Najpierw uwierzył w nią ojciec, kupując samochód przystosowany do rywalizacji w rajdach. Potem zaufali sponsorzy. Aż wreszcie wybrało ją Audi, oddając w ręce młodej zawodniczki wart ogromne pieniądze innowacyjny model Quattro. I Michèle Mouton pokazała, że nie była to decyzja przypadkowa, choć nieustannie musiała się mierzyć ze złośliwymi komentarzami krytykującymi ją nie za osiągnięcia sportowe, ale płeć. Nigdy specjalnie się tym nie przejmowała, co wraz z niesamowitą determinacją i ambicją pozwoliło jej zostać legendą motorsportu. Motorsportu, w którym ostatecznie spędziła 50 lat życia.
Miłośniczka adrenaliny
Kobiety w motorsporcie. Choć jest ich coraz więcej, dziś to wciąż temat drugoplanowy. Jeszcze bardziej zauważalne było to kilkadziesiąt lat temu, kiedy pojawienie się zawodniczki na starcie zawodów wywoływało niemałe zdumienie. Bo, przecież, jak to tak – męski sport to męski sport, a nie jakieś fanaberie dla delikatnych dziewczyn. Ale kłam temu twierdzeniu stanowczo zadać postanowiła Michèle Mouton.
Dziś ma status legendy rajdów. Ba, legendy całego motorsportu, w którym aktywnie funkcjonowała przez pół wieku. Ale na samym początku jej niesamowitej kariery spotykała się raczej z krytyką, niedowierzaniem, powątpiewaniem czy nawet wyśmiewaniem. “Królowa Prędkości”, jak ją później nazywano, była jednak stworzona do rywalizacji za kółkiem.
– Jako dziecko byłam pełna życia, gotowa do akcji w każdej chwili. Samochodem zaczęłam jeździć, kiedy miałam czternaście lat. Wsiadłam do auta mojego taty, Pierre’a, poprosiłam znajomych, żeby mnie popchnęli i w ten sposób udało się uruchomić silnik. I pojechałam. Ojciec, który będąc w kuchni zauważył, że jego samochód odjeżdża, krzyknął tylko: kradną mi auto! – opowiadała po latach Michèle w swojej biografii.
Ale na początku nie chodziło o samą jazdę. Młoda Mouton była po prostu całkowicie uzależniona od adrenaliny, szukała nowych wyzwań. Czegoś, co choć na chwilę pozwoli jej zabić nudę, jednocześnie zapewniając oczekiwane emocje. Samochody? Jasne, są fajne, ale jako nastolatka Michèle bardziej skupiała się na nartach, szalejąc po stokach Alp Nadmorskich, które przecież do dziś są chętnie wybierane przez miłośników sportów zimowych.
Auta wciąż były jednak blisko Mouton. Trudno było od nich uciec, mieszkając w Grasse, niecałą godzinę drogi od legendarnego Monte Carlo. I zarazem w kraju, który od zawsze kochał motorsport, organizując wiele zawodów z udziałem najlepszych kierowców na świecie.
Młodość Michèle trwała w najlepsze. Sporo imprezowała, a kiedy wracała do domu o świcie, znów podkradała ojcu jego auto. Później było to już Porsche 911, idealnie nadające się do szybkiego pokonywania krętych dróg, po których uwielbiała nad ranem szaleć Mouton. Jak sama przyznała, to dawało jej poczucie wolności. Nie chodziło o to, by jechać jak najszybciej, by rywalizować z innymi. Nie, w wieku 22 lat Michèle nie wiedziała nawet, czym tak naprawdę jest motorsport.
Wyjaśnił jej to bliski znajomy, Jean Taibi. Ukradkiem podkochiwał się w Mouton, a że był przy okazji kierowcą rajdowym, to chciał na niej zrobić wrażenie. Zaprosił ją więc na zawody w Monte Carlo, podczas których Michèle miała być jego pilotką, choć bardziej po prostu towarzyszką w trakcie rywalizacji. I wtedy się zaczęło.
Rok debiutu Mouton w rajdówce zbiegł się jednocześnie z inauguracją cyklu WRC. Walka o czempionat globu miała wówczas zupełnie inny format niż dziś – zwycięzcami byli konstruktorzy, nie kierowcy. To zmieniło się kilka lat później, dając możliwość odnoszenia indywidualnych sukcesów tym, którzy w mgnieniu oka pokonywali w trudnych warunkach specjalnie przygotowane, widowiskowe trasy.
