Od jakiegoś czasu wiemy już, że Iga Świątek w kolejny sezon wejdzie z nowym trenerem. Po niemal trzech latach niezwykle owocnej współpracy Polka zdecydowała bowiem o rozstaniu z Tomaszem Wiktorowskim. Nazwiska kolejnego szkoleniowca wciąż nie znamy, ale jesteśmy w stanie określić, jakie wyzwania staną przed osobą, która zostanie wybrana do tej roli. O co będzie więc musiał zadbać nowy trener Igi?
Powalczyć poza Paryżem
Iga Świątek jest królową mączki. Wiemy to nie od dziś, bo w Paryżu Polka po raz pierwszy triumfowała już w 2020 roku. Wtedy jeszcze jako nastolatka, w przełożonym na październik turnieju French Open. Wygrała sensacyjnie, bo był to jej pierwszy triumf… w jakiejkolwiek imprezie w tourze. W 2021 roku tego sukcesu nie powtórzyła (doszła do ćwierćfinału), ale już z Tomaszem Wiktorowskim w boksie turnieju na kortach Rolanda Garrosa po prostu nie przegrała.
Oczywiście, to nie tak, że zawsze było łatwo. W 2023 roku Karolína Muchová w finale wygrała z nią w drugim secie, a w trzecim długo wydawała się tenisistką lepszą. Ostatecznie jednak to Iga triumfowała 6:2, 5:7, 6:4. W tym sezonie blisko ogrania Polki była Naomi Osaka już w drugiej rundzie. Japonka miała nawet piłkę meczową przy swoim podaniu, ale jej nie wykorzystała. A potem Świątek poszła po swoje i do końca turnieju nie przegrała seta.
Ale to Paryż. A co poza nim?
Tam nie jest wesoło. Owszem, w 2022 roku – pierwszym współpracy duetu Świątek-Wiktorowski – Iga triumfowała w US Open. Nie grała tam może wybitnego tenisa, ale była na tyle skuteczna, że odprawiła kolejno wszystkie rywalki, jakie stanęły na jej drodze. Wtedy uznawaliśmy to za potwierdzenie faktu, że Polka może wygrywać regularnie nie tylko w Paryżu. Ale od tamtego czasu nie dostaliśmy kolejnego takiego. Ostatnie sześć turniejów wielkoszlemowych rozgrywanych poza stolicą Francji to w wykonaniu Świątek następujący bilans:
- Australian Open 2023 – IV runda;
- Wimbledon 2023 – ćwierćfinał;
- US Open 2023 – IV runda;
- Australian Open 2024 – III runda;
- Wimbledon 2024 – III runda;
- US Open 2024 – ćwierćfinał.
Zaledwie dwa razy w najlepszej ósemce, dwukrotnie też odpadała zanim rozpoczął się drugi tydzień turnieju. Do tego często przegrywała z rywalkami, które w teorii powinna ograć, jak w tym roku w Australii. W tym samym czasie Aryna Sabalenka – od ubiegłego sezonu główna przeciwniczka Polki – wygrała trzy Szlemy z siedmiu (z powodu kontuzji nie grała w Wimbledonie w tym sezonie), w których wzięła udział, w dwóch dochodziła do półfinału, a raz zagrała w finale. Tylko raz odpadła wcześniej (w ćwierćfinale) – na tegorocznym Roland Garros. To bilans po prostu o wiele lepszy, nawet jeśli w wygranych turniejach tej rangi w tym okresie jest tylko 3:2 dla Białorusinki.
Stąd nowy trener musi nauczyć Igę jak grać w Melbourne (bo nigdy do końca nie pokazała tam swojego najlepszego tenisa, nawet gdy dochodziła do półfinału w 2022 roku), a także sprawić, by znów powalczyła o triumf w Nowym Jorku. Zdaje się jednak, że by to osiągnąć, Iga musi zagrać tam lepiej, niż przed dwoma laty. I owszem, rozumiemy, że nawierzchnie w Australii i Stanach mogą jej do końca nie odpowiadać. Ale to właśnie cecha najlepszych – potrafią się z nimi zaprzyjaźnić, a potem tam wygrać.
