Nieraz już w tym sezonie skoków bywało tak, że Polacy lepiej radzili sobie w sobotnich zawodach niż niedzielnych. Dzisiaj jednak Dawid Kubacki zaprzeczył tej regule. 33-latek – w swoje urodziny – zajął trzecie miejsce w konkursie w Oslo. Równych sobie na Holmenkollbakken nie miał jednak Stefan Kraft, dla którego to 28. zwycięstwo i 92. podium w karierze. W tej drugiej statystyce zrównał się z Adamem Małyszem.
Jeśli chodzi o historię: więcej podiów w Pucharze Świata od wciąż zaledwie (patrząc na to, ile sezonów jest w czołówce) 29-letniego Krafta ma już tylko Janne Ahonen. Jeśli chodzi o teraźniejszość: Austriak umocnił się na prowadzeniu w cyklu Raw Air i ma już 14.6 punktów przewagi nad drugim Anze Laniskiem. Ze Słoweńcem toczy zresztą też rywalizację w klasyfikacji generalnej. Obecnie Słoweniec wyprzedza go o 18 oczek.
Cóż, nie wypada nie docenić klasy Stefana, który maluje się jako jeden z najlepszych skoczków narciarskich XXI wieku. Dzisiaj możemy jednak mówić nie tylko o nim, ale i Dawidzie Kubackim, który wrócił na podium Pucharu Świata oraz Stefanie Huli, który zakończył karierę. Zacznijmy od tego pierwszego.
Niedzielna klątwa przełamana
Sobota w Sapporo? Czwarte miejsce Kubackiego. Niedziela w Sapporo? Jedenaste miejsce. Sobota w Willingen? Trzecie miejsce Polaka. Niedziela w Willingen? Dopiero siedemnaste. Nie będziemy wracać do wszystkich weekendów w tym sezonie, ale możecie nam uwierzyć, że w 2023 roku Dawid – jak i zresztą inni Biało-Czerwoni – bardziej lubił się ze skakaniem w pierwszy dzień weekendu. Trochę musieliśmy zatem poczekać, ale wreszcie jest – niedziela, która przyniosła świetny występ Kubackiego.
Trzeba jednak przyznać, że rywalizacja w Oslo nie zaczęła się dla nas idealnie. Po pierwszej serii prowadził Daniel Tschofenig (130 m), przed Stefanem Kraftem (130.5 m) i Halvorem Egnerem Granerudem (128.5 m). A Polacy? Kubacki był siódmy (127 m), Stoch dziesiąty (124.5 m), a do drugiej serii awansowali jeszcze Paweł Wąsek (siedemnasty, 124 m) oraz Piotr Żyła (dziewiętnasty, 123 m).
Nie był to jednak konkurs, w którym warunki specjalnie mieszały losami rywalizacji (choć wiatr pod narty oczywiście znacząco pomagał, taka to skocznia). A z racji, że Kubacki miał już w Oslo znakomite skoki (wygrany prolog w piątek), to liczyliśmy, że w drugiej serii nasi reprezentanci pokuszą się o lepszy wynik.
Ostatecznie jednak błysnął tylko Kubacki. Ale jak już to zrobił, to awansował o cztery lokaty w górę.
Brawo Dawid!
Piotr Żyła jeszcze niedawno zostawał mistrzem świata. Potem przyszła jednak choroba i cóż, po formie Polaka nie ma za bardzo śladu. Wczoraj w drugiej serii konkursu indywidualnego Piotrek skoczył tylko 106.5 m, a dzisiaj było lepiej, ale wciąż kiepsko – bo 119.5 m. No i też niestety – taką samą odległość zanotował skaczący nieco później Kamil Stoch, który przecież akurat był ostatnio bardzo równy. Tym samym – co ostatnio zdarzało się bardzo rzadko – drugim najlepszym z Polaków został nie ktoś ze “złotej trójki”, a Paweł Wąsek (125.5 m w drugiej serii, 17. miejsce, przy 19. Kamila i 24. Piotra).
Dzień “uratował” nam jednak Kubacki. Dzisiejszy solenizant po swoim skoku (130 m) wyprzedzał Daniela Andre Tandego o zaledwie 0.6 punktu. Nie spodziewaliśmy się zatem, żeby wspiął się aż na podium. Ale okazało się, że kilku zawodników skaczących po nim specjalnie nie zachwyciło – przede wszystkim Granerud, który zaliczył zaledwie 125 m. No i Tschofenig, który nie wykorzystał świetnej okazji na podium (126 m).
Resztę stawki “zdmuchnął” jednak Kraft, który nie tylko skoczył najdalej (131.5 m), ale świetnie stylowo. A drugi Lanisek (128.5 m) ostatecznie Kubackiego wyprzedził o… jedną dziesiątą punktu.
Do zobaczenia, Stefan
Dzisiaj miał miejsce również konkurs Pucharu Kontynentalnego w Zakopanem. I to właśnie w miejscu tak istotnym dla polskich skoków karierę postanowił skończyć Stefan Hula. 37-latek po swojej ostatniej próbie został pożegnany przez członków polskiej ekipy. Otrzymał szpaler, był noszony na rękach.
– Długo się wahałem. Ta decyzja dojrzewała we mnie. Tak naprawdę zdecydowałem o tym miesiąc temu. Żona ciągle jednak dopytywała, czy na pewno kończę. Ciągle odpowiadałem, że chyba tak (śmiech). Teraz, kiedy jest już po wszystkim, będzie nam w domu lżej. Nie będzie już pytań o to, kiedy skończę. Sprawa jest wyjaśniona. Teraz pocieszymy się sobą i zobaczymy, co przyniesie czas – przekazał Hula w rozmowie z Interią.
Stefan Hula to oczywiście członek złotego pokolenia polskich skoków (wraz z Żyłą i Stochem oraz poniekąd urodzonym kilka lat później Kubackim). Nigdy nie odnosił wielkich sukcesów indywidualnych, ale w swoim życiowym sezonie był bliski zdobycia medalu olimpijskiego (gdy w Pjongczang spadł z pierwszej pozycji na piątą). 2018 rok przyniósł mu jeszcze brąz drużynówki na igrzyskach oraz brąz MŚ w lotach w drużynie.
Stefan nie mówi jednak “żegnajcie”, a “do zobaczenia”. Bo zadeklarował, że całkowicie ze skokami rozstawać się nie chce.
Fot. Newspix.pl