Kolejny mecz, kolejny spacerek Igi Świątek – tak można podsumować występ Polki przeciwko Evie Lys w czwartej rundzie tegorocznego Australian Open. Druga rakieta świata bez problemów rozprawiła się z dużo niżej notowaną rywalką i tym samym w świetnym stylu zameldowała się w ćwierćfinale turnieju rozgrywanego w Melbourne.
Powiedzmy to sobie wprost – Eva Lys nie jest postacią, która w tenisowym świecie wzbudza szczególnie wielkie emocje. Jest młoda (niedawno skończyła 23 lata), ma ciekawą historię, bo jej ojciec, który jednocześnie szkoli tenisistkę, występował w barwach Ukrainy w Pucharze Davisa, a sama zawodniczka urodziła się w Kijowie, choć reprezentuje Niemcy. Ale jeśli chodzi o osiągnięcia sportowe, to już tak interesująco w przypadku Lys nie jest.
Kiedy polscy kibice usłyszeli to nazwisko w kontekście kolejnego spotkania Igi Świątek w tegorocznej edycji Australian Open, raczej nie spodziewali się trudnego pojedynku. Wszak Niemka nie ma na swoim koncie wielkich sukcesów, a na turniejach wielkoszlemowych – jeśli w ogóle w nich grała – do tej pory najczęściej odpadała w pierwszej, a raz w drugiej rundzie. Ale w tym sezonie na kortach w Melbourne radzi sobie znakomicie.
Choć początek rywalizacji był dla niej wyjątkowo nieudany. Lys przegrała w eliminacjach z reprezentantką gospodarzy, Destanee Aiavą. Ranking pozwolił jej na zyskanie statusu szczęśliwej przegranej, a co za tym idzie – kontynuowanie rywalizacji w Australii. I z tej szansy Niemka skorzystała jak mało kto.
Incredible
#AusOpen pic.twitter.com/9fRFvo0xbu
— #AusOpen (@AustralianOpen) January 18, 2025
Najpierw wyeliminowała Kimberly Birrell, potem Warwarę Graczową, by w sobotę pokonać jeszcze Jaqueline Cristian, awansując do czwartej rundy. I to najlepszy rezultat osiągnięty w Australian Open przez kobiecego “lucky losera” od… 37 lat! Ale w walce o ćwierćfinał czekało ją już zadanie z gatunku tych najtrudniejszych, bo pojedynek przeciwko Idze Świątek.
I od początku spotkania było widać, że obie panie znajdują się w innych ligach. Bo o ile w pierwszym gemie Polka przy własnym serwisie musiała grać z Niemką na przewagi, to już w kolejnych partiach nie dawała rywalce większych szans, nieustannie podkręcając tempo. Lys? Próbowała, chciała walczyć, ale na tak dysponowaną Igę potrzebowała cudu. Ten jednak nie nadszedł, a Świątek do swojej “piekarni” dołożyła kolejnego “bajgla”, zwyciężając w premierowym secie do zera.
Nic nie wskazywało na to, by w drugiej odsłonie pojedynku miało się cokolwiek zmienić. Iga górowała nad przeciwniczką praktycznie w każdej statystyce, w tym także w tej najważniejszej, czyli wyniku. Po wygraniu swojego serwisu Polka od razu przełamała Lys, a kiedy tylko ta chciała napsuć nieco krwi drugiej rakiecie świata, to ta szybko odzierała ją z wszelkich nadziei, cały czas kontrolując spotkanie.
Choć wreszcie to Niemka miała swój mały moment radości, doprowadzając do wyniku 1:3. Przerwała tym samym niesamowitą passę 20 wygranych z rzędu gemów Świątek, która trwała od stanu 1:1 w pierwszym secie meczu z Emmą Raducanu. I to zasadniczo był największy sukces Evy Lys w dzisiejszej rywalizacji. Miała jeszcze okazję na zmniejszenie strat, ale raszynianka była bezlitosna i skrzętnie wykorzystywała swoje szanse, wyrzucając Niemkę za burtę turnieju w Melbourne.
Sensational Swiatek
Iga Swiatek advances to the quarterfinals following a 6-0 6-1 win over Lys!@wwos • @espn • @eurosport • @wowowtennis • #AusOpen • #AO2025 pic.twitter.com/sH7buDjwJ3
— #AusOpen (@AustralianOpen) January 20, 2025
W ćwierćfinale Iga zmierzy się już z rozstawioną rywalką: Emmą Navarro ze Stanów Zjednoczonych. W tegorocznej edycji Australian Open na pewno nie spotka się natomiast z Jeleną Rybakiną, czyli jedną ze swoich najgroźniejszych przeciwniczek. Kazaszka przegrała dziś z Madison Keys i tym samym pożegnała się z kortami w Melbourne.
Iga Świątek – Eva Lys 6:0, 6:1
Fot. Newspix
CZYTAJ WIĘCEJ O TENISIE:
- Polak nie obroni tytułu. Odpadł z Australian Open… dwa razy
- Sabalenka po raz trzeci? Finał Sinner – Alcaraz? Faworyci Australian Open
- “Mogę wygrać albo przegrać. Ale nie odpuszczę nigdy”. Nicolás Massú i dwa olimpijskie złota
- Przyjaciele, rywale, a teraz trener i podopieczny. Murray i Djoković razem po sukcesy