Reklama

„Urodziłem się z presją”. Kim jest młody Hagi, łączony z Legią?

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

21 czerwca 2025, 17:20 • 10 min czytania 20 komentarzy

Gdy Ianis Hagi strzelił gola Jagiellonii Białystok, jego trener na chwilę się uśmiechnął. Wcześniej przez niemal cały mecz na niego krzyczał. Tym trenerem był… ojciec, Gheorghe Hagi, wielka legenda rumuńskiej i światowej piłki. 26-letni pomocnik, który miał zostać zaoferowany Legii Warszawa, dorastał w cieniu wybitnego ojca, choć jego największym wzorem był koszykarz NBA. Ianis Hagi miał zawojować świat, ale najpierw nie wyszło mu we Włoszech, później nie wywalczył sobie miejsca w mistrzu Belgii, a w Szkocji został zesłany do rezerw w kuriozalnych okolicznościach. – Pieniądze nie są dla niego najważniejsze. Jeśli Legia uwiedzie go projektem, może do niej trafić – przekonuje nas dziennikarz z Rumunii.

„Urodziłem się z presją”. Kim jest młody Hagi, łączony z Legią?

To zawodnik, który w każdym momencie może zrobić coś wyjątkowego. Jest bardzo dobry technicznie, efektowny w grze, ale też skuteczny. Na boisku widzi dużo więcej niż większość graczy – tak Emanuel Rosu, znany rumuński dziennikarz, zachwala nam Ianisa Hagiego. I dodaje w rozmowie z Weszło: – Potrafię sobie wyobrazić, że Ianis trafia do Legii Warszawa i staje się jej bardzo mocnym punktem.

Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że w przypadku Hagiego-juniora w grę będą wchodziły dużo większe kluby. Jeżeli mierzył się z kimś z Polski, to w sparingach i wyglądał bardzo dobrze na tle naszych drużyn.

Był styczeń 2018 roku. Belek, Turcja. Miejsce, gdzie na zimowych zgrupowaniach jest wiele polskich zespołów. Postanowiłem wybrać się na mecz sparingowy Jagiellonii Białystok z rumuńskim Viitorulem Constanta i napisać z niego reportaż, koncentrujący się na pojedynku trenerów obu zespołów. Z jednej strony Ireneusz Mamrot, a z drugiej legenda piłki, słynny Gheorghe Hagi.

Gheorghe Hagi krzyczy do syna: „Chyba nie chcesz, żebym cię zdjął?!”

Fragment tekstu, który wtedy powstał, opublikowanego w „Przeglądzie Sportowym”: „Ianis! Co ty, k…a, robisz?! Chłopaku, ty masz walczyć! Chyba nie chcesz, żebym cię zdjął?! – krzyczał Hagi i niemal wbiegł na boisko, gdy w pierwszych minutach zawodnik jego drużyny z numerem 10 w łatwej sytuacji stracił piłkę. Kilka metrów obok Mamrot siedział spokojnie i tylko spojrzał z zaciekawieniem na legendę futbolu lat 90. – Ianis! Nie możesz tak grać! Co to jest?! Jeżeli będziesz tak grał, nie zrobisz kariery! – znowu zaczął Hagi. Adresatem tych słów był… jego syn”.

Reklama

Pierwszą połowę śledziłem, będąc kilka metrów od ławek, mogłem więc z bliska obserwować zachowania Hagiego seniora. Na drugą poproszono mnie, bym udał się na trybuny, ale obok mnie siedział rumuński dziennikarz, który tłumaczył mi, co słynny były piłkarz krzyczy do swojego syna.

Ianis Hagi, dziś łączony z Legią Warszawa, miał wtedy 19 lat. Urodził się w Stambule, gdzie jego ojciec występował w Galatasaray, i tam pierwszy raz, jako mały chłopiec, kopał piłkę. W sparingu przeciwko Jagiellonii, mimo młodego wieku, był kapitanem Viitorulu – drużyny założonej i prowadzonej przez ojca, która słynie ze szkolenia młodych graczy. Pamiętam, że w pierwszej połowie nie błyszczał, ale w drugiej to on strzałem z kilku metrów zdobył bramkę na 2:0. Wtedy, na krótką chwilę, na twarzy jego ojca pojawił się uśmiech.

