Reklama

Lewandowski zmęczył Polaków. Co stoi za taką stratą wizerunkową kapitana reprezentacji?

Dominik Piechota

Autor:Dominik Piechota

10 stycznia 2024, 17:19 • 13 min czytania 63 komentarzy

Robert Lewandowski nad wyraz rozpieścił polskiego kibica, skoro nie zobaczyliśmy króla strzelców ligi hiszpańskiej w czołówce najlepszych sportowców. 17. miejsce w plebiscycie na Sportowca Roku nie oznacza, że przestał być naszym najbardziej rozpoznawalnym reprezentantem i wizytówką kraju. Nie oznacza również, że jego osiągnięcia nie stoją obok najwybitniejszych. Ten wynik to nic innego jak odzwierciedlenie nastrojów społecznych. To oznaka, że kapitan reprezentacji stracił uznanie w oczach rodaków, a niektórych zaczął wręcz denerwować. Kiedyś kadrowicze byli niekochani, teraz powoli stają się nielubiani.

Lewandowski zmęczył Polaków. Co stoi za taką stratą wizerunkową kapitana reprezentacji?

Wyobrażam sobie, że gdyby jakikolwiek inny polski zawodnik przeszedł do Barcelony, zakończył 2023 rok z 28 bramkami, 10 asystami, mistrzostwem Hiszpanii i tytułem króla strzelców topowej ligi, to byłby w kraju noszony na rękach. Już sam chwilowy wystrzał Krzysztofa Piątka w Milanie pokazał, jakiego bzika możemy dostać na punkcie snajpera podbijającego historyczny klub. I pierwotnie rzeczywiście tak było z Lewandowskim – ludzie łaknęli każdego jego meczu w stolicy Katalonii, telewizje wysyłały wielkie ekipy na każde spotkanie, biznes się kręcił. W pierwszych miesiącach Lewy wyważał drzwi na Camp Nou i był wszędzie.

Aż do przesady.

I to z pewnością miało wpływ na odbicie w drugą stronę. Napastnika z Leszna zamieszkał w polskich domach, było go tak wiele, że się przejadł, a w momencie kryzysu sportowego oraz wizerunkowego zaczął wywoływać odwrotne emocje. Wyskakiwanie z lodówki, nawet jeżeli sam 35-latek o to nie zabiegał, w pewnym momencie może zadziałać w drugą stronę. Ponad rok temu jeszcze przed mundialem w Katarze wywoływał fascynację.

Polska piłka = Lewy

Gdyby podobny sezon na dzień dobry w Barcelonie zaliczyli Sebastian Szymański, Arkadiusz Milik, Karol Świderski czy Nicola Zalewski, pewnie powstawałyby książki na ich temat. Lewandowski stał się zakładnikiem własnych osiągnięć: w 2020 roku powinien otrzymać Złotą Piłkę, w 2021 zajął drugie miejsce za Messim i pobił rekord Gerda Müllera, 2022 rok to transfer do Barcelony i kolejny gigantyczny krok. A później tylko w dół, bo wyżej się nie dało. Pamięć kibica bywa krótka i zwodnicza: zawsze działa skala porównawcza i bazowanie na emocjach. Skoro jest gorszy, niż wcześniej, to się kończy. Skoro nie strzela, to pewnie dlatego, że jest za stary. Najlepsze już było. W takim razie można na nim postawić kreskę.

Reklama

To jednak nie jest decydujące, bo przeciętny polski kibic nie analizuje xG, nie ogląda Barcelony co kolejkę ani nie rozmyśla, czy Xavi jest dobrym trenerem. Bardziej słyszy, że w Bayernie było przepięknie, a teraz Lewy przestał strzelać, partaczy sytuacje i notuje zjazd. Przede wszystkim jednak stawia znak równości między polskim futbolem a Robertem Lewandowskim. To nierozłączny ciąg myślowy, bo stał się symbolem naszej piłki kopanej. Jeśli cały kraj cieszy się sukcesami, to on jest noszony na rękach, ale jeśli większość drużyny zawodzi, a defensywa dostaje wylewu, również będzie pierwszym, który za to oberwie.

