Reklama

Udana inauguracja Ruchu na Stadionie Śląskim – na boisku i na trybunach [REPORTAŻ]

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

29 października 2023, 11:40 • 11 min czytania 24 komentarzy

Kibice Ruchu doczekali się powrotu do Chorzowa. Na razie „tylko” na Stadion Śląski, ale to i tak wielkie wydarzenie, w powietrzu czuć było atmosferę święta. Po raz pierwszy drużyna klubowa regularnie będzie rozgrywała na tym obiekcie mecze ligowe, co już samo w sobie jest wyjątkowe. Wyjątkowe było także inauguracyjne spotkanie ze Śląskiem Wrocław, które z chorzowskiej perspektywy zakończyło się powodzeniem: i na trybunach, i na boisku.

Udana inauguracja Ruchu na Stadionie Śląskim – na boisku i na trybunach [REPORTAŻ]

Zaplanowaliśmy pojemność trybun w tym meczu na 33 tys. widzów, licząc ekipę gości. 29 tys. miało być dla nas i jeśli dobijemy do tego pułapu, na pewno będziemy zadowoleni. A gdyby zaszła taka konieczność, pojawi się możliwość wpuszczenia dodatkowych osób na sektor przyjezdnych – mówił nam prezes Ruchu, Seweryn Siemianowski.

Stanęło na tym, że klub sprzedał wszystkie bilety z podstawowej puli. Na trybunach stawiło się dokładnie 29 089 widzów, czyli w zasadzie udało się potroić średnią frekwencję z Gliwic, co należy uznać za bardzo dobry wynik. Już teraz mecz ze Śląskiem pod względem frekwencyjnym wskoczył w Ruchu na najniższy stopień podium za XXI wiek. Więcej ludzi przychodziło jedynie na Górnika Zabrze w 2008 i 2009 roku, gdy oczywiście też grano na Śląskim. Zapewne w klubie mają ambicje, by wiosną, gdy Górnik przyjedzie do Chorzowa, te liczby przynajmniej powtórzyć.

Prezes Siemianowski nie ukrywał, że zorganizowanie tych przenosin ponownie oznaczało ogrom poświęcenia ze strony wszystkich pracowników: – To dużo większy obiekt niż w Gliwicach, trzeba było dopiąć znacznie więcej szczegółów, które nieraz wychodziły dopiero w praniu. Ukłony dla naszych pracowników – ogarnęli drugą w tym roku przeprowadzkę na inny stadion. A roboty naprawdę było mnóstwo: obrandowanie szatni, przygotowanie wszystkich band reklamowych i tak dalej. Dzięki ich zaangażowaniu ze wszystkim zdążyliśmy. Przy takiej logistyce jest odrobina niepewności i nerwówki, że jakiś szczegół może nie wypalić, ale staraliśmy się, żeby ewentualnych wpadek było jak najmniej. Jeśli jeszcze coś nie wyszło idealnie, to z góry przepraszamy i postaramy się poprawić następnym razem. Najważniejsze, żeby było bezpiecznie i z dobrymi emocjami. 

To się udało, mimo że bez żadnej złośliwości kilka niedociągnięć można wskazać. – Zdecydowanie za mało miejsc parkingowych. Blisko 30 tys. ludzi na trybunach, a przewidziano bodajże 1600 miejsc. To też wynika z infrastruktury Śląska, wszędzie jest ciasno, mało miejsca i widzimy to także w tym przypadku. Ale nie chcę przesadnie narzekać – powiedział mi jeden z kibiców.

Reklama

Ktoś inny pisał na Twitterze, że system biletowy kazał niektórym wchodzić bramkami niezgodnymi z sektorami i potem mieli oni duże problemy ze znalezieniem swojego miejsca.

Ze swej strony mogę dodać, że dziennikarze nie mogli liczyć nawet na butelkę wody, nie wspominając już o ciepłych napojach. Wiem, zaraz posypią się komentarze, że pan pismak rozpieszczony, mógł ruszyć dupę i po prostu sobie coś kupić. Jasne, mógł, korona z głowy nie spadła, ale biorąc pod uwagę pewne standardy przyjęte przy obsłudze mediów, tutaj ich nie dotrzymano. I naprawdę wcale nie chodzi o wielki catering i darmowy obiad. To detal, podszedłem do niego z wyrozumiałością, mając świadomość, że przy tylu rzeczach do ogarnięcia taka sprawa znajduje się bardzo daleko na liście. Skoro jednak można coś zrobić lepiej na przyszłość, sygnalizuję.

Widoczność. Ze zdjęć może wynikać, że jest ona, delikatnie mówiąc, kiepska, ale to akurat złudzenie. Mimo że miejsca dla prasy umieszczono bardziej w narożniku, było w porządku, nikt nie potrzebował lornetki. Jedynym problemem w najniższym rzędzie mogła być kamera, na kilku stanowiskach zasłaniająca sporą część pola karnego.

Totalnym nieporozumieniem jest natomiast akustyka na Stadionie Śląskim, na co oczywiście Ruch nie ma żadnego wpływu. Dźwięk odbija się z każdej strony, co sprawia, że praktycznie nie słyszymy nic, poza jednym wielkim tumultem. Strach pomyśleć, jak by to wyglądało podczas jakiegoś koncertu. Dobra wiadomość w tym kontekście? Podobno na płycie boiska wszystko słychać jak należy. A zatem: jeśli się kiedyś tu wybierzecie na imprezę muzyczną, darujcie sobie trybuny. [edit: kilka osób podkreślało już, że na koncertach nagłośnienie również na trybunach jest bardzo dobre, więc możliwe, że w tym kontekście wczorajsze wrażenie jest mylące]

Widok blisko 30 tys. kibiców robił wrażenie, zwłaszcza że nie rozproszyli się oni po całym obiekcie. Większość sektorów zabramkowych i narożnych nie zostało otwartych.

Reklama

Sektor gości pozostał pusty i taki pozostanie do końca roku. Fani Radomiaka, Korony i Zagłębia Lubin także będą musieli obejść się smakiem. Ruch tłumaczył to koniecznością wykonania niezbędnych prac, które wcześniej nie były możliwe ze względu na duże imprezy, które w sierpniu i we wrześniu odbywały się na Śląskim. Taka wersja nie spodobała się dyrektorowi stadionu Adamowi Strzyżewskiemu, kontrującemu w oficjalnym komunikacie, że spółka dopiero 9 października otrzymała wszystkie wytyczne w tym zakresie.

Komunikacyjnie nie do końca się w tym temacie zgraliśmy, ale nie ma tu żadnych sensacji. Temat z sektorem gości trudno było przeprowadzić na „już”, bo policja miała swoje wytyczne, organizator musiał mieć czas na dostosowanie się do nich, a na wykonanie koniecznych prac muszą się odbyć przetargi. Procedury spowolniły cały proces, jednak trudno mówić, że ktoś tu zawinił. Zależy nam, żeby kibice gości też przyjeżdżali i myślę, że jak już się tutaj zadomowimy, to ich obecność będzie dodatkowym smaczkiem – komentuje prezes Siemianowski.

Na razie więc Ruch może się cieszyć wsparciem na wyłączność. A było ono naprawdę potężne. Przy tej akustyce nieustający doping robił jeszcze większe wrażenie i chyba nie będzie przesadą stwierdzenie, że atmosfera na Stadionie Śląskim przebiła tę z Gliwic. A mam porównanie, bo byłem przy Okrzei, gdy „Niebiescy” przypieczętowali awans do Ekstraklasy po zwycięstwie nad GKS-em Tychy.

Wiosną, gdy dojdą kibice przyjezdni, jesteśmy w stanie wykręcić jeszcze lepsze liczby. Wielu nie wierzyło, że możemy nawet potroić frekwencję z Gliwic. A przecież wystarczy, że każdy, kto jeździł na stadion Piasta teraz zabierze 1-2 osoby i już mamy 25-30 tys. widzów. Utrzymanie tego trendu jest wykonalne. Dojazd jest łatwiejszy, a wielu ludzi po przebudowie nie widziało jeszcze Stadionu Śląskiego od środka. Lepszej okazji nie będzie – zachęca Siemianowski.

Patrząc jednak realnie, trudno zakładać, aby chorzowianie na każdym domowym spotkaniu mieli taką frekwencję.

Na Radomiaka na pewno tylu ludzi nie przyjdzie. Teraz mamy efekt nowości, ale to się nie utrzyma na takim poziomie. Będzie dobrze, jeśli mecz w mecz będzie chodzić połowa tych, którzy przyszli dziś. No i cały czas czekamy na stadion przy Cichej – mówi jeden z kibiców.

Wydaje mi się, że nowy stadion powinien mieć minimum 25 tys. pojemności. 15 tys. to będzie za mało – uważa drugi.

Moim zdaniem to optymalna pojemność, bo nawet na spotkania „drugiej kategorii” będzie szansa na komplet widzów – tutaj panowie różnią się w opiniach.

Mnie bliżej do ostatniej wersji. Uważam, że lepiej, aby kilka razy w sezonie zabrakło biletów na 15-tysięcznik, niż żeby w większości meczów 30-tysięcznik był wypełniony w połowie.