– Wtedy poczułam na sobie wielką odpowiedzialność. Nawet dobry pilot nie jest w stanie wygrać rajdu, natomiast można przez niego przegrać. Jeśli chodzi o moje początki, to wychodziło to dobrze. Podobało mi się, a Jean był zadowolony z tej współpracy, więc kontynuowaliśmy ją po Monte Carlo – opowiadała o swoich pierwszych rajdowych krokach Mouton.
Na każdych zawodach, na których pojawiała się młoda Michèle, był również obecny jej ojciec. Nie przepadał za Taibim, uważając go za słabego kierowcę. Jednocześnie widział w swojej córce potencjał. Ale i trochę młodego siebie – miłośnika adrenaliny z pasją do samochodów. Bo te obecne były w życiu Pierre’a od zawsze i zapewne sam wystartowałby w rajdach, gdyby nie wojna. Ojca Mouton złapano w północnej Francji i więziono później przez pięć lat jako jeńca.
To oczywiście przekreśliło jego marzenia o byciu zawodowym kierowcą. Przelewał je jednak na córkę, a że ta wykazywała chęci do rywalizowania w rajdówkach, Pierre doszedł do wniosku, że trzeba postawić wszystko na jedną kartę, kupując Michèle auto. I to nie byle jakie.
“Ja, facet, miałbym przegrać z dziewczyną?”
Młoda Mouton dzięki ojcu mogła zasiadać za sterami Alpine-Renault A110. Czyli modelu, który w 1973 roku okazał się triumfatorem w klasyfikacji konstruktorów WRC. Trudno więc było wymarzyć sobie lepsze warunki do startów. Trzeba jednak pamiętać o jednym – Michèle chciała wejść do świata, który był zarezerwowany wyłącznie dla mężczyzn.
Bo kiedy kobiety coraz śmielej walczyły o swoje prawa i zaczynały pojawiać się za kółkiem, wyręczając swoich kolegów, chłopaków czy mężów, to w motorsporcie próżno było ich szukać. I to nie tylko w samochodach, ale też przy nich. Wszelkie funkcje – na przykład w zespołach rajdowych – pełnili bowiem mężczyźni, którzy możliwość pojawienia się w ekipie koleżanki na pozycji mechanika, a co dopiero kierowcy, kwitowali śmiechem.
Michèle swój debiut za sterami A110 zaliczyła w zawodach Rallye Paris – Saint-Raphaël Féminin. I, jak sama nazwa wskazuje, była to rywalizacja jedynie kobiet. Mouton co prawda nie wygrała, ale zaprezentowała się nieźle. Była coraz szybsza i coraz pewniejsza siebie, widząc jednocześnie w rajdach swoją przyszłość.
Zaledwie jako 23-latka zadebiutowała w WRC, startując w Rajdzie Korsyki. Pokazała swój potencjał, zajmując dwunaste miejsce. Dalej świetnie radziła na lokalnych trasach, ale wygrywała również w zawodach o czempionat Starego Kontynentu. I ostatecznie 1974 rok zakończyła z podwójną koroną: będąc zarówno mistrzynią Francji, jak i Europy. Oczywiście w rajdach przeznaczonych wyłącznie dla kobiet.
W kolejnym sezonie Michèle spróbowała swoich sił w legendarnym, 24-godzinnym wyścigu w Le Mans, zwyciężając nawet w swojej klasie. Ale na pierwszy istotny sukces w karierze rajdowej musiała poczekać do 1977 roku.
I nie była to wbrew pozorom przyjemna droga. Jasne, Michèle robiła to, co ją niesamowicie pociągało, dawało upragnioną adrenalinę, emocje. Spełniała przy tym marzenia ojca. Była coraz lepsza, szybsza, pewniejsza siebie. Ale musiała się zarazem mierzyć z niewybrednymi komentarzami pod swoim adresem.
Kiedy tylko zaznaczyła swoją obecność w WRC, zaledwie rok po debiucie w roli kierowczyni, przegrywający z nią zawodnicy innych zespołów zgłosili FIA, że jej samochód jest podrasowany. Auto miało być zbyt mocne, niezgodne z wytycznymi i przygotowane w taki sposób, by dać młodej Francuzce niesportową przewagę. I choć Michèle miała pełne zaufanie do opiekujących się jej Alpine-Renault ojcem oraz mechanikiem, to oczywiście cała sytuacja okazała się niesamowicie stresująca.