Tak, jak zrobił to Rafa Nadal – w końcu ulubiony tenisista Igi – z wimbledońską trawą, na której początkowo nie wróżono mu wielkich sukcesów. A propos…
Nauczyć trawy
Czy Iga Światek potrafi grać na trawiastych kortach? W pewnym stopniu tak. Nie doszłaby przecież do ćwierćfinału Wimbledonu, gdyby zupełnie nie umiała się tam odnaleźć. Ba, jej jedyny juniorski triumf w Szlemie, to właśnie Londyn i wygrana na trawie. Potencjał na to, by tam królować z pewnością więc gdzieś w Idze się tli. Czy uda się jednak go w pełni rozpalić?
Wydaje się, że to możliwe, ale trzeba do tego podejść inaczej, niż w poprzednich latach. Tomasz Wiktorowski wraz z teamem w pewnym sensie rozpostarł nad Igą parasol ochronny, gdy chodziło o grę na trawie. Powtarzano, że Polka wciąż się tej nawierzchni uczy, że po trudnym sezonie na kortach ziemnych nie jest łatwo wygrać też Wimbledon (co w pewnym stopniu jest prawdą) i że trzeba się skupić przede wszystkim na turniejach, gdzie Świątek ma największe szanse na zwycięstwo.
Jest w tym logika, z którą w teorii trudno polemizować. Z drugiej strony największe tenisistki w historii – a Iga zapewne aspiruje do tego, by być w tym gronie – wygrywały wszędzie.
Polce nigdy nie będzie z Wimbledonem łatwo. Trawa promuje nieco inny styl gry, szybszą piłkę, bardziej ofensywny tenis. Zresztą do tego nawiążemy jeszcze za chwilę. Ale skoro na brytyjskich kortach triumfował Rafa Nadal. Skoro pokochał się z nimi Novak Djoković. Skoro wygrywał tam Andy Murray, zamęczający rywali bieganiem do każdej piłki i odgrywaniem jej na drugą stronę. A u kobiet: skoro wygrywały tam Simona Halep czy Marion Bartoli. Skoro oglądaliśmy takie triumfy, to i Iga może tam wygrać.
CZYTAJ TEŻ: CZY ŚWIĄTEK I WIKTOROWSKI TO NAJLEPSZY TENISOWY DUET OSTATNICH LAT?
Mats Wilander, siedmiokrotny mistrz wielkoszlemowy, w rozmowie z Eurosportem, przed tym sezonem powtarzał zresztą, że Świątek w końcu Wimbledon podbije. I że nie potrzebuje do tego wielkich zmian.
– Jeśli przyjedzie tu z odpowiednim nastawieniem, to w końcu wygra. Nie zgromadzi na koniec kariery tych triumfów tyle, co w Roland Garros, ale pojawią się, jestem pewny. Myślę, że to, co do tej pory różni Igę od Rafy, to że Nadal nie zmieniał za bardzo swojej gry, kiedy przechodził na trawę. Zdawał sobie sprawę, że szanse na zwycięstwo w Wimbledonie nie są wielkie, ale wierzył, że trzymając się planu i nie frustrując się, w końcu to osiągnie. Wiem, co mówię – Wimbledon potrafi frustrować, bo masz mało czasu, by zmienić grę z mączki na trawę. A tu jest zupełnie inne poruszanie. Chciałbyś się ślizgać, ale nie możesz. Denerwujesz się, bo się potykasz. Iga, graj swój tenis. Rafa Nadal przywoził na Wimbledon swoją najgroźniejszą broń i dalej jej używał. To był ten topspinowy forhend, który działał na mączce i na trawie też. Iga również go ma. Więc niech gra to, co umie najlepiej, niech trzyma się swojej broni – twierdził Szwed, który sam zresztą wygrał wszystkie turniej wielkoszlemowe, poza… Wimbledonem.
I może mieć rację. Gry Igi tak naprawdę nie trzeba przesadnie zmieniać, natomiast Polka musi poprawić rozumienie trawy. Tego, jak odbija się piłka. Jak – o czym wspomniał Wilander – się tam poruszać. Oczywistym jest, że na tej nawierzchni o to najtrudniej, bo gra się tam najkrócej i najlepsze zawodniczki rozgrywają rokrocznie dwa turnieje (a czasem tylko Wimbledon). Doświadczony trener powinien jednak być w stanie pokazać Idze, czego potrzebuje, by w Londynie triumfować.
I powinien umieć zrobić to, bez uszczerbku na jej grze na innych kortach, ale przy tym tak, by potrafiła pokazać się z najlepszej strony i na trawie. A skoro już o tym mowa, to przejdźmy dalej.
Urozmaicić grę
O tym mówiło się dużo w tym sezonie. Iga wielokrotnie wyglądała bowiem jak zawodniczka, której – jak to najczęściej ujmowano – bardzo brakuje planu B. Jak to rozumieć? Ano tak, że gdy jej podstawowa gra – zaznaczmy: sama w sobie znakomita, wystarczająca, by wygrywać zdecydowaną większość spotkań w sezonie – zawodzi, to Polka nie do końca wie, co na korcie zrobić. To może też być, oczywiście, kwestia narastającego zmęczenia i pewnej utraty pewności siebie wobec świetnej gry rywalek, ale to już nie tylko działka dla nowego trenera, z tym poradzić musi sobie cały sztab.
Co jednak może zrobić nowy szkoleniowiec? Pokazać Polce, że nie musi grać tylko w jeden, jasno określony sposób. Tym bardziej, że przeciwniczki już go znają i wiedzą, co przeciwko Idze działa, a co zupełnie nie.
A co działa? Przede wszystkim gra szybką, płaską piłką. Nie oznacza to, że Świątek przegra z każdą rywalką, która tak gra. Ba, często wygrywa nawet z tymi najlepszymi – choćby Jeleną Rybakiną, którą potrafiła pokonać w tym sezonie nawet na kortach twardych (w finale w Dausze), ale nie ma przypadku w tym, że z imienniczką Kazaszki – Jeleną Ostapenko – do tej pory tylko przegrywała.
Duża część wyjaśnienia takiego stanu rzeczy kryje się w technice zagrań Igi i być może będą potrzebne tu drobne zmiany, jednak to zawsze rzecz ryzykowna. Może okazać się bowiem, że forehand czy backhand po poprawkach będą funkcjonować gorzej. Niemniej, choćby najlepsi zawodnicy w historii – Novak Djoković, Roger Federer i Rafa Nadal – przez lata poszukiwali szczegółów, które mogłyby pozwolić stać im się lepszymi i nawet po trzydziestce dorzucali wiele rzeczy do swojej gry. Iga też musi to robić.
CZYTAJ TEŻ: IGA ŚWIĄTEK WCIĄŻ BEZ TRENERA. KTO ZASTĄPI TOMASZA WIKTOROWSKIEGO?
Co mogłaby zmienić? Przede wszystkim postarać się o większą różnorodność zagrań. Nie atakować tylko z końca kortu, wykorzystując kąty i zamęczając przeciwniczkę. Zamiast tego podejść czasem do siatki, gdy sytuacja na to pozwala (Iga całkiem nieźle gra w debla, potrafi to robić), spróbować zagrać skrót czy slajs, może zwolnić nieco grę, spróbować podnieść piłkę, zamiast iść wyłącznie w wymiany ciosów, które nie z każdą rywalką się opłacają. Jeśli do bazowej gry Świątek dołoży się umiejętność zaskoczenia przeciwniczek, efekt może być fenomenalny.
Oczywistym jest jednak, że takie zmiany to nie kwestia miesiąca – a tyle tenisistki mają „roboczej” przerwy pomiędzy sezonami, odliczając odpoczynek i wakacje – a znacznie dłuższego okresu. I nawet jeśli nowy trener je zaimplementuje, na efekty być może przyjdzie nam poczekać. A czy zaimplementuje w ogóle, to wcale nie tak oczywiste. Po porażce Igi na igrzyskach Tomasz Wolfke, komentator tenisa i jeden z ekspertów programu Stan Igrzysk na Weszło TV, mówił nam:
– W tenisie Igi Świątek nie ma planu B. To wiemy od kilku lat. Jej gra jest oparta na znakomitym przygotowaniu motorycznym. Na bardzo dobrych, mocnych penetrujących uderzeniach z głębi kortu z obu stron. Zarówno forehandu, jak i z backhandu. To wszystko jest doprawione bardzo solidnym serwisem, który poprawiła w ciągu ostatnich dwóch lat. […] Nie ma czegoś, co Iga może zrobić, kiedy plan A zawodzi. Bo planu B nie ma. Być może nigdy nie będzie mieć. Taki jest jej tenis. Ona 80, 90 procent meczów, wygrywa tym, co potrafi najlepiej. I może nigdy nie dołoży niczego innego.
