Za nami głosowanie dziennikarzy na najlepszych zawodników w Ekstraklasie w minionym sezonie. Weszło reprezentowała trójka dziennikarzy i postanowiliśmy podzielić się z wami kulisami całego przedsięwzięcia i naszych wyborów. Koledzy już się pochwalili, więc czas na mnie. Dlaczego uważam, że Afonso Sousa to najlepszy piłkarz ligi oraz że nie było lepszego trenera niż Jacek Zieliński?

Krótka przypominajka, jak to wszystko wygląda. Dziennikarze z całej Polski najpierw zbierają się w siedzibie Canal Plus, gdzie przedstawiane są nam kandydatury na poszczególnych pozycjach — bramkarz, obrońca, pomocnik, napastnik. Dodatkowo także trener. Z podanych nazwisk wybieramy piątkę, możemy też przedyskutować dopisanie do listy kogoś, kogo naszym zdaniem brakuje (maksymalnie dwóch osób).
Następnie ci, którzy zdobędą najwięcej głosów, przechodzą do drugiego etapu, w którym spośród pięciu nominowanych wybieramy trzech, którym przydzielamy punkty. Po zliczeniu wirtualnych kart do głosowania otrzymujemy wyniki, które zostaną ogłoszone na Gali Ekstraklasy w poniedziałek, 26 maja. Mała gwiazdka: MVP rozgrywek wybierają sami piłkarze, więc w naszym tekście jest to tylko dodatek, ciekawostka.
Na kogo oddaliśmy głosy?
Jak głosował Przemysław Michalak i dlaczego? Poznaj kulisy narady w Canal+
Najlepsi piłkarze Ekstraklasy 2024/25. Głosy Weszło – Szymon Janczyk

BRAMKARZE
- Kacper Trelowski – 5 punktów
- Bartosz Mrozek – 3 punkty
- Sławomir Abramowicz – 1 punkt
Nie wiem, czy muszę cokolwiek wyjaśniać. Facet zachował najwięcej czystych kont, a tych, którzy kręcą na to nosem, wskazując, że przecież obrońcy ułatwili mu robotę, ucisza pokazując statystykę „uratowanych bramek”. Według Hudl StatsBomb wyciągnął 1,85 gola ekstra, ponad normę. To nie jest najlepszy wynik w lidze (Frantisek Plach – 5,87), lecz wystarczająco dobry, żeby potwierdzić, że Trelowskiego na tron nie wynieśli koledzy z zespołu.
Przede wszystkim jest to też wynik lepszy niż w przypadku Mrozka. I nie chodzi o to, że trzeba z drugiego robić lebiegę, bo obaj bronili bardzo dobrze. Ot, golkiper Rakowa był troszeczkę lepszy. Wyrównaną rywalizację z delikatną przewagą Trelowskiego widać nawet, gdy zmierzymy bramkarzom serię minut bez wpuszczonego gola w tym sezonie.
- Kacper Trelowski – 631 minut
- Bartosz Mrozek – 610 minut
Uważam, że miniony sezon to rok, w którym Mrozek utrzymał bardzo dobry poziom, z kolei jego konkurent z tego zestawienia niesamowicie się rozwinął. To dowód wybitnej pracy Macieja Kowala, naprawdę świetnego eksperta od treningu bramkarzy, którego ma w sztabie Marek Papszun. Albo raczej miał, bo Kowal właśnie z ekipy trenera Rakowa odchodzi.
Kowal: Wielu bramkarzy o fajnej jakości nie odnalazłoby się w Rakowie [WYWIAD]
W każdym razie ponownie można się zaśmiać z mądrości Davida Baldy, który przed rokiem robił wycieczki w kierunku Rakowa, zarzucając mu, że przysłał im kiepsko przygotowanego golkipera.
Na trzecim miejscu Sławomir Abramowicz i choć nie powiem, że z braku laku, to jednak z wyraźną stratą do liderującej dwójki. Można było wrzucić tutaj wspomnianego Placha, można było dać Valentina Cojocaru. Uważam jednak, że Abramowicz sporo dla Jagiellonii zrobił, zaliczył kilka świetnych interwencji w kluczowych momentach, które trochę zginęły na przestrzeni sezonu. Czasami z winy jego samego, bo zaliczał też drobne wpadki.
Wciąż jednak we wspomnianej już statystyce „uratowanych goli” jest nawet wyżej od Trelowskiego, więc było dobrze. Wystarczająco dobrze, żeby wskoczyć na podium.
OBROŃCY
- Joel Pereira – 5 punktów
- Stratos Svarnas – 3 punkty
- Mateusz Skrzypczak – 1 punkt
Nie będę udawał, jestem w teamie Joela Pereiry od zawsze i będę w nim na zawsze. Jest to piłkarz wręcz fenomenalny na warunki Ekstraklasy, tak jakościowy, że powinniśmy odmówić kilka zdrowasiek za to, że do ligi trafił i przede wszystkim za to, że Lechowi Poznań udało się go utrzymać. Łatwo nie było, tanio też nie, ale Portugalczyk udowadnia, że było warto. Wciąż ma to swoje niesamowicie niebezpieczne dośrodkowanie, zwłaszcza z półprzestrzeni. Zanotował pięćdziesiąt (!) kluczowych podań, tyle strzałów oddano po jego podaniach.

