Reklama

Od przeciętnego kierowcy do telewizyjnej legendy. Słynny “The Stig” kończy 50 lat

Błażej Gołębiewski

Autor:Błażej Gołębiewski

13 lutego 2025, 11:36 • 8 min czytania 7 komentarzy

Droga Bena Collinsa do wielkiej sławy była dość pokrętna. Chciał być znanym kierowcą wyścigowym, ale szło mu przeciętnie. Potem stał się oglądanym przez setki milionów osób na całym świecie fenomenem telewizyjnym, grając zachowującego anonimowość Stiga w programie Top Gear. Jak właściwie toczyła się jego kariera poza show i czemu nie zrobił furory w motorsporcie? I jak doszło do ujawnienia jego tożsamości, zwolnienia przez BBC oraz batalii w sądzie? 

Od przeciętnego kierowcy do telewizyjnej legendy. Słynny “The Stig” kończy 50 lat

Utalentowany junior 

Ben Collins. Wielu z was to nazwisko do teraz zapewne nic nie mówiło, nawet jeśli jesteście oddanymi miłośnikami motorsportu. I to bynajmniej nie powód do wstydu, wszak Brytyjczyk nigdy nie odnosił spektakularnych sukcesów jako zawodowy kierowca. Jasne, startował w prestiżowych seriach, gdzie udawało mu się zajmować czasem topowe lokaty i jest rozpoznawalną postacią na Wyspach, ale zasadniczo to tyle. Nie był też oczywiście pozbawiony umiejętności – po prostu nigdy nie przebił się szczególnie w sportach motorowych. 

Urodzony 13 lutego 1975 roku w Bristolu Benjamin Lievesley Immi Collins to człowiek przede wszystkim wytrwały. Od najmłodszych lat szukający okazji, by zabłysnąć podczas rozmaitych wyścigów – zarówno tych rozgrywanych na lokalnych torach, jak i organizowanych poza Wielką Brytanią. Jak złapał motoryzacyjnego bakcyla? Dzięki ojcu, który pasjonował się szybkimi samochodami. Na tyle, że po odwiedzeniu salonu Astona Martina nabył model V8 Vantage produkowany w latach 1967-1989. 

Wtedy brytyjska marka nie miała jeszcze światowej renomy, ale w jej ofercie znajdowały się szybkie jak na tamte czasy coupe. W swojej książce Collins wspominał, że jazda po wiejskich bezdrożach z ojcem była dla niego niesamowitym przeżyciem, kształtującym jego miłość do aut i dużych prędkości. Musiał więc jak najprędzej spróbować swoich sił za kierownicą. 

Reklama

Jako 19-latka można było go oglądać w serii Formula Vauxhall Junior. Radził sobie na torach na tyle dobrze, że zauważył go legendarny Sir Jackie Stewart. Powiedział wówczas, że jeśli tacy kierowcy jak Benjamin Collins zawitają kiedyś do F1, to trzeba pamiętać i podkreślać, skąd się wywodzą. Czyli z brytyjskich juniorskich wyścigów.  

Ben wiedział jednak, że zawód kierowcy niekoniecznie wiąże się z dobrym zarobkiem i wspaniałą przyszłością, bo przecież ten przywilej mają jedynie najlepsi na świecie. Rywalizację za kółkiem połączył z bardziej przyziemnym zajęciem, wstępując do armii. Tam miał natomiast, w ramach współpracy z siłami specjalnymi, szkolić żołnierzy jako instruktor jazdy specjalistycznych pojazdów militarnych. 

Skupmy się jednak na tym, co Collins pokazywał na torach. A w okresie juniorskim było to ponadprzeciętne. Brylował wśród chłopaków ze swojego rocznika, lądując najczęściej na podium w rozmaitych wyścigach. To z kolei poskutkowało szybkim angażem do Brytyjskiej Formuły 3, do której Ben trafił już w 1996 roku. 

Myśliwce dawały mu za mało adrenaliny 

Każdy, kto choć trochę interesuje się motorsportem, wie, jak wielkim uznaniem cieszy się on na Wyspach. Najwięksi kierowcy – i to wyścigowi czy rajdowi – często pochodzili przecież z Anglii, Szkocji czy Irlandii. I jeśli jako nastolatek sam Jackie Stewart nie tylko cię pochwali, ale nawet wymieni z nazwiska w krajowych mediach, masz prawo poczuć presję. 