Za nami rok parszywych kompromitacji polskiej drużyny narodowej i federacji. Reprezentacja zbrzydła nam do tego stopnia, że aż stała się obojętna. Ale pracowała na to ciężko i systematycznie: podwójna garda na mundialu, proszenie o litość, skrajnie defensywny styl, który nie rozkochiwał w kadrze. Afera premiowa i dzielenie publicznych pieniędzy. Przerzucanie odpowiedzialności, chowanie się przed wyjaśnieniami i anonimowy ping-pong zarzutów po mediach. Smutna, zgorzkniała twarz Fernando Santosa doskonale oddająca stan reprezentacji. Kolesiostwo i wybór Michała Probierza dyktowany przede wszystkim znajomością z Cezarym Kuleszą. Discopolowy styl prowadzenia federacji, wstydliwe wystąpienia jej prezesa, zabieranie Mirosława Stasiaka na wyjazdy, poszukiwanie sponsora chętnego, by wziąć na winę na siebie, alkohol lejący się na zgrupowaniach, skazany sędzia w spocie Pucharu Polski, umacnianie wizerunku kraju przez transport hektolitrów alkoholu do Kataru, osławiony ochroniarz Grucha, siedzenie tak bez niczego, marsz pod pachę z rządem i upolitycznienie związku. Trzeba było się konkretnie napracować na aktualny leżący wizerunek PZPN-u.

Reklama

Pewnie większość tych spraw zostałaby zamieciona pod dywan gdyby zgadzały się wyniki. Ale jak dołożymy do tego podwójną kompromitację z Mołdawią, szybkie gongi od Czechów, wyjazd do Albanii i blamaż w absolutnie najłatwiejszej grupie eliminacyjnej od lat, dostajemy na tacy komplet nastrojów wokół polskiej piłki. Zmęczyła i wypluła nas wszystkich w ostatnich miesiącach. Nie dała ziarnka nadziei, że zbudujemy nastroje wokół futbolu jak w 2016 roku. I chcąc, nie chcąc, to wszystko mocno odbija się na samym Lewandowskim.

Polskiego kibica nie irytuje, że on nie strzela od kilku kolejek w lidze hiszpańskiej i jest w najgorszej formie, odkąd regularnie zaczął grać na Zachodzie. Wkurza go, że jest tak dobrym piłkarzem, a mimo to musimy przeżywać tyle wstydu wokół wieczorów z reprezentacją. Jego wizerunek będzie nierozłącznie związany z rezultatami kadry oraz nastrojami wokół federacji. Tym bardziej, kiedy dorzucimy tam politykę, premie i pieniądze. Nawet jeśli sam napastnik jest wkurzony na zachowania związku i specjalnie się z tym nie kryje, pośrednio one i tak pójdą na jego konto.

Nie lubimy się z perfekcją

Taka strata wizerunkowa Lewandowskiego w oczach Polaków to wypadkowa wielu czynników. Nadal będzie najbardziej klikalnym i wywołującym największe emocje nazwiskiem, lecz dzisiaj generuje zupełnie inne nastroje niż choćby Iga Świątek czy on sam jeszcze 1,5 rok temu. Pamiętajmy, że jesień 2022 roku to nadal były zachwyty nad formą kapitana biało-czerwonych.

To tym dziwniejsze, że tylko w ostatnim roku zdążył wypuścić film dokumentalny o sobie „Lewandowski – Nieznany” (tutaj recenzja Weszło). Zwykle po takich produkcjach wszyscy zyskują, czego ostatnim przykładem jest David Beckham. I chociaż zagranicą ludzie lepiej poznali historię napastnika Barcelony, nad Wisłą reakcje były w nieco innym tonie: to film poprawny i wygładzony, bez wielkich wstrząsów, znów pokazujący perfekcyjną twarz Lewandowskiego. Mimo że uzewnętrznił się tam w wielu kwestiach, jak próba układania sobie życia po śmierci ojca, osobiste tragedie i problemy rodzinne, próba uwierzenia w siebie, w powszechnej opinii to nadal była zbyt cukierkowa produkcja.