Tak, wiem i rozumiem to, że Pereira nie jest najlepszą opcją w defensywie, to jego minusik, ale cholera – coś musi sprawiać, że gość z takim podaniem gra tylko w Ekstraklasie. Nie można mieć wszystkiego. Uważam, że ofensywne atuty Joela oddają z nawiązką to, że w obronie miewa problemy. Uważam też, że fakt, że na moment usiadł na ławce, wcale go nie dyskwalifikuje. Wręcz odwrotnie! Jego powrót do składu i wycięcie takiego konkurenta jak Rasmus Carstensen, to dowód ogromnej klasy i jakości.
Carstensen jest piłkarzem z Bundesligi. I nie mówię tylko o tym, skąd przychodzi (bo przecież z zaplecza!), lecz o jego możliwościach. Gdy odwiedziłem Genk, rozpływano się nad Duńczykiem. Że zdolności motoryczne miał na topowym poziomie, w dodatku wyróżniał się cechami przywódczymi, co rzadko zdarza się bocznym obrońcom. W Belgii nie zaistniał tylko dlatego, że Racing ściągnął go w zastępstwie za piłkarza, którego jednak nie udało się sprzedać. Oceniano go jednak wysoko, co stanowi spory komplement, bo skauci Genk znają się na rzeczy.
Pereira więc posadził na ławce takiego kozaka i na przestrzeni sezonu zafundował nam piętnaście bramek. Dwa strzelił sam, przy siedmiu asystował, sześć to asysty drugiego stopnia (dane: EkstraStats.pl). I żeby nie było: w defensywnych statystykach też wypada dobrze. Był na przykład tuż za czołową dziesiątką pod względem odzyskanych piłek na połowie rywala na swojej pozycji, w czołowej piątce, jeśli chodzi o odbiory.

Skończę już jednak ten przydługi list miłosny, bo jest dwóch innych porządnych obrońców do opisania. Tym razem takich, co to własną piersią osłonią przed wszelkim złem. Osobiście uważam, że Zoran Arsenić jest nawet lepszym stoperem niż Stratos Svarnas, na pewno pod względem tego, jak znakomicie się ustawia, czyta grę, przewiduje wszystko, co dzieje się na boisku, lecz jednak to Svarnas grał w tym sezonie więcej i był filarem najlepszej defensywy w stawce. Ponadprzeciętny z piłką przy nodze, aktywny i skuteczny pod bramką rywala. To absolutnie topowy transfer Rakowa, jeden z najlepszych w historii klubu.
Mateusz Skrzypczak wciąż nie przestaje mnie zadziwiać. Myślę, że się nie obrazi i potwierdzi, że trzy lata temu zapowiadał się w najlepszym przypadku na ligowy dżemik. W dodatku niekoniecznie ekstraklasowy. Sposób, w jaki zbudował swoją pozycję w lidze w ostatnich dwóch sezonach, dowodzi, że bardzo często „baza” u piłkarza jest, lecz z różnych powodów pozostaje przykryta wadami, brakiem pewności siebie, ogrania. Skrzypczak trafił do zespołu i trenera, który nastroił go tak, żeby wydobyć z niego najlepsze cechy i przykryć braki.
Mniej niż milion euro. Tyle trzeba zapłacić za obrońcę Jagiellonii
Widzę w nim stopera ofiarnego, pewnego w interwencjach, z bardzo dobrym wprowadzeniem piłki. Ciekawe, że pod pressingiem rywali skuteczność jego podań zmalała tylko o sześć punktów procentowych — to naprawdę świetny wynik, dowód jakości w rozegraniu. W Białymstoku mówią, że świetnie podziałał na niego transfer Enzo Ebosse i wspólna gra z nim, bo Skrzypczak mógł podpatrzeć, jak zachowuje się obrońca, który dotknął topu. Niewykluczone, że sam w tym kierunku zmierza.

