Nikola Grbić jest w pierwszym turnieju tegorocznej Ligi Narodów jak alchemik, który nie tylko w teorii, ale i w praktyce może sprawdzać różne wymyślone przez siebie receptury. Serb wziął do chińskiego Xi’an 14 zawodników, a w tym gronie nie ma ani jednego olimpijczyka z Paryża, jest za to kilku debiutantów. I po trzech meczach wychodzi, że i oni radzą sobie z rywalami – Polacy pokonali bowiem reprezentację Turcji i mają na koncie komplet punktów. Choć akurat dziś Grbić miał powody do nerwów. I momentami te nerwy pokazywał.
Liga Narodów siatkarzy. Polacy wygrali trzeci mecz
3:1 z Holandią i dokładnie taki sam wynik z reprezentacją Japonii. Oba mecze rozegrane zresztą w dobrym stylu, czyli takim, który nie pozwolił przesadnie tęsknić za liderami kadry. Dziś? No dziś momentami mogliśmy pomyśleć, że przydaliby się Wilfredo Leon czy Bartosz Kurek. Bo Biało-Czerwonym akurat z Turkami długimi fragmentami spotkania nie wszystko wychodziło idealnie. A to akurat mecz, w którym Polacy teoretycznie nie powinni mieć większych problemów – Turcja w zeszłym sezonie była najgorszą ekipą w Lidze Narodów, wygrała 1 na 12 rozegranych spotkań.
Normalnie z rozgrywek by spadła, ale akurat poszerzono je z 16 do 18 drużyn. Więc została, ale głównie po to, by znów od rywali obrywać.
Dziś jednak jej reprezentanci pokazywali, że swoje potrafią i faktycznie są gotowi na to, by walczyć o utrzymanie, które jest ich celem. Bo w pierwszej partii długo prowadzili, a Polacy – bez udziału Kewina Sasaka i Artura Szalpuka, czyli dwóch podpór zespołu w pierwszych spotkaniach – się najzwyczajniej w świecie męczyli. Aleksiej Nasewicz nie grał dobrego spotkania w ataku, nie funkcjonował nasz środek, podobnie zresztą zagrywka. Co jednak istotne – i co pewnie wpłynęło na fakt, że Grbić nie robił zmian – Polacy odbębnili cenną lekcję i zyskali sporo pewności siebie, bo w końcówce wyszli na prowadzenie za sprawą asa serwisowego Rafała Szymury. W nerwowej sytuacji mylić zaczęli się też Turcy – na przykład wtedy, gdy przy 25:25 nasz atak ze środka poleciał daleko za boisko (Grbić był wtedy wściekły), ale… wyszło, że jeden z Turków dotknął siatki w bloku.
Tyle że po chwili trener Biało-Czerwonych znów mógł krzyczeć ze złości, bo w jego zespole brakło porozumienia co do tego, kto ma podbić oddaną nam przez Turków piłkę. Gdy ostatecznie zrobił to Mateusz Czunkiewicz, to było za późno i trafił w klatkę piersiową Mateusza Poręby. Ten ostatni zresztą też był zdenerwowany, a ucierpiała przy tej okazji piłka rzucona przez niego z całej siły w parkiet. Ostatecznie seta zamknęliśmy, bo Michał Gierżot dwie akcje później wyserwował asa. Nie zmienia to jednak faktu, że cały set pokazał, jak sporo pracy jest momentami jeszcze przed naszymi (w większości) młodymi zawodnikami.
ASEM SERWISOWYM KOŃCZYMY TEGO SETA 🤩
📺 Polsat, Polsat Sport 1
📲 Polsat Box Go #VNL pic.twitter.com/8zomCc7gH7— Polsat Sport (@polsatsport) June 14, 2025
W drugiej partii takich nerwów już nie było, choć Turcy się nie poddawali i – choć Polacy prowadzili już 24:21 – obronili dwie piłki setowe. Biało-Czerwonym udało się zamknąć partię przy trzeciej. Ostatni set meczu? No tu już było faktycznie łatwiej. Rywale popełniali sporo błędów z pola zagrywki, nie wykorzystywali też swoich ataków, a u nas przebudził się słaby wcześniej Nasewicz, którego Grbić ponownie posłał na boisko – najpierw zaliczył kilka dobrych ataków, a potem dołożył jeszcze dwa asy, które pozwoliły Biało-Czerwonym odjechać na 13:9. I to była przewaga, jakiej już nie zmarnowali, domykając mecz w trzech setach. Paradoksalnie, bo choć było to nasze najgorsze spotkanie w tym turnieju Ligi Narodów, to równocześnie pierwsze, w którym Polacy nie stracili ani jednego seta.
RADOŚĆ UZASADNIONA 🙌
TAK BIAŁO-CZERWONI ZAKOŃCZYLI MECZ Z TURCJĄ 💥#VNL pic.twitter.com/Y79MbPlR3m
— Polsat Sport (@polsatsport) June 14, 2025
Jutro czeka nas domknięcie rywalizacji w Chinach – o 13 Polska zmierzy się z Serbią.
Polska – Turcja 3:0 (28:26, 25:23, 25:21)
Fot. Newspix