Do akcji wkroczyli oficjele FIA, wyznaczając specjalistę do skrupulatnego sprawdzenia A110 prowadzonego przez Mouton. Składający protest kierowcy musieli przełknąć gorzką pigułkę, bo okazało się, że samochód nie kryje żadnych dodatkowych ulepszeń czy modyfikacji niezgodnych z regulaminem. A sama Michèle, mimo ulgi i satysfakcji, wciąż czuła się niechciana w rajdowym środowisku.
Podobne sytuacje w początkowych etapach kariery zdarzały się jej nad wyraz często. Kiedy tylko przesiadła się z Alpine-Renault do Porsche Carrery RS, plotkowano, z iloma facetami musiała się przespać, by móc korzystać z prestiżowej i szybkiej rajdówki. Wściekli byli przede wszystkim ci, którzy z Mouton przegrywali. A że z roku na rok było ich coraz więcej, to komitywa przeciwko Francuzce stawała się silniejsza.
Przegrać wówczas z kobietą było prawdziwym policzkiem. Kierowcy czuli się ośmieszeni, o czym wspominał zresztą później legendarny Walter Röhrl, dwukrotny rajdowy mistrz świata. – Motorsport był wtedy przeznaczony wyłącznie dla mężczyzn, a zamknięty dla kobiet. Wydaje mi się, że wszyscy myśleliśmy tak samo: ja miałbym być pierwszym facetem, który przegrał z dziewczyną? – mówił po latach Röhrl.
A Michèle? Tak naprawdę miała to gdzieś. Wiedziała, że jest ponad idiotycznymi plotkami, docinkami i komentarzami. Że jest w stanie utrzeć swoim przeciwnikom nosa – i to wyłącznie w ramach sportowej, czystej rywalizacji.
Rewolucyjne auto w rękach rewolucyjnej zawodniczki
We wspomnianym Porsche udało się jej wygrać Rajd Hiszpanii w 1977 roku. W WRC zasiadała za sterami Fiata 131 w wersji Abarth, a na fotelu pilota mogła liczyć na wsparcie Jeana-Claude’a Andrueta. Dla młodej dziewczyny był prawdziwym mentorem, wszak to właśnie on zwyciężył w inaugurujących cykl Rajdowych Mistrzostw Świata zawodach w Monte Carlo w 1973. Był uznanym nazwiskiem w motorsporcie, a jego pomoc pchała Michèle do przodu – Mouton w większości rajdów, w których brała udział, finiszowała w pierwszej dziesiątce.
Kiedy Francuzka z ogromną determinacją pokonywała kolejne odcinki specjalne, swoją własną walkę toczyło Audi. Niemiecki producent pozostawał z tyłu zarówno na arenie międzynarodowej, jak i krajowym podwórku, gdzie ulegał Mercedesowi i BMW. Koncern z Ingolstadt, nieco na dalszym planie i w ciszy, przygotowywał prawdziwą petardę. Samochód, który miał zrewolucjonizować rajdy, czyli słynne już Audi Quattro.
Napęd na wszystkie koła, turbosprężarka i pięciocylindrowy silnik, którego moc przekraczała 300 koni mechanicznych – to wszystko miało zapewnić Niemcom sukcesy w WRC. Ich kierowcą testowym, a później oficjalnym, został utalentowany, uważany wówczas za jednego z najlepszych zawodników na świecie, Hannu Mikkola. Ale skontaktowano się również z Michèle Mouton.
– To był czas, kiedy w naszym domu nikt nie mówił za bardzo po angielsku. Zadzwonił telefon, a po drugiej stronie był przedstawiciel Audi. Z tej rozmowy zrozumiałam niewiele: Rajdowe Mistrzostwa Świata i Audi. To tyle. Myślałam, że to żart. Kiedy w tamtym okresie ktoś pytał we Francji o Audi, chodziło mu nie o samochody, tylko o pralki – opowiadała w swojej biografii Michèle.
