Reklama

Jacek Zieliński trenerem sezonu w Ekstraklasie? “Bez przesady!” [WYWIAD]

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

17 maja 2025, 08:26 • 16 min czytania 9 komentarzy

Podczas posiedzenia kapituły nagród Ekstraklasy nikt nie miał wątpliwości, że Jacek Zieliński zasługuje na nominację w kategorii: Trener Sezonu. Koronę Kielce wyciągnął ze strefy spadkowej i spokojnie utrzymał. Regularnie stawiał na młodzież, wychowanków. On jednak nie wyciąga rąk po statuetkę. — Bez przesady! — rzuca, zapytany przez Weszło o tę kwestię. Potem zaś opowiada, jak naprawił Koronę przeprowadzając tylko jeden transfer, kogo uważa za najlepszego szkoleniowca ligi, jaką przyszłość dla Korony widzi w kolejnym sezonie, co trzeba w klubie poprawić i kogo można pochwalić.

Jacek Zieliński trenerem sezonu w Ekstraklasie? “Bez przesady!” [WYWIAD]

— Nie baliśmy się skoczyć do gardła nikomu — cieszy się Zieliński, podsumowując wiosnę w Kielcach.

***

Rozmawiam z trenerem sezonu Ekstraklasy?

Bez przesady! Trzeba rozgraniczać pewne rzeczy. Nominacja — fajnie, miło. Odbieram to bardziej jako docenienie tego, co zrobiliśmy w tym sezonie, w rundzie, jako sztab, drużyna. To personalna nagroda tylko z nazwy, chodzi o nas wszystkich. Przypomnę, że przed pierwszym meczem wiosny byliśmy w strefie spadkowej. Minęły trzy miesiące i mamy nad strefą spadkową piętnaście punktów przewagi. To potwierdzenie dobrej roboty, którą wykonaliśmy, w którą wierzyliśmy. Chłopcy się tą wiarą pompowali, napędzali. Oni się z tej nominacji cieszą, bo traktują to jak docenienie naszej pracy.

Reklama

Spodziewał się pan nominacji?

Byłem zaskoczony, nie spodziewałem się.

Konkurencja była duża.

Zobaczmy, kto tam jest. Niels Frederiksen i Marek Papszun biją się o mistrzostwo. Adrian Siemieniec — świetna robota. John Carver wykonuje świetną pracę z Lechią Gdańsk. W piątce nie ma Rafała Góraka, a uważam, że powinien być. Byli jeszcze Mateusz Stolarski, Goncalo Feio, chociaż on bardziej za wynik w Europie. Naprawdę duża grupa trenerów pokazała się z dobrej strony.

Byłem w kapitule i dyskusje o trenerze Góraku czy Stolarskim były, ale pańskiej obecności nikt nie podważał.

Tym bardziej miło.

Reklama

Jacek Zieliński o nominacji do trenera sezonu: To nagroda dla nas wszystkich [WYWIAD]

Wspomniał pan o Johnie Carverze. Jako dwaj doświadczeni trenerzy wyciągnęliście zespoły ze strefy spadkowej w spektakularnym stylu. Jak pan patrzy na jego pracę?

Zamieniliśmy parę słów z Johnem przed meczem, po meczu. Bardzo sympatyczny człowiek, dobry trener, co pokazał. Trend stawiania na młodych jest normalny, oni zawsze będą szli falą. Nominacje dla nas są jednak docenieniem doświadczenia. Tego, czego się nauczyliśmy przez lata pracy. Czasami nosa trenerskiego. Młodzież ma swoje przywileje, atuty, ale chyba za wcześnie nas pogrzebano.

Jego Lechia Gdańsk była wymagającym rywalem?

Dobry zespół. Trochę podobny do nas, bo bazujący na szybkości, intensywności w grze. Mają bardzo szybki, mobilny atak. Nasz mecz był bardzo otwarty, z fajnymi akcjami, zmieniającą się sytuacją. Szkoda zakończenia, ale taka to reguła w piłce: jak masz i nie dajesz, to dostajesz. Sprawdziło się to w ciągu minuty. Myślę, że daliśmy dobry mecz. Przeglądałem „Piłkę Nożną” i dostał pięć gwiazdek. To rzadkie, „Piłka Nożna” nie jest skora do takich ocen w przypadku dwóch zespołów, które pałętają się w dole tabeli.

John Carver i Jacek Zieliński

John Carver i Jacek Zieliński

To kto jest dla pana trenerem sezonu?