A właśnie z tą perfekcyjnością państwa Lewandowskich ludzie mają spory problem. Ostatnie miesiące mocno odbijają się zarówno na Robercie, jak i na Ani, co zobaczymy po samym wejściu w komentarze w ich mediach społecznościowych. Ostatnio Lewandowska mówiła o tym w rozmowie z Radiem Chillizet: – Otwieram internet i czytam w komentarzach pod bardzo pozytywnym, rodzinnym postem, bardzo negatywne rzeczy. Co się dzieje?! Oczywiście to są pewne frustracje, bo na świecie są wojny, była pandemia, dzieci umierają, ludzie umierają, mamy problem, ludzie nie mają za co żyć… I to jest pewne wytłumaczenie, ale zróbmy coś z tym dalej. Poszukajmy rozwiązań. Jestem silną kobietą, ale ile można? Ludzie opiniują mnie, nie znając mnie. W pewnym momencie to wyłączyłam. Już nie wiem, co się dzieje w mediach plotkarskich.

Sam pamiętam, że chciałem w Barcelonie zrobić materiał ukazujący jej codzienność, ulubione miejsca, pasje, tę ludzką twarz, bo widziałem absolutną fascynację stolicą Katalonii. Początkowo spotkało się to z zainteresowaniem, ale ostatecznie doszło do momentu, gdy jej otoczenie nie widziało sensu tworzenia takich produkcji, bo każda jakakolwiek aktywność Ani kończyła się zalewem negatywnych komentarzy. Odpuściliśmy.

– Lewandowscy chcieli zbudować wizerunek bliski ludziom, pokazujący jak można zdrowo i szczęśliwie żyć, inspirować jako rodzina. Chcieli być blisko przeciętnego Polaka, odwoływać się do tych samych wartości, ale żyjąc w odległej Barcelonie i pokazując zupełnie inne życie, nie do końca udało się to osiągnąć. Stracili tę autentyczność, bo jednak koniec końców ich życie wygląda zupełnie inaczej. Być może polski odbiorca też nie jest jeszcze gotowy na taką parę sukcesu w amerykańskim stylu i ona zamiast inspirować, wywołuje sporo frustracji. Ludzie lubią dostrzegać wady i ludzką twarz u swoich idoli, widzieć że są tacy sami, nie do każdego przemawia codzienność ułożona od linijki i obrazek perfekcji – tłumaczy nam specjalizujący się w marketingu sportowym Filip Cieśliński, Head of Sales w agencji Arskom.

Wystarczy spojrzeć, ile reakcji w sieci wywołuje słynna bachata, tańce tej pary czy ich życie prywatne, aby zrozumieć, że to ma niebagatelny wpływ na odbiór tej pracy. Zamiast docenienia – krytyka.

Pewnie wszystko nie miałoby takiego wyrazu, gdyby 35-letni napastnik dalej nałogowo zdobywał bramki, a Polska awansowała na Euro 2024. Wtedy machanie rękami byłoby oznaką szalonej ambicji i głodu dążenia po więcej, a nie frustracji czy bezsilności. Ale to w połączeniu z całą resztą sprawiło, że zmęczył polską publiczność. Tu działa prosty ciąg myślowy: skoro kreował się na perfekcyjnego, to gdzie jest teraz w słabych momentach?