Ianis Hagi w 2016 roku, w sparingu w barwach Fiorentiny

Ianis Hagi (z prawej) w 2016 roku, w sparingu w barwach Fiorentiny

Ten chłopak naprawdę ma duży talent. Ściągnąłem go do swojego klubu, bo chcę, żeby regularnie grał z seniorami – tłumaczył mi po meczu Hagi-ojciec.

Chciał być jak Stephen Curry

Ianis był wtedy po nieudanej przygodzie we Włoszech. Latem 2016 roku, jako 17-latek odszedł z Viitorulu do Fiorentiny. Wydawało się, że może zawojować piłkarski świat, ale nie wyszło. Występował tylko w młodzieżowych rozgrywkach Primavery, w pierwszym zespole nie dano mu szansy, o co pretensje miał jego ojciec. Wyraził je w swoim stylu, bezpośrednio i bez ogródek.

Reklama

Produkuję w swoim kraju utalentowanych zawodników, a Włosi takie talenty marnują. To, co zrobiono we Florencji, jest gorsze niż dyktatura Nicolae Ceausescu, która w Rumunii trwała przez wiele lat. Fiorentina ma budżet w wysokości 100 milionów euro, a zajmuje dopiero 11. miejsce we Włoszech. We Florencji wszyscy byli ciekawi Ianisa, chcieli, by zagrał w Serie A, ale on w ogóle nie dostał szansy. Włosi stracili bardzo utalentowanego piłkarza, który kiedyś może powalczyć o Złotą Piłkę – wypalił Hagi w rumuńskich mediach w lutym 2018 roku, czyli kilka tygodni po sparingu z Jagiellonią.

Wulkan emocji, pupil Ceaușescu. Po prostu Gheorghe Hagi

Włoscy dziennikarze przekonywali, że Stefano Pioli, prowadzący wtedy Fiorentinę, nie miał zastrzeżeń do techniki Ianisa, nawet ją podziwiał. Uważał jednak, że nastolatek jest jeszcze nieprzygotowany fizycznie. Hagi-senior wyśmiewał to podejście. Powiedział w jednym z wywiadów, że syn jest dokładnie taki jak on: gra przede wszystkim mózgiem, głową, a nie mięśniami. Sam Ianis dodał, że tata ma rację. Powiedział, że ojciec jest jego mentorem, ale idolem od dzieciństwa był… znakomity koszykarz.

Tata jest osobą, z którą rozmawiam przed każdym meczem, ale ze wszystkich ludzi sportu najbardziej podziwiam Stephena Curry’ego. To geniusz, staram się oglądać jak najwięcej spotkań Golden State Warriors. Dla mnie to przede wszystkim człowiek, który doszedł do tego ciężką pracą i poświęceniem. Kiedy przebijał się do najlepszej ligi koszykarskiej świata, nie było mu łatwo. Praktycznie nikt w niego nie wierzył. Ciągle słyszał, że jest po prostu za niski. Ja też słyszałem takie głosy. I również chcę pokazać wszystkim, że są w błędzie – mówił 47-krotny już dzisiaj reprezentant Rumunii.

„Przytłaczająca nostalgia”

Gdy wrócił do ojczyzny, wydawało się, że jest na najlepszej drodze, by osiągnąć sukces. Z Viitorulem w 2019 roku sięgnął po puchar kraju. Później we Włoszech odbyły się mistrzostwa Europy do lat 21, w których grała też (i zaprezentowała się nieźle) polska młodzieżówka Czesława Michniewicza. Rumuni w świetnym stylu awansowali na ten turniej – w eliminacjach potrafili pokonać 2:1 na wyjeździe Portugalię. Zespół do lat 21, prowadzony przez Mirela Radoia, był też rewelacją imprezy. Pierwszy mecz? Rozbijają 4:1 Chorwatów, a Ianis strzela gola na 2:0. Później Rumuni pokonali 4:2 faworyzowanych Anglików (znów bramka Hagiego juniora), choć do 85. minuty było 1:1, a na koniec zremisowali z Francją, mającą w składzie Marcusa Thurama, Dayota Upamecano i Ibrahimę Konate. Po tym, jak Hagi i spółka wygrali grupę, awansując do półfinału EURO, serwis Goal.com napisał o pomocniku spory tekst.