Skoro walka o tytuł mistrzowski trwa do końca, to najbardziej uczciwym i zasadnym werdyktem byłby trener mistrza Polski. Bardzo wysoko oceniam też pracę Adriana Siemieńca, który drugi rok z rzędu prowadzi zespół na bardzo wysokim poziomie. Świetnie łączył grę w Ekstraklasie z Ligą Konferencji, więc powinien być brany pod uwagę.

Patrzy pan na to, z kim wam się grało najciężej?

Trudno powiedzieć, bo wiosną nie patrzyliśmy już na nazwę, klasę przeciwnika, tylko staraliśmy się grać swoje. I to bardzo dobrze wychodziło. W pierwszej rundzie mieliśmy momenty, w których dostosowywaliśmy się do przeciwnika i niekiedy było to dużym problemem. Wiosną, gdy narzucaliśmy swój styl gry, on wielu drużynom nie pasował. Nie było jednak kogoś takiego, kto nam bardzo nie pasował. Patrząc na wyniki, to na pewno nie leżał nam Radomiak. Dwie porażki w meczach derbowych, ważnych dla kibiców… Jesienią nas rozjechali, rewanżu szkoda. Graliśmy dobre spotkanie, w końcówce daliśmy się po prostu trafić.

Jak przekonaliście zespół do tego „swojego grania”, bez patrzenia na rywala?

Przychodząc do Korony, starałem się przekonać zawodników, że mamy naprawdę dobry zespół i nie muszą mieć kompleksów. Moment był jednak trudny, bo poza boiskiem doszły sprawy organizacyjne. Zmiany prezesów, kwestia właściciela i sprzedaży klubu. Siedziało to w głowach. Starałem się wprowadzić trochę spokoju, braku szaleństwa. Szło nam ciężko, bo co wykonaliśmy krok do przodu, to był krok do tyłu. Runda posłużyła za zbadanie pewnych rzeczy, dotrwanie do końca i znalezienie się w sytuacji, w której strata do bezpiecznego miejsca nie będzie duża. Wierzyłem jednak, że wiosna będzie lepsza, nawet mimo braku ruchów kadrowych.

Dołączył tylko Kostas Sotiriou.

Uważałem, że mamy dobry zestaw chłopaków. Chcieli iść w górę, rozwijać się. Jakość dał nam także powrót Nono, który wiele daje drużynie nie tylko, jeśli chodzi o umiejętności, ale też o mentalność, charakter. Okazało się, że można. Zespół przekonał się do tego zimą. Zaczęliśmy grać bardzo intensywnie, na dużej szybkości. To wiązało się z dużym ryzykiem, ale opłaciło się.

Jesienią graliście tak, jak punktowaliście, czy jednak punkty były trochę poniżej możliwości?

Były mecze, w których mogliśmy wyciągnąć więcej, jak z Lechem Poznań, ale różnicę w jakości dobrze widzimy teraz. Myślę, że jesienią punkty były odzwierciedleniem tego, co prezentowaliśmy.

Jacek Zieliński o naprawie Korony Kiece: Nie baliśmy się skoczyć do gardła nikomu

Co poprawiliście pod względem czysto piłkarskim?

Parę rzeczy. Dużo dobrego dała zmiana w bramce. Rafał Mamla wszedł między słupki jako nieopierzony chłopak, ale wprowadził spokój, dał radę. Dużo pracowaliśmy nad defensywą, naszym credo była dobra obrona i faza przejściowa. Do niej jednak musieliśmy mieć ludzi. Cieszę się, że udało się dotrzeć do Mariusza Fornalczyka, który zrobił duży postęp, przede wszystkim mentalny. Dojrzał do naszego grania. Dobra postawa Wiktora Długosza, Adrian Dalmau miał dobry moment. Bardzo solidnie grała linia pomocy. Wydawało się, że przy kontuzji Yoava Hofmeistera będziemy mieli problem z ustawieniem środka, ale Nono i Martin Remacle wyglądali naprawdę dobrze.

Słyszałem, że spory wkład w poprawę gry miały zmiany w sztabie szkoleniowym. Trener Mateusz Dudek wniósł sporo jeśli chodzi o organizację gry w obronie.

