Reklama

Fuszerka roku na lodowisku. Cracovio, kto ci to tak spierdzielił?

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

19 września 2023, 13:23 • 7 min czytania 41 komentarzy

Na lodowisku Cracovii odstawia się właśnie fuszerka roku. Obsługa techniczna „Pasów” (szumnie nazywając) od początku sezonu nie potrafi namalować zwykłych linii. Namalowała raz – zrobiła to źle, lodowisko trzeba było zamknąć. Namalowała drugi – znowu źle. W międzyczasie nie potrafiła wymienić zwykłej pleksi, za co dostała walkowera. Trudno uwierzyć w skalę partactwa, jakie dokonuje się właśnie Krakowie. Nie hiperbolizujemy. To naprawdę fuszerka roku w polskim sporcie. Jak w tym memie: zrobione może nie za szybko, ale za to byle jak.

Fuszerka roku na lodowisku. Cracovio, kto ci to tak spierdzielił?

Cracovia i źle namalowane buliki

Pewnie kojarzycie krążące od czasu do czasu po internecie zdjęcia krzywo namalowanych linii na B-klasowych murawach. Takie perełki zdarzają się, gdy za przygotowanie boiska odpowiedzialny jest lokalny pijaczek, który wypije o jedno piwo za dużo. Ale Cracovia… Jakkolwiek spojrzeć: jeden z największych klubów hokejowych w Polsce. Długie tradycje, rozpoznawalna marka, drużyna z czołówki. W zeszłym sezonie skończyła ligę na czwartym miejscu, co odebrano jako spore rozczarowanie, bo po sezonie zasadniczym była pierwsza.

Generalnie: poważny klub.

Taki, o którego taflę powinni dbać fachowcy, a nie ludzie o kompetencjach wspomnianego pijaczka z B-klasy. Opiszemy po kolei wszystko, co działo się w ostatnich dniach przy Siedleckiego, bo to istne kuriozum.

Na początku września wyszło na jaw, że buliki na lodowisku Cracovii są namalowane w złych miejscach (pisał o tym portal hokej.net i na jego informacje powołujemy się w tym artykule). Buliki to punkty, z których wznawia się grę w tercji obrony i ataku. Mają kształt koła. Na każdej tafli są cztery.

Reklama

I wszystkie cztery zostały źle namalowane: za blisko bramek, dokładnie o metr. Umieszczenie bulików na tafli regulują międzynarodowe przepisy, więc władze hokejowej ligi nie miały wyjścia i stwierdziły: no cóż, przemalujcie te linie, macie czas do 18 września, do tego dnia możecie warunkowo grać na własnym obiekcie. W hokejowej centrali wyszli z założenia, że metr w tę czy w tę wielkiej różnicy nie robi, nie promuje żadnej z drużyn, więc nic się nie stanie, jeśli w ramach wyjątku zostanie rozegrany na takiej tafli jakiś mecz o punkty (Cracovia miała w perspektywie dwa domowe spotkania do 18 września). Wszyscy sądzili, że „Pasy” za chwilę przemalują linie i wszyscy zapomną o sprawie.

Rozbita pleksiglasowa szyba

Zanim Cracovia rozwiązała ten problem, miała przyjąć na własnym lodowisku Energę Toruń w ramach pierwszej kolejki Ligi Hokeja. Wszystko układało się jak w każdym normalnym dniu meczowym: goście stawili się w Krakowie, wyszli na rozgrzewkę, na trybuny schodzili się kibice. Pod koniec rozruchu za jedną z bramek rozsypała się na kawałki pleksiglasowa szyba (tafla jest nimi otoczona, zapewniają bezpieczeństwo zawodnikom i kibicom). Tak się czasami zdarza, gdy hokeista wpadnie na bandę ze zbyt dużym impetem lub w szybę uderzy krążek. Od osoby z hokejowego środowiska słyszymy: – Wymiana takiej pleksi trwa jakieś piętnaście minut. Nic skomplikowanego.

Porządkowi wjechali na taflę. Usuwali z niej pozostałości. Przynieśli nową szybę, jakiś rezerwowy zamiennik, który był przygotowany na wypadek konieczności szybkiej wymiany. Wstawili ją, lecz konstrukcja wyglądała mocno prowizorycznie. Gracze z Torunia zgłosili zastrzeżenia. Sygnalizowali, że gra przy takiej szybie jest niebezpieczna. Sędziowie zaczęli ją sprawdzać. Okazało się, że zapasowa szyba wygina się zbyt mocno i stanowi zagrożenie dla zdrowia zawodników i kibiców. Cracovia nie miała na stanie żadnej innej. Komisarz ligi nie pozwoliła rozegrać meczu ze względu na stan techniczny lodowiska.

Cracovia przegrała walkowerem. 

Dostała dodatkowo karę finansową (dwa tysiące złotych).

Kibice rozeszli się do domów. Nie dowierzali.

Reklama

Janusz Filipiak napisał wtedy na X/Twitter o „zdezelowanym lodowisku”.

Malowanie linii, runda druga

Przemalowanie linii na lodowisku to operacja nieco bardziej skomplikowana niż przemalowanie linii na boisku piłkarskim: trzeba rozmrozić lód, dopiero wtedy kładzie się linie, później trzeba ponownie zamrozić taflę. Cracovia zamknęła swoje lodowisko, by wykonać na nim stosowne prace. Sezon trwa, więc jej hokeiści trenowali na „Stadionie Zimowym” w Sosnowcu. W trzeciej kolejce „Pasy” miały podjąć u siebie Podhale Nowy Targ, ale tafla wciąż nie była gotowa, więc zmieniono gospodarza. Spotkanie odbyło się w Nowym Targu, zespół z Krakowa wygrał 4:7. 18 września (wczoraj) minął termin, do którego „Pasy” miały na nowo namalować buliki.