Hagi w reprezentacji Rumunii

Hagi w reprezentacji Rumunii

Jego fragment: „Gdy Ianis, cudowna dziesiątka, i jego wspaniali koledzy popisują się na boisku, z trybun stadionu Dino Manuzziego w Cesenie niesie się coraz głośniejsze: Hagi! Hagi! Hagi! 25 lat po tym, jak Gheorghe Hagi pokazywał swój geniusz w mistrzostwach świata, jego syn jest jedną z największych gwiazd młodzieżowego EURO. Nostalgia jest wprost przytłaczająca. Szanujemy rumuński zespół, który w mistrzostwach świata w 1998 roku we Francji awansował do 1/8 finału, oraz ten, który dwa lata później zagrał w ćwierćfinale EURO, ale obecna młodzieżówka tego kraju przyciąga uwagę i pobudza wyobraźnię tamtejszych kibiców jak żaden inny narodowy zespół od mistrzostw świata w 1994 roku w USA, kiedy Hagi-senior, ale też Dan Petrescu, Gheorghe Popescu, Florin Raducioiu i Ilie Dumitrescu zostali wielkimi bohaterami, bo doprowadzili kadrę do ćwierćfinału mundialu. Na mecz z Francją, rozgrywany w Cesenie, przyjechało ponad 11 tysięcy rumuńskich kibiców. A mówimy o drużynie do lat 21”.

W półfinale tamtego EURO lepsi okazali się Niemcy. Wygrali 4:2, choć Rumuni prowadzili do przerwy, a do 90. minuty utrzymywał się remis.

Młodszy z Hagich jest opisany w tekście Goal.com jako zawodnik, który lewą nogą potrafi wyczyniać cuda, zupełnie jak ojciec, jest obunożny, świetny technicznie, inteligentny, mający wspaniałą wizję gry i do tego wszystkiego jeszcze mocny mentalnie.

Noszenie koszulki z napisem Hagi na plecach wiąże się oczywiście z wielką presją. Ale ja urodziłem się z tą presją, więc nie jest to dla mnie problemem – powiedział Ianis dziennikarzowi Goal.com po jednym ze spotkań. Cytowany jest również jego ojciec, który mówi: – Jestem przekonany, że syn zrobi karierę. To idealna „dziesiątka”. Mam nadzieję, że osiągnie w piłce jeszcze więcej niż ja.

Zesłano go do rezerw Rangersów

Cóż, na razie się nie udaje. Latem 2019 roku, po EURO, Hagi junior przeniósł się do belgijskiego Genku. Wydawało się, że to dla niego idealne miejsce, żeby wykonać wyraźny krok naprzód. Debiut w lidze? Wspaniały. Wchodzi na boisko w 74. minucie, po 120 sekundach trafia do siatki i daje zespołowi wygraną 2:1 z Kortrijk. Ianis rozegrał też pięć spotkań w Lidze Mistrzów, z Liverpoolem, Napoli i RB Salzburg, ale tylko jedno od pierwszej minuty. Nie przebił się do pierwszej jedenastki i został najpierw wypożyczony, a później sprzedany do Glasgow Rangers. Jego najlepszy sezon to rozgrywki 2020/2021, kiedy w 28 spotkaniach ligi szkockiej zdobył sześć bramek i miał dziewięć asyst. Spędził też rok na wypożyczeniu w hiszpańskim Alaves. Niby rozegrał 22 spotkania w La Liga, ale najczęściej wchodząc z ławki. Ubiegły sezon? Bez szału – 23 mecze dla Rangersów, cztery gole, siedem ostatnich podań.

Sporo osób w Rumunii liczyło, że będzie grał w silniejszych drużynach. Choć z drugiej strony, on ma też swoje mankamenty. Wskazałbym przede wszystkim dwa: brakuje mu nieco szybkości i czasami na jego grę źle wpływa fakt, że najczęściej próbuje czegoś specjalnego. I druga rzecz: kiedy nie wyjdzie mu coś raz, drugi, trzeci, frustruje się, co nie jest na dłuższą metę dobre ani dla niego, ani dla drużyny. Możliwe, że te mankamenty zauważono w Belgii czy Szkocji – analizuje Rosu.

