Reklama

Bejger: Lukaku śmiał się, że powinienem potrenować na siłowni

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

01 listopada 2022, 09:10 • 18 min czytania 17 komentarzy

Łukasz Bejger na mapie Ekstraklasy pokazał się w styczniu 2021 roku. Od tamtej pory jest zawodnikiem Śląska Wrocław, a wychowywał się w akademii Lecha Poznań i później Manchesteru United. Wrócił z Anglii do Polski, żeby stawiać poważne kroki w piłce seniorskiej. Skąd taka decyzja? Czego nauczył się poprzez funkcjonowanie w klubie Premier League? Jak wspomina swój rozwój piłkarski sprzed lat i różne historie związane z Lechem Poznań? Jak postrzega samego siebie i jak ocenia pobyt w Śląsku? Na te oraz inne tematy porozmawialiśmy z Łukaszem. Zapraszamy.

Bejger: Lukaku śmiał się, że powinienem potrenować na siłowni

Dlaczego zniknął z pierwszego zespołu Śląska na kilka miesięcy? Jaka kontuzja sprawiła, że bał się o swoją przyszłość? Jakie ma podejście do pieniędzy w sporcie? Co uważa o edukacji językowej w Polsce? Jaki problem ma z masą mięśniową? Kto w Manchesterze United robił na nim największe wrażenie? Czego nie lubi w młodych piłkarzach?  Jakim człowiekiem jest Juan Mata i jaką radę usłyszał od Romelu Lukaku? O tym dowiedziecie się poniżej.

***

Ostatnio wyjątkowo polubiłeś czerwień [rozmawiamy przed meczem Śląska z Wisłą Płock].

Ta czerwona kartka z Radomiakiem… To był impuls. Po złym podaniu zawodnika z naszej drużyny nie byłem przygotowany na taką sytuację i oparłem rękę na napastniku, który się położył. To było aż 40 metrów do naszej bramki. Po analizie meczowej stwierdziliśmy, że ja czy Konrad Poprawa dogonilibyśmy go ze dwa razy. Nikt nie miał do mnie potem pretensji, choć uważam, że drugiego takiego błędu bym nie popełnił. Tłumaczę to sobie tak, że jestem młody, wciąż zbieram doświadczenie i niewiele razy miałem tego typu sytuację.

Reklama

Jeśli chodzi o mecz z Lechem, cóż, po prostu druga żółta kartka. Przyznam, że z jednej strony niepotrzebna, w końcu akcja toczyła się daleko od bramki, ale pamiętam uwagi trenerów w poprzednich sezonach, kiedy traciliśmy gole po kontrach. Słyszałem, że powinienem był sfaulować, że faul taktyczny na żółtą kartkę czasami się przydaje. Miałem wpojone w głowie w meczu z Lechem, że gdybyśmy wtedy stracili gola na 2:3, to przez 7-8 minut musielibyśmy się ofiarnie bronić. Jedna dobra wrzutka, gol na 3:3 i jest dogrywka. Tak więc, kiedy faulowałem, brałem pod uwagę dobro zespołu, nie swoje. Wiedziałem, że zgaszę groźną kontrę, że wciąż będziemy prowadzić 3:1 i w dziesięciu damy radę. Cieszę się, że ta szybka kalkulacja się opłaciła.

Co się z tobą działo w ostatnich miesiącach? Mówiąc kolokwialnie, zostałeś schowany do szafy. Aż nagle wychodzisz na mecz Górnikiem i zaliczasz kapitalny występ.

Trener Djurdjević ma trochę inną wizję na swojego środkowego obrońcę w ustawieniu z czwórką z tyłu. Chciał mocnych zawodników w kontakcie, bardzo silnych fizycznie. Moje atuty trochę od tego odbiegają. Świetnie czuję się w wyprowadzeniu piłki i mogę ścigać się z napastnikami, bo mam dobrą szybkość. Ale nie jestem na takim poziomie pod względem choćby wygrywania pojedynków w powietrzu jak kilku innych chłopaków z defensywy. Trener mi to wytłumaczył, chodziło tylko o to.