Pod tym kątem robiliśmy zmiany, chcieliśmy wnieść pewne rzeczy na wyższy poziom. O Mateuszu słyszałem dużo dobrego w jego poprzednich miejscach pracy, daliśmy mu się sprawdzić i wygląda to coraz lepiej. Doszedł nowy trener przygotowania motorycznego, który także wykonuje bardzo dobrą robotę. Połączyło się to z pracą reszty sztabu, działu medycznego, drużyny. Fajną postawą wykazali się ci, którzy wcześniej byli trochę poza składem. Miłosz Strzeboński, Jakub Konstantyn, Bartek Smolarczyk dawali dobre sygnały, co przełożyło się na minuty.

Ma pan namacalne dowody poprawy? Może pan położyć na stół argumenty: jesienią było tyle sytuacji rywali, wiosną tyle, więc jest poprawa.

Można to sprawdzić. Niektóre rzeczy są tajemnicą kuchni, ale jesienią straciliśmy 27 bramek, tymczasem teraz jest ich o połowę mniej. Zespoły, które z nami grają, stwarzają sobie zdecydowanie mniej sytuacji. Kwestia motoryczna — nasza intensywność jest na naprawdę dobrym poziomie. Jesteśmy w czołówce ligi pod względem sprintów (109,56 to drugi wynik w lidze – przyp. red.), dystansu przebiegniętego sprintem, skoków pressingowych.

Jesienią zespół nie był dobrze przygotowany, nie mógł tak grać?

Nie chodzi o to. Musieliśmy się dotrzeć, przekonać chłopaków do tego, sprawdzić pewne rzeczy na żywym organizmie. Proces trwał, nie miałem okresu przygotowawczego ani wpływu na transfery. Musiałem to sprawdzać na gorąco, niektórych sprawdzałem w rezerwach, innych w Pucharze Polski. To był dla nas poligon.

Jacek Zieliński

Jacek Zieliński

Słyszałem, że większą uwagę przywiązujecie do obrony pola karnego.

Wiele zespołów zwraca na to uwagę. Gra w defensywie to połączenie paru czynników — stałe fragmenty gry, obrona pola karnego, gra w obronie niskiej czy wysokiej. To się łączy, ale rzeczywiście, pracowaliśmy nad tym, nieraz było to nużące, męczące, ale zespół to złapał. Staramy się dopracować swój styl, egzekwować wymagania, które stawiamy.

Na mecz z Legią Warszawa wyszliście z czterema młodzieżowcami, zagrało pięciu wychowanków. Wszyscy wtedy mówili: kadra Korony jest słaba. Jak pan na to patrzył?

Nie komentowałem tego. Przed rundą kwalifikowano nas jako pierwszy zespół do spadku, poza Śląskiem, który był w bardzo ciężkiej sytuacji. Puszczy i Stali wróżono w tym czasie spokojny środek tabeli. Robiliśmy swoje, starałem się motywować chłopców, wkładać im do głowy, że potrafią grać w piłkę. Nie baliśmy się skoczyć do gardła nikomu. Na Legii zagraliśmy bardzo dobry mecz, byłem zły, że wypuściliśmy ją z uścisku, bo uciekła nam ze strefy komfortu. Dobry mecz z Cracovią, bardzo dobry z Lechem i sytuacja Pięczka, w której sędziowie popełnili błąd… Nie mieliśmy się czego wstydzić. W meczach z rewelacjami jesieni i Śląskiem, który zaczął się odbijać, zdobyliśmy osiem punktów. Za słowami poszły czyny.

W tabeli tuż nad Koroną jest Cracovia, z której pana zwolniono. Teraz prawie dogoniliście ich w tabeli.

Tak, ale to wykładnia różnych sytuacji. Mamy dwa mecze, będziemy starali się przeskoczyć Cracovię, natomiast dla mnie to żaden azymut czy powód do lepszego samopoczucia. Gramy o swoje cele, chcemy zdobyć punkty, gramy o premię dla klubu, dla siebie. To wystarczy. W Krakowie pracowałem pięć lat, swoje pokazałem, udowodniłem. Nie muszę się niczego wstydzić i nie potrzebuję dodatkowych afrodyzjaków.

Skoki pressingowe Korony Kielce – widać rozwój na przestrzeni sezonu. W Ekstraklasie jest pod tym względem trzecia. Rozwój widać także w statystyce strzałów w następstwie wysokiego pressingu oraz odzyskanych dzięki temu piłek.

Jacek Zieliński o Mariuszu Fornalczyku: Po Euro podamy sobie rękę i gdzieś pojedzie

Z Mariuszem Fornalczykiem ma pan relację mentorską?

