Jak co prawie dwa tygodnie na stadionie w Kielach: Korona gra świetny mecz i zgarnia komplet punktów. Drużyna ze stolicy województwa świętokrzyskiego zaczynała rundę jako jeden z mocniejszych kandydatów do spadku, a może skończyć sezon tuż za… ścisłą czołówką. I choć o zwycięstwie z GKS-em Katowice przesądziła w doliczonym czasie gry, to z boiska wyglądała na dużo lepszy zespół. A więc zasłużenie, proszę państwa!
Korona jest w takim gazie, że na serio może skończyć sezon tuż za czołową piątką, która wciąż walczy o puchary. Wystarczy, że będzie do samego końca punktować tak, jak przez całą wiosnę, czyli mniej więcej na poziomie 1,92 punktu na mecz. Ma obecnie 43 oczka, dziś dzięki wygranej w bezpośrednim starciu przeskoczyła GKS Katowice, a do prześcignięcia zostali jej…
- 8. Motor Lublin – 43 punkty (i jeden mecz mniej)
- 7. Górnik Zabrze – 43 punkty
- 6. Cracovia – 45 punktów
Możliwe? Możliwe. Górnik jest w kryzysie formy, Cracovia przez całą wiosnę wygląda blado, a Motor też nie jest tak rozpędzony, jak w swoim najlepszym okresie tego sezonu. Wszystkie te trzy drużyny są do łyknięcia. Gdyby drużynie z Kielc udało się je wyprzedzić, mówilibyśmy o naprawdę dużym sukcesie.
Korona Kielce – GKS Katowice 2:1
Ale nawet jeśli to się nie uda, zespół Jacka Zielińskiego – i samego Jacka Zielińskiego! – można za tę wiosnę wyłącznie chwalić. W meczu z GKS-em Korona zaprezentowała zabójczy pressing na połowie rywala i jeśli mielibyśmy wybrać jeden czynnik, który zadecydował o końcowym wyniku, to wskazalibyśmy właśnie na ten. Kielczanie rzucali się na swoich rywali w pressingu tak efektownie, jak Polacy w majówkę na promocje kiełbasy i piwa w supermarketach.
Żadna to filozofia – jeśli często przechwytujesz piłkę na połowie rywala, to jednocześnie często masz dogodne sytuacje pod jego bramką. Zresztą, otwierające trafienie Korony padło po właśnie takiej akcji – przechwyt w szesnastce rywala (!) zaliczył środkowy obrońca (!), czyli Sotiriou, wrzucił do Fornalczyka, ten oddał do Szykawki, który strzelił z trudnej pozycji, stojąc tyłem do bramki. Zrobił to tak zaskakująco, że cała defensywa zespołu z Katowic tylko stała i patrzyła.
Korona mogła zamknąć mecz jeszcze przed przerwą, bo przed stuprocentową okazją stanął wtedy Fornalczyk. Czerwiński tak nieudolnie kasował prostopadłą piłkę do skrzydłowego, że tylko pomógł mu w akcji, no ale ten nieznacznie pomylił się przy strzale.
GKS? No cóż, nie mógł wymyślić zbyt wiele ciekawego.
Koronie chciało się grać
Tak jak Korona rzucała się na rywala jak Polacy po kiełbasę w majówkę, tak samo jak ci sami Polacy w pewnym momencie spuchła i nie za bardzo wiedząc, co się dzieje, dała sobie wyrwać prowadzenie. Choć sama akcja bramkowa GKS-u mogła się podobać – Czerwiński wrzucił do Repki, ten strzelił głową – to mówilibyśmy o pewnej niesprawiedliwości, gdyby to spotkanie zakończyło się remisem.
Ale nie zakończyło, bo Koronie – w przeciwieństwie do większości zespołów mających już pewne utrzymanie – chciało się grać. Stracona bramka nie dobiła ich, a raczej podrażniła, przez co w końcówce oglądaliśmy małą nawałnicę pod bramką Kudły, zakończoną trafieniem Błanika.
O skrzydłowym z Kielc mówi się znacznie mniej niż o jego vis a vis, czyli Fornalczyku, ale w ostatnich meczach prezentuje porównywalną formę. Dziś nie tylko zapewnił Koronie trzy punkty, ale też zarobił czerwoną kartkę dla rywala (to jego faulował Repka) i jak zwykle świetnie wrzucał ze stojącej piłki. Zapisał się w naszej pamięci akcją, gdy przeszedł z piłką przy nodze całe boisko… w poprzek. I choć miało to zachowanie potencjał na memy, to w końcowym rozrachunku napędziło jedną z dogodnych akcji.
Każdy chciałby mieć skrzydła w takim gazie, jak Korona.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Sukces rozsądnych ludzi. O awansie Arki Gdynia
- Jeśli chcesz nowy chodnik w Gdańsku – poczekaj. Najpierw Urfer bierze 10 baniek
Fot. newspix.pl