Choć w czasach juniorskich Collins radził sobie z nią dość dobrze, to, paradoksalnie, zaczęła mu ona ciążyć w dalszych etapach kariery. W klasyfikacji generalnej rzeczonej F3 prześladowało go ósme miejsce, które zajmował rok po roku. Próbował więc swoich sił za Oceanem, startując w serii Indy Lights, gdzie do dyspozycji kierowców są bolidy przypominające te z Formuły 3. To jednak nie zagwarantowało sukcesów Benowi, który szybko wrócił na ojczystą ziemię. 

Tak naprawdę chciałem być pilotem myśliwców. Pamiętam jeden z moich pierwszych wyścigów, kiedy siedząc za sterami samochodu, czułem się właśnie jak w myśliwcu, tyle że na ziemi. I przez to duże prędkości robiły na mnie znacznie większe wrażenie niż w powietrzu. Miałem to szczęście i leciałem kiedyś wojskową maszyną, ale pod względem czystej adrenaliny to rywalizacja na torze była dla mnie dużo bardziej ekscytująca – mówił Collins w wywiadzie dla Bena Fowlera.

Reklama

Ben Collins. Fot. Newspix

Armia nie przyciągnęła go więc na długo, dlatego dalej próbował swoich sił w rozmaitych seriach wyścigowych. Nie osiągał w nich ponadprzeciętnych rezultatów, a mimo to zwracał na siebie uwagę agresywnym, widowiskowym stylem jazdy. Lubił walkę z samochodem, wchodzenie w zakręty na kompletnym limicie, co niekoniecznie przekładało się na szczególnie imponujące wyniki w motorsporcie. Miało jednak znaczenie przy innych zajęciach – nadal związanych z emocjami w autach. 

Choć niekoniecznie chodziło o czystą rywalizację z innymi zespołami. Ben został bowiem kierowcą testowym w Ascari, a nawet udało mu się zasiąść za sterami bolidu Formuły 1, oczywiście również jedynie w okresie przygotowawczym. Mariaż ze wspomnianą brytyjską marką przyniósł Collinsowi kolejne szanse sprawdzenia się na torze. A konkretnie w legendarnym 24-godzinnym Le Mans. 

Sukcesy? Niestety dla Bena, nadal brakowało ich na jego koncie. Gwarantował zespołom solidny poziom, sporą wiedzę motoryzacyjną, ale na pewno nie tytuły. W lokalnych seriach stawał na podium, gorzej radził sobie we wspomnianym Le Mans (choć tu w klasie LMP2 zakończył jeden z wyścigów na 4. miejscu) czy innych startach organizowanych poza Wyspami. Nie przypuszczał pewnie jeszcze wtedy, że niedługo przyjdzie mu się mierzyć z najlepszymi, bo kierowcami Formuły 1. A już na pewno nie podejrzewał, że rywalizacja odbędzie się nie w bolidzie, a… samochodzie cywilnym. 

Do pracy w kominiarce 

Na początku nowego milenium Ben Collins był uznanym nazwiskiem nie tyle w samym motorsporcie, co branży filmowej. Pamiętacie film “Batman: Początek”? To właśnie brytyjski kierowca brał w nim udział jako kaskader. Udawało mu się łapać zajęcia w Hollywood, ale był też ceniony na ojczystej ziemi, gdzie zasłynął jako kierowca w serii o legendarnym agencie specjalnym, Jamesie Bondzie. W międzyczasie realizował też tajny projekt, który wymagał od niego sporej powściągliwości. 

W 2009 roku w wyspiarskich mediach gruchnęła wiadomość, że to właśnie Ben jest słynnym Stigiem z programu motoryzacyjnego Top Gear. Cieszył się on od pierwszych odcinków ogromną popularnością i oglądalnością na całym świecie, osiągając w szczytowym momencie wyniki rzędu 500 milionów widzów śledzących poszczególne odcinki samochodowych szaleństw Jeremy’ego Clarksona, Richarda Hammonda i Jamesa Maya. 

Co było tak bardzo wyjątkowe w jego pracy? Anonimowość. Musiał ją zachowywać przez długie lata, by nie zdradzić swojej tożsamości miłośnikom Top Gear. To oczywiście wiązałoby się dla wydawcy początkowo z dużym zamieszaniem, ale później możliwym zmniejszeniem widowni, dlatego Collins – choć, co ciekawe, występował jako on sam we wczesnych seriach programu, nie wydawał z siebie ani słowa, a do tego ciągle chodził w charakterystycznym, białym kasku. 