Mouton oczywiście przystała na propozycję niemieckiego producenta. Ten naciskał, by jej nowym pilotem również była kobieta. Francuzka miała w głowie tylko jedno nazwisko: Fabrizię Pons. Niegdyś świetną kierowczynię, a później doskonałą pilotkę. I jeśli ktoś miał przełamać hegemonię mężczyzn w WRC, to ten duet nadawał się do tego idealnie.
i am thinking about rally car team Michele Mouton and Fabrizia Pons pic.twitter.com/f7HBcdezMc
— Autumn 🏳️⚧️ (@ravioli117) July 16, 2023
Obie były szalenie ambitne. Obie kochały adrenalinę, potrzebowały emocji i zwycięstw. Obie wiedziały, że w rajdówce po prostu się uzupełniają i są w stanie powalczyć o najwyższe cele. Jednocześnie miały też świadomość, że zasiadają w naprawdę szybkim samochodzie. Jako jedyna żeńska załoga wystartowały więc w 1981 roku w Rajdowych Mistrzostwach Świata z marzeniami, ale zarazem jasno postawionym celem: zdobyciem tytułu. Na przekór wszystkiemu.
Początki nie były jednak udane dla całego zespołu Audi. Rewolucyjny samochód, który jednocześnie okazał się dość skomplikowany konstrukcyjnie, często ulegał awariom. Ale, im dalej w las, tym więcej wniosków wyciągali wszyscy: zarówno producent, jak i mechanicy oraz będąca za kółkiem Mouton. I przyniosło to oczekiwane rezultaty.
Pierwsza w historii
Debiutancki sezon w Audi okazał się dla Michèle bardzo trudny. Musiała zmierzyć się z ogromną presją, bo przecież model Quattro był wówczas uważany za potencjalnie najlepszy samochód w stawce. Do tego w dalszym ciągu spore grono startujących wraz z Mouton mężczyzn czekało tylko na jej potknięcie. Wielu rywali nadal uważało, że Francuzka nie nadaje się do rajdów, a zatrudnienie jej przez Audi to jakiś koszmarny dowcip i dziejowa niesprawiedliwość.
I nie było na to lepszej odpowiedzi niż ta, którą Michèle przygotowała przeciwnikom w ramach sportowej rywalizacji. Już w trzeciej rundzie cyklu, Rajdzie Portugalii, Mouton zajęła na koniec zawodów czwarte miejsce. Kolejne starty to problemy z autem, które udało się opanować w szalenie wymagającym Rajdzie Finlandii. Audi znalazło się w nim na podium, ale za sprawą Hannu Mikkoli, który ostatecznie stanął na jego najniższym stopniu. Michèle? Skończyła trzynasta.
Znacznie bardziej odpowiadający jej preferencjom był kolejny rajd, czyli rywalizacja w San Remo. 59 odcinków, 751 kilometrów walki na szutrze i asfalcie – to coś, na co tylko czekała Mouton. Choć na początku nie szło jej najlepiej, przez co musiała po pierwszych etapach zadowolić się miejscem w drugiej dziesiątce. Ale potem Quattro pokazało swoją moc, stając się bezkonkurencyjnym autem na luźniejszej nawierzchni. I to do tego stopnia, że Mouton i Pons objęły prowadzenie w rajdzie.
Michèle Mouton w Audi Quattro w 1984 roku. Fot. Wikimedia Commons
Ale presja robiła się coraz większa. Nazwiska, które znajdowały się tuż za francusko-włoskim duetem, były wręcz przygniatające. Röhrl, Ari Vatanen, Henri Toivonen, Antonio Fassina – to przecież fenomenalni kierowcy, mający wówczas ogromny apetyt na sukces w WRC. Głodna zwycięstw w równym, a może i nawet większym stopniu, była jednak Michèle Mouton.
Jednak kiedy znalazła się już blisko triumfu w San Remo… zawiódł samochód.
– Usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Nie wiedziałam do końca, co mogło się zepsuć, ale miałam przeczucie, że na pewno coś uległo poważnej awarii. Wcisnęłam gaz i było w porządku, wcisnęłam hamulec – pedał dosłownie wtopił się w podłogę. Wydawało mi się wtedy, że cały mój wysiłek poszedł na marne – mówiła po latach Michèle. Ostatecznie auto udało się jednak naprawić.
Główny rywal Francuzki w rajdzie, Ari Vatanen, w samej końcówce rywalizacji miał ogromnego pecha – przebił oponę, co uniemożliwiło mu walkę o zwycięstwo. Tego nie dała już sobie natomiast odebrać Mouton, stając się tym samym pierwszą kobietą w historii, która wygrała rundę w cyklu WRC. I do dziś żadna inna zawodniczka takiego wyczynu nie powtórzyła.