Piłkarzy Ruchu gorący doping bez wątpienia niósł, zwłaszcza w drugiej połowie, gdy wyraźnie zdominowali Śląsk Wrocław i zasłużenie wyszarpali remis. Na poniższym video namiastka tej atmosfery, akurat z pierwszej odsłony, gdy Daniel Szczepan strzelił gola na 1:1.

To bardzo ważny sygnał, gdyż nawet trener Jarosław Skrobacz jeszcze kilkanaście dni temu wyrażał wątpliwość, czy drużyna ten obiekt będzie mogła nazwać swoim domem.

Na pewno nie będziemy mieli tego stadionu do dyspozycji. Będziemy robić wszystko, żeby przynajmniej jakąś jednostkę treningową tam przeprowadzić, żeby ta płyta była naszym atutem, a nie, że będziemy tam tylko gościem w dniu meczu. Będzie to dla nas nowe wydarzenie, na dziś jest to dla nas nowy stadion. To są nowe szatnie, to są nowi ludzie, którzy tam pracują. Znacie powiedzenie: „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”, gdzie zna się każdy kąt, gdzie można przed meczem w spokoju usiąść i wypić kawę na swoich kanapach. Jest to nieporównywalne – stwierdził Skrobacz niecałe trzy tygodnie temu w audycji „Życie Na Niebiesko” w Radiu Kibiców Ruchu Chorzów.

Wydźwięk tych słów był dość pesymistyczny. Być może wpływ na to miał fakt, że rozmowa odbyła się świeżo po 0:3 z Pogonią Szczecin na pożegnanie stadionu Piasta i w trenerze buzowały jeszcze negatywne emocje.

Siemianowski stara się patrzeć optymistyczniej. – Nie szedłbym w kierunku takich narracji. W Gliwicach nigdy nie trenowaliśmy, nawet Piast nie ma zajęć na głównej płycie boiska. Przyjeżdżaliśmy na mecz, graliśmy, wyjeżdżaliśmy i tyle. Na Stadionie Śląskim mamy już za sobą pierwszy trening, który odbył się w środę przy sztucznym oświetleniu. Wszyscy mogli zapoznać się z murawą i poczuć atmosferę tego miejsca. Bardzo możliwe, że przed kolejnymi spotkaniami też będziemy mogli przeprowadzać treningi – oczywiście w odpowiednich terminach, żeby trawa zbytnio nie ucierpiała. Jest nowa, niedawno się zakorzeniła i trzeba o nią bardzo dbać, w czym pomagają także nasi greenkepeerzy. Pierwsze 2-3 mecze mogą się wiązać z jakimś stresem, ale myślę, że piłkarze szybko się zaadaptują i będą się czuli jak u siebie w domu. Jestem przekonany, że kibice w tym pomogą. Oni też będą musieli się „odnaleźć” na trybunach. Sądzę, że stworzą podobną atmosferę jak w Gliwicach, a może nawet jeszcze lepszą, mimo że trybuny są dalej od boiska. To historyczny stadion, duch przeszłości gdzieś się w powietrzu unosi i te dobry fluidy powinny nam pomóc w osiąganiu lepszych wyników – mówi prezes beniaminka.

Po meczu trener Skrobacz wypowiadał się już znacznie cieplej w tym temacie, dziękując kibicom za liczne przybycie i zaangażowanie. Mimo remisu z przeciwnikiem, który dopiero co rozgromił Legię 4:0 i pozostaje niepokonany od dziesięciu kolejek, nie okazywał przesadnego zadowolenia, podkreślając, że jego podopieczni muszą zacząć wygrywać. Punkt wywalczony w takich okolicznościach może być jednak bardzo istotny z punktu widzenia mentalnego.

Oprawa widowiska była godna, choć dość nietypowa. Kibice zrezygnowali z klasycznej oprawy na rzecz pokazu laserowego, który odbył się 20 minut przed meczem. Był w tym wszystkim element sponsorski, ale wyszło naprawdę fajnie. Coś ciekawego i nietypowego.


W trakcie spotkania oprawy przedstawił natomiast sektor rodzinny, od lat kierowany przez Szymona Michałka.

 

Niesamowite jest to, ile fan klubów Ruch ma w miejscowościach ościennych. Patrząc jedynie na wywieszone flagi, wychwyciłem Radlin, Siemianowice Śląskie, Mikołów, Jaworzno, Rudę Śląską, Piekary Śląskie, Mysłowice, Suszec, Zawiercie, Żory, Bieruń, Oświęcim, a nawet Katowice, w których gdzieniegdzie „Niebiescy” mają swoich kibiców.