Na pewno nie pomaga mu też podejście do mediów, czyli rzadkie udzielanie się publicznie, bardzo sterylne rozmowy czy niezabieranie głosu w ważnych tematach społecznych. Ten symetryzm też nie sprawił, że łatwiej było się utożsamiać z najwybitniejszym polskim piłkarzem. Kiedy już zdecydował się na 90 minut interesującej rozmowy z Mateuszem Święcickim, do głównego nurtu przebiło się w pierwszej kolejności wybielanie się i zrzucanie odpowiedzialności na innych. Nie pomogło to samej reprezentacji, budując kolejne podziały.

– Wbrew pozorom myślę, że wywiad z Mateuszem aż tak mu nie zaszkodził w oczach całego kraju, to bardziej opinia naszej piłkarskiej bańki. Inną sprawą jest wskazywaniem palcem winnych, wymienianie kolegów, to mogło zostać źle odebrane wewnątrz samej grupy, ale nie sądzę, aby w skali całego kraju to miało aż taką moc. To była interesująca rozmowa. Prawdą jednak jest, że przez ten brak większej wyrazistości w poprzednich latach Lewandowski nie zbudował sobie bardzo silnego kościoła, który mógłby pójść za nim w ogień w każdym momencie krytyki. To widzimy chociażby u Igi Świątek, która rzadziej gryzie się w język. Kibice lubią utożsamiać się z charyzmą swoich ulubieńców poza kortem czy boiskiem, to sprawia, że nie uzależniają tej sympatii wyłącznie od wyniku sportowego – komentuje Filip Cieśliński.

Tak jak perfekcjonizm Lewandowskiego zaprowadził go na szczyt i pozwolił mu pozostać tam przez długie lata, tak w niektórych dziedzinach bywa dla niego przeszkodą. I przynajmniej tak można to odbierać w próbie budowania krystalicznego wizerunku, przynoszącej finalnie odwrotny efekt. Wszelkie gesty niewymuszonej spontaniczności Lewandowskiego raczej działały na jego korzyść.

Ile sponsorzy mówią o sportowcu?

Tematem porównań w kwestii budowania silnego wizerunku stały się również marki, z którymi współpracują czołowi sportowcy. Iga Świątek ogłosiła współpracę z LEGO, co zarazem doskonale łączy się z jej pasją do układania klocków i pozwala utożsamiać się kibicom ceniącym tę markę. Tenisistka działała również z takimi firmami jak Porsche, Rolex, Visa czy Oshee, co buduje jej bardzo atrakcyjne portfolio sponsorskie.

Zupełnie inny profil partnerów obserwujemy u Roberta Lewandowskiego, który na swoich profilach w ostatnich miesiącach chwalił się współpracami m.in. z Lidlem, 4F, Storm Bikes, LOTTO czy markami własnymi. Zobaczymy u niego również zaangażowanie charytatywne i współprace z UNICEF oraz polskim AMP Futbolem.

– Myślę, że to częściowo zamierzone działanie, bo Lewandowski właśnie chce budować wizerunek człowieka bliskiego polskiemu kibicowi, który jest zaangażowany w nasz rynek i pokazuje, że inwestuje oraz korzysta z krajowych produktów. Nie mógłby podpisywać umów z firmami, które dla większości są niedostępne, woli iść w tym kierunku, by budować tę bliskość i pokazywać polskiemu odbiorcy, że na co dzień można też stawiać na zdrowy tryb życia i stawiać na jakościowe produkty. Pozostaje oczywiście temat współpracowników, którymi otacza się Lewandowski, wśród których często mocniejszą pozycję mają bliscy, zaufani przyjaciele, a nie doświadczeni eksperci. To powoduje, że nie wszystkie drzwi są dla niego szeroko otwarte. Co do sponsorów Igi: pamiętajmy, że tenis jest bardziej ekskluzywną, inteligencką dyscypliną, przy której regularnie pojawiają się tacy sponsorzy chcący budować profil marki premium – tłumaczy ekspert ds. marketingu Cieśliński.