Nie było ze mną żadnych innych problemów. Nikt nie ma uwag do mojego zaangażowania i profesjonalizmu. Rozmawiałem też o tym z panem dyrektorem. To nie jest tak, że osiadłem na laurach i coś pomieszało mi się w głowie. Trener miał inną koncepcję, ale z każdym tygodniem mu pokazywałem, że jeśli znajdzie dla mnie miejsce w składzie, to będę gotowy i go nie zawiodę. Myślę, że to udowodniłem, choć nie ukrywam, że się niecierpliwiłem. W klubie były nawet rozmowy o mojej przyszłości. Co najmniej kilka klubów w Ekstraklasie wyrażało dużą chęć, żeby dać mi szansę. W Śląsku jednak wierzyli we mnie. Czułem to w rozmowach. Nie chcieli, żebym teraz odchodził. Przekonywali, że będę ważny.

„To nie jest tak, że coś pomieszało mi się w głowie”. Coś takiego by mi nawet do ciebie nie pasowało, bo od kilku lat – nawet po transferze do Manchesteru United i szumie, jaki wokół ciebie powstał – nie sprawiasz wrażenia, jakbyś tracił swoją pokorę.

To prawda, ale ludzie są różni. Jeśli ktoś nie czyta moich wypowiedzi czy po prostu nie zna mnie prywatnie, mógł pomyśleć, że coś jest ze mną nie tak. Ale ja ciągle pracowałem. Po żadnym treningu żaden trener nie powiedział, że jestem za mało skupiony, pracowity, zaangażowany. Było wręcz przeciwnie – prosili mnie o cierpliwość. Moje umiejętności nie zmieniły się na gorsze, a z trenerem Djurdjeviciem mamy dobry kontakt.

Reklama

Nie miałeś takiej myśli, że łatka piłkarza, którzy częściowo wychował się w akademii Manchesteru United, może ci ciążyć? Że może się wymagać od ciebie więcej, niż możesz dać?

Myślę, że generalnie ludzie mogliby o mnie pomyśleć w kontekście negatywnym, gdybym w pierwszym sezonie w ogóle nie grał. Że, wiesz, przychodzę z Manchesteru United, a nagle okazuje się, że się zupełnie odbijam. Wtedy byłoby inaczej – deprecjonowaliby mnie i miejsce, z którego przychodzę. Było jednak inaczej. Po miesiącu wskoczyłem do składu u trenera Laviczki, a za kadencji trenera Magiery grałem prawie wszystko. Pokazałem zatem, że chłopak, który z własnej woli chciał wejść do piłki seniorskiej, a nie dalej grać w rezerwach Manchesteru, potrafi coś więcej.

Mogłem zostać w United, bo miałem jeszcze 1,5 roku kontraktu. Po czterech lat spędzonych tam chętni na mnie na pewno by się znaleźli. Tylko wtedy widziałem już swoich kolegów z Lecha: Jakuba Kamińskiego, Filipa Szymczaka czy Filipa Marchwińskiego. Widziałem, że już grają w Ekstraklasie. Poziom naszej ligi nie jest specjalnie wysoki, ale trzeba przyznać, że łatwo się w niej wypromować młodym zawodnikom. 19-latek zagra jedną dobrą rundę i już jest kąskiem transferowym.

Przykład Mateusza Praszelika, który poznałeś z bliska, dobrze to pokazuje. Lepiej tak, niż liczyć na nie wiadomo co z perspektywy zawodnika Premier League 2. Wspominałeś, że miałeś opcje z League One.

To prawda, ale pojawiało się zainteresowanie także z lepszych lig, tych zagranicznych z wyższej półki. Nie widział mi się jednak taki transfer. Miałem 19 lat, grałem najwyżej w rezerwach Manchesteru United i pewnie nie znałbym języka czy sposobu funkcjonowania w nowym miejscu poza Anglią. Znów potrzebowałbym przynajmniej kilku miesięcy na aklimatyzację. Chciałem wrócić do środowiska, które znam najlepiej. Czułem, że powrót do Polski jest dobrym krokiem w stronę rozwoju. Nie stało się to, przed czym część osób mnie ostrzegała. Nie zostałem zawodnikiem rezerw, szybko wyrobiłem sobie jakąś pozycję w pierwszym zespole mimo wieku. Dzięki temu kilkadziesiąt meczów w Ekstraklasie już jest. To mnie cieszy.

