Raków jedzie na rewanż z Karabachem z jednobramkową zaliczką, czyli nie jest najgorzej. Pamiętamy jednak, że Lech Poznań rok temu też takową miał, nawet objął prowadzenie, a skończyło się klęską i wstydliwym odpadnięciem. Granie na terenie niemal etatowego mistrza Azerbejdżanu to naprawdę spore wyzwanie. Nie przez przypadek od dziewięciu lat zawsze dostaje się on do fazy grupowej europejskich pucharów. Statystyki są tu jednoznaczne. Na szczęście znajdziemy też pozytywne punkty zaczepienia.
Karabach z polskimi przeciwnikami mierzył się wcześniej czterokrotnie i za każdym razem był górą. O ile w Polsce nie zawsze szło mu tak dobrze – w Gliwicach po dziewięćdziesięciu minutach przegrywał 1:2 z Piastem i awansował dopiero po dogrywce, z Lechem przegrał 0:1, teraz z Rakowem 2:3 – o tyle w delegacji nikt z naszych przedstawicieli nawet z nim nie zremisował. Wisła Kraków poległa 2:3, Piast 1:2, “Kolejorz” 1:5.
Karabach FK – twierdza na własnym boisku
Nie ma w tym żadnego przypadku. Karabach od lat jako gospodarz jest niezwykle trudnym przeciwnikiem, bez względu na to, czy gra na stadionie im. Tofika Bahramova, otwartym w 2015 roku Azersun Arena czy tak, jak dziś na stadionie olimpijskim w Baku.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę dwa ostatnie lata, czyli mecze od początku sezonu 2021/22, otrzymamy obraz prawdziwego giganta jako gospodarza. I nie chodzi jedynie o krajowe podwórko, choć oczywiście też. Od początku tego okresu podopieczni Qurbana Qurbanova przegrali z lokalnymi rywalami tylko raz: 1:2 z Sumqayit w przedostatniej kolejce minionego sezonu, gdy już mieli zapewnione mistrzostwo. Typowy wypadek przy pracy bez większych konsekwencji.
Remis też pasuje
Jeszcze większe wrażenie na tym tle robi postawa Karabachu na międzynarodowej arenie. Licząc spotkanie z Linfield z II rundy eliminacji LM tego sezonu, przez dwa lata w szesnastu meczach europejskich pucharów przegrał jedynie z Olympique Marsylia (0:3) w 1/16 finału Ligi Konferencji. Na tarczy w tym czasie wyjechał z Baku nie tylko Lech, ale również takie ekipy jak FC Nantes, Gent, FC Zurich, AEL Limassol, Aberdeen i Kairat Ałmaty.
Kilku innym dużym markom, na przykład Freiburgowi czy Olympiakosowi, udało się tam nie przegrać. I to jest nadzieja dla Rakowa. Karabach z tych szesnastu meczów aż połowę remisował, a takie rozstrzygnięcie w zupełności mistrzowi Polski wystarczy.
Co nie znaczy, że piłkarze Dawida Szwargi z góry mają się nastawiać na remis. Widzimy sporo przesłanek wskazujących na to, że polska niemoc na terenie tego przeciwnika wreszcie może zostać przełamana.
Raków z komfortem w bramce i obronie
Przede wszystkim Raków nie ma w bramce gościa dopiero co sprowadzonego z Pafos, tylko grającego już trzeci rok Vladana Kovacevicia, który co prawda w Ekstraklasie nie zawsze daje niesamowitą pewność, ale w pucharowych meczach raczej robi różnicę na plus niż na minus.
“Medaliki” nie muszą też rzeźbić w obronie jak Lech rok temu, gdy niezdolny do gry był jeszcze Bartosz Salamon, a Filip Dagerstal przyszedł dopiero dwa tygodnie później. Szwarga może wystawić najsilniejszy zestaw, dla którego w razie czego ma kilka sensownych alternatyw. To zupełnie inny komfort tworzenia składu od tego, który rok temu miał John van den Brom.
Własny teren nie powinien być aż takim atutem Karabachu jak wcześniej, bo mecz odbędzie się na stadionie olimpijskim, mieszczącym 70 tys. ludzi. Realnie patrząc, do kompletu widzów sporo zabraknie, więc efekt “kotła” nie będzie tak duży jak na dwa razy mniejszym stadionie im. Tofika Bahramova. Nie podejrzewamy zawodników Rakowa o zbytnie zdeprymowanie gorącą atmosferą na trybunach, ale nawet w takim aspekcie można szukać pozytywów.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
W częstochowskim klubie podeszli do tej wyprawy bardzo poważnie. Wylot już w poniedziałek, powrót na spokojnie w czwartek, własne zapasy jedzenia i picia. Nic nie pozostawiono przypadkowi lub (nie)łasce gospodarzy.
Trudno się temu dziwić, bo naszym zdaniem nie są przesadzone głosy mówiące, że to najważniejszy mecz w dotychczasowej historii Rakowa. Jeżeli uda się przejść Karabach, w najgorszym razie mistrzowie Polski wylądują w fazie grupowej Ligi Konferencji, czyli zrealizują cel minimum. A my odetchniemy z ulgą, że co by się dalej nie działo z resztą pucharowiczów, ten sezon w Europie nie zostanie spisany na straty.
Panowie, wyjdźcie na boisko jak po swoje, nie patrzcie na historię, awans jest wasz. Każda passa kiedyś się kończy i w przypadku Karabachu skończy się dziś!
CZYTAJ WIĘCEJ O RAKOWIE:
- Wyluzowany, pewny siebie, odporny na stres. Jak Zwoliński dorastał do gry w mistrzu Polski
- Dlaczego Maxime Dominguez tak szybko opuszcza Raków? [KULISY]
- W pogoni za 22. miejscem, czyli rankingowe światełko w tunelu świeci coraz mocniej
Fot. Newspix