Dwa pierwsze mecze po awansie – zero goli. Niby były momenty ambitniejszej gry, ale co z tego, skoro kończyło się to dwiema porażkami. ŁKS wreszcie uznał, że w żadne efekciarstwo bawić się nie będzie. Można zagrać brzydko, wręcz obrzydliwie, ale brak wrażeń artystycznych zrekompensować kibicom w formie emocji i trzech punktów. Meczu łodzian z Koroną nie oglądało się najlepiej, ale przynajmniej do końca siedzieliśmy w napięciu.
Po dwóch porażkach beniaminka już rozpoczęła się dyskusja pod tytułem “eeee, Moskal to wcale się nie nauczył na tym ostatnim spadku, znów chce grać ładnie piłkarzami, którzy kompletnie tego nie potrafią”. Możemy się zastanawiać nad tym, na ile prawomocne jest stwierdzenie, że ŁKS faktycznie chciał grać ładnie. My tam często widzieliśmy po prostu nieudolność.
Dlatego Moskal trochę zamieszał w składzie. Z obrony w wyjściowym składzie ostał się tylko Głowacki. Duet Monsalve-Marciniak nie tyle został rozbity, co został odsunięty od wyjściowej jedenastki. Zamiast nich grali Louveau i Flis. Nie było kontuzjowanego Tejana, zamiast niego z przodu biegał Januczkowicz. Od początku zagrał Śliwa. Generalnie zmian całkiem sporo, podobnie jak i w Koronie.
Ale realnej zmiany jakościowej nie było. ŁKS potwornie męczył się przy przekazywaniu piłki do przodu. Lagą nie szło. Podaniami po ziemi też nie bardzo, łodzianie grali trochę w “piłka parzy”. Korona podchodziła do wyższego pressingu i robiły się problemy. Goście z kolei niby byli bardziej opanowani, próbowali chwycić za lejce w tym meczu, ale nie za bardzo wiedzieli jak dobrać się do pola karnego gospodarzy.
ŁKS Łódź – Korona Kielce 2:1. Znów świetnie bronił Bobek
No i trwaliśmy w takim impasie, aż nagle Trojak wykonał jakiś przedziwny atak w nogi Śliwy, trafił go w okolice kolana/piszczela i sędzia Marciniak wskazał na wapno. A Ramirez na spokoju pocelował przy okienku. Typowy gol z du… z czapy. Z czapy oczywiście.
I właściwie cały okres w tym meczu od pierwszego karnego do drugiego karnego moglibyśmy wyciąć. Wyciąć, a następnie wyrzucić. Ostać do skrótu mogłyby się jedynie fantastyczne interwencje Bobka, ale poza tym – nieudolne próby konstruowania ataków, strata odpowiedzią na stratę rywala, sporo fauli, szarpanego grania. Ożywić nam to chciał Deaconu, który smagał bombami z dystansu, ale Bobek bronił – znów – naprawdę świetnie. Póki co chłopak wyrasta trochę na takiego Mrozka z poprzedniego sezonu: ma sporo roboty, wyczynia cuda, ratuje swój zespół przed mantem. Z Legią był bardzo dobry, dzisiaj zagrał na podobnym poziomie.
Wydawało się, że zmierza do zwycięstwa ŁKS-u. I ostatecznie ŁKS wygrał. Ale po perturbacjach. Moskal zaczął wpuszczać wszystkich obrońców, którzy istnieją w Łodzi i nie są akurat piłkarzami Widzewa. Gospodarze cofnęli się. Poszła wrzutka z głębi pola, piłka zaplątała się pod pachą Louveau, Marciniak zerknął na VAR i wskazał na wapno. Swoją drogą: Szymon Marciniak prowadził w tym sezonie trzy mecze ESA i podyktował już cztery wapna. Do piłki podszedł Dalmau i zrobił to samo, co Ramirez.
Gol w doliczonym czasie gry
Remis pewnie byłby zasłużony i już powoli w głowie układaliśmy sobie relacje, że oba zespoły niewiele miały piłkarsko do zaoferowania, więc mogliśmy po prostu rozegrać po jednym karnym i nie zajmować czasu antenowego. Ale sędzia doliczył dziewięć minut (ostatecznie wyszło bodaj czternaście), słabiutki dziś Głowacki dośrodkował na dalszy słupek po rzucie rożnym, Tytuskinas przeskoczył Godinho i tym samym beniaminek z Łodzi wygrał swój pierwszy mecz w sezonie.
Wnioski? Osłabiona Korona może mieć za mało jakości, ale w pełnym składzie może być problemem dla kilku ekip. A ŁKS… Cóż, jeśli nie kreujesz szans strzeleckich z gry, jeśli nie masz napastnika strzelającego coś z niczego, to szukaj stałych fragmentów. Nie ma nic wstydliwego w takich golach. A trzy punkty z takich meczów są tak samo cenne, jak trzy po dwóch golach przewrotką.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Energooszczędny i bezstresowy Lech – jest awans, są punkty do rankingu
- Dwie twarze Pogoni. Jest awans, ale są także obawy
- Dymkowski: Śmierć stoi z boku. Niech ostrzy kosę, aż ją stępi
- Raków konsekwentnie nie sprzedaje swoich liderów i teraz to daje efekty
- Każdemu według zasług. Dlatego brawo Tomasz Rząsa
- Wyluzowany, pewny siebie, odporny na stres. Jak Zwoliński dorastał do gry w mistrzu Polski
- Podział wpływów w PZPN. Kto rządzi i kto za kim stoi? Sytuacja w związku po ostatnich aferach