Intensywność, którą poznałeś w Anglii, w jakimś stopniu musiała ci pomóc. Z drugiej strony – twoja siła fizyczna nie do końca wyglądała na kompatybilną z realiami Ekstraklasy.

Z siłą fizyczną się zgadzam. Co do intensywności – była różnica między zespołami młodzieżowymi w Polsce i Anglii, ale to zmieniło się, kiedy z rezerw Manchesteru przyszedłem do pierwszego zespołu Śląska. Nie czułem już tej różnicy. Nie miałem przewagi.

W ogóle fakt, że z własnej inicjatywy zrezygnowałeś z bycia częścią takiego klubu, jest warty uwagi. Nie łudziłeś się.

Wiele osób mi ten ruch odradzało. Druga część głosów z kolei opowiadała się za argumentem, że jeśli wskoczę do składu Śląska, to ta decyzja się spłaci. Nie łudziłem się, że w Manchesterze wypełnię kontrakt i będę blisko pierwszej drużyny. Stąd powrót, ale nie z podkulonym ogonem. Nie odbiłem się, nikt mnie z klubu nie wypychał. Ofert z samej Polski nie brakowało, a wybrałem Śląsk dlatego, że najbardziej przekonał mnie swoją wizją.

To prawda, że Lech cię chciał?

Z tego, co ja wiem, Lech nie był mną zainteresowany, kiedy odchodziłem z Manchesteru United. Wtedy nie miałem menadżera, więc rodzice raczej by mi o tym powiedzieli. Zawsze miałem szacunek do trenerów, którzy wychowali mnie w Lechu. To samo tyczy się kolegów z klubu czy ludzi z Poznania, których znam. Generalnie dobrze się tam czułem. Nie ubolewam jednak, bo uważam, że transfer do Śląska był udany.

„Nie dało się uwierzyć w to, co mi obiecywano” – to twoje słowa z przeszłości o działaczach Lecha.

Dokładnie tak. Wszystkie słowa z tego wywiadu są prawdą. Nigdy nie rozmawiałem w cztery oczy z prezesami i nie wiedziałem, jak widzą moją drogę rozwoju. Z dyrektorem rozmawiali natomiast rodzice, którzy mogli uznać, że jestem za młody, żeby w nich uczestniczyć. Myślę jednak, że oni odczuwali potrzebę takiego wyjazdu jak ten do Manchesteru United. Gdyby Lech chciał być przekonujący, nie wykluczam, że zostałbym w Poznaniu. Wszystko dobrze się układało, do tego grałem w młodzieżowych reprezentacjach. Nie odczuwałem jednak, że klubowi na mnie zależy. Nie mam do nich pretensji, ale tak było. Może byłem za ostry… Albo nie, na tamten moment jednak nie. Sam fakt, że prezes Klimczak nie wiedział, ile mam lat, wiele mówił.

Może dzisiaj już wie.

Może! A jeśli już rozmawiamy o Lechu, to wspomnę, że moi rodzice mają bardzo dobry kontakt z Tomaszem Rząsą. Nie chodzi o jakieś podłoże do transferu, ale o prywatne relacje. Kiedy akurat nie mam treningu albo meczu, staram się jeździć na mecze Lecha. Przyjemnie mi się patrzy na chłopaków, którzy spełniają swoje marzenie o grze w pierwszym zespole. Będąc w akademii Lecha, to był nasz cel – zadebiutować w Ekstraklasie w tych barwach.

Kiedykolwiek w siebie zwątpiłeś?

Przed momentem, kiedy poszedłem do Lecha. Pierwszy raz miałem kontuzję, która wykluczała mnie na dłużej. Chodziło o martwicę. Złapałem ją pół roku przed tym, kiedy zaczynały się oficjalne nabory do Lecha. To był dla mnie bardzo trudny moment. Nie mogłem żyć bez piłki, więc nawet na WF-ie uczestniczyłem w gierkach, mimo że nie powinienem był tego robić.

Rodzice o tym wiedzieli?

Dowiedzieli się po czasie. Wtedy rzeczywiście przestałem grać. Nie zapomnę nigdy tego uczucia. Czułem się bezradny. Bałem się, że nie uda mi się osiągnąć celu, który sobie założyłem. Chciałem iść do Lecha, żeby się rozwijać. Później mogłoby być za późno, straciłbym kluczowy rok treningów. Mógłbym nie wyrwać się z mojego miasta.

Drugi okres, w którym w siebie zwątpiłem, miał miejsce w Manchesterze United. Te pierwsze 2-3 miesiące były naprawdę trudne. Wydawało mi się, że dobrze znam język, ale gdy doszło słuchanie i rozumienie akcentu rodowitych Anglików, pojawiał się problem. Bałem się coś powiedzieć, żeby się ze mnie nie śmiali. Pomogły mi lekcje, dzięki czemu z kilkoma osobami złapałem dobry kontakt. Potem normalnie dogadywałem się już z całą drużyną, ale dojście do tego punktu nie było proste. Wtedy zdałem sobie sprawę, jak źle uczą nas języka angielskiego w polskich szkołach. Ważniejsze od gramatyki na papierze są słuch i rozmowa. Nie liczy się to, że znasz na pamięć kilkanaście czasów, skoro w Anglii do naprawdę dobrego porozumienia się wystarczy kilka z nich.

Poza tym, gdy tam przychodziłem, w zespole U-18 byli starsi chłopcy z rocznika 2001 i 2000. Z takimi oczywiście trenowałem w Lechu, ale istniała zauważalna różnica w jakości. Za przykład dam choćby Masona Greenwoda. Czułem stres, że jestem w tak wielkiej akademii, w której dodatkowo młodzi zawodnicy wyglądają tak dobrze.

Co do nauki – słyszałem, że dobrze się uczyłeś. Miałeś nawet czerwony pasek w drugiej klasie gimnazjum ze średnią 5.0.

Wtedy byłem już we Wronkach, tak mogło rzeczywiście być. Zazwyczaj miałem czerwony pasek, ale najgorzej było z oceną za zachowanie. Wiadomo, jak to bywa w klasie sportowej. Głupie pomysły, zachowania i tak dalej…

Ocena poprawna nie wystarczała.

Dokładnie. Musiałem starać się o ocenę „dobrą”. Jeśli chodzi o naukę, nigdy nie miałem problemów. Raz, że rodzice nalegali, żebym się przykładał, a dwa – nie potrzebowałem wiele czasu, żeby czegoś się nauczyć. Miałem nawet taką ambicję, że jeżeli np. czegoś nie umiałem z historii, a któryś z chłopaków już tak, bo czyta podręcznik, to wtedy też zacząłem działać.

Jak poszła ci matura? Pisałeś rok temu.

Dobrze. Matematykę napisałem na ponad 70%. Wolałem ją od języka polskiego, z którego miałem 50%. Język angielski podstawowy prawie na maksimum, z kolei poziom rozszerzony mnie zdziwił. Napisałem go słabiej, ale to wynika z tego, o czym mówiłem. W Anglii zdążyłem się przyzwyczaić do czegoś innego. W Polsce za bardzo kładą nacisk na gramatykę.

Masz zamiar coś studiować czy wychodzisz z założenia, że w młodym wieku trzeba skupić się tylko na piłce?

Na pewno chciałem odpocząć od łączenia nauki z treningami. Niektórzy mi mówili, że jak może mi się nie chcieć albo że jakim cudem nie mam czasu, skoro mam tylko dwie godziny treningu. No nie, to tak nie wygląda. Kiedy człowiek jest zmęczony, regularna nauka nie jest przyjemnością. Chcę jednak zacząć studia w przyszłości, taki jest plan. To będzie sportowy kierunek, ale jeszcze ci nie powiem, jaki konkretnie. Sportem interesuję się od dziecka i w sporcie chciałbym zostać.

„Denerwowało mnie, że młodsi muszą zbierać sprzęt. To nie jest fair” – powiedziałeś w wywiadzie dla nas kilka lat temu. To jak, dzisiaj już ta fucha ci się podoba? W Śląsku na początku byłeś najmłodszy, więc mogłeś zdążyć ją polubić.

Wiesz co, muszę to doprecyzować: mówiłem wtedy o akademiach, nie pierwszym zespole. To zmienia postać rzeczy. Wkurzało mnie, że ktoś w akademii był np. dwa lata starszy, nie miał więcej niż 17 lat, a nie mógł pomóc mi czy komuś w moim wieku. Moim zdaniem to nie ma sensu, że 15-latek musi robić specjalnie kilkaset metrów więcej tylko dlatego, że 17-latek uważa, że nie musi nic robić. W przypadku seniorów jest już inaczej. Wiadomo, że nie podejdę do Krzysztofa Mączyńskiego i nie spytam go „Mąka, pomożesz mi zanieść bramkę?”. Dziś na szczęście nie jestem najmłodszy i po ciężkich treningach jest ulga.

W Manchesterze United widziałeś arogancję wśród młodych zawodników, którzy myśleli, że tylko z racji bycia w tak wielkim klubie są lepsi?

Tak, choć myślę, że w każdej drużynie znajdziesz kogoś, kto wywyższa się również dlatego, że ma taki a nie inny herb na koszulce. Uważam jednak, że arogancja nie jest zła na boisku czy treningu. Inaczej poza boiskiem, gdy jesteś arogancki jako człowiek. Kiedy ktoś był wobec mnie właśnie taki na samym początku, później nie chciałem z taką osobą łapać kontaktu. Wywyższanie się na tle młodych i nowych osób w środowisku to żadna sztuka. Jeśli ktoś nie panuje nad tego typu cechami, myślę, że kończy karierę szybciej, niż ją tak naprawdę zaczyna.

„Gdy patrzę na młodszych chłopaków albo tych w moim wieku i widzę, co robią przez weekend, imprezując cały czas, to jestem szczęśliwy, że moje życie potoczyło się tak jak teraz” albo „Dużo osób w moim wieku lubi poimprezować, ale ja nigdy za alkoholem nie przepadałem i to się nie zmieni.” To są twoje słowa z przeszłych wywiadów. Podtrzymujesz je? I czy widziałeś, że w Manchesterze United ktoś mógł ograniczyć swoje możliwości właśnie przez postępowanie poza boiskiem?

Bardziej miałem na myśli ludzi, którzy już są poza piłką. Niekoniecznie chodziło mi o młodych zawodników. Mówiłem o ludziach, którzy zdecydowali się pójść w naukę, studia, inną pracę. Gdybym ja też poszedł taką ścieżką, cóż, wiadomo, jak życie standardowego studenta wygląda. Co weekend impreza, czasami nawet trzy dni z rzędu. Dodatkowo, jeżeli rodzice komuś takiemu nie pomagają finansowo, życie różnie może się ułożyć. Szczególnie teraz, przy szalejących cenach mieszkań i jedzenia. Bez pomocy rodziców nawet praca może nie wystarczać, żeby wszystko opłacić i żyć godnie. Z tego względu jestem wdzięczny, że udało mi się w piłce.

Nie ukrywajmy: w sporcie są duże pieniądze. Kiedy zdrowie pozwala, można osiągnąć wiele. Nawet grając przez wiele lat tylko – albo aż – w Ekstraklasie, można naprawdę dużo zarobić. Moim zdaniem kariera w naszej lidze pozwala dorobić się takich pieniędzy, że wystarczą do końca życia lub dadzą możliwość wprowadzenia w życie jakiegoś pomysłu na siebie po karierze. Ja teraz o tym nie myślę, ale tak to widzę. Rozmawiamy z rodzicami, że o te pieniądze, które zarabiam w obecnym czasie, trzeba dbać. Dyskutujemy, na co warto je przeznaczyć. Co ważne: one nie widnieją w całości na moim koncie. Gdybym je widział, pewnie lądowałbym, nie wiem, co tydzień w Vitkacu w Warszawie. Nie wywalam jednak pieniędzy na głupoty.