Mateusz Skrzypczak wywalczył miejsce na liście powołanych do kadry. Zasłużenie!
Wtrącę tylko słówko o tym, co uważam za niesprawiedliwość. Brak Jana Grzesika wśród nominowanych to po prostu nieporozumienie. Owszem, padła propozycja, żeby go dopisać do listy, lecz wygrały opcje Steve’a Kapuadiego i Joela Pereiry (tak, Joela na pierwotnej liście zabrakło!). Skoro na szerszej liście nominowanych zmieścili się obaj boczni obrońcy Pogoni, skoro starczyło miejsca dla Mateusza Żyro, to dziwnie wygląda pominięcie Grzesika, który:
- wypracował 16 goli w sezonie (5 goli, 7 asyst, 4 asysty drugiego stopnia) bez wykonywania stałych fragmentów gry,
- był niesamowicie uniwersalny: lewa obrona, prawa obrona, wahadło, skrzydło i wejścia w pole karne w roli fałszywej dziewiątki – trzeba coś potrafić, żeby ogarnąć to od strony rozumienia gry,
- pod względem motorycznym należy do absolutnej topki ligi,
- popisywał się znakomitymi wrzutami z autu, uznajmy to za sympatyczny dodatek.
Na zwycięstwo nie miałby szans, ale, kurcze, doceniajmy polskich piłkarzy, którzy wzbijają się ponad szarzyznę.
POMOCNICY
- Afonso Sousa – 5 punktów
- Gustav Berggren – 3 punkty
- Ali Gholizadeh – 1 punkt
Należę do osób, dla których Złota Piłka w rękach Rodriego jest takim samym zaskoczeniem, jak transfer Portugalczyka do Radomiaka. Żadnym, facet zasłużył. Uwielbiam dyrygentów, którzy nie stoją w pierwszym szeregu, ale mają kluczowy wpływ na zespół, dlatego zastanawiałem się, czy wyżej postawić Gustava Berggrena, czy jednak Afonso Sousę. Gdyby Raków Częstochowa wygrał mistrzostwo Polski, Berggren mógłby być minimalnie z przodu, ale Sousa…
- 12 goli
- 5 asyst
- 5 asyst drugiego stopnia
Poza napastnikami tylko Kamil Grosicki dorównał mu liczbami, reszta ogląda jego plecy. Dużo słyszeliśmy o potencjale, który w nim tkwi. On sam opowiadał mi o tym, jak bardzo chciałby udowodnić kibicom, że jest jakościowym piłkarzem. I zrobił to, bez dwóch zdań. Lech Poznań krążył wokół niego. Był najlepszy w zespole oraz w czołówce ligi pod względem wykreowanych szans. Nikt w Kolejorzu lepiej nie dryblował, nikt w Ekstraklasie nie zaliczył większej liczby podań w ostatnią tercję boiska. Świetnie wychodziło mu także holowanie futbolówki przy nodze, pokonywanie przestrzeni w ten sposób, napędzając akcje zespołu.

Bawił się chłopak tą ligą, oj, bawił. Ciekawostką jest, że jego strzały były na tyle precyzyjne, wymierzone i pewne, że miał najwyższe post-shot xG w Ekstraklasie. Czyli kopał tak, że szanse na bramkę rosły już po oddaniu strzału, za sprawą techniki uderzenia.
Berggren to rzecz jasna piłkarz kompletnie inny, tkacz, pochłaniacz metrów. Nie był piłkarzem, na którego patrzysz i mówisz – jest najlepszy w tym, tym i jeszcze w tym, pozamiatane. Był jednak niesamowicie kompletny. Odebrał, wybiegał, rozegrał. Nie notował wielu genialnych podań, ale gdy wyczuł moment, potrafił posłać piłkę, która zmieniała losy akcji, albo i całego meczu. Żeby go docenić, trzeba się skupić, uważnie śledzić to, że bez niego Raków ataku nie skonstruuje.
Dawid Szwarga mówił o nim w „Foot Trucku”, że rozwinął wizję gry, manewry pod presją, zachowania w pressingu, zdobywanie przestrzeni i zaadaptował się do intensywności Ekstraklasy. Sami widzicie, jak różne komplementy można posłać pod adresem Gustava.
Nominacje za sezon 2024/25 w Ekstraklasie. Jak głosował Wojciech Górski?
Wreszcie Ali Gholizadeh, czarujący lewą nogą, futsalista na trawie. Powoli można montować kompilacje bliźniaczo podobnych akcji, w których szybka noga Irańczyka sprawia, że obrońca jest bezradny. Potem bezradny staje się bramkarz, który ogląda rogala wkręcanego do siatki. Osiem goli i sześć asyst to dla skrzydłowego wynik bardzo dobry, zwłaszcza jeśli rozegrałeś połowę minut w sezonie, ale dodajmy, że wrażenie potęguje istota wielu z tych bramek czy ostatnich podań. Gholizadeh zaliczał je w kluczowych momentach.
Najwięcej mówi się o tym, co Gholizadeh wyczynia, gdy ma piłkę, natomiast moim zdaniem równie ciekawe jest to, jak gra bez balona przy nodze. Bardzo dobrze wypada w statystykach biegowych, dobrze wygląda także w pressingu. Ma najwięcej udanych drylingów w zespole Lecha, co jest też czołowym wynikiem ligi. Bardzo ciekawy, wielowymiarowy piłkarz. Świetnie, że ostatecznie dojechał, że Lech budował go i nie pozbył się go wcześniej.
Mało znany fakt o Alim: rzuca auty tak samo daleko jak Abramowicz i Grzesik. Serio.

