia w niej nie zrobiłem najlepszego, ale wierzę, że jeszcze na ten poziom wrócę. Wieczysta ma naprawdę ciekawe plany, więc nie traktuję tego jak przejścia do typowego trzecioligowca. Mógłbym zostać w Chorzowie, nie wiadomo jednak, co byłoby latem. Patrzyłem pod kątem stabilizacji, którą ten transfer mi daje.
Z twoich słów wynika, że obawiałeś się, iż latem twoja pozycja na rynku mogłaby być mniej atrakcyjna niż teraz, mimo że byłbyś wolnym zawodnikiem.
Można tak powiedzieć. Dziś to kwestia gdybania. Mógłbym zagrać świetną rundę i poszłoby to w lepszą stronę, ale równie dobrze mógłbym grać znacznie mniej i nie byłbym potem rozchwytywany. Już teraz nie byłem zasypywany ofertami. Miałem do wyboru transfer do Wieczystej albo pozostanie w Ruchu.
Krótko mówiąc: lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu?
Coś w tym jest.
Rozumiem, że trener Janusz Niedźwiedź jasno dał ci do zrozumienia, że nie masz u niego wysokich notowań?
No właśnie to tak nie wyglądało. Decyzja zapadła nieco szybciej, chyba dzień przed przyjściem trenera albo w dniu jego ogłoszenia. Wtedy kluby się dogadały i było jasne, że czeka mnie zmiana barw.
Ale zakładam, że musiałeś mieć sygnały dotyczące nieciekawych perspektyw na dalszą grę w Ruchu. Trudno mi sobie wyobrazić, że w innym przypadku byś odszedł.
Nic nie było jasno określone, naprawdę. Byłem już w Ruchu cztery i pół roku, awansowałem do Ekstraklasy i trochę w niej pograłem, ale uznałem, że taka zmiana będzie dobra. Nie wiedziałem wcześniej, kto zostanie trenerem Ruchu. Klamka zapadła szybciej. Szczerze mówiąc, gdy usłyszałem, że przychodzi Janusz Niedźwiedź, przez moment zastanawiałem się, czy dobrze wybrałem. Znów jednak wracamy do tego, że nie wiadomo, co by się wydarzyło.
Przeszło ci przez myśl, żeby odkręcić transfer?
Nie, nie, mówię o takiej krótkiej refleksji. Zdecydowałem się, powiedziałem “tak”, mieliśmy wszystko ustalone. Nie próbowałem już niczego zmieniać.
Kasolik: Transfer do Ruchu to był dla mnie „wóz albo przewóz” w piłce
Zaliczyłeś finansowy awans, idąc do Wieczystej?
Tak, jestem na plusie.
Co w takim razie powiesz tym, którzy stwierdzą, że chodzi o typowy transfer dla kasy?
Nie chcę nikogo przekonywać. To moje życie i tyle.
Puentując: prawdopodobnie odszedłbyś z Ruchu bez względu na to, kto by go prowadził?
Sądzę, że tak. Jak mówiłem, kontrakt wygasał mi za pół roku, a nie otrzymywałem żadnych sygnałów, że klub myśli o jego przedłużeniu. Nie mam o to pretensji, bo działacze też nie wiedzieli, na czym będą stali latem. Wiele zależałoby od tego, czy uda się utrzymać.
Nie boisz się zakopania w niższych ligach? Takie ryzyko istnieje.
Jestem dobrej myśli. Celem na teraz jest wejście do II ligi, na szczebel centralny. Nikt nie wyobraża sobie innego scenariusza. Prowadzimy w tabeli, trzeba tylko niczego nie zepsuć. Potem wejście do I ligi paradoksalnie może być łatwiejsze, bo nawet z szóstego miejsca można zagrać w barażach. W III lidze musisz wygrać swoją grupę, reszta się nie liczy. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, za półtora roku Wieczysta jest na zapleczu Ekstraklasy.
Nie zachwyciłeś w rundzie jesiennej, dwukrotnie wylatywałeś z boiska. Ekstraklasa cię przerosła?
Trochę się z nią zderzyłem, to prawda, nie do końca byłem zadowolony ze swojej postawy. Nadal jednak czuję, że na dużo mnie stać. Pamiętajmy, że sporo grałem na nie swojej pozycji, czyli prawej obronie, co trochę utrudniało zadanie. Ale nie zmienia to faktu, że można mówić o zderzeniu. Na takim poziomie trzeba nabrać doświadczenia i wierzę, że jeszcze będzie mi to dane.