Co warte podkreślenia, nie doszło do żadnych incydentów i ani przez moment nie istniało zagrożenie, że w jakikolwiek sposób ucierpieć może bieżnia okalająca boisko, a to właśnie jej zabezpieczenie okazało się kością niezgody, gdy Ruch próbował wiosną zorganizować na Śląskim mecz z Wisłą Kraków. Swoją drogą, wczoraj bieżnia nie była nawet szczególnie zabezpieczona.

 

Jak wspomnieliśmy, sektor gości stał pusty, ale po drugiej stronie stadionu WKS miał symboliczną reprezentację na trybunach w osobach Klubu Kibiców Niepełnosprawnych.

Gdy już poznaliśmy termin przeprowadzki Ruchu na Stadion Śląski, perspektywa zmierzenia się ze Śląskiem zapowiadała mecz jak każdy inny. A tu okazało się, że przyjechała drużyna ze szczytu ligowej stawki, mająca fantastyczną passę. – Pod koniec tamtego sezonu zaprosiliśmy Jacka Magierę na szkolenie z trenerami z centrum szkolenia Ruchu. Zaraz potem trener wrócił do Śląska i spotkanie musieliśmy przełożyć. Doszło do niego po rozgrywkach, gdy trener wykonał super robotę i utrzymał Śląsk w Ekstraklasie. Żartowaliśmy wtedy, że pierwszy mecz na Stadionie Śląskim załatwimy z jego drużyną. No i tak akurat wypadło, z czego bardzo się cieszę, zwłaszcza że Śląsk znajduje się w czubie tabeli i prestiż tego meczu jeszcze wzrósł – nie ukrywał zadowolenia Seweryn Siemianowski.

Trener Magiera z podziału punktów nie był zadowolony, mimo że dzięki temu jego zespół jest teraz samodzielnym liderem, bo Jagiellonia przegrała w Szczecinie. Szkoleniowiec WKS-u miał duże pretensje do sędziego, ale wydaje się, że oba rzuty karne zostały podyktowane słusznie. Samo trafienie w piłkę (piję do drugiej sytuacji) jeszcze nie załatwia sprawy, o czym powinien pamiętać Rafał Leszczyński. Po zderzeniu z nim Daniel Szczepan na chwilę nawet stracił przytomność i wydawało się, że nie ma szans, by to on znów ustawił piłkę na jedenastym metrze. A jednak zdecydował się i trafił. Gdyby spudłował, pewnie usłyszałby w szatni kilka cierpkich słów.

Z perspektywy trybun w ogóle nie było widać kunsztu Patricka Olsena, kapitalnie asystującego piętą przy drugiej bramce dla gości. Był kocioł w polu karnym i wreszcie niepilnowany Nahuel Leiva trafił – tyle widzieliśmy my. Dopiero obejrzane powtórki pokazały szczegóły.

W tabeli remis niewiele zmienia sytuację chorzowian, ale przynajmniej odskoczyli na punkt od ŁKS-u. – Spodziewam się walki do samego końca, ale niestety nie widać jakości, zwłaszcza w obronie. W każdym meczu mamy problem w tyłach. Moim zdaniem realny scenariusz to spadek w tym sezonie i powrót za rok – komentuje jeden z kibiców.

On i jego kolega nie oczekują, że zimą klub zaszaleje z transferami, bo to może sprawić, że demony wcale nie tak odległej przeszłości odżyją. – Rozsądna polityka budżetowa jest istotna. Pamiętam Odrę Wodzisław, która postawiła wszystko na jedną kartę, nasprowadzała Cantorów i inne nazwiska, mimo to się nie utrzymała i praktycznie zaraz potem przestała istnieć. Nie tędy droga. Sam fakt, że tak szybko po tylu przejściach wróciliśmy do Ekstraklasy jest czymś „wow” – przemówił głos rozsądku.

Na papierze Ruch, podobnie jak pozostali beniaminkowie, jest głównym kandydatem do spadku, co zresztą pokazuje aktualna tabela. Z drugiej strony, jeśli piłkarze częściej będą niesieni w taki sposób przez trybuny na Stadionie Śląskim, to kto wie… W tym sezonie prawdopodobnie do utrzymania wystarczy średnia poniżej jednego punktu na mecz. Na razie z chorzowskiej perspektywy najważniejsze, że inauguracja, mimo paru niedociągnięć, okazała się udana w każdym aspekcie. Nawet jeśli w maju nie będzie szczęśliwego zakończenia, z tego wieczoru pozostaną przyjemne wspomnienia na lata.

Tekst i zdjęcia: Przemysław Michalak

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

24 komentarzy

Loading...