Bardzo żałuję, że nawet w gronie nominowanych nie zmieścił się Patrik Hellebrand. Przekleństwem takich wyborów jest spłaszczenie dziesiątek przeróżnych ról, jakie odgrywają piłkarze, do jednego słowa. Pomocnikiem jest i czarujący z przodu Afonso Sousa, i hasający na skrzydle Ali Gholizadeh, i wszechstronny zawodnik operujący głębiej, jak Hellebrand. To dla mnie cichy bohater tego sezonu, drugi najlepszy środkowy pomocnik w stawce.
NAPASTNICY
- Efthymis Koulouris – 5 punktów
- Mikael Ishak – 3 punkty
- Benjamin Kallman – 1 punkt
Co mam wam powiedzieć, spójrzcie na klasyfikację strzelców. Efthymis Koulouris zalicza tak dobry sezon w Ekstraklasie, że porównujemy go z wynikami najlepszych napastników w historii ligi. Nemanja Nikolics niby trafiał do siatki częściej, ale przecież grał wtedy więcej spotkań. I można mówić, że statystyka przewidywanych bramek Greka pokazuje, że tych goli powinno być prawie o dziesięć mniej, ale nikt, kto patrzył na grę Koulourisa, nie powiedziałby, że piłkarz Pogoni strzela ponad stan.
On po prostu wie, kiedy i gdzie wskoczyć, robi to, uderza kapitalnie, idealnie, trafia. To typowy król pola karnego i bardzo dobrze, że ktoś taki odnajduje się w świecie piłki, w którym rozprawiamy o tym, jak dziewiątka pressuje, jak walczy o piłkę, jak gra ciałem i głową… Koulouris na boisku nie robi wiele poza strzelaniem (trochę wyolbrzymiam, ale celowo), lecz to niczego nie zmienia. Genialny gość.

Więcej w grze daje na pewno Mikael Ishak, który bardzo ciekawie porusza się bez piłki, schodzi po nią, odgrywa – stało się to charakterystycznym schematem w Lechu Poznań. Zarówno Ishak, jak i Koulouris mają kapitalne wykończenie. Są na dwóch pierwszych miejscach w lidze pod tym względem. Koulouris często jednak strzelał „z niczego”, z gorszych szans. Ishak odwrotnie, on bardzo często dochodził do konkretnych okazji, które wykorzystywał.
Benjamin Kallman trochę cierpi na tym, że Cracovia w pewnym momencie zaciągnęła hamulec jak w pociągu. Nagle stanęła w łąkach, w środku drogi. Do tego momentu jego statystyki wskazywały, że idzie na absolutnego kozaka i w sumie nim był, bo wypracował prawie trzydzieści goli (29 – 18, 8, 3) i ogląda plecy tylko Koulourisa oraz Ishaka. Liczyliśmy, że zostanie w lidze, w lepszym zespole i mogłoby to być rozwiązanie właściwe, które spowoduje, że Kallman wejdzie na jeszcze wyższą półkę. Nie udało się, ale zapamiętamy go jak piłkarza, który profilem wykracza poza klasyczną dziewiątkę, który był kimś pomiędzy: rozegrał, strzelił, powalczył.
W każdym innym sezonie walczyłby o tytuł najlepszego napastnika.
Nowy klub Kallmana jest słabszy niż… Piast. Trochę szkoda, że liga tak traci gwiazdę
TRENERZY
- Jacek Zieliński – 5 punktów
- John Carver – 3 punkty
- Niels Frederiksen – 1 punkt
Wyłamię się trochę z trendu, bo mam wrażenie, że większość kolegów po fachu najlepszym trenerem obwołuje mistrza Polski. Padła nawet propozycja, żeby głosować na „mistrza Polski”, ktokolwiek tytuł zdobędzie, temu zostaną przypisane punkty. Tak, w tym, że najlepszy jest ten, kto wygrywa ligę, tkwi logika. Tylko taka logika z miejsca stawia na przegranej pozycji gości, którzy — przepraszam za bezpośredniość — rzeźbią w gównie i wychodzą im z tego dzieła znacznie lepsze niż to, co serwuje nam Muzeum Sztuki Współczesnej, w którym często używają podobnych materiałów.
Nie chcę powiedzieć, że Jacek Zieliński miał tragiczną kadrę — uważam, że były gorsze. Niemniej wziął zespół po kimś, nie mógł dokonać żadnego transferu. Gdy już mógł, czyli zimą, wpadł mu jeden nowy zawodnik. Dobry, ale jeden. W takich warunkach potrafił ulepić drużynę, która jest jakaś, która zalicza topowe wyniki biegowe w lidze i na podstawie tego została rewelacją wiosny. Na limit młodzieżowców gwizdał już w listopadzie, bo go wypełnił. Wiosną i tak wystawiał po pięciu wychowanków. Odwracał wyniki meczów, rozwinął zawodników tak, że Korona zaraz pobije rekord transferowy klubu.

