Mecz Widzewa z Piastem był skrajnie nudny, natomiast sędziowie nie są od tego, by pomagać piłkarzom szukać bramek, tylko od tego, by nawet najgorszy paździerz poprowadzić prawidłowo od początku do końca. Niestety Karol Arys z ekipą najwyraźniej nudzili się na tyle, że znaleźli Widzewowi karnego, a co za tym idzie – gola.
Mosór na leżąco wystawił nogę, Sanchez ją kopnął, wszystko działo się w tempie pijanej muchy w smole. Należało uznać to za przypadek, grać dalej, nie zastanawiać się zbytnio i nie szukać dziury w całym.
Niestety – sędziowie muszą być mądrzejsi od wszystkich.
Więc zaczęli się zastanawiać. Jedną minutę. Drugą. Trzecią. Czwartą. Piątą. W końcu Arys podbiegł do monitora, też chwilę podumał i oczywiście wskazał na wapno. Zajebiście czarno-biała sytuacja, co, skoro trzeba nad nią myśleć tyle czasu.
Karny z kapelusza
Dlaczego polscy sędziowie tak często muszą szukać pierdół na boisku, a gdy faktycznie trzeba reagować, to jest problem, bo nie ma kamer, odpowiedniej perspektywy, tego, tamtego. Przecież to jest sytuacja do puszczenia i grania dalej. Gdyby wydarzyła się na środku boiska, Arys zapomniałby o niej w pół sekundy. Ale skoro zadziało się w polu karnym, to nagle zmieniamy zasady gry i byle dotknięcie urasta do rangi ataku Witsela na Wasilewskiego.
Dajcie spokój, naprawdę, bo zabijacie w ten sposób tę dyscyplinę sportu. Nudny mecz, by nie powiedzieć gówniany, ale jak miał się skończyć 0:0, to po prostu miał i nie potrzebujemy emocji w proszku.
Oczywiście od ekspertów usłyszymy, że karny miękki, a sędzia się wybroni. Wiadomo, rzadko kiedy się nie wybrania. Dajcie nam sytuację, znajdzie się przepis.
Jednocześnie niech ten cyrk nie będzie rozgrzeszeniem dla Piasta, bo na tę drużynę od dłuższego czasu patrzy się z niesmakiem. Jak remisowali, to wydawało się, że trochę są gamoniami ze względu na brak skuteczności, ale zaraz się odbiją i przestaną punktować za jeden, a zaczną za trzy. Niestety dla gliwiczan, choć nie remisują już z aż takim uporem maniaka, to zamiast wygrywać – przegrywają.
Dziś byli może troszkę lepsi od Widzewa, ale tylko może i tylko troszkę, bo mowa o starciu w najciemniejszych kątach piwnicy. Niemniej Ameyaw mógł i powinien wyprowadzić Piast na prowadzenie, ale jak dostał patelnię, to kopnął w maliny. No cóż.
Piastowi grozi spadek
I potem w tabeli jest, jak jest, mianowicie tak, że ekipa Vukovicia wciąż nie może czuć się bezpiecznie – przewaga nad czerwoną strefą jest wręcz symboliczna. Głupio byłoby spaść akurat w tym sezonie, kiedy 1. liga dostarczyła skrajnie bagienne zespoły, ale trochę tych kandydatów do głupoty roku się nam zbiera.
Korona, Warta, Cracovia i Piast właśnie. Bo też miejmy jasność: nie jest Piast dziś w tym miejscu przez sędziego Arysa, tylko przez swoją postawę na przestrzeni blisko trzydziestu kolejek.
Która jest tak przygarbiona, że przydałby się pajączek.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Za rogiem wielki sukces, za kulisami walka o wpływy. W Stuttgarcie jak zawsze jest wesoło
- To jeszcze odbudowa, czy już optymalna forma – w jakim punkcie znajduje się dziś Jakub Moder?
- Dzień zemsty Emmanuela Adebayora
- Wyścig o scudetto rozstrzygnięty w ulewie, czyli włoska wersja „meczu na wodzie”
- Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?
Fot. Newspix