Spotkanie Motoru Lublin z Wisłą Kraków zapowiadało się ciekawie i – trzeba przyznać bez ogródek – nie rozczarowało. Na boisku wydarzyło się właściwie wszystko – sporo bramek, jeszcze więcej zmarnowanych sytuacji, rzut karne, żółte i czerwone kartki, mnóstwo kontrowersji i emocji. Szkoda tylko, że im dalej w las, tym bardziej atmosfera na murawie i na trybunach stawała się toksyczna. Koniec końców “Biała Gwiazda” zatriumfowała bardzo wysoko, bo aż 4:1, choć nie powinno to nikogo zwieść – przebieg spotkania był znacznie bardziej wyrównany. Pewnie między innymi stąd wzięła się frustracja Goncalo Feio, który po końcowym gwizdku zarządził natychmiastowy powrót swoich podopiecznych do szatni. Nie pozwolił nawet Mariuszowi Rybickiemu na udział w pomeczowej rozmówce.
Krótko mówiąc – było naprawdę gorąco.
Fatalne błędy indywidualne
Już pierwsze minuty dzisiejszego starcia zwiastowały mnóstwo wrażeń. Wisła zaczęła z dużym impetem, zepchnęła gospodarzy do głębokiej defensywy, ale Motor dość szybko się otrząsnął i zaczął przejmować inicjatywę. Wydawało się zatem, że jeśli ktoś ma wyjść na szybkie prowadzenie, to będą to właśnie lublinianie. Zwłaszcza gdy sędzia Tomasz Kwiatkowski pokazał czerwoną kartkę Angelowi Rodado za ostry wślizg w nogę postawną przeciwnika. Po konsultacji z VAR-em arbiter postanowił jednak złagodzić swoją decyzję i sięgnął po żółty kartonik. Niemniej, Wisła zaczynała pomału tracić grunt pod nogami.
Jednak zupełnie inny pomysł na pierwszą połowę miał Sebastian Rudol, niekwestionowany bohater “Białej Gwiazdy” przed przerwą.
Obrońca Motoru najpierw fatalnie się pomylił w rozegraniu piłki na własnej połowie, z czego skrzętnie skorzystał Jesus Alfaro, a potem stracił futbolówkę w środkowej strefie boiska, co zaowocowało golem wspomnianego Rodado. Dwa babole i dwa trafienia dla przyjezdnych – koszmar. Choć oczywiście nie jest tak, że wiślacy nie mieli w tym żadnego udziału, bo trzeba ich zdecydowanie pochwalić za skuteczne próby agresywnego, wysokiego odbioru piłki. Ekipa z Krakowa imponowała też, ujmijmy to, konkretnością pod bramką Łukasza Budziłka. Jak już atakowała, to groźnie. Tylko w pierwszej połowie zawodnicy Radosława Sobolewskiego oddali dwanaście strzałów, z czego aż osiem celnych. W sumie uzbierali dwadzieścia uderzeń, w tym piętnaście w światło bramki.
Niespotykane statystyki. No ale prawda jest taka, że gdyby Rudol był bardziej skoncentrowany, to Wiśle aż tak dobrze by się ten mecz nie ułożył.
Nerwowa końcówka
Po przerwie lublinianie nie przestali obdarowywać gości prezentami.
W 63. minucie Rodado zanotował swoje drugie trafienie, tym razem z rzutu karnego. I pewnie w normalnych okolicznościach uznalibyśmy, że jest już po meczu, że nic się już tutaj nie wydarzy, ale Motor wielokrotnie udowadniał, iż potrafi powracać z bardzo dalekich podróży. Także i dziś gospodarze nie odpuszczali mimo bardzo niekorzystnego rezultatu – w 74. minucie Arkadiusz Najemski trafił do siatki na 1:3, dołączając do długiej listy piłkarzy, którym udało się w ostatnich miesiącach obnażyć kiepską postawę Wisły w defensywie przy stałych fragmentach gry. Widać było, że Motor na tym jednym golu nie ma zamiaru poprzestać. W końcówce po raz kolejny zapachniało czerwoną kartką dla piłkarza Wisły. Goście mieli coraz większe trudności z powstrzymywaniem szarż lublinian.
Wtedy jednak… zaczęła się zadyma. Po kolei:
- 86:08 – Alfaro fauluje, sędzia Kwiatkowski sięga po żółtą kartkę, ale sytuacja jest rozpatrywana przez VAR
- po analizie i obejrzeniu powtórek Kwiatkowski… cofa akcję i dyktuje rzut karny dla Wisły za zagranie ręką obrońcy Motoru. Przy okazji czerwoną kartką zostaje ukarany Kamil Wojtkowski
- 93:03 – Budziłek broni uderzenie Goku z wapna, ale przy dobitce jest już bezradny
- kibice Motoru tracą nad sobą panowanie, na murawie lądują butelki
- między zawodnikami wywiązują się przepychanki
- Junca i Wolski otrzymują czerwone kartki (ten pierwszy za odkopnięcie butelki), Goku żółtą kartkę (prawdopodobnie za prowokacyjną radość) – ostre pretensje do tego ostatniego ma trener Feio
- 95:45 – wznowienie gry od środka
Dziesięć minut, w trakcie których mieliśmy może ze dwadzieścia sekund gry w piłkę, czyli uderzenie z rzutu karnego plus dobitkę. Arbiter główny ewidentnie nie zapanował nad widowiskiem, swoje dołożyli też kibice Motoru oraz ławka rezerwowych gospodarzy, która ewidentnie nie trzymała ciśnienia. Sędzia summa summarum doliczył prawie kwadrans do podstawowego czasu gry, no ale wiadomo – z wyniku 1:4 nawet Motor nie mógł się już wygrzebać.
Pomeczowa radość wiślaków wyraźnie dowodzi, że zespół cholernie potrzebował dzisiejszego triumfu. Natomiast gospodarze chyba się przesadnie nakręcili na rozszarpanie “Białej Gwiazdy” na strzępy i mowa tu zarówno o widzach, jak i samych piłkarzach. Teraz muszą więc przełknąć gorzką pigułkę pokory.
Motor Lublin – Wisła Kraków 1:4 (0:2)
Najemski (74.) – Najemski (22. – sam.), Rodado (29. i 63.), Goku (90+4.)
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Kowalczyk: Jak chcesz, żebym nie spełniał marzeń, musisz mnie zaj…
- Rafał Kurzawa – anatomia upadku
- Fuszerka roku na lodowisku. Cracovio, kto ci to tak spierdzielił?
fot. NewsPix.pl