Jacek Zieliński – mój trener sezonu
Jeśli robisz coś takiego w warunkach znacznie gorszych niż te, które ma Niels Frederiksen w Lechu Poznań, to tytuł numeru jeden nie jest nadużyciem. Tak samo John Carver. Facet okiełznał stajnię Augiasza, poradził sobie w klubie, w którym ani nie mógł sobie nikogo kupić, ani nawet dostać wypłaty na czas. Jego podopieczni zresztą strajkowali z tego powodu. On był w tym wszystkim i niegasnącym uśmiechem, który sprawiał, że reszcie wróciła nadzieja, i merytorycznym gwarantem szans na utrzymanie.
Jacek Zieliński trenerem sezonu w Ekstraklasie? „Bez przesady!” [WYWIAD]
Wziął drużynę w kiepsko zorganizowanym środowisku, która rozstała się z uwielbianym przez kibiców trenerem i sprawił, że teraz to jego uwielbiają. Gdy przychodził do Lechii, miała ona tylko punkt więcej niż Śląsk Wrocław. On się utrzymał, Śląsk nie. Uważam, że było to wyjątkowo trudne zadanie.
Słowo o ostatnim nagrodzonym. Wystawiam się, bo Niels Frederiksen wciąż może być Adasiem Miauczyńskim tego sezonu, ale nic to. Nawet gdybym znał rozstrzygnięcia w tabeli i byłyby one niekorzystne dla Lecha, zagłosowałbym na niego. Uważam, że wykonał kapitalną pracę, zdołał punktować ze średnią wyższą niż 2,00/mecz i nawet przegrane mistrzostwo nie może tego skreślić. Frederiksen w moich oczach lepiej rozwija zespół niż Marek Papszun, oferuje też ciekawszy futbol.
Poza tym Papszunowi zawsze słodzi się, że wziął Raków w kryzysie, posprzątał po roku z Dawidem Szwargą. Szanujmy się, jeśli mowa o sprzątaniu, to Frederiksen miał zadanie, które przypominało ogarnięcie szopy, w której ojciec trzymał wszystkie graty, po czterdziestu latach kolekcjonowania tego, co mu wpadło w ręce. Tak opisałbym podniesienie drużyny mentalnie i piłkarsko po półroczu z Mariuszem Rumakiem.
MÓJ MVP EKSTRAKLASY 2024/2025 – AFONSO SOUSA
Dylemat był, nie ukrywam. Zastanawiałem się, czy może jednak postawić na Alego Gholizadeha, który w ostatnim czasie zaliczył kilka bardzo ważnych punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Wiosną był niesamowity, to fakt, lecz w porę się uszczypnąłem: to nagroda za sezon, nie za rundę. Jeśli ktoś przez cały rok trzymał poziom, jak Afonso Sousa, to statuetka powinna powędrować do niego.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Jacek Klimek szantażował trenera Stali? “Zapowiedział, że będzie nas niszczył”
- Żona Kallmana żegna Polskę: Benjamin był nikim, nienawidzony przez fanów
- Czy Raków wyciągnął już konsekwencje wobec kibiców-rasistów?
- Feio miał odpowiedzieć Legii. “Nie podpisał kontraktu”
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix, FotoPyK