Mimo to można było odnieść wrażenie, że teraz Robert Lewandowski bardziej skupi się na budowaniu swojej marki zagranicą, aby otworzyć sobie nowe możliwości monetyzowania nazwiska również na innych rynkach po zakończeniu kariery. Kilka miesięcy temu związał się z amerykańską agencją CAA Sports współpracującą z gwiazdami show biznesu i odpowiadające za wizerunek wielu znanych postaci w Ameryce.

Cezary Kucharski kontraatakuje

W odbiorze kapitana reprezentacji Polski nie pomaga również sprawa sądowa z Cezarym Kucharskim i wszystkie opowieści byłego menedżera napastnika w mediach. Nawet ostatnio zabrał głos w sprawie jego wypadnięcia poza dziesiątkę w plebiscycie. – Brak pierwszej dziesiątki w plebiscycie to nawet bardziej porażka otoczenia Lewandowskiego niż samego Roberta. Dla mnie sportowo on powinien być w dziesiątce. Żeby jednak wygrywać plebiscyty, to trzeba pracować nie tylko na treningach i podczas zawodów. Trzeba rozmawiać z mediami, być otwartym i dać się lubić – uważa Kucharski.

Ja już kiedyś chciałem przybliżyć go ludziom, wypromować Roberta na innych kontynentach. Umówić go na wywiady z dużymi portalami, ważnymi dziennikarzami choćby z Ameryki Południowej, Afryki, USA i innych części świata. On nie chciał takich rozmów, był sceptyczny. A w taki sposób pracujesz na wygranie Złotej Piłki – dodawał agent, z którym polski napastnik cały czas toczy sprawę sądową.

Niektórzy odbierają liczne komentarze Cezarego Kucharskiego śmiertelnie poważnie, inni widzą w nim bajkopisarza, ale bez względu na interpretację każda kolejna zakulisowa opowieść o kapitanie reprezentacji Polski przebija się do opinii publicznej i brudzi wizerunek napastnika Barcelony. Ten temat nie jest żywy w zagranicznych mediach, lecz w krajowych jak najbardziej. A gdy chodzi o pieniądze, nagrywane rozmowy, milionowe rozliczenia czy zawarte umowy – nie ma większej zachęty dla czytelnika, aby zacząć wnikać w środek konfliktu.

Zero złotych, zero euro, taśmy z nagraniami, delikatne komentarze w każdej sprawie jego byłego menedżera. To również dzieli polskiego kibica, któremu wyraźnie gryzie się to z krystalicznym wizerunkiem polskiego napastnika.

Małostkowość nie pomaga

Mniejszych tematów wpływających na odbiór Lewandowskiego na przestrzeni ostatnich miesięcy znajdziemy wiele, lecz to tylko drobne elementy dolewające oliwy do ognia. Na pewno głośno było, kiedy do Kwejka trafiło pismo z wymaganiem przeprosin i prostowania żartobliwych memów. Tam oczywiście rozchodziło się w pierwszej kolejności o warunki zakończenia współpracy z Oshee. Managment Lewandowskiego nie chciał zostać z przekazem, że to firma zrezygnowała z niego, tylko podkreślić, że to sam piłkarz nie przedłużył wygasającej umowy.

Nawet jeśli miał rację, w świat idzie inny przekaz: Robert Lewandowski walczy z Kwejkiem i memami, a jego prawnicy każą prostować śmieszne obrazki. Jak może dźwigać ciężar oczekiwań reprezentacji jako kapitan, skoro bierze do siebie szyderkę w internecie?

Pewnie sam 35-latek nie miał z tym nic wspólnego, ale oczywiście konsekwencje takich prób walki o wizerunek idą na jego konto.

Z jednej strony dostajemy piłkarza ważącego każde słowo, bardzo korporacyjnego, mało charyzmatycznego, z drugiej strony do sieci co rusz trafiają jego tańce, wygłupy i próby bycia naturalnym, a to finalnie pozostawia bardzo sprzeczny obraz. Chyba jednym z najlepszych jego pozaboiskowych „zagrań” był duet z Quebonafide podczas odnowienia przysięgi małżeńskiej w Italii, co spotkało się ze świetnym przyjęciem i pokazało, że Lewemu absolutnie nie brakuje luzu. To trafiło do sieci dość przypadkowo, ale właśnie takiej wersji bardziej oczekują fani.