Spodobało mi się to, bo jestem fanem Gwiezdnych Wojen i Szturmowców. I tak jak oni, mogłem występować bez pokazywania twarzy, w białym stroju. Interesował mnie też rozwój postaci Stiga. Miałem swoją wizję na niego. Chciałem zachować jego całkowitą anonimowość, dlatego do pracy, w cywilnych ubraniach, przyjeżdżałem w kominiarce. Nikt mi tego nie kazał, to była po prostu moja interpretacja Stiga – wyjaśniał Collins w rozmowie z Fowlerem. 

Benowi udało się wykreować wyjątkowego telewizyjnego bohatera. Rozpoznawalnego na całym świecie, ale skrzętnie ukrywającego swoją tożsamość. Na planie programu nie tylko zajmował się kaskaderką – zasłynął przede wszystkim z ustalania najszybszych czasów okrążeń toru, na którym kręcono odcinki brytyjskiego show. 

Rywalizowały z nim największe gwiazdy motorsportu, próbując pobić jego rekord kółka osiągnięty w cywilnym samochodzie z niewielką mocą silnika. Z Benem – a raczej Stigiem – wygrać było niesamowicie trudno i sztuka ta udawała się nielicznym. To tylko świadczyło o jego ponadprzeciętnych umiejętnościach, które udowadniał w neutralnych warunkach. Bo przecież każdy z uczestników zasiadał za sterami tego samego auta. 

Przygoda trwała od 2003 do 2010 roku. – Na początku myślałem, że utrzymam ten sekret maksymalnie dwa lata. – zdradził w rozmowie z DRIVETRIBE. – Tymczasem trwało to znacznie dłużej, a ukrywanie mojej tożsamości robiło się coraz trudniejsze. Nieustannie edytowaliśmy stronę na Wikipedii, podmieniając moje nazwisko na Damona Hilla. Wreszcie nagrywaliśmy odcinek dla Car Throttle i kazano mi tam powiedzieć kilka słów. Wszyscy poznali mój głos i z miejsca zaczęły się pogłoski: to Ben Collins! – tłumaczył kierowca. 

W 2009 roku “The Times” poświęcił Stigowi całą okładkę. Przedstawiono biografię Collinsa, zdradzając tożsamość zagadkowej postaci w białym kasku. I gdy początkowo stacja BBC zaprzeczała tym doniesieniom, to do wszystkiego przyznał się sam Ben, czym doprowadził wydawców – i nie tylko – do absolutnej furii. 

Pozew za własne wspomnienia 

Wściekły był nawet najważniejszy kolega z ekipy, słynny Jeremy Clarkson. Nie omieszkał skrytykować Collinsa za jego ruch, czyli wypuszczenie na rynek we wrześniu 2010 roku autobiografii Stiga, ujawniającej jego prawdziwą tożsamość. BBC chciało nawet zablokować książkę, ale ostatecznie przegrało rozprawę sądową przeciwko Benowi. 

Hammond, May i Clarkson nie stronili od ironicznych żartów na temat byłego kierowcy w Top Gear. Podczas emisji odcinka, w którym trio ratowało pozbawione kończyn manekiny, Richard stwierdził, że jeden z nich to właśnie ex-Stig, a właściwie Ben Collins, czyli “romantyczny powieściopisarz”. Obaj pogodzili się po krótkim czasie, czego efektem były nagrywane razem programy emitowane już na YouTube.

I to właśnie ta platforma stała się nowym miejscem pracy Collinsa. Założył własny kanał, w którym testuje rozmaite pojazdy, jeżdżąc między innymi po… starym, oryginalnym torze Top Gear. Obecnie może pochwalić się niemałą widownią, bo subskrybuje go ponad 200 tysięcy osób. Do tego wciąż jest wziętym kaskaderem, który ma na koncie występy w wielu znanych produkcjach, między innymi w filmie “Le Mans ’66”. 

Co ciekawe, legendarnego Stiga mogliśmy podziwiać – oczywiście już we własnej osobie – również w polskiej telewizji. Collins ma bowiem za sobą udział w kilku odcinkach programu Automaniak, gdzie wystąpił gościnnie jako kierowca testujący rozmaite samochody na poznańskim torze. 

Dziś Ben świętuje 50. urodziny. I z pewnością odczuwa pewien niedosyt, jeśli chodzi o swojego dokonania w sportach motorowych. Jakkolwiek górnolotnie to nie zabrzmi, ostatecznie udowodnił, że warto walczyć o marzenia – nawet te z gatunku teoretycznie nierealnych. Bo jak inaczej ocenić nieszablonową karierę przeciętnego kierowcy, który stał się oglądaną przez setki milionów ludzi na całym świecie motoryzacyjną legendą? 

BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI 

Fot. Newspix 

Czytaj więcej o motorsporcie:

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

Moto

Komentarze

7 komentarzy

Loading...