Trudno powiedzieć, czy mentorską, bo ja go bardziej traktuję jak synka. Podobnie patrzyłem na Michała Rakoczego w Cracovii, ich kariery układały się podobnie. To są chłopcy, którym warto pomóc, bo są zafiksowani na punkcie piłki, chcą wygrywać. Czasami ich nadmierne oczekiwania im nie pomagają, zamykają ich w niektórych aspektach, ale warto na nich stawiać. Michał w trudnych momentach ciągnął Cracovię, Fornal robi to samo w Koronie. Chciałbym, żeby Michał do tego wrócił, a Mariusz szedł w górę, ale podejrzewam, że Korona może być dla niego za ciasna.

Słyszałem opinię, że z Fornalczykiem do tej pory po prostu nie miał kto porozmawiać.

Nie wiem, jak dawniej bywało. Słyszałem o nim, gdy był w Polonii Bytom, widywałem go w epizodach w Pogoni Szczecin. Spotkaliśmy się w Kielcach i od początku zaimponował mi pracą na treningach. Chciał, był zaangażowany, ale czasami umykało to między palcami z powodu tego, że chciał wszystko zrobić jak najlepiej. Tak się nie da. Parę rozmów, przykładów, kolejne dobre mecze – to utwierdziło go w przekonaniu, że chyba mamy rację.

Wiosną, gdy jeszcze nie miał liczb, ale już wzbudzał zachwyt, pan go kontrował, domagając się bramek.

Bo takich zawodników nie rozlicza się z wiatru, lecz z tego, co wpadnie lub co dogra. Mariusz zaczyna to robić. Jeśli wyeliminuje jeszcze diabełka, który wciąż czasami siedzi mu na ramieniu, będzie bardzo dobrym piłkarzem. To nie były rozmowy wychowawcze, bardziej merytoryczne, rodzicielsko-opiekuńcze.

Co pan pomyślał, gdy w kwietniu wpłynęła oferta za Mariusza z MLS? Nietypowy moment, w Polsce połowa rundy.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Nie powiem, że była to oferta niepoważna, bo w grę wchodziły duże pieniądze, ale to nie był kierunek dla Mariusza. Zespół środka, czy nawet bardziej dołu, tabeli w przededniu mistrzostw Europy, na których może być najlepszym piłkarzem drużyny – to byłaby fatalna decyzja. Rozmawialiśmy, wziął to na siebie właściciel, przekonał go. Myślę, że Mariusz chciał zostać, wie, że ma tutaj jeszcze coś do zrobienia. Po Euro podamy sobie rękę i gdzieś pojedzie.

Jacek Zieliński

Jacek Zieliński

Mariusz Mariuszem, ale wspomnieliśmy o pięciu wychowankach. Drogą takich klubów jak Korona, które wielkiego budżetu nie mają, jest wychowanie piłkarzy wystarczająco dobrych na Ekstraklasę?

Na pewno. W naszym przypadku musiało tak być, bo płacimy jedne z najniższych pieniędzy w lidze. Do tej pory nie byliśmy na rynku konkurencją, zawodnicy traktowali nas jako czwartą, piątą ofertę. W Kielcach zawsze rodzili się fajni chłopcy, jak Wiktor Długosz. Akademia działa dobrze, co prawda bez zespołu w CLJ, ale mamy zespół w trzeciej lidze, który w przyszłości będzie oparty na młodych chłopakach własnego chowu. Idzie to ku dobremu i taka będzie nasza droga – kręgosłup drużyny obudować swoimi, którzy chcą iść w górę.

Ostatnio sporo mówi się o tym, jak wprowadzać młodych chłopaków do seniorskiej piłki.

Od tego mamy drugi zespół, który gra w bardzo wymagającej lidze. Tam mogą się przetrzeć. Jesienią w rezerwach grali Strzeboński, Ciszek, Bąk, Konstantyn – oni teraz są pełnoprawnymi członkami pierwszej drużyny, grają coraz częściej. Bardzo często zapraszamy młodzież na nasze treningi. Pokazują się przez kilka dni, wracają, sięgamy po następnych. Chcemy każdemu pokazać schemat naszej pracy, przygotować ich na to. Druga drużyna oraz zespół juniorów starszych grają już tym samym systemem.

Jak ich nie przeciążyć? Marek Wasiluk ciekawie o tym pisał, tłumaczył, że ci chłopcy nie mogą jeszcze pracować tak mocno, jak reszta zespołu.

Dbamy o to. Zapraszamy młodzież na lżejsze treningi, taktyczne, z piłkami. Gdy mamy intensywne gry, jest ich więcej, żeby była możliwość rotacji, żeby nie mieli takich samych obciążeń jak pierwszy zespół. Czeka następna grupa, sprawdzimy ich. Też nie można wpaść w szaleństwo, bo samymi młodymi nie zbudujemy składu na Ekstraklasę. Część zawodników musimy wymienić, ale młodzież na pewno dostanie szansę.

Jacek Zieliński o planach Korony: Nowy właściciel chce, żebyśmy wyszli z szarości

Jak nakreśliłby pan profil piłkarza, którego chcecie mieć w Koronie?

Staramy się szukać zawodników o dobrych parametrach fizycznych – wydolnych, szybkich. Wiadomo, to nie jest proste. Kręgosłup drużyny muszą jednak tworzyć piłkarze, którzy potrafią dobrze grać w piłkę. W końcu o to chodzi w tym sporcie, tu się nie tylko biega.

Patrzyłem na dziewiątki, które były do was przymierzane zimą i widziałem raczej silnych napastników.

Silni tak, ale z golem. Wiedząc, że musimy gonić w tabeli, szukaliśmy target mena, który będzie wykańczał sytuacje, bo wbrew pozorom nasze xG w wielu meczach było na naprawdę dobrym poziomie. I nadal jest. Powinniśmy mieć o siedem czy osiem bramek strzelonych więcej. Szukaliśmy kogoś, kto nam pomoże na tu i teraz. Niestety, nikt taki się nie trafił, ale odpalił Adrian Dalmau. Teraz jednak szukamy innego napastnika.

Takiego jak Dalmau?

Piłkarskiego, ale bardzo mobilnego. Bardziej mobilnego niż Dalmau.

Jaki ma pan wkład w proces transferowy, na jakim etapie pan się w to angażuje?

Wcześnie rozmawiam z dyrektorem Pawłem Tomczykiem i szefem skautingu Kubą Drysiem o tym, jakiego zawodnika potrzebujemy, na co zwracamy uwagę. Potem dostaję szeroką listę, niektórych sprawdzam. Jeździmy na obserwację na żywo, trwa to długo, ale nie płacimy dużo, więc musimy robić przemyślane ruchy, nie możemy sobie pozwolić na błędy. WyScoutem mogę się posługiwać ja, Kuba bardzo często jeździ i ogląda piłkarzy. W meczu wyjazdowym, domowym, żeby mieć jak największe dossier. Sam spędzam trochę czasu na oglądaniu piłkarzy, staramy się zadzwonić do piłkarza i agenta, czy nawet jego bliskich. Porozmawiać, zapytać. To niewiele kosztuje, lecz pomaga.

Zmienia się rozkład sił w Ekstraklasie. Coraz więcej klubów jest w stanie płacić lepiej niż Korona. Patrzycie na to z obawą, że będzie tylko coraz trudniej?

Na pewno będzie coraz trudniej, nawet patrząc na zestaw beniaminków. Też jednak mamy nowego właściciela. Właściciela, który chce, żeby Korona wyszła z nicości, szarości, wiecznego obgryzania paznokci przed ostatnią kolejką. Ten sezon pokazał, że można to zrobić, ale jeśli chcemy grać na tym samym poziomie co wiosną – albo lepszym – to zdecydowanie trzeba ten zespół wzmocnić.

Jacek Zieliński i Paweł Tomczyk

Jacek Zieliński i dyrektor sportowy Korony – Paweł Tomczyk

Nowy właściciel to gwarant wyższych możliwości w Kielcach?

Głęboko w to wierzę. Marzenia, które kiedyś mieliśmy, powoli zaczynają się ziszczać. Z panem Łukaszem Maciejczykiem jest większa gwarancja stabilności, spokoju. Wszystko jest płacone na czas. Jesienią był z tym problem, ale przetworzyliśmy to we własnym gronie, bez protestów, szaleństw. Z dużym zrozumieniem.

Nie ma obawy, że zbyt wysoko zawiesicie poprzeczkę oczekiwań?

Nie obawiam się tego, bo przeżywałem wiele takich sytuacji w piłce. Kto szafował wielkimi hasłami, szedł na podbój świata, kończył bardzo źle. Wszystko trzeba zrobić w cyklu dwu-, trzyletnim. Podnieść zespół, obudować, wzmacniając akademię, poprawiając warunki treningowe, bo to też przydałoby się w Kielcach. Nie tylko pierwszy zespół. Dwa, trzy transfery w każdym okienku, dokładać coraz lepszych zawodników… Na to potrzeba minimum dwóch sezonów.

Macie rozmowy o tym, jakie miejsce zadowoli Koronę w przyszłym sezonie?

Takich rozmów jeszcze nie było, ale słyszałem wypowiedzi pana Łukasza Maciejczyka, że zadowalałaby go Korona w okolicach dziesiątego miejsca. To adekwatne do tego, co prezentujemy i co możemy zrobić.

Wspomniał pan o warunkach treningowych. Słyszałem, że proces treningowy, cała organizacja go, wyglądają coraz lepiej.

Wygląda, ale w dalszym ciągu dysponujemy jednym boiskiem treningowym tylko dla nas. Ono jest bardzo dobre, dajemy sobie radę, ale problemy przychodzą zimą. Sztuczne boisko, które nadaje się do użytku, jest w Nowinach, przy akademii. Tam trzeba dojeżdżać. Przydałby się ośrodek z dwoma, trzema boiskami, są na to plany.

Są jakieś udogodnienia, które chcielibyście mieć jako sztab na miejscu?

Mamy do wykorzystania pomieszczenia pod sektorem ultrasów. Na to potrzebne są pieniądze i pomysł, ale można pewne rzeczy poprawić. Warunki do odnowy biologicznej mamy, aczkolwiek mogłyby być lepsze. Kriokomora, jakiś basen na miejscu – wszystko trzeba robić etapami. Za poziomem sportowym będzie – miejmy nadzieję – szła infrastruktura.

Chciałby pan poszerzyć sztab szkoleniowy? Pamiętam, że w pewnym momencie w Cracovii było to problemem.

Mój sztab był wtedy bardzo wąski. W Koronie nie jest on jakoś bardzo rozbudowany, ale na chwilę obecną dajemy sobie radę. Można byłoby się posiłkować kimś jeszcze do działu analiz, ale liczba osób, które są w klubie, wystarczają. Nie jestem zwolennikiem przesadnie rozbudowanych sztabów, bo odpowiedzialność się gdzieś rozmywa.

Jak wygląda codzienna praca waszego sztabu?

Ustalamy to na spotkaniach wewnętrznych. Mam głównego asystenta, z którym mam najczęstszy kontakt, rozmawiamy o priorytetach, głównych zadaniach. Potem to przeglądam, sprawdzam. Daję duże możliwości działania młodym trenerom i myślę, że dobrze na tym wychodzą, bo się rozwijają. Nie narzucam, żeby robić wszystko od linijki, tak jak ja chcę. Kiedyś, gdy zaczynałem pracę, byłem w sztabie sam. Pierwszy raz asystenta miałem, gdy wróciłem do Siarki Tarnobrzeg. Czasami było nawet tak, że trzeba było jeszcze bramkarza rozgrzać. Rozmawiamy o tym ze starszymi trenerami i śmiejemy się, że dzisiaj to nie do pomyślenia. Teraz zaplanowany jest nawet przyjazd wózka z napojami podczas treningu.

W Koronie też?

Ustalamy, kiedy na boisko wjeżdża “bufet”, bo tak to nazywam. Wszystko, co prowadzi do ostatecznego celu, jest dozwolone.

Przed nami mecz, który może zdecydować o mistrzostwie Polski. Czuje pan jakąkolwiek ekscytację, że może przesądzić o tytule dla Lecha Poznań?

Pracowałem w Lechu i mam duży sentyment do tego klubu, natomiast to już sprawa między nimi. Mają przewagę, wszystko w swoich rękach. Korona gra u siebie, przy komplecie publiczności, z kandydatem do tytułu — tym się ekscytujemy. W normalny, sportowy sposób. Chcemy się pokazać, skoczyć Rakowowi do gardła. Na resztę nie mamy wpływu.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Awantura o piłkarza Legii. Odmówił wyjazdu na Euro, bo żądał gwarancji gry?

Szymon Janczyk
0
Awantura o piłkarza Legii. Odmówił wyjazdu na Euro, bo żądał gwarancji gry?
Anglia

Manchester City złamał przepisy Premier League. Zapłaci ponad milion funtów kary

Aleksander Rachwał
1
Manchester City złamał przepisy Premier League. Zapłaci ponad milion funtów kary

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Awantura o piłkarza Legii. Odmówił wyjazdu na Euro, bo żądał gwarancji gry?

Szymon Janczyk
0
Awantura o piłkarza Legii. Odmówił wyjazdu na Euro, bo żądał gwarancji gry?

Komentarze

9 komentarzy

Loading...