“Francuska tygrysica”, bo tak zaczęto ją nazywać, zamknęła w ten sposób usta wszystkim swoim krytykom. Każdemu, kto zarzucał jej, że nie powinna w ogóle startować w rajdach, a robi to tylko ze względu na swoją urodę i wynikającą z niej przychylność sponsorów.
Tymczasem Michèle Mouton okazała się kierowczynią z krwi i kości, który potrafi zwyciężać w trudnych warunkach, jadąc szalenie szybkim tempem i wygrywając z tuzami motorsportu. I już w kolejnym sezonie ponownie to pokazała.
Czas na mistrzostwo świata
W 1982 roku francuska zawodniczka była na ustach całego świata. Podobnie jak kierowane przez nią Audi Quattro, będące w kolejnym sezonie zmagań w WRC konstrukcją bardziej dopracowaną i nadal piekielnie szybką. Do Mouton i Mikkoli dołączył Stig Blomqvist, który, kiedy tylko startował, momentalnie znajdował się na czele stawki. Głównymi kierowcami niemieckiego producenta pozostawali jednak Francuzka i Fin.
Michèle od początku sezonu, czyli Rajdu Monte Carlo, chciała włączyć się do walki o tytuł mistrzowski. Ale przesadziła, a popełniony przez nią błąd poskutkował uderzeniem w ścianę domu przy prędkości ponad 100 km/h. Zarówno ona, jak i Pons, musiały być przewiezione do szpitala, gdzie stwierdzono u nich niegroźne obrażenia. Urazy nie były poważne, toteż duet stanął na starcie drugiej rundy rywalizacji w cyklu WRC.
Rajd Szwecji, z problemami, ale okazał się ostatecznie dość szczęśliwy dla Mouton. Michèle na mecie była piąta, co dało jej pierwsze w sezonie 1982 punkty w klasyfikacji generalnej. A po kolejnych zawodach, które odbywały się w Portugalii, Francuzka dała wszystkim do zrozumienia, że w tym roku będzie chciała w swoim Audi Quattro zdobyć mistrzostwo. 16. edycja Vinho do Porto padła bowiem jej łupem. Przewaga nad drugim Perem Eklundem? Ponad 13 minut. Kolejne Quattro w stawce? Na mecie prawie pół godziny za Mouton.
Oprócz Michèle, tytułem zainteresowany był również przede wszystkim jego zdobywca w 1980 roku, czyli Walter Röhrl. I to właśnie rywalizacja tej dwójki była głównym punktem całego sezonu 1982. Mouton nie przejmowała się jednak za bardzo tym, co robi jej przeciwnik. – Dlaczego miałabym o nim myśleć? Nie za bardzo obchodzi mnie, jak on wypada na trasach. Skupiam się na sobie, bo wszystko zależy przecież ode mnie. I to wystarczy, na więcej nie mam nawet czasu. A Walter niech myśli i robi, co chce – mówiła dosadnie 31-letnia już zawodniczka Audi Sport.
Niemiec także nie gryzł się w język. Był przy tym jednak znacznie mniej uprzejmy względem swojej rywalki, choć po latach znacząco spuścił z tonu i tłumaczył, że tak naprawdę nie miał nic przeciwko Mouton. Ale jeszcze w 1982 roku zdarzało mu się wypalić, że nawet małpa byłaby szybka za kierownicą Audi Quattro, uderzając oczywiście w Michèle. Przeszkadzał mu również od początku fakt, że kobieta jest w stanie potencjalnie pozbawić go mistrzostwa. – Te komentarze nigdy mnie nie ruszały. Liczyło się tylko wygrywanie dla zespołu – skwitowała to po latach Mouton.
Finalnie to jednak Niemiec sięgnął po tytuł. Ale Francuzka wcale nie odpuszczała, zwyciężając jeszcze w dwóch rajdach: Grecji i Brazylii. I choć sezon zakończyła za Röhrlem, tracąc do niego w “generalce” 12 punktów, to jednocześnie napisała niesamowitą historię w motorsporcie. Udowadniając zarówno sobie, jak i wszystkim wokół, że kobieta także jest w stanie bić się o najwyższe cele, siedząc za kierownicą samochodu.
Był to jednocześnie przełomowy okres dla samego Audi. Koncern z Ingolstadt został pierwszym niemieckim producentem, któremu udało się wygrać mistrzostwo konstruktorów w WRC. A to wszystko nie tylko dzięki dobrej formie Mikkoli, ale przede wszystkim fenomenalnej jeździe Mouton, która w międzyczasie borykała się z dramatem w życiu prywatnym.