I namalowały…

Znowu źle! Znowu w złym miejscu!

Osoby, które przyjechały na Siedleckiego, by sprawdzić postępy prac, były przekonane, że to tylko formalność. Ale nie: buliki znowu są namalowane nie tam, gdzie być powinny. Wcześniej – metr za blisko. Teraz – pół metra za daleko. Na hokej.net czytamy: „Według przepisów, bulik ma być zlokalizowany 6 metrów od linii bramkowej, a po ostatnim przemalowaniu ta odległość jest o około pół metra większa”.

Metr za blisko. Pół metra za daleko. Sami nie wiemy, czy dalej mówimy o malowaniu bulików, czy wspominamy strzały Bojana Cecaricia. Jak można malować coś dwa razy według konkretnych wytycznych i dwa razy nie wycelować w punkt? To jakaś absolutna kompromitacja. Nie mówimy przecież o skomplikowanej operacji. Mówimy o namalowaniu czterech kółek. Dlaczego osiem innych klubów Ligi Hokeja trafiło w ten punkt, a Cracovia nie? I to dwa razy?

Na początku września władze ligi postawiły sprawę jasno: do osiemnastego możecie grać na własnym lodowisku, ale po tym terminie wasza tafla musi spełniać określone standardy. Cracovia będzie musiała po raz kolejny rozmrażać lód, po raz kolejny malować linie, po raz kolejny zamrażać taflę i przechodzić kolejną weryfikację.

Tylko czy wreszcie namaluje buliki w odpowiednim miejscu?

O co chodzi?

Słyszymy, że z pracą pożegnał się niedawno dyrektor lodowiska i ekipa fachowców, którą się otoczył. Na jego miejsce przyszła osoba z Comarchu bez doświadczenia w hokeju, nieznająca specyfiki tego sportu. Pozostałym pracownikom technicznym również brakuje kwalifikacji. Zostali ci najtańsi. Klub szukał w ten sposób oszczędności.

Usystematyzujmy: mamy więc źle namalowane linie, nieodpowiednią pleksi i źle namalowane linie po raz drugi, czyli fuszerkę absolutną. Na lodowisku Cracovii trzeba wymienić także bandy odgradzające taflę od trybun. Obecne są sprawne, ale przestarzałe. Zainstalowano je wiele lat temu. W międzyczasie zmieniły się przepisy licencyjne. „Pasy” otrzymały warunkową licencję na grę w Hokej Lidze. Warunek, jaki muszą spełnić: wymienić bandy do końca 2023 roku na nowoczesne, bardziej miękkie.

Podobno napraw wymaga też stadion piłkarski przy Kałuży. Filipiak od dwóch lat negocjuje z ratuszem kwotę wykupu 33 procent akcji klubu, które należą do miasta. Niedawno rozpisano kolejny przetarg. Cena wywoławcza akcji to 26,7 milionów złotych. Kraków chce je sprzedać. Wszyscy wiedzą, że nikt inny niż Comarch ich nie kupi. Filipiak z kolei zbija cenę jak tylko może.

Powiem szczerze. Nie mam pieniędzy, by wydać 5 mln zł na remont stadionu i lodowiska, które nalezą do miasta, i jeszcze kupić akcje za 25 mln. Jak składaliśmy zainteresowanie kupnem, mieliśmy promesę od pana prezydenta i urzędów, że te inwestycje przeprowadzą. Teraz jednym pismem się wycofali – mówił niedawno Filipiak w wywiadzie dla portalu „Love Kraków”.

Filipiak warunkuje kwotę wykupu akcji tym, czy miasto naprawi stadion i lodowisko (oba obiekty formalnie są własnością Krakowa, klub je tylko dzierżawi). O lodowisku stwierdza, że jest wręcz zdezelowane. Jeśli ktoś chce, to może dopisać do tej historii katastroficzną narrację: „Pasy” zaraz stracą licencję, jeśli nie wymienią band, wisi nad nimi infrastrukturalny nadzór licencyjny, dopiero co dostały walkowera, bo nie spełniają standardów technicznych, od początku sezonu mierzą się z usterkami, choć zamykają lodowisko to wciąż nie dały rady ich naprawić…

Brzmi to jak coś naprawdę poważnego. Tylko że lodowisko Cracovii wcale nie jest zdezelowane. Po prostu odbywa się na nim absurdalna fuszerka. Ekipa techniczna nie potrafi nawet namalować linii. W magazynie nie ma odpowiedniej szyby rezerwowej. Trzeba też wymienić bandy na takie, jakie mają inne kluby. I tyle. Skutki tych wpadek są ogromne, ale nie mówimy wcale o poważnych usterkach, a o banalnych rzeczach. Jak w samochodzie spali się żarówka, to kierowcy nie rozpaczają, że trzeba jechać na złomowisko. Po prosu wymieniają ją i jadą dalej. W Cracovii niezwykle drobne usterki z jakiegoś powodu urastają do najwyższej rangi, a właściciel klubu brzmi tak, jakby lodowisko zaraz miało się zawalić.

To tylko zwykła fuszerka o absurdalnej skali czy fuszerka, która jest elementem jakiejś niejasnej gry?

WIĘCEJ O CRACOVII: 

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Piotr Rzepecki
0
Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Inne sporty

Komentarze

41 komentarzy

Loading...