Dziękujemy Lechowi Poznań za to, że szybko przesądził losy dwumeczu w tym rewanżu i pozwolił nam na zerkanie na dużo bardziej emocjonujący mecz w Szczecinie. Kolejorz pojechał sobie na Litwę, van den Brom dokonał kilku rotacji w składzie, gola szybko strzelił Marchwiński i tak naprawdę na tym obie ekipy mogły już skończyć granie.
Spodobało nam się to, co ostatnio powiedział trener Lecha. Że on przekładać meczów w lidze nie chce, bo chce tym graniem co trzy-cztery dni doprowadzić niektórych piłkarzy do formy. I w sumie ma rację. W Ekstraklasie można grać, póki są siły. A w pucharach poznaniacy grali z takimi kelnerami, że wstyd byłoby się na nich wykładać.
Że Żalgiris Kowno jest słaby, to wiedzieliśmy już po tym zeszłotygodniowym meczu. Wczoraj minął miesiąc od ich ostatniego zwycięstwa, a nadmieńmy, że liga litewska nie miała teraz miesięcznej przerwy. Zatem po zaliczce 3:1 z Poznania holenderski szkoleniowiec mógł wystawić nieco rezerwowy skład. W wyjściowym składzie na skrzydle hasał Filip Wilak (obiecujący sezon w rezerwach), na szpicy grał Artur Sobiech, na lewej obronie biegał Barry Douglas, między słupki wskoczył Bartosz Mrozek. Później z ławki swoje minuty dostali wracający po urazach Ba Loua czy Kwekweskiri, wszedł też Pingot. Przegląd wojsk, rozdzielanie minut. Trochę jak w Football Managerze – nabijanie współczynnika “ogrania”.
Jednocześnie martwiliśmy się o inny współczynnik. Ten polskiej federacji w rankingu UEFA. Bo jeśli lechici graliby na zasadzie “eee, remisik też będzie dobry, nie forsujmy tempa”, to zamiast 0,25 punktu za zwycięstwo, skapnęłoby Ekstraklasie tylko 0,125 punktu.
Ale na szczęście Lech jechał do przodu. Na niskim biegu, bez forsowania tempa, ale jednak do przodu. I w sumie nasze oczekiwania zostały spełnione. Zwycięstwo, ćwiartka punktu do rankingu, bez urazów, wyraźna przewaga w jakości.
Jedynie czystego konta żal, ale to didaskalia. No dobra, ale – zapytacie – przeważał ten Lech? A my na to: no przeważał.
Do przerwy było 1:0. Marchwiński znów strzelił gola i potwierdził, że rok 2023 należy do niego. Zgrabnie lechici rozegrali tę akcję – wrzutka z głębi pola, zgranie Blazicia przed bramkę, Marchwiński z metra przyłożył głową. Były jeszcze okazje, dwukrotnie zapachniało samobójem Żalgirisu, jeszcze jedną szansę miał Marchwiński. Podobać się mógł Sousa, dobrze wyglądał Wilak. Ale i Mrozek, bo Litwini mieli sam na sam, ale golkiper Kolejorza świetnie wybronił tę setkę.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Świetnie zachował się też po przerwie, gdy Fase znów przypieprzył z dystansu. Lech kontrolował granie, van den Brom wpuszczał kolejnych rezerwowych. A poznaniacy jakby zgadali się z Pogonią – gdy tam padał gol za golem, to na Litwie nie działo się nic. Z kolei gdy Portowcy skończyli strzelaninę z Linfield, to apetytu na gole nabrali w Kownie. Najpierw szansę miał Sobiech, ale zmarnował rzut karny, bo trafił w słupek. Zaraz gola strzelił rezerwowy Ba Loua, który zaliczył przedziwne wejście z ławki. Z jednej strony: zdobył tę bramkę po indywidualnej akcji. Ale z drugiej: poza tym trafieniem wyglądał tak, jakby przyszedł sobie pokopać w sobotę w południe na orlika z kolegami. I niekoniecznie był tym gościem, którego wybiera się jako pierwszego.
No ale nic. Nie będziemy psioczyć po 5:2 w dwumeczu. Nawet mimo tego, że jeszcze w przedostatniej minucie poznaniacy stracili takiego farfoclowatego gola po rykoszecie.
Awans? Jest. Bez urazów? Odhaczone. +0,5 punktu w dwumeczu do rankingu? Dopisane. Kilku piłkarzy złapało rytm meczowy? Owszem.
Na tym etapie rozgrywek to nam w zupełności wystarczy. I prosimy o dorzucenie tego samego w trzeciej rundzie – tam czeka już Spartak Trnawa (też 5:2 w dwumeczu z Audą). U Słowaków cały zastęp byłych ekstraklasowiczów. Niby mamy złe doświadczenia z takimi ekipkami, ale postawmy sprawę jasno. Lech będzie faworytem.
Żalgiris Kowno – Lech Poznań 1:2 (0:1)
Uzela (90+4.) – Marchwiński (14.), Ba Loua (90+1.)
WIĘCEJ NA WESZŁO: