Reklama

Widzew Sopicia odbiera smak życia

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

16 maja 2025, 12:43 • 8 min czytania 48 komentarzy

Żeljko Sopić zaczął pracę w Widzewie od budowania pomnika samemu sobie. Miał być twardy, nieprzejednany i rozsądny w doborze strategii na mecz. Po dwóch miesiącach pracy Chorwata, który do Łodzi ściągnął cały sztab, zmieniła się nie tylko opinia o nim, ale też jego narracja. Bo jak tu grać, skoro nie ma piłkarzy? Fakt, może i nie ma, ale najgorsze, że planu trenera też za bardzo nie widać.

Widzew Sopicia odbiera smak życia

Widzew Sopicia właśnie nie wygrał piątego meczu z rzędu, co trzeba wykorzystać do wbicia szpileczki trenerowi. Nie przez wrodzoną złośliwość, lecz dlatego, że wystawił piłkę do pustej bramki. W końcu na przywitanie z Polską opiniował poprzednika, że jeśli nie wygrywa pięć razy z rzędu i wciąż stosuje pressing, to znaczy, że jest głupi. Chorwat też zakopał się w czarnej serii, jednak ciężko odpysknąć mu czymś podobnym.

Ciężko, bo trzeba byłoby znaleźć jakąkolwiek cechę charakterystyczną jego drużyny. Widzew Myśliwca pressował i przegrywał, Widzew Sopicia osiąga ten sam efekt, nie wiedząc, co ma robić na boisku.

Widzew Łódź zmienił trenera, nie zmienił wyników. Żeljko Sopić zawodzi

— Można mówić o wizji… Jeśli lubisz pressować i przegrasz pięć meczów z rzędu, co o tobie powiedzą? Co za głupi trener! rzekł na starcie Żeljko Sopić i po ledwie dwóch miesiącach przekonał się, że słowo to broń obosieczna. Właśnie on sam został trenerem, który nie wygrał pięciu meczów z rzędu. Narracja samego zainteresowanego troszeczkę się jednak zmieniła. Częściej wspomina o braku jakości w zespole. Nie ma kim grać, więc jak może być lepiej?

I nie to, że się myli. Skoro Daniel Myśliwiec miał ten problem, to i jego następca go ma, przecież nie zdążył dokonać żadnego transferu.  Zmienił się jednak kontekst, bo jeśli strzelasz do poprzednika, zapowiadasz zmiany od pierwszego dnia, „wypracowanie modelu gry w procesie treningowym, a następnie powtarzanie tego w lidze”, po czym wychodzisz przed kamery i stwierdzasz, że wyciągasz maksimum z tego, co masz na stanie, więcej nie da się zrobić, to nie wystawiasz sobie najlepszej oceny.

Reklama

W pierwszych tygodniach po zwolnieniu trenera Myśliwca w Widzewie zapanowała mała idylla. Jeszcze zanim ster chwycił Sopić, na poprawę wskazywał Patryk Czubak. On też punktował to, co kiedyś nie działało, ale teraz wychodzi. Dobre odbudowywanie stref, mądra obrona. Były ckliwe słowa, wzruszające momenty. W tym wszystkim ktoś ewidentnie zapomniał, że przed nami jeszcze trzy miesiące gry i pracy, że życie może bardzo szybko zweryfikować rzucane tezy.

Widzew zwolnił trenera w momencie, w którym zakończył ścieżkę zdrowia po najtrudniejszym momencie terminarza (Lech, Cracovia, Śląsk, Pogoń — praktycznie sama czołówka wiosny). Wyglądał fatalnie, co tu kryć, rozjechał się kompletnie — symptomatyczne, że zmiana w jakości gry zaczęła się dokładnie wtedy, gdy zarząd zwolnił asystenta trenera Myśliwca, bo ten „zatruwał pracę sztabu”, ale zostawmy już tę ekshumację — natomiast logiczne było, że skoro najgorsze mecze za nimi, to o punkty będzie łatwiej.

Zwłaszcza że Czubak, a potem także Sopić, uciekli się do najprostszych środków. Nie twierdzę, że to błąd — to wybór. Poświęcenie długofalowego celu (bo długofalowo ciężko punktować, gdy stawiasz na, momentami wręcz desperacką, głęboką obronę) dla krótkoterminowego zysku. Wyborem było też dopisanie do tego narracji o odzyskaniu zespołu i odbudowie. Wtedy przyniosło to uznanie czy brawa, jednak życzę powodzenia z uzyskaniem podobnego rezultatu, jeśli ktoś po ostatniej serii wyszedłby do mediów z hasłem o poprawianie odbudowy stref w obronie.

Obawiam się, że „filozof” byłoby najłagodniejszym epitetem, jaki spotkałby takiego delikwenta, więc może faktycznie lepszą taktyką jest się nie wychylać, w nadziei, że ktoś nie przypomni sobie o tym, że przed dwoma miesiącami zakomunikowano radykalną poprawę i nie zapyta, gdzie też się ona podziała.

Reklama

Widzew stracił cechy wyróżniające. To zespół nijaki

To, co widzi nie tylko przeciętny, ale też bardziej zaawansowany obserwator ligi czy Widzewa, to proces przeciętnienia zespołu. Także, być może zwłaszcza, pod kątem tego, co ten zespół oferuje na boisku. Jeszcze jesienią była to drużyna, która miała stempel trenera, była charakterystyczna. Ba, nawet na początku tej fatalnej wiosny, była charakterystyczna. W końcu nadal starała się pressować grać intensywnie, nawet jeśli była za to karcona. Obecny Widzew to — jak to określił mój znajomy — typowy ekstraklasowy przepychacz meczów, który nawet nie potrafi przepchnąć meczu.

Okazało się, że to, co zadziałało w pierwszych tygodniach, już nie działa. Widzew gra statycznie, nudno, ociężale. Pressing nie działał, lecz pressing był przynajmniej wyznacznikiem tego, że trener wymaga czegoś od swojej drużyny. Bo żeby pressować, trzeba pokazać ambicję, zaangażowanie i zawziętość. We have to zapierdalać — gdy jeszcze zgadzały się wyniki, to hasło sprawiało, że kibice Widzewa robili do Myśliwca maślane oczy.

Gdy w zawoalowany sposób przekazano im, że teraz Widzew nie będzie zapierdalał, tylko stał, bo to mądrzejsze, początkowo to przyjęli. Bo na chwilę zgadzały się wyniki. Nic dziwnego jednak, że gdy wyniki poszły w las, ocknęli się i pytają, co to ma być. Czy taki był sens zmian, ściągania całego sztabu ekspertów z Chorwacji, żeby na grę zespołu nie dało się patrzeć? Czy naprawdę najlepszym nowym pomysłem trenera jest zestawienie składu bez skrzydłowych, co zaoferował w meczu z Legią Warszawa?

Widzew zmienił zasady dla Chorwatów. Sopić układa zespół i sztab

Żeljko Sopić za moment będzie kompletnie przegrany w oczach społeczności widzewskiej, zanim tak naprawdę poznamy, co może pokazać jego drużyna, gdy przepracuje z nią okres przygotowawczy oraz dostanie lepszych piłkarzy. Niedobrze, lecz jeszcze gorzej, że głosy z wewnątrz są takie, że zaczyna przegrywać także od środka. Bo proces treningowy, w którym miał wypracować swój styl, nie wygląda zbyt obiecująco, na pewno gorzej niż przed paroma miesiącami, bo co jak co, ale akurat za jakość pracy w tygodniu nikt Myśliwca krytykować nie mógł.

Żeljko Sopić

Żeljko Sopić

Może to wszystko wynika z faktu, że kadra drużyny nie pozwala rozwinąć skrzydeł. Nieliczne przypadki określimy mianem i jakościowych, i ambitnych. Jeśli komuś brakuje tylko tego pierwszego, da się jeszcze przeboleć. Najgorzej gdy brakuje drugiego, albo w ogóle — obydwu rzeczy. Rafał Gikiewicz może potem wyjść i mówić, żeby nie zarzucać nikomu braku zaangażowania, lecz jak tego nie robić, skoro usunięto wszystko, co rzekomo psuło Widzew:

  • asystenta, który za dużo krzyczał;
  • trenera, który kazał dużo biegać;

Tymczasem nie widać, żeby oswobodzony z kajdan zbyt wielkich wymagań zespół pokazał tłumiony potencjał. Zespół, który usłyszał, że nie trzeba już harować, robi dokładnie to, co się robi, gdy nie ma nad sobą bata. Nie haruje. Gra, bo gra. Sopić co prawda opowiadał, że po porażkach będzie nie do zniesienia i pokaże twardą rękę, ale w rzeczywistości pozwolił na większy luz, wolne. Wiadomo, że jak odpuścisz, pozwolisz na więcej, to na krótką metę wygrasz szatnię, lecz ci sami ludzie zapamiętają, że zbyt wiele nie wymagasz i kiedyś to wróci.

Może nawet już wróciło.

Radykalna przebudowa albo marazm. Widzew musi dokonać odważnych zmian

Ciężko będzie zmontować wielki Widzew ze skrawków, które pozostały w Łodzi. Nawet najlepsi tkacze z tego miasta nie ogarnęliby takiego wyzwania. Głupio żegnać się za moment z trenerem, dla którego wywróciło się do góry nogami całą filozofię klubu, bo przecież zatrudnienie Sopicia i całej jego bandy oznaczało odejście od obranego stylu gry, przyzwolenie na ściągnięcie więcej niż jednego asystenta i tak dalej, i tak dalej. Gdzieś jednak twardy reset musi nastąpić.

Jeśli nie tam, to w szatni, w której akurat łatwo zlokalizować problemy. Widzew mógłby przecież delikatnie przykryć brak struktury na boisku, gdyby miał jakiegokolwiek bramkarza lub jakiegokolwiek napastnika. Właśnie tak trwają przepychacze — golkiper coś odbije, napastnik wpakuje. Aktualnie nie ma kto tego zrobić. Jest nawet gorzej, bo nie dość, że bramkarza nie ma, to jeszcze nie da się go odstawić od gry bez ryzyka odpalenia bomby w środku.

Przesada? To sprawdźcie sobie, co Rafał Gikiewicz mówił o Danielu Myśliwcu pół roku temu — Guardiola, wybitny! — i sprawdźcie, co powiedział po jego zwolnieniu — nie słuchał zawodników, tak się nie dało. Zaskakująca wolta zaskakuje mniej, gdy dodamy, że w sztabie poprzedniego trenera był już pomysł posadzenia bramkarza na ławce, bo każdy widział, że nie dojeżdża i nawet jeśli zmiennicy nie wydają się wybitni, sprawiedliwie będzie dać im szansę, zamiast trzymać się tego, co zawodzi.

Widzew dopiero co zaoferował Gikiewiczowi nowy, wysoki kontrakt. Teraz wszyscy widzą, że musi szukać pierwszego bramkarza, co oznacza, że ten drugi, z dużym wpływem na zespół i dużym udziałem w budżecie płacowym, będzie siedział na ławce. Brzmi jak przepis na katastrofę. Takich problemów, problemików, jest cała masa. Są spuścizną po tym, jak RTS był budowany dotychczas, bo choć przynosił zysk (chwała im za to!), to wymaga tak gruntownej przebudowy, że trzeba całować po rękach Roberta Dobrzyckiego. Bez jego milionów konieczna naprawa budziłaby powszechne przerażenie.

Żeby w następnym sezonie Widzew nie tyle walczył o puchary, ile po prostu znormalniał, otworzył sobie furtkę na wykręcenie wyniku ponad średnią, będzie protokół radomski — tak to przynajmniej nazywam od minionej zimy. Odważne odpalenie połowy pierwszego składu, wyczyszczenie szatni, obranie nowego, konkretnego kierunku w filozofii gry. Sentymenty ciągną w dół tak w prawdziwym życiu, jak w zespole piłkarskim. W tym drugim jednak zwłaszcza, bo to tam liczyć powinna się przede wszystkim jakość.

I jeśli chodzi o jakość, to w obecnym Widzewie zbyt wiele jej nie ma. Oby nie okazało się, że także u Sopicia, ale zanim to ostatecznie orzekniemy, wypada dostarczyć mu lepszy materiał do pracy.

WIĘCEJ O WIDZEWIE ŁÓDŹ NA WESZŁO:

SZYMON JANCZYK

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Manchester United chce wydać fortunę na piłkarza. Złożył kolejną ofertę

Aleksander Rachwał
0
Manchester United chce wydać fortunę na piłkarza. Złożył kolejną ofertę

Ekstraklasa

Komentarze

48 komentarzy

Loading...