50 lat w motorsporcie
Przegranie tytułu z Röhrlem nie było czymś, nad czym zawodniczka Audi Sport szczególnie rozpaczała. Jasne, przyznawała, że szkoda, że to ona nie sięgnęła po czempionat, ale tak naprawdę w głowie miała już tylko jedno. Wspomnienie o swoim ojcu, który zmarł w trakcie przedostatniej rundy cyklu w sezonie 1982. Na półtorej godziny przed startem Rajdu Wybrzeża Kości Słoniowej, tragiczne wieści dotarły do Francuzki, która pierwotnie chciała zrezygnować z rywalizacji, ale do pozostania w samochodzie przekonała ją matka.
– Kiedy dwa tygodnie wcześniej wyruszałam z domu na kolejny rajd, widziałam go, jak myje swój samochód. Potem wróciłam, a on już nie żył. Nie byłam na tyle silna, by zobaczyć go w trumnie. Nie potrafiłam. Chciałam jako ostatni jego obraz w mojej głowie zachować tamtą chwilę – kiedy czyścił auto i był szczęśliwy. Strata mojego ojca była dla mnie kolosalna. Był dla mnie wszystkim – wspominała później Michèle.
Choć w kolejnym sezonie udawało się jej jeszcze kończyć rajdy na podium, to już na koniec roku była w klasyfikacji generalnej dopiero piąta. Wciąż problematyczny był samochód, który nawet w poprawionych wariantach odmawiał czasem posłuszeństwa, a nawet stawał w płomieniach. Następne lata były dla Mouton coraz gorsze w WRC, aż wreszcie zdecydowała się opuścić rajdy całkowicie, do czego przyczynił się fatalny wypadek Henriego Toivonena i jego pilota, Sergio Cresto. Obaj zginęli w Rajdzie Korsyki w 1986 roku. Wtedy też karierę zakończyła Mouton.
Ale nie zamierzała odchodzić z motorsportu. Dwa lata później powołała do życia zawody Race of Champions, które powstały jako hołd dla Toivonena i Cresto. W dalszym ciągu była związana ze środowiskiem rajdowym, często pełniąc funkcję doradcy w rozmaitych zespołach, w tym między innymi w ekipie Peugeota w 1988 i 1989 roku. Pojawiała się też na Rajdzie Paryż-Dakar.
W 2010 Mouton została pierwszą przewodniczącą Komisji ds. Kobiet i Sportów Motorowych FIA, później będąc też menedżerem w WRC i zajmując się kwestiami bezpieczeństwa podczas rajdów. W strukturach organizacji pozostawała aż do grudnia tego roku, kiedy to oficjalnie odeszła na emeryturę.
Michèle Mouton podczas grudniowej gali FIA w Rwandzie, 2024. Fot. Newspix
Zamknęła tym samym swoją niesamowitą przygodę z motorsportem, w której osiągnęła tyle, ile żadna inna kobieta w historii. Zagrała wszystkim na nosie, zdobywając wicemistrzostwo świata. I być może gdyby nie tragiczne okoliczności końcówki sezonu 1982, Michèle udałoby się raz na zawsze uciszyć również tego, który do końca nie tolerował jej w WRC, czyli Waltera Röhrla.
50 lat kariery w motorsporcie i 50 rajdów, w których zebrała łącznie 229 punktów, czterokrotnie lądując na najwyższym stopniu podium. Taki dorobek wprowadził Michèle Mouton do Galerii Sław FIA. I są to jednocześnie osiągnięcia, które stawiają ją w gronie nie tyle najlepszych kobiet w sportach motorowych, co przede wszystkim w elicie wszystkich kierowców rajdowych w historii.
BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI
Fot. Newspix, Wikimedia Commons, Youtube.com/@thejoshrevell
Czytaj też:
- Zbyt niebezpieczna, by istnieć. Czym była rajdowa Grupa B?
- Udany rok nadziei polskich rajdów. Jakub Matulka o minionym sezonie i planach na przyszłość
- Widowisko na światowym poziomie. Czym zachwycił ORLEN 80. Rajd Polski?
- Jedyny w swoim rodzaju. Co sprawia, że tor w Monako jest wyjątkowy?
- Śmiercionośny wyścig na małej wyspie. Czym jest Isle of Man TT?