Czerwona kartka na Legii była wstrząsem i utratą pewności siebie? Pierwszy występ od początku zaliczyłeś z ŁKS-em i wtedy wypadłeś nieźle.
No właśnie z Legią do momentu wykluczenia czułem się w miarę dobrze, wychodziliśmy na rywala wysoko i agresywnie. Czerwona kartka była sytuacyjna, nie chciałem faulować Guala, ale spóźniłem się, doszło do minimalnego kontaktu i od razu byłem pogodzony z konsekwencjami. Takie rzeczy w piłce po prostu się zdarzają, więc nie powiedziałbym, że po tej sytuacji podupadłem mentalnie. Prędzej miało to miejsce po osłabieniu zespołu z Widzewem, tam już chodziło stricte o moje błędy.
Twoim zdaniem Ruch ma dziś za mało punktów względem jakości swojej gry?
Tak. W końcówce rundy powinniśmy wycisnąć więcej. Dużo remisowaliśmy i to często w okolicznościach pozostawiających większy niedosyt u nas niż u przeciwnika. Mecze z Radomiakiem, Koroną czy Cracovią mogliśmy wygrać. Cztery czy sześć punktów więcej i nasza sytuacja w tabeli byłaby odbierana zupełnie inaczej.
Pomijając wątek boiskowy, klub był gotowy na Ekstraklasę? Awansowaliście znacznie szybciej niż ktokolwiek mógł zakładać.
Awansowaliśmy bez baraży, więc jak najbardziej na obecność w elicie zasłużyliśmy. Nikogo nie będziemy za to przepraszać. Można komentować, że być może stało się to za szybko, ale wygrywamy wspomniane 2-3 mecze, trochę więcej szczęścia i komentarze byłyby inne. Raczej nie byliśmy chłopcem do bicia. Z wygrywaniem mieliśmy problem, ale przegraliśmy tyle meczów, ile ósme w tabeli Zagłębie Lubin.
Pojawiały się obawy czy Stadion Śląski stanie się waszym domem i będziecie mieli atut własnego boiska. Głośno mówił o tym trener Jarosław Skrobacz. Jak ty to widziałeś?
Na pewno czuliśmy, że gramy u siebie. Na Śląsku było 30 tys. kibiców, stworzyli wspaniałą atmosferę, trybuny nas niosły. Z Radomiakiem i Koroną przyszło ponad 10 tys. ludzi, też było gorąco. Moim zdaniem zyskaliśmy po tej zmianie.
Porażka z rezerwami Legii w Pucharze Polski zasiała u was wyjątkowo dużo fermentu? Mam wrażenie, że tamten mecz najbardziej podkopał pozycję trenera Skrobacza.
Możliwe, że tak było, ale o konkrety trzeba pytać zarząd. Nie ma dyskusji, że takie spotkania powinniśmy wygrywać i nie pomogliśmy wtedy trenerowi.
Podsumowując pobyt w Ruchu: twoje trzy najbardziej pamiętne momenty?
Na trzecim miejscu dałbym gola strzelonego Polonii Bytom w III lidze. Otoczka tego meczu była bardzo fajna, komplet publiczności przy Cichej, kibice gości. Wygraliśmy 3:1 i chyba ostatecznie potwierdziliśmy, że ten zespół stać na wiele. Na drugim miejscu daję swoją jedyną wygraną w Ekstraklasie – i jak na razie całego Ruchu w tym sezonie – czyli 2:0 z ŁKS-em. Będę miło wspominał ten moment. Numerem jeden oczywiście awans po zwycięstwie nad GKS-em Tychy i cała późniejsza feta. Nigdy tego nie zapomnę.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Lewandowski zmęczył Polaków. Co stoi za taką stratą wizerunkową kapitana reprezentacji?
- Jakub Myszor w końcu trafi do Rakowa. Długa saga z transferem się kończy
- Załęczny o transferze Borysa: Jacek Magiera szuka środkowego pomocnika innego typu
- Na podbój MLS. Co czeka Slisza w Atlancie?
Fot. Wieczysta Kraków/FotoPyK/Newspix