Obserwując jednak grę Igi wydaje się, że ten plan B by się przydał. I warto, by nowy szkoleniowiec spróbował Polkę do tego przekonać.
Podtrzymać dominację na ziemi
Sporo napisaliśmy o tym, co trzeba u Igi rozwinąć. Prawda jest jednak taka, że przede wszystkim należy nie zepsuć tego, co funkcjonuje świetnie już teraz. Bo gra Igi – jak wspomniano – jest wystarczająca, by wygrywać dużą część spotkań w sezonie. Polka od 2022 roku niemal nieprzerwanie jest liderką rankingu i nawet jeśli teraz, przez odpuszczenie kilku turniejów, to miano straci, to w historycznych tabelach i tak jest jedną z 10 najlepszych zawodniczek pod tym względem.
A to przecież wielkie osiągnięcie, szczególnie w wieku zaledwie 23 lat.
Nie chodzi więc o to, by grę Polki całkowicie odmieniać. Nie ma takiej potrzeby. Co najwyżej należy ją nieco zmodernizować, wprowadzić nowe elementy, poszukiwać udoskonaleń. Ale przy okazji – to szczególnie istotne – niczego nie zepsuć. Bo podstawą dla dominacji Igi jest jej doskonała postawa na mączce. W 2022 roku nie przegrała na niej przecież żadnego meczu (nie licząc turnieju w Warszawie, rozgrywanego już po Wimbledonie) i triumfowała w imprezach w Stuttgarcie, Rzymie oraz na Roland Garros. W 2023 znów wygrała w Stuttgarcie i zanotowała triumf w Paryżu. A w 2024 okazała się najlepsza i w Madrycie, i w Rzymie, za sprawą tego pierwszego kompletując wszystkie najważniejsze „ziemne” turnieje. A potem, oczywiście, ponownie zgarnęła trofeum za zwycięstwo we French Open.
Typowy sezon na mączce – taki, w którym nie wygrywa wszystkiego – może przynieść Idze Świątek około 3000 punktów rankingowych. Wybitny, taki jak w tym roku? Ponad 4000. To potężna zaliczka, a przecież wiemy, że Polka wygrywa też inne turnieje, bo dobrze czuje się na kortach twardych na Bliskim Wschodzie, ugrać swoje potrafi też w Indian Wells czy Miami, a i kończące sezon turnieje zwykle wypadają w jej wykonaniu całkiem nieźle. W końcu rok temu wygrała kończące sezon Finały WTA.
Kluczem do tego wszystkiego jest jednak mączka. To tam Polka jest najpewniejsza, tam ma przewagę nad rywalkami. Nowy szkoleniowiec musi mieć świadomość tego, że tę dominację po prostu trzeba zachować, a może nawet powiększyć, bo rywalki nie śpią i potrafiły się nieco do Igi zbliżyć. O to nie będzie, oczywiście, łatwo, bo w pewnym sensie to cel przeciwstawny do tego, by w pełni nauczyć Świątek gry na trawie, to w końcu dwie zupełnie różne nawierzchnie.
Co więc zrobić? Rozwinąć tę przywoływaną już grę bazową i sprawić, by jej poszczególne elementy funkcjonowały jeszcze lepiej. Ona bowiem fenomenalnie sprawdza się właśnie na mączce, tam działa zdecydowanie najlepiej. Jeśli więc to się zrobi, to dodanie innych elementów – opisywanych w poprzednim punkcie – nie zaszkodzi, a może wręcz pomoże. Również – czy wręcz szczególnie – na paryskich kortach.
W tym wszystkim w dużej mierze chodzi o to, by Iga na stałe wróciła do tego, co przynosiło najlepsze efekty – nieco bardziej agresywnej gry, zmuszającej rywalki do cofnięcia się, a także mocniejszego rotowania piłką (zwłaszcza z forehandu) i skracania wymian w sposób, w jaki potrafi to doskonale robić. W tym roku bywało z tym bowiem różnie, czasem Polka grała na mączce nieco inaczej, trochę wolniej i wdając się w więcej długich wymian. Nawet gdy mogła je wcześniej skończyć.
Trzeba więc na powrót odpalić tryb „Igi-dominatorki”. I od tego zacząć. A potem postarać się o to, by i inne uwagi z tego tekstu stały się prawdą.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie: