Reklama

Bez młota to nie robota. Fajdek czy Nowicki już medali nie zdobędą

Sebastian Warzecha

16 września 2025, 16:25 • 5 min czytania 14 komentarzy

Paweł Fajdek zajął w finale rzutu młotem na mistrzostwach świata w Tokio 7. miejsce. Nie rzucał wcale przesadnie słabo, ale rywale odjechali na tyle, że nie było mowy o osiągnięciu podium. Bo świat nam odjechał, a nasi mistrzowie się postarzeli. Taka jest prawda. Młot po prostu przestał być polską specjalnością.

Bez młota to nie robota. Fajdek czy Nowicki już medali nie zdobędą
Reklama

Wielkie tradycje, ale przed nami susza. Występ Fajdka to potwierdził

Paweł Fajdek (7. na mistrzostwach świata) i Wojciech Nowicki (nie wystąpił przez kontuzję) to rocznik 1989. Anita Włodarczyk – która i tak spisała się w Tokio znakomicie, zajmując 6. miejsce – 1985. Młodsza od tej trójki Joanna Fiodorow już nie rzuca, a zamiast tego trenuje Nowickiego. Malwina Kopron jest aktualnie na urlopie macierzyńskim, a w tym roku i tak skończy 31 lat. To wszystko medaliści wielkich imprez, którzy dali nam sporo radości, od igrzysk w Londynie w 2012 roku, aż do Paryża 2024 zdobywaliśmy w rzucie młotem choć jeden medal na najważniejszych imprezach.

Jednak każdy z wymienionych swoje lata jak na sportowca już ma. Nawet Kopron. Następcy? Nie widać. Przewijało się od dekady dużo nazwisk, ale żadne z nich nie zdołało przebić się na najwyższy światowy poziom.

Innymi słowy: za kilka lat nasz rzut młotem może na mistrzostwach świata czy igrzyskach olimpijskich po prostu nie istnieć. Ba, nawet teraz to już tylko okrawki, resztki tej wielkości.

Fajdek przekonał się, że świat odjechał

77,75 m. Niezły rzut. Ba, z podobnym medal w Dausze w 2019 roku zdobywał Wojciech Nowicki. Brązowy, ale jednak. Wtedy takie rzucanie faktycznie wystarczało, a właściwie każdy rzut powyżej 80 metrów – zwykle oddawał je Fajdek, który zdobył przecież pięć tytułów mistrza świata z rzędu – oznaczał, że zdobędzie się złoto. Ale to było sześć lat temu. Niby nie tak dawno, niby dobrze te czasy pamiętamy. Jednak potem świat przyspieszył, kilku zawodników zaczęło dobijać do ośmiu dyszek.

A potem je przerzucać.

Mychajło Kochan rzucił dziś 82,02 m. Co mu to dało? Właściwie to nic. Nie zdobył medalu, skończył na czwartym miejscu. Przed nim znaleźli się Węgier Bence Halasz (82,69 m), Niemiec Merlin Hummel (82,77 m, nowa życiówka) i niesamowity Kanadyjczyk Ethan Katzberg (84,70 m, rekord mistrzostw świata). Najstarszy z tego całego towarzystwa jest Halasz, urodził się w 1997 roku. Pozostali przyszli na świat już w XXI wieku. To nowa generacja, która – jeśli nic się nie zmieni – powinna trząść rzutem młotem przez kolejną dekadę.

Zresztą w całym finale Fajdek był jedynym gościem urodzonym w latach 80. Drugim najstarszym zawodnikiem był Eivind Henriksen, srebrny medalista igrzysk w Tokio, rocznik 1990, dziś 9.. Poza nimi ponad 30 lat miał jeszcze Rudy Winkler (rocznik 1994, zajął 5. miejsce). Reszta jest młodsza. Reszta ma przed sobą jeszcze kilka, a często i kilkanaście lat rzucania. I wśród tej reszty nie ma żadnego Polaka.

Jeden był w kwalifikacjach. Marcin Wrotyński, 29-latek. Zajął w swojej grupie ostatnie, 18. miejsce. Nie dorzucił do 70 metrów.

Nasz młot jest w odwrocie, po prostu, a dla Pawła Fajdka oraz Anity Włodarczyk i tak szacunek, że nadal są w tych finałach.

– Poziom był godny mistrzostw świata. Że tu byłem i oglądałem to na żywo… dziękuję chłopakom za takie show. Żałuję, że jestem już po moim primie, bo chętnie bym z nimi porywalizował. […] Z takimi przygodami, jakie miałem w tym roku, nie dało się zrobić więcej. Na pewno takie rzuty rywali troszeczkę deprymują. Jeżeli ktoś mocno otwiera pierwszym rzutem, to reszcie się nieco odechciewa. Ja wiedziałem, że nie jestem przygotowany na tak dalekie rzucanie, miałem nadzieję na 80 metrów, ale kończę sezon bez tego. Trochę jestem zły na siebie, ale rzeźbiłem z tego, ile można było. Wydaje mi się, że wstydu nie ma – mówił Fajdek na antenie TVP Sport.

I cóż, trzeba przyznać, że tak, wstydu nie było. Mając 36 lat na karku i przygotowania zakłócone urazem, to 7. miejsce na świecie to faktycznie niezły wynik.

Choć Paweł nawet bez problemów w trakcie przygotowań o podium dziś po prostu by nie walczył.

Katzberg? Będzie atakować rekord świata

84,70 m to nowy rekord mistrzostw świata, ale też nowa życiówka Ethana Katzberga. Kiedy tyle rzucił, nie było wątpliwości, że wygra ten konkurs. Ale pojawiły się pytania, czy aby nie pobije rekordu świata. Bo na to czekamy od kilku dekad. Paweł Fajdek kilkukrotnie w trakcie swojej kariery mówił, że chciałby nawet wykasowania tamtych rekordów, bo po prostu były rzucane z niedozwolonymi wspomagaczami. Każdy to wie, Jurij Siedych ponoć przyjmował tak dużo stanozololu, że gdy jego próbka trafiła do maszyny, ta zwariowała. I kolejne, czyste próbki też dały w efekcie wynik pozytywny.

Ethan Katzberg może tamten rekord wykreślić. Naprawdę wydaje się, że na to go stać.

Choć to wynik kosmiczny, przecież jego dzisiejszy rezultat był o ponad dwa metry słabszy od wyniku Siedycha, który wynosi 86,74 m. Katzberg jednak otwarcie zapowiada, że w przyszłym roku – bez dużych imprez mistrzowskich – chciałby celować właśnie w rekord. A to był wynik nieosiągalny dla całych pokoleń młociarzy. Kanadyjczyk ma jednak idealne warunki. Jest wysoki, ale szybki w kole, świetnie się porusza, dysponuje znakomitą techniką. Gdy to wszystko zgrywa, wychodzą takie wyniki, jak dzisiejszy.

I tu jednak są wątpliwości. Katzberga trenuje Dylan Armstrong, ale nieoficjalnie pomagał mu też Anatolij Bondarczuk, czyli… były trener Siedycha. Innymi słowy – niektórzy krzywo na Kanadyjczyka patrzą. Ale póki co wychodzi, że to po prostu fenomen, który gotów jest wykasować wszystkie rekordy.

Choć dzisiejszy konkurs pokazał, że i jego rywale nie zamierzają odpuszczać. Bo skoro medalu nie dały 82 metry, to znaczy, że poziom światowego młota robi się niebotyczny.

I szkoda, jak powiedział Paweł Fajdek, że ani on, ani inni nasi mistrzowie nie są już w swoim primie. Bo dobrze byłoby widzieć w tej rywalizacji o medale Polaka.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o lekkoatletyce:

14 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Lekkoatletyka

Boks

Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!

Szymon Janczyk
28
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!
Reklama
Reklama