Hagi jako piłkarz Glasgow Rangers

Hagi jako piłkarz Glasgow Rangers

Ianis rozpoczął minione rozgrywki, będąc poza kadrą Rangersów. Kulisy tej sytuacji na początku grudnia ubiegłego roku opisywała szkocka prasa. Dziennikarze serwisu One Football informowali, że piłkarz miał w kontrakcie klauzulę, że jeżeli rozegra 100 meczów w barwach szkockiego klubu, jego pensja wzrośnie o siedem tysięcy euro tygodniowo. Piłkarz zarabiał wtedy 26 tysięcy co tydzień, więc byłaby to podwyżka o ponad 25 procent. Philippe Clement, belgijski szkoleniowiec, łagodnie mówiąc, nie był fanem umiejętności Ianisa. Dlatego w momencie, gdy pomocnik miał 99 spotkań dla Rangersów, został… zesłany do drugiej drużyny.

Ianis po jakimś czasie postanowił działać. Fragment tekstu z One Football: „Wszystko zmieniło się na początku grudnia. Hagi przyszedł do klubu z innym nastawieniem. Był gotowy zrzec się podwyżki i pozostać na obecnym poziomie zarobków, jeżeli tylko znów zostanie włączony do pierwszej drużyny”. I tak się stało. Clementa zmusiły do tego trochę okoliczności, bo miał w drużynie sporo kontuzji. Ianis zaczął grać. Szkoccy dziennikarze wyliczyli, ze zawodnik zrzekł się w sumie ponad 600 tysięcy euro, które przysługiwały mu do końca kontraktu.

„Jeśli Legia go uwiedzie, może do niej trafić”

Teraz jego umowa ze szkockim klubem wygasa i w czwartek w rumuńskich mediach pojawiły się spekulacje, że piłkarz miał zostać zaproponowany Legii przez agentów Frediego Bobicia, który w warszawskim klubie pełni tajemniczą funkcję Head of Football Operations. Zawodnik ma chcieć dalej grać na granicą, odrzucił w ostatnich dniach ofertę rumuńskiej FCSB. Według Piotra Koźmińskiego z Goal.pl Ianis będzie chciał poczekać na propozycję z którejś z pięciu najlepszych europejskich lig. Już ma na stole ofertę z Turcji, gdzie mógłby zarabiać dwa miliony euro rocznie, ale ten kierunek niespecjalnie go interesuje.

Rosu przekonuje nas, że perspektywa Ianisa Hagiego w Legii wydaje się realna. – Moim zdaniem to byłby dobry ruch i dla Legii, i dla samego piłkarza. Wiem z wiarygodnego źródła, że ma w tej chwili kilka konkretnych ofert. Ale przed odejściem do Genku miał świetną finansowo propozycję ze Spartaka Moskwa. Tam były w grze naprawdę bardzo duże pieniądze. Wybrał jednak wtedy belgijski zespół, z prostego powodu: Ianis nie czuje, że musi iść tam, gdzie najwięcej płacą. Dlatego jeżeli Legia uwiedzie go wizją sportowego projektu, myślę, że może do niej trafić – mówi w rozmowie z Weszło rumuński dziennikarz.

„Najlepszy w XX wieku”. Nowy trener Legii chce wyjść z cienia ojca

Sam Ianis w temacie swojej przyszłości wczoraj w rumuńskich mediach wypowiedział się tak: – Nie podjąłem jeszcze żadnej decyzji. Trwają dyskusje. Nie chcę się z tym spieszyć, tylko zrobić to ostrożnie. Mam nadzieję, że znajdę odpowiedni klub i trenera, przy którym będę się rozwijać.

Mówimy o zawodniku, który ma już 47 występów w seniorskiej reprezentacji kraju. Ianis Hagi rozegrał 188 minut na EURO 2024, w którym Rumunia wygrała grupę i przegrała dopiero w 1/8 finału z Holandią. Dwa ostatnie spotkania na EURO zaczynał w pierwszym składzie. A trenerem zespołu narodowego był wówczas Edward Iordanescu, który kilka dni temu objął Legię.

Sporo elementów tej układanki wydaje się być na swoim miejscu.

WIĘCEJ O PIŁCE NA WESZŁO:

Fot. Newspix.pl

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

20 komentarzy

Loading...