Fajne, rozsądne podejście. Powiedziałeś o zdrowiu, ale wskazałbym jeszcze na ambicję. Powiedziałeś kiedyś: „Chłopcy wypominali mi w szatni, że Bejger pisze cały czas, czy będziesz, czy nie będziesz na treningu. A ja chciałem po prostu normalnie potrenować te 1,5 godziny”.

Na szczęście żaden z nas nie musi dzisiaj tak wypisywać!

Takie podejście oddziela ludzi z wielką pasją od tych, którym bliżej do obojętności. Tym drugim w piłce raczej się nie uda.

Myślę, że wtedy nikt nie traktował piłki jako czegoś, co ma dać pieniądze. Dlatego zwykła pasja jest tak ważna. Być może większość chłopców nie zdawała sobie sprawy, a mówię o naprawdę utalentowanych zawodnikach, że to jest droga warta poświęceń. Niektórym się nie powiodło, a innym tak, ale w innej branży.

Co do tej sytuacji z namawianiem chłopaków do treningu – w ostatnich miesiącach przed przejściem do Lecha rzeczywiście musiałem tak robić. Ale nie chodziło o moje cele, tylko ogólnie o trenowanie. Próbowałem zachęcać ludzi, co nie zawsze się udawało. Czasami pojawiało się tylko 5-6 osób. Mój tata, który założył klub, był momentami mocno załamany. Martwił się, że Lech się mną interesuje, gram w kadrze wojewódzkiej, a te trzy treningi w tygodniu mam niepełne. Perspektywa przejścia do Lecha mogła się oddalić, a była też obawa, że będę odstawał, bo nie mam regularności. Trenowałem jednak indywidualnie, próbowałem to nadrobić. Dzięki temu nie czułem różnicy, kiedy już wstąpiłem do akademii.

Słyszałem, że dodatkowo trenowałeś gimnastykę.

Gdybym nie uprawiał gimnastyki, przy moim wzroście (prawie 1,90 m) miałbym dzisiaj problem z koordynacją. Potrafię się szybko obracać, mam bardzo sprawne biodra. Jestem jednym z najszybszych zawodników w zespole. W Ekstraklasie wyrobiłem swój rekord – 34,8 km/h. Jak na środkowego obrońcę, to naprawdę dobry wynik. I atut, który nie jest taki oczywisty.

Dlatego też trenerzy wystawiają cię na wahadle lub prawej stronie obrony.

Nigdy nie miałem z tym problemu. Poniżej określonego poziomu na tych pozycjach nie zejdę. Nie zagram tak źle, żeby taki pomysł wybić trenerom z głowy. Ale gdy słyszę pytanie, jaka jest moja docelowa pozycja, zawsze odpowiadam, że środek defensywy.

Kiedy dorastałeś, miałeś jakieś inne pasje niezwiązane ze sportem?

Powiem ci szczerze, że poza sport właściwie nie wychodziłem. W wolnym czasie oglądałem piłkę nożną czy siatkówkę, albo w nią grałem. Jeździłem nawet na zawody i dostawałem propozycje, żeby grać w siatkówkę w szkole w Toruniu. To był dla mnie sport nr 2, który też pomógł mi w ogólnym rozwoju.

Może urodziła się w tobie pasja do siłowni, kiedy na treningach siłowałeś się z Romelu Lukaku?

Zazdroszczę chłopakom, którzy potrzebują pójść tylko dwa razy na siłownię w tygodniu, żeby mieć odpowiednią wagę i sylwetkę. Ja mam z tym problem. Jem sześć razy dziennie, podwójne obiady, kolacje i śniadania, a i tak mam trudności z budowaniem masy mięśniowej. Wystarczy, że dwa dni z rzędu zaniedbam dietę i już widzę spadek. I nie chodzi o to, że zjem fast food czy coś w tym stylu. Mam na myśli zjedzenie np. czterech posiłków zamiast sześciu. Jeśli to się dzieje, widzę kilogram w dół… A żeby go odrobić, potrzebuję tygodnia. To mnie denerwuje. Muszę ciągle patrzeć na zegarek, ciągle żyć według planu. Lekki głód jest dla mnie jak sygnał ostrzegawczy. Mam nadzieję, że w pewnym wieku to się zmieni.

