Robert Kubica, pierwszy w historii Polak, który zwyciężył w wyścigu 24h Le Mans, był gościem Kanału Zero. Kierowca zdradził nieco kulisów udziału w trwającym całą dobę wyścigu, wskazał różnice między startami w Formule 1 i klasie Hypercar oraz odniósł się do swoich planów na przyszłość.
– Wyścig to duże wyzwanie nie tylko dla zespołu, auta, ale też dla kierowców. Przez sobotę i niedzielę spaliłem około 12 tysięcy kalorii. Żeby zregenerować się potrzebne jest trochę czasu, sen też jest zaburzony. Drugi dzień jest najgorszy, jutro powinno być lepiej. W trakcie całego Le Mans schudłem około trzech kilo, ale mówimy o całym tygodniu. Są to dane trochę przekłamane, bo mamy minimalną wagę, którą deklarujemy i musimy utrzymać. Przez ostatnie trzy dni bardzo dużo jadłem, żeby nie okazało się, że jak wyjdę z auta i zostanę zważony, to będę poniżej tej wagi. Byłoby to około czterech kilo, gdybym nie musiał podjadać w międzyczasie – wyjaśnił Kubica.
Robert Kubica o kulisach 24h Le Mans: Byłem zbyt zmęczony, by świętować
– Zespół składa się z trzech kierowców, mechaników, inżynierów, strategów. To grupa około trzydziestu osób pracujących na jedno auto. Wszyscy mówią o sobocie i niedzieli, ale tak naprawdę zespół przyjeżdża na Le Mans dwanaście dni wcześniej, a okres przygotowawczy trwa około dwa miesiące. Skupiając się na samym wyścigu, jest jedna reguła co do czasu prowadzenia auta: nie możesz prowadzić dłużej niż cztery godziny w ciągu sześciu godzin. Co cztery godziny trzeba mieć minimalnie dwie godziny przerwy. Ja prowadziłem auto około dziesięciu godzin, to około 44 procent okrążeń, które wykonaliśmy. W międzyczasie odpoczywasz. DNA wyścigów długodystansowych jest takie, że musisz dzielić się autem i być elastycznym, jeśli chodzi o kwestie techniczne, bo różni kierowcy lubią różne ustawienia. Trzeba sobie pomagać jak w małżeństwie i czasem zejść na drugi plan, by partner wykonał dobrą pracę. Cel powinien być taki, by doprowadzić auto jak najszybciej do mety. To nie jest regułą, czasem kierowcy chcą się pokazać, co nie jest dobre dla atmosfery w zespole.
Dlaczego to Kubica spędził najwięcej czasu za kółkiem zwycięskiego auta?
– Mój czas za kierownicą wynika z kilku rzeczy. Być może to kwestia zaufania, ale też tego, jak kierowca radzi sobie danego dnia. To również kwestia strategii, pogody, doświadczenia. Są tego plusy i minusy, bo im większe doświadczenie, tym cięższe zadania i większa presja. Czasami jednak trzeba się poświęcić. Ja mam dobry układ z partnerami, często rozmawiamy i pomagamy sobie.
Jak wyglądają przerwy?
– Trzeba podkreślić, że to nie są 24 godziny, tylko właściwie czterdzieści godzin, licząc czas poza wyścigiem. Mamy swoje domki, kampery, oddalone od toru, w których można zresetować się i odpocząć. Ja zawsze miałem z tym problemy. W tym roku pobiłem nie tylko swój rekord najdłuższej jazdy, ale też najdłuższego spania, bo pospałem dwie godziny. W poprzednich latach było znacznie gorzej. Przez pierwsze dwa lata praktycznie nie spałem. Gdybym był młodszy, byłoby mi łatwiej. Moi koledzy idą coś zjeść, biorą prysznic i idą spać. Mi trudno się odłączyć. Często nie tylko jeżdżę, ale też jestem brany pod uwagę jeśli chodzi o pewne decyzje. W tym roku, gdy przez dwie godziny spałem, wydarzyła się ważna rzecz i na dzień dobry dostałem nie najlepszą informację. W ubiegłym roku, gdy zasnąłem na godzinę, to nasze auto akurat się zepsuło. Ale trzeba odpoczywać. Nawet te dwie godziny spory mi dały. Gdy na koniec wyścigu, gdy inżynierowie poprosili mnie, bym został w aucie na ostatnie 3,5 godziny jazdy, miało to znacznie. Nasz sport jest to wyzwanie pod względem fizycznym i mentalnym. Na Le Mans jest dużo prostych i to może być fajne dla odbiorców. My odpoczywamy na prostych. Musimy pozwolić sobie na zbicie tętna i rozluźnienie mięśni, bo na zakrętach nie oddychamy.

Robert Kubica wygrał 24h Le Mans. Ile znaczy dla niego wygrana?
– Minęło tyle czasu i zmieniło się tyle, że trudno porównywać wygraną z Le Mans do Formuły 1. To, co będę sobie wypominał to to, że i w Kanadzie i w Le Mans za bardzo nie świętowałem. Wtedy wsiadłem w samolot i poleciałem do Europy na testy do Barcelony. Tutaj, ponieważ byłem zmęczony po tylu dniach stresu, walki, adrenaliny i braku snu. Jeśli chodzi o prestiż, to przekonałem się, ile osób ma mój numer telefonu. Nie spodziewałem się też, że Le Mans jest tak popularny. Pisali do mnie ludzie, których nie znam. Na pewno jest to też spowodowane moją historią, moim wypadkiem. Jeśli chodzi o mój prywatny ranking to Le Mans jest u mnie w czołówce. To było jedno z najlepszych i najszybszych Le Mans.
O problemach w trakcie wyścigu:
– Było parę momentów w wyścigu, gdy pomogliśmy zespołowi fabrycznemu Ferrari. W momentach, gdy oni powinni oddać nam naszą pozycję, nie zrobili tego. Momentami czułem, że ten wyścig mógł wygrać kto inny i mogło to nie być Ferrari. Nawet, gdy jest jeszcze daleko do mety, wizja wyścigu jest bardzo ważna. Jeśli chodzi o rurę dopinaną do kasku, to zepsuł się magnes, który ją mocuje. Mechanicy ją źle zamocowali i ona sobie latała. Nie chciałem za dużo komunikować przez radio, by sędziowie nie ściągnęli mnie do boxu. Próbowałem ją chwycić lub umieścić między siedzeniem a ramieniem, ale w trakcie zakrętów ona mi wypadała. Były okrążenia, gdy bardziej myślałem o dociskaniu rury ramieniem niż o prowadzeniu auta. Ale wszystko poszło ok, udało się dojechać bezpieczenie i to nie był to problem.
O kłopotach ze skrzynią biegów:
– To skomplikowana maszyna i ma prawo mieć swoje humory. Od początku mieliśmy małe problemy ze skrzynią biegów. Nie chodziło o to, że nie działała, ale nie wszystko było na poziomie, który powinien być. Musieliśmy zmienić parę rzeczy i nasz swój styl jazdy. Prawie wszystko opanowaliśmy, ale nie była to komfortowa sytuacja. Po wyścigu odkryliśmy, że od początku skrzynia biegów się “pociła”. Wydostawały się małe krople oleju, co nie jest dobrym znakiem. Na szczęście wszystko się udało. Każde auto ma większe lub mniejsze problemy w trakcie wyścigu. W tym roku były to mniejsze problemy, z którymi daliśmy sobie radę.

O różnicy między Hypercar a Formułą 1:
– Porównując Formułę 1 i Hypercary do rajdów, to jak porównanie koszykówki do siatkówki. Jako sportowiec, kierowca, musisz mieć inną charakterystykę, inne umiejętności. Porównując F1 do Hypercarów to można porównać to do samochodów drogowych. To jak supercar o ekstremalnych osiągach w porównaniu do codziennego auta średniej klasy. Formuła 1 jest ekstremalna. Hypercary jeżdżą na podobnym poziomie czasowym, co Formuła 2. Formuła 1 jest na zupełnie innym poziomie, to przepaść. Pamiętam, jak pierwszy raz wsiadłem do Formuły 1 na testach w 2005 roku. Przez pierwsze trzy okrążenia myślałem, że jestem 20-30 metrów bliżej, niż rzeczywiście byłem. To jak oglądanie filmu w przyspieszonym tempie. W pewnym momencie umysł nie nadążą za słowami. Jeśli go wytrenujemy, to się przyzwyczai i tak jest w przypadku kierowców Formuły 1.
Robert Kubica o swojej przyszłości:
– Nie myślałem jeszcze o tym. Życie nauczyło mnie, by nie wybiegać za bardzo w przyszłość. Żyję z wyścigu na wyścig. Sezon się nie zakończył, jesteśmy na drugim miejscu. Zaliczyliśmy jedno zero wyścigowe w Spa, gdzie mieliśmy awarię, a byliśmy mocni. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Ja się czuję szczęściarzem. Robię to, co zawsze było moją pasją. Nie ma nic lepszego niż połączenie pasji z pracą. Trzeba to docenić. Dopóki będę miał satysfakcję, będę starał się to dalej robić. Jeśli poczuję, że jej nie mam, poszukam sobie innych zajęć. Ale szczerze, dzięki tej pasji nadal jestem w stanie ścigać się na wysokim poziomie.
Czytaj więcej o motorsporcie na Weszło:
- 10 migawek z kariery Roberta Kubicy. Od Makau do Le Mans
- Kubica po historycznej wygranej w Le Mans: “Jestem dumny”
- Od przeciętnego kierowcy do telewizyjnej legendy. “The Stig” i jego kariera
- Colin McRae. Legenda rajdów czy przereklamowany ryzykant?
- Motorsport był dla facetów. Ale ona się tym nie przejmowała. Historia Michèle Mouton
Fot. Newspix