Problem stanowi w tym, że gdy dochodzi do poważnych konfliktów, albo brakuje wyjścia przed szereg i rozwiązania sprawy, albo przeprowadza to w bardzo asekuracyjny sposób. Inna sprawa, że często Lewandowski obrywa też po prostu za to, że jest najlepszy czyt. najbardziej rozpoznawalny i popularny. Ale na tym poziomie muszą sobie z tym radzić wszystkie gwiazdy numer jeden w kraju. Tak samo Cristiano Ronaldo, jak i Leo Messi czy Kylian Mbappe.

Pewnie nie byłoby tej dyskusji, gdyby Polska po prostu awansowała ze spokojem na Euro 2024. Tak niewiele, ale wystarcza, aby nie nadawać innym wydarzeniom większej wagi. Robert Lewandowski obrywa za konkretny kryzys polskiej piłki jako jej symbol, za swoją słabszą dyspozycję i sporo pomyłek wizerunkowych na przestrzeni ostatnich miesięcy. To efekt mieszanki kibicowskich frustracji, ale też zbyt zachowawczej postawy w wielu momentach.

Nie ma wątpliwości, że to nadal największa sportowa wizytówka naszego kraju. Można opowiadać inaczej, ale wystarczy wyjechać do dowolnego kraju i zagrać w skojarzenia. Albo spojrzeć na media społecznościowe: Iga Świątek robi fenomenalną karierę, ale lecz na Instagramie obserwuje ją 1,4 mln ludzi w porównaniu do 35 mln Lewandowskiego. To jeszcze póki co dwie planety.

35-latek nadal jest też jednym z najlepszych sportowców 2023 roku i konkursy popularności tego nie zmienią. Po Gali Mistrzów Sportu zdziwiły mnie po prostu dwie rzeczy. Jak bardzo rozpieszczeni są albo jak krótką pamięć mają polscy kibice, że wyrzucają króla strzelców ligi hiszpańskiej poza plebiscyty. Lubimy niszczyć pomnikowe postaci, ale będziemy latami płakali za takim napastnikiem, gdy najlepszy gracz w historii polskiej piłki skończy karierę.

Zszokowało mnie też, jak wiele złych ruchów musiał wykonać Robert Lewandowski, aby być odbieranym w ten sposób, mimo tak wybitnej kariery.

Byli niekochani, był nieznany, chwilowo na początku 2024 roku mamy status: nielubiany.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

– Tik-tak, tik-tak. Na „Gali Mistrzów Sportu” sportowcy byli najmniej ważni

– Przeciwieństwo Lewandowskiego. Co debiut Vitora Roque powiedział nam o 18-latku?

– „Berlin, mamy tu diament”. Piątkowski podejmuje ryzykowną misję ratunkową Granady

Kiedy tylko może, ucieka do Ameryki Południowej, żeby złapać trochę fantazji i przypomnieć sobie, w jak cywilizowanym, ułożonym świecie żyjemy. Zaczarowany futbolem z krajów Messiego i Neymara, ale ciągnie go wszędzie, gdzie mówią po hiszpańsku albo portugalsku. Mimo że w każdym tygodniu wysłuchuje na przemian o faworyzowaniu Barcelony albo Realu, od dziecka i niezmiennie jest sympatykiem wielkiej Valencii. Wierzy, że piłka to jedynie pretekst, aby porozmawiać o ważniejszych sprawach dla świata, wsiąknąć w nową kulturę i po prostu ruszyć na miejsce, aby namacalnie dotknąć tego klimatu. Przed ołtarzem liga hiszpańska, hobbystycznie romansuje z polskim futbolem.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

63 komentarzy

Loading...