U mnie siłownia nie przynosi tak szybkich efektów. U innych kilka miesięcy wystarczy, żeby „być nabitym”. Ja potrzebuję rok czy dwa lata z tą restrykcyjną dietą bez nawet kilkudniowych przerw, żeby to wyglądało w taki sposób, jakiego oczekuję. Progres oczywiście jest, ale do optymalnego poziomu jeszcze daleko. Wiesz, nie będę ukrywał, że łatwo się zniechęcić, kiedy po kilku miesiącach z siłownią i odpowiednio kaloryczną dietą moja waga zwiększa się zaledwie o kilogram. Niecierpliwię się, ale ciągle będę się starał, bo uważam, że właśnie bardziej rozbudowanej sylwetki brakuje mi do bycia w miarę kompletnym zawodnikiem na swojej pozycji. Pozostałe cechy mam na poziomie Ekstraklasy.

Może zadzwoń po radę do Romelu.

Jak na niego patrzę, to się dodatkowo irytuję! Widziałem w Anglii, że czarnoskórzy zawodnicy rzadko robili coś dodatkowego na siłowni, a mimo to na boisku byli najsilniejsi. Ba, niektórzy nawet w ogóle się na niej nie pojawiali, ale co z tego, skoro na testach wychodziły im najlepsze wyniki.

Co powiedział ci Lukaku, kiedy musiałeś go kryć na jednym z treningów?

Najpierw przestawił mnie jak szafę, zrobił to jedną ręką, kiedy próbowałem mu przeszkadzać w odebraniu piłki. Potem przybił mi piątkę i zażartował „Młody, musisz trochę poćwiczyć na siłowni”. Śmialiśmy się z tego, to nie były złośliwości.

Najbardziej cenna rada, jaką usłyszałeś w Manchesterze United?

Konkretnej rady sobie chyba nie przypomnę, ale najbardziej pomocnym zawodnikiem był Juan Mata. Słyszałem o nim wcześniej, ale nie sądziłem, że można być tak fantastycznym człowiekiem. Wygrał wszystko, miał wielką karierę, a mimo to zawsze interesowało go, jak się czujemy, czy czegoś nam nie brakuje i tak dalej. Kiedy inni się irytowali, kiedy ja np. popełniałem błąd, on przyklaskiwał i motywował. Po treningu podchodził i podpowiadał, co mogę zrobić lepiej. Zwracał uwagę, że nie zeskanowałem przestrzeni w kluczowym momencie, albo że za wolno podjąłem decyzję. W pierwszej drużynie tylko on miał takie fajne podejście. Nigdy z czymś takim się nie spotkałem.

Kto najbardziej zapadł ci w pamięci ze względu na umiejętności.

Szkoda, że nie trafiłem na Raphaela Varane’a…

Porównywali cię do niego, jeśli chodzi o styl gry.

To prawda, na nim chciałem się zawsze wzorować. A odpowiadając na twoje pytanie, wskazałbym na Victora Lindelofa. Imponował mi, jak wielki spokój ma z piłką przy nodze.

Gdybyś miał wybór, kim chciałbyś być, jeśli nie piłkarzem?

Być może poszedłbym w kierunku biznesowym. Mój tata jest biznesmenem, mógłbym pójść w jego ślady. To nie byłoby coś nowego w rodzinie, więc miałbym merytoryczne wsparcie. Tak więc, jeśli nie sport, to właśnie biznes.

Twoje największe marzenie?

Jak dla młodego chłopaka, który buduje swoją pozycję w Ekstraklasie, takim marzeniem jest debiut w reprezentacji Polski. Nie zespołach U15, U16, U20 i tak dalej. Trenerzy w tych rocznikach zawsze nam powtarzali, że to jest tak naprawdę niewiele wobec najwyższego szczytu. Spełnionym można czuć się dopiero w chwili, gdy na niego wejdziesz. Gdy masz ten jeden występ w dorosłej kadrze.

Potem możesz chcieć więcej.

Tak, potem swoje marzenia można aktualizować. I tak będę oczywiście robił.

WIĘCEJ WYWIADÓW Z PIŁKARZAMI ŚLĄSKA WROCŁAW